wtorek, 31 grudnia 2013

Potęga teraźniejszości

„Nie lękaj się wchodząc w nowe życie. Każdej szlachetnej zdobyczy towarzyszy ryzyko. Kto boi się ryzyka, niech nie oczekuje zwycięstwa” 
Og Mandino
Koniec rok staje się tradycyjnie okazją do podsumowania i bilansu tego wszystkiego, co stało się w naszym zawodowym i prywatnym życiu w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. To ważny moment, który może przynieść cenną informację o tym, czy to, gdzie teraz jesteśmy, co robimy, z kim i dla kogo pracujemy jest właśnie tym, czego pragniemy, z czego jesteśmy dumni i co sprawia nam satysfakcję. Koncentracja, obecność „tu i teraz”, refleksyjność, czy uważność - to wszystko w dzisiejszym świecie jest nie tylko deficytem, ale przede wszystkim umiejętnością, która pomaga funkcjonować lepiej i skuteczniej. Szybkość, ciągła zmiana, działanie pod wpływem impulsu, a także nieustanne atakowanie licznymi bodźcami, tak bardzo dominują w naszym codziennym życiu, że wielu z nas nie dostrzega siły chwili. Ta uwaga i świadoma obecność oraz kontakt z samym sobą - zauważa Eckhart Tolle, autor bestselleru Potęga teraźniejszości - mają ogromne znaczenie dla naszych emocji, zachowań i myśli i tym samym na jakość naszego życia. Uważność to świadomość wolności wyboru. Możemy wybierać miłość, tworzenie, radość, ale też nienawiść, destrukcję i złość. Ta wyjątkowa siła każdego z nas decyduje o miejscu, w którym się znajdujemy. To prawdziwa władza nad naszym losem. Kształtujemy nasze życie zgodnie z wolną wolą. Możemy wybierać i w ten sposób formować siebie według naszego życzenia.

Stephen R. Covey - autorytet w zakresie skutecznego działania - twierdzi, że między bodźcem a reakcją jest właśnie obszar, który jest naszą największą siłą. A obszar ten nazywa wyborem. Jak to się dzieje, że na ten sam bodziec reagujemy w tak różny sposób? Dlaczego na tę samą sytuację jedni potrafią zareagować spokojem, inni agresją? Dlaczego tak różnie podchodzimy do własnych sukcesów, niepowodzeń i porażek? Na uwagę innych można przecież zareagować zwykłym dziękuję i zastanowić się, czego nowego może nauczyć nas ta sytuacja. Można też reaktywnie - krytykując, obrażając się i obwiniając innych za własne reakcje. Często można usłyszeć: to Ty mnie zdenerwowałeś, to przez Ciebie czuję się źle, to ty wyzwalasz we mnie takie negatywne emocje. W ten sposób odbieramy sobie siłę i prawo do naszych wyborów. Pozwalamy i jednocześnie przyznajemy, że inni kierują naszym życiem, naszymi emocjami i myślami, że to inni za nie odpowiadają i mają wpływ na nasze wybory. Brak świadomości faktu, że to my wybieramy, sprawia, że czujemy, iż nasz los zależy od innych i to oni mają wpływ na nasze reakcje.

Świadome życie - powiada Victor Frankl, austriacki psychiatra - polega na tym, że to my wybieramy i dopóki nie damy zgody na to, by inni nas obrażali i mieli wpływ na nasze emocje, decyzje i zachowania, tak długo nie będziemy czuć się ofiarami. Nasze wybory zależą od czterech ważnych czynników jakim są: wyobraźnia, samoświadomość, sumienie i wolna wola. Wiedza ta i świadomość ich posiadania decyduje o jakości naszego życia. Wyobraźnia służy nam nie tylko uzmysłowieniu konsekwencji naszego wyboru, ale pozwala stworzyć wymarzoną wizję naszego życia i zgodnie z nią podejmować decyzje. Samoświadomość potrzebna jest w określeniu własnych pragnień, potrzeb, zrozumieniu naszych słabych i silnych stron. Sumienie natomiast pozwala ocenić co jest dobre, uczciwe, szlachetne i oddzielić od tego, co tym wszystkim nie jest. Możemy wybierać i bez względu na to, czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, to są to nasze wybory. Zaniechanie też jest wyborem. Nie wszyscy chcą przejąć w świadomy sposób tę odpowiedzialność za swoje życie. Wolą obwiniać innych za swój los, za pracę i za relacje z innymi. W dzisiejszym świecie brakuje tej świadomości nie tylko naszym uczniom, ale i nauczycielom. Często zachowania ich świadczą, że nie tylko nie rozumieją siły własnego wyboru, ale utwierdzają innych, że niewiele od nich zależy. A przecież zgoda na takie zachowanie, takie myślenie i takie emocje jest przede wszystkim ich własnym decyzją. Boją się świadomie wybierać, bo boją się konsekwencji, które w naturalny sposób towarzyszą każdemu wyborowi. Wolą obwiniać innych, niż wziąć odpowiedzialność za własny los. A świadome życie polega na przejmowaniu odpowiedzialności zarówno za wybór, jak i konsekwencje, które nie zawsze okazują się być tym, czego chcieliśmy. Ale to nie powód, aby oskarżać za własne niepowodzenia innych. Oczywiście, nie na wszystko mamy wpływ, ale możemy sami panować nad swoimi zachowaniem i starać się je zmieniać. Nie jesteśmy natomiast w stanie wpłynąć na wybór zachowań, myśli i emocji innych. To zawsze będą ich wybory. To w jaki sposób do tego podejdziemy, jest również naszą decyzję. To przede wszystkim nasza moc myślenia, wyobraźni, tworzenia, to moc planowania, miłości i naszych osobistych talentów pozwala kreować wokół siebie świat lepszym, w którym o naszym losie decyduje potrzeba samorealizacji, kreacji i prawo wolności wyboru. Wówczas czujemy się naprawdę kowalami własnego losu, wówczas odważniej zaczynamy działać. Stajemy się przykładami osób świadomych swoich celów, wartości i zasad. Mamy mapę, która prowadzi nas do upragnionych marzeń. Żyjemy świadomie, proaktywnie i odpowiedzialnie.

 Cokolwiek złego i dobrego dzieje się w naszym osobistym życiu, jest konsekwencją naszych wyborów, naszych indywidualnych decyzji. Takie podejście pozwala z większą siłą podejmować nowe wyzwania i potwierdzić osobistą moc. Nasze decyzje mogą tę moc zamienić w siłę dokonywania kolejnych wyborów w kierunku lepszego i w pełni świadomego życia. Rozwijanie w sobie uważności, refleksyjności w dokonywaniu odpowiedzialnych wyborów to wyzwanie i zadanie na nowy rok. To czas na rozpoczęcie nowego etapu, który pozwala realizować nasze marzenia i własne scenariusze idealnego życia. Dziś możemy stworzyć wizję życia, w którym czujemy spełnienie, radość i satysfakcję.

* * * * * *
Dziękuję tym, którzy inspirują, pomagają i są dla mnie przykładem świadomego życia. Są spójni z tym co robią i mówią. A swoimi decyzjami świadczą, że warto mieć marzenia, które zamieniają w cele i zadania. Tym samym czynią życie lepszym, bardziej wartościowym i pełniejszym.

piątek, 27 grudnia 2013

Sztuka prowadzenia sporów

Jako odpowiedź na deficyt odpowiedniej jakości politycznej debaty, na brak kultury prowadzenia sporów, nie tylko w przestrzeni publicznej, ale też w codziennym życiu i typowych szkolnych sytuacjach, przypomniałem sobie o jednej z ciekawych form pracy z uczniami. W dobie braku dialogu, kultury dyskusji i przykładów dostarczanych nam przez świat polityki, wyzwaniem dla szkoły może stać się kreowanie postaw, które sprawią, że nasi uczniowie zrozumieją wartość sporu i różnicy zdań. Nauczą się nie tylko szukać argumentów, ale też oddzielać osobę wygłaszającą swoje racje od niej samej i tym samym potrafią przyznać, że możemy szanować naszego adwersarza, ale niekoniecznie podzielać jego poglądy. Ponad dwadzieście lat temu, w czasach przemian społeczno - ekonomicznych ważne i niezwykle popularne było organizowanie debat szkolnych często wokół kontrowersyjnych tematów. Odbywały się w tym celu nawet ogólnopolskie konkursy i festiwale. W wielu z nich aktywnie brała udział publiczność. Uczniowie rozwijali w ten sposób kompetencje społeczne, uczyli się prowadzenia zgodnej z zasadami dyskusji, a tym samym aktywnego uczestnicwa w życiu publicznym. Idealny model debaty ma swoje źródło na Uniwersytecie Oksfordzkim. Stąd nazwa debaty oksfordzkiej opartej na ściśle określonych procedurach i zasadach. Tę formułę dyskusji warto przywołać właśnie dziś, kiedy obserwuje się nieobecność prawdziwej sztuki prowadzenia sporów. Wiele programów publiczystycznych opiera swój telewizyjny format właśnie na debacie oksfordziej. Przy okazji możemy przedstawić uczniom dobre i złe przykłady takich programów i politycznych sporów.

Dostrzegając ogromną wartość w rozwijaniu ważnych nawyków i postaw zaproponowałem uczniom pierwszej klasy gimnazjum w ramach zajęć projektowych zorganizowanie debaty klasowej. Cały proces pracy uczniów oparty był na procedurze webquestu. Samodzielnie musieli poszukać informacji na temat debaty oksfordziej i jej pochodzenia. Uczniowie przejrzeli kilka filmów na YouTube prezentujących przebieg debat, ich fragmenty w parlemencie angielskim. Zapoznali się hasłem na Wikipedii i na stronach organizacji promujących różne formy dyskusji. Na tej podstawie sformułowali zasady organizacji debaty oksfordzkiej, określili jej formę, udział i rolę publiczności. Wśród nich szczególną uwagę zwrócili na sposób organizacji przestrzeni, w której odbywa się debata, kolejność zabierania głosów, sposób zwracania się do przewodniczącego, rolę sekretarza i sposób formułowania argumetnów. Samodzielnie też przygotowali i przeprowadzili pierwszą klasową dyskusję. Zaskoczyli mnie ogromnym zaangażowaniem. Zrobili to nie tylko z dużą kulturą, ale przede wszystkim zachowali wiernie jej zasady. Wybrali przewodniczącego, sekretarza, podzielili się na zespoły i przeanalizowali informacje w Internecie. Czuli się odpowiedzialni za formę dyskusji, zachowanie kolejności wypowiedzi, przestrzeganie czasu wystąpień. Sformułowali prawidłowo tezę. Szukając argumentów „za” i „przeciw” uczyli się przede wszystkim - jak sami zauważyli - formulowania własnych sądów, aktywnego słuchania, swobodnego wypowiadania się, samodyscypliny, cierpliwość, i definiowania pojęć.

W czasach kryzysu profesjonalnego dialogu, kultury wyrażania własnych poglądów, umiejętności szukania argumentów, uczniowska debata może być znakomitą okazją stosowania jej podczas zajęć na wszystkich przedmiotach. To domena nie tylko zajęć związanych z problamatyką społeczną, ale z powodzeniem można ją stosować na przedmiotach matematyczno-przyrodniczych, czy artystycznych. Wśród zalet tej formy pracy wymienia się konieczność dyscyplinowania czasu wypowiedzi, aktywny udział i konieczność unikania uproszczń, lakonicznych wypowiedzi i potocznych sądów. Trudnością jest zachowanie przez uczestników autodyscypliny w konsekwentnym przestrzeganiu zasad i panowaniu nad emocjami. Publiczne wystąpienia wciąż nie są dla naszych uczniów mocną stroną. Debata rozwija cechy charakteru niezbędne do funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim. Kształci w uczniach między innymi proaktwyność, poczucie własnej wartości, spójność wewnętrzną oraz świadomość siebie i osobistych talentów.

* * * * * * 

Przygotowując debatę uczniowie korzystali z informacji na poniższych stronach:
http://www.ceo.org.pl/pl/sejmmlodziezy/news/debata-oksfordzka-0
http://e-lekcje.org/pomoce-naukowe/sztuka-debaty.html
http://civilia.pl/art,29,debata-oksfordzka

Warto pamiętać, że udana debata opiera się na czterech etapach:
przygotowanie – musimy ustalić z uczestnikami zasady, właściwie sformułować i przedstawić tezę, przygotować do obrony przedstawicieli dwóch przeciwstawnych stanowisk, wylosować te stanowiska, powołać moderatora i jurorów;
przeprowadzenie debaty – tu ważne są: strategia, linia, typy argumentów i kontrargumentów oraz dowody;
zakończenie – wskazanie przez jurorów zwycięzców;
podsumowanie i ocena debaty – omówienie kluczowych momentów debaty i określenie korzyści z jej przeprowadzenia.

sobota, 30 listopada 2013

Czy nowe modele dydaktyczne pomogą?

Potrzebą każdego człowiek jest potrzeba samorealizacji. Dlaczego tak trudno zaobserwować ją w szkole? Wyniki badań PISA 2012 dotyczące umiejętności 15-latków mogą temu zaprzeczać. Nasi gimnazjaliści według badań są jednymi z najlepszych w Europie. A szkoła - zdaniem premiera Donalda Tuska - nie wymaga żadnej rewolucji. Czy rzeczywiście możemy być spokojni i w polskiej szkole nie ma potrzeby dokonywania zmian? Od dziś nie będzie żadnych ocen, kartkówek i sprawdzianów. Dziś staniecie się wolnymi poszukiwaczami prawdy - mówi nauczyciel w jednej z powieści Niziurskiego. I to dla jego uczniów było prawdziwą rewolucją. Zawierzył swoim uczniom. Od tego momentu zmieniło się wszystko. A czy nasi uczniowie wierzą, że szkoła kształci kompetencje przydatne w życiu? Dziś media cytując wyniki PISA przekonują, że gimnazjaliści są najzdolniejszymi w Europie. Czy sami uczniowie są przekonani, że to miejsce, w którym uczą się podejmowania wyzwań i wiedzą, co jest każdego z nich powinnością wobec innych? Czy są pewni, że szkoła jest miejscem przejmowania odpowiedzialności za własne uczenie się i własny rozwój? Czy rozumieją, że w niej rozwija się analityczne, krytyczne myślenie? Aby szkoła była nowoczesna nie wystarczą jedynie innowacyjne technologie. A czy mogą ją zmienić nowe modele pracy? Czy mamy dostateczne dla uczniów argumenty, że one bardziej angażują, zwiększają motywację i sposób ich funkcjonowania?

Model dydaktyczny w realizowanym przeze mnie projekcie szkoły przyszłości oparty jest między innymi na metodzie WebQuest. Praca w ten sposób, organizacja przestrzeni i wykorzystanie mobilnych technologii stworzyły synergię. Zaowocowało to zupełnie nową jakością uczenia się uczniów i warsztatem nauczyciela. Zorganizowana w ten sposób przestrzeń była wynikiem stworzonej wcześniej wizji szkoły, której funkcją jest kształcenie postaw, charakteru, nawyków i kluczowych kompetencji. Kilkakrotnie pisałem już nie tylko o sukcesach, ale też słabościach projektu. Z jednej strony brak u  uczniów umiejętności samodzielnej pracy, zaangażowania, świadomości swojej siły (te kompetencje nie były objęte badaniami PISA), z drugiej zaś odpowiedniej ilości czasu przeznaczonego na szkolenia przygotowujące nauczycieli do pracy w nowych modelach dydaktycznych. A może to mit, że metoda odwróconej klasy, strategia wyprzedzająca, czy WebQuest to metody, które bardziej motywują do pracy, pomagają zaangażować się uczniom i przełamać obowiązujący dziś paradygmat lekcji. Czy w obliczu sukcesów naszych gimnazjalistów potwierdzonych w ostatnich badaniach przekonanie o wdrażaniu nowych metod pracy jest konieczne?

Podczas zajęć w jednym z gimnazjów poprosiłem uczniów, aby poszukali w sieci opisy metod, które uważane są za nowoczesne i odpowiadają nawykom dzisiejszego pokolenia uczniów. W trakcie rozmowy szukali definicji, opisów i podobieństw. Wskazywali zalety i wady. Dość łatwo przyszło im określić istotę każdej z nich. Mówili nie tylko o WebQuestach, odwróconej klasie, strategii wyprzedzającej, ale też o gamifikacji, blended learningu i metodzie projektów. Uczniowie mieli też za zadanie określić, który z modeli jest ich zdaniem najciekawszy, który ma szansę przyjąć się w szkole, który jest najbliższy ich stylowi uczenia się i pracy. Mówili o tym, jak wyobrażają sobie lekcje wykorzystujące te metody. Okazało się, że żadna nie zyskała ich szczególnej aprobaty. To, co przez twórców metod jest wartością, dla nich takim nie było. Argumenty o potencjale tych modeli nie przekonują ich dostatecznie. Są niewystarczające, aby uznać za skuteczne. Dlaczego? Bo za pomocą nowych technologii i nowych modeli pracy można nadal uczyć jak dawniej.

Uczniowie sceptycznie odnoszą się do koncepcji przeniesienia aktywności związanych ze zdobywaniem informacji do domu. Ich zdaniem odpowiedzialność za uczenie zostaje przerzucona na uczniów, w dodatku w wolnym dla nich czasie. Z niebywałą szczerością przyznawali, że nie mają w sobie tyle dyscypliny, aby mobilizować się do pracy. Twierdzili, że nikt ich nie nauczył, jak samodzielnie zarządzać swoim uczeniem, czasem i jego organizacją. O rozwoju tych kompetencji nie mówią wyniki badań PISA. Uczniowie tak bardzo tkwią z przekonaniem, że głównym zadaniem szkoły jest przygotowanie do egzaminów i testów, że nie potrafią wyzwolić się z tego utrwalanego od lat przeświadczenia. Od szkoły podstawowej nie robią niczego innego, jak tylko przygotowują się do egzaminów. Wyniki PISA potwierdzają skuteczność tej strategii. Czy to jednak wystarczy? Na czym więc polega ich problem? Uczniowie nie rozumieją, dlaczego i po co chodzą do szkoły? Rzadko o tym rozmawiają. Nie wierzą, że to coś więcej, niż tylko przygotowanie do egzaminów. Ich celem jest zdobycie przepustki do wymarzonej szkoły, a jedyną gwarancją jest dobrze zdany test. Gimnazjaliści nie znają odpowiedzi na pytanie po co szkoła, jaka jest jej misja? Nie znają, bo często sami nauczyciele nie potrafią na te pytania odpowiedzieć. Jednocześnie zdają sobie sprawę, że bez konkretnych kompetencji i nawyków skutecznego działania nie osiągną sukcesu, szczęścia, zawodowego spełnienia i nie zadbają o lepszą jakość życia. Jednak w żadnym wypadku rozwoju i kształtowania ich nie kojarzą ze szkołą. Wszystko, to co jest ciekawe, nie może odbywać się w niej, bo to zdaniem wielu niemożliwe. W nowych metodach dostrzegają jedynie przerzucenie na nich odpowiedzialności za zdobywanie i przetwarzanie informacji i tym samym zwolnienie z tego obowiązku nauczycieli. Twierdzą, że WebQuest to sposób, w którym cały proces uczenia się do egzaminów i wykonanie zadań jest ściśle kontrolowany poprzez określenie kroków i procedur. Niczego ich zdaniem to nie zmienia. Uważają, że ciekawie sformułowane zadanie i jednocześnie kontrolowana ścieżka postępowania według określonej struktury tworzą fikcję i alibi dla dotychczasowej dydaktyki. Twierdzą, że wskazanie źródeł, precyzyjna procedura dochodzenia do rozwiązania zadania i stworzenia konkretnych produktów zabijają nie tylko ich kreatywność, ale po raz kolejny zwalniają ucznia z odpowiedzialności za temat, treści i formę ich prezentacji. Nie chcą jednak - bo nie potrafią - zmienić sposobu pracy. Naszym zadaniem jest to zmienić i przekonać, że nowe modele dydaktyczne rzeczywiście wyposażają w potrzebne w życiu kompetencje. Wymaga to nie tylko konsekwencji, ale siły przekonywania i naszej wiarygodności. To na pewno jest wyzwanie. Uczniowie przyzwyczaili się, że podczas 45 minut otrzymywali konkretne treści, notatkę, zadania do rozwiązania i polecenia do domu. Cieszą się, jak tych ostatnich nie ma. Ten znany im i odtwarzany od lat codzienny rytuał stwarza bezpieczeństwo. Nie wierzą, że szkoła może być miejscem fascynującej pracy, uczenia się i czerpania z tego radości oraz prawdziwej satysfakcji. Szkoła skutecznie oduczyła ich samodzielności, odpowiedzialności i umiejętności planowania. Dziś wyniki badań PISA 2012 mogą być usprawiedliwieniem dla wielu. Nie ma potrzeby zmian. Jesteśmy skuteczni. Dziś uczniowie otrzymali informację, że wśród nastolatków w Europie są prymusami i to dotychczasowe metody pracy to sprawiły. Dziś wielu nauczycieli utwierdziło  się w przekonaniu, że tylko stare, sprawdzone modele pracy mogą zagwarantować szkolny sukces. Wszyscy otrzymują mocny argument, że dotychczasowa droga jest tą najwłaściwszą.

środa, 13 listopada 2013

Niewidzialny mur

Zastanawiam się, jak długo jeszcze będzie funkcjonowała szkoła w tak archaicznym już i nieprzystającym do zewnętrznego świata modelu? Odtwarzany na świecie system trwa już niemal dwieście lat. Mam wrażenie, że bardzo wielu nie dostrzega faktu, że żyjemy w dobie informacyjnej lawiny! Funkcjonująca na wzór pruskiej armii szkoła nie ma już dziś uzasadnienia. Szkoła potrzebuje przebudowy na wzór inicjatywy, jaka zrodziła się w Niemczech.

Coś, co wydaje się niemożliwe, w każdej chwili może się zmienić. Tak stało się z murem berlińskim. Miał trwać dziesiątki lat, wielu go już nie zauważało, wielu też godziło się z tym faktem. Przetrwał dwadzieści osiem. Runął dużo szybciej, nieoczekiwanie i wbrew powszechnie panującym poglądam. Upadł i dał początek nowemu porządkowi. Otrzymaliśmy wolność wyboru. Od tego momentu mogliśmy decydować o wielu sprawach sami przejmując odpowiedzialność za jakość naszego funkcjonowania. Wyzwolona została energia milionów Polaków. Dziś brakuje nie tylko tamtego entuzjazmu, ale też zrozumienia sensu i prawdziwego zaangażowania w realizację kolejnych edukacyjnych reform. Szkoła tworzy niewidzialny mur pomiędzy światem ponowoczesnej rzeczywistości charakteryzującej się płynnością, nieliniowością i ciągłą zmianą a światem feudalnej organizacji pracy i nauki, którego funkcją było przygotowanie posłusznych i uległych urzędników. Tworzy mur, który musi wreszcie runąć. Jak trafnie zauważa Marzena Żylińska trudno mieć zaufanie do systemu, który deklaruje, że wie, jak przygotować uczniów do funkcjonowania w przyszłości. Dziś trudno przewidzić, jak będzie wyglądała za kilka lat. Ani instytucje nadzoru pedagogicznego - na czele z MEN, ani urzędnicy, nie mogą mieć już tej pewności. Dzieje się coś niebezpiecznego. Szkoła stała się dziś miejscem oduczania tego wszystkiego, co rzeczywiście ważne jest dla społeczeństwa ery postindustrialnej. Głośno mówi się, że nie uczy współpracy, odpowiedzialności, samozarządzania, planowania i zarządzania procesem uczenia się uczniów. Nie rozwija charakteru, postaw i nawyków skutecznego działania. Planujemy i drobiazgowo dokumentujemy niemal wszystko, przygotowujemy do reprodukowania wiedzy, trenujemy do algorytmicznych działań. Brakuje w szkole samodzielności, przedsiębiorczości i inicjatywności. W podobny sposób traktuje się nauczycieli. Oferuje się im całą masę materiałów dydaktycznych, scenariuszy, konspektów i biurokratycznych instrukcji. W dobie ograniczonego dostępu do informacji miało to sens i było celowe. Nadal jednak centralnie sterowany sytem próbuje unifikować i standaryzować co tylko się da. Dla każdego ten sam rozmiar. Dziś już nie ma takiej potrzeby. Machina systemu zabija często inicjatywność, kreatywność i twórczość. Zwalnia nauczycieli z poszukiwań nowych propozycji. Testostocentryczny system zniszczył szkołę. I nadal sankcjonujemy ten fakt. Tym razem już centralnie tworząc kolejne wystandryzowane materiały. Nieważne, że cyfrowe, ale odpowiadające filozofii scentralizowanego i biurokratycznego systemu, którego celem jest pełna kontrola i przekonanie, że ministerialni urzędnicy wiedzą najlepiej.

Dziś powinniśmy odpowiedzieć sobie na dwa ważne pytania. Coraz więcej osób wie już, dlaczego szkoła powinna się zmienieć. Choć nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Twierdzą, że edukacja nie potrzebuje zmian, ale przede wszystkim spokoju. W ten sposób wielu usprawiedliwia brak podejmowania decyzji. Świat się zmienił, pojawiło się pokolenie, którego nawyki ukształtowała technologia. Mamy niemal nieograniczony dostęp do informacji i mobilnych technologii. Bezpowrotnie odebrano szkole monopol na przekazywanie informacji. Dawny powód przychodzenia do szkoły przestał mieć znaczenie. Szkoła nie może być dziś definiowana jako miejsce przekazywania wiedzy. Stąd uzasadnione jest poszukiwanie nowego modelu edukacji. Jest jeszcze drugie pytanie. Dużo ważniejsze od tego pierwszego. Potrzebujemy odpowiedzi na po co szkoła? Bo powód budowania dwieście lat temu systemu jest już nieaktualny. Profesor Szkudlarek podaje trzy funkcje szkoły. Transmisja kultury, zmiana społeczeństwa i rozwój jednostek. To miejsce, gdzie wychowujemy młodych ludzi, aby stworzyli świat lepszy niż jest. Zależy nam na zachowaniu ciągłości kulturowej, zachowaniu tożsamości społecznej, potrzebujemy świadomości ciągłości trwania. Obok wizji idealistycznej, czy konserwatywnej jest też ideologia liberalna, według której produktem szkoły ma być przygotowanie do życia jednostek. Powinniśmy wychowywać ludzi, aby umieli się ze sobą porozumiewać, którzy odnajdą swój potencjał i będą go rozwijać. Edukacja powinna być zindywidualizowana, trzeba rozwijać jednostki, aby wspólnie tworzyły i szanowały swoją odrębność. Profesor Szkudlarek twierdzi, że ideologie te są nawzajem sprzeczne i zawsze będą nam towarzyszyły polityczne konflikty. Może to jest powód, dla którego tak trudno jest określić podzielanej przez wszystkich misję narodowej edukacji?

Dlatego tak ważne jest, aby na to pytania odpowiedzieli decydenci, lokalna społeczność, dyrektorzy i nauczyciele konkretnych szkół. To tam odbywa się edukacja, to właśnie tam warto zadbać o to, aby odkryć sens angażowania się w pracę i naukę. Priorytetem pozostaje więc pytanie o autentyczną misję dzisiejszej szkoły - tej naszej, do której uczęszczają nasze dzieci.

poniedziałek, 28 października 2013

Postscriptum

Moim ostatnim wpisem na blogu wywołałem w różnych miejscach na Facebooku gorącą i pełną emocji dyskusję. Każdy miał prawo odczytać mój tekst tak, jak chciał. Jedni zobaczyli w nim wartość i okazję do dyskusji, inni atak na Marcina Zaroda. To była moja licentia poetica, która nie wszystkim się spodobała. Nadal biorę pełną odpowiedzialność za ten tekst i wyjaśniam moje dlaczego? i po co? to zrobiłem.

Dlaczego?
Obserwuję dziś, jak technologia dominuje w dyskursie o szkole. Konferencje, sympozja, debaty i szkolenia skupiają się dziś głównie wokół takich słów kluczy jak: cyfrowa szkoła, e- podręczniki, tablice interaktywne, narzędzia mobilne i apilikacje komputerowe, szkoła WEB 2.0, e-learning, cyfrowy uczeń, a nawet cyfrowy nauczyciel. Za mało mówi się tutaj o człowieku, wychowaniu, nawykach skutecznego działania - cechach niezbędnych każdemu z nas nie tylko w przyszłości.

Po co?
Chcę zainicjować dyskusję o funkcji wychowawczej szkoły, aby obok promocji technologii pojawił się profesjonalny dialog o wychowaniu. Przygotowanie do przyszłości to nie tylko kompetencje związane z technologią informacyjno - komunikacyjną, ale również wspieranie uczniów w budowanie charakteru, opartego na takich cechach jak proaktywność, poczucie własnej wartości, poczucie obfitości, pozytywne myślenie i spójność wewnętrzna. Społeczeństwo potrzebuje odpowiedzialnych, samodzielnych i przedsiębiorczych obywateli. Dużą rolę w promocji tej funkcji szkoły widziałem w Marcinie Zarodzie. Dziś, jak nikt inny, ma przecież okazję być słyszanym szerzej zwracając uwagę na ten ważny problem. Bardzo na to liczyłem.

poniedziałek, 21 października 2013

Nauczyciel Roku 2013

Marcin Zaród ma dziś ogromną szansę na wypromowanie ważnych dla edukacji celów, zadań, ale też działań i zachowań w pojedynczej szkole, czy w klasie. Wielu chce poznać recpetę na bycie nauczycielem, który ma być nie tylko autorytetem dla uczniów, ale też wzorem dla tysięcy nauczycieli. Czego dowiadujemy się dziś o sobie i swojej pracy? Czy obraz i oczekiwania wobec nauczycieli formułowane przez Marcina Zaroda w mediach, są tym, czego naprawdę oczekuje polska szkoła?

Marcina Zaroda cenię za wszystko, co znalazło się w uzasadnieniu jego kandydatury. Rekomendację uzupełniłbym o wiele innych jeszcze jego osiągnięć. Podziwiam, że potrafił zarazić swoją pasją uczniów, którzy w ślad za nim wspierają pokolenie 50+ w rozumieniu cyfrowego świata. Ponadto inicjuje on wiele cennych społecznie inicjatyw. Przy tym to znakomity nauczyciele języka angielskiego i promotor nowych modeli edukacyjnych. Spełnia się nie tylko w życiu zawodowym, prywatnym, ale również społecznym. Jego pasją jest szkoła, ale też taniec, góry, podróże, narty, rower.

Mimo to, w rozmowie z Damianem Muszyńskim Marcin Zaród nie wykorzystał w pełni swojej siły w promowaniu edukacji przyszłości. Dziś słuchają go nie tylko tysiące nauczycieli, ale też rodzice i uczniowie. Chciałbym, aby czas, który otrzymał, wykorzystał na budowanie wizji szkoły opartej na promocji takiej, która dba nie tylko o technologię, ale o człowieka odpowiedzialnego, samodzielnego, przedsiębiorczego, także wrażliwego i godnego zaufania. Chciałbym, aby między technologią a rozwojem innych kompetencji została zachowana równowaga. Chcąc nie chcąc stał się osobą publiczną, która może odegrać ważną rolę w formułowaniu autentycznych celów narodowej edukacji.

Marcin Zaród przyznaje, że nie zostałby Nauczycielem Roku 2013, gdyby nie zgłoszenie jego kandydatury przez Stowarzyszenie Miasta w Internecie - organizację, której misją, a zarazem strategicznym celem jest współdziałanie z samorządami dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Ale to nie może być usprawiedliwieniem koncentracji na nowoczesnej technologii. Dlatego trudno jest mi zaakceptować niektóre jego wypowiedzi. Nie wierzę, że „edukować dla przyszłości” jest wymyślone przez lidera facebookowej grupy Superbelfrzy RP. Prawdą jest natomiast, że hasło to jest jej mottem z sukcesem propagowanym wśród nauczycieli na konferencjach, w publikacjach i na portalch społecznościowych.

Marcin Zaród nie odpowiada wprost na pytanie Damiana Muszyńskiego, co to znaczy być „nauczycielem świetnym, sprawnym dydaktycznie i wychowawczo?” Ma natomist przekonanie, że „tak być nie może”, aby nauczyciel nie wiedział co to jest “start-up”, albo „hangout”. Zapewniam, że znam wielu nauczycieli, którzy nie wiedzą, co to są „start-upy” i „hangouty” a są autorytetami dla swoich uczniów. Funkcja szkoły nie może być sprowadzona jedynie do znajomości aplikacji, technologii i cyfrowych gadżetów. Postulat Marcina Zaroda: „stabilny dostęp do internetu i możliwość wyświetlenia w klasie obrazu z komputera - to powinien być standard” - oczywiście, ale nie może być celem samym w sobie. Warto uwzględnić tutaj najnowsze badania, między innymi Manfreda Spitzera. Zrównoważenie dla cyfrowej szkoły nie może być ograniczone do promocji „aktywnego stylu życia, turystyki, sportu, umiejętności społecznych, wolontariatu, nie zapominając przy tym o patriotyzmie”. To przeważnie zajęcia pozalekcyjne. Marcin Zaród ma świadomość, że to ważny elementy wychowawczy, ale nie mówi tego wprost. Nie mówi głośno, że zrównoważeniem dla technologii powinna być koncentracja na uczniu. Kto ma być jego promotorem, jeżeli ten, kto ma nim być, ma podążać za nowoczesną technologią? Nie promujmy technologii - doskonale robi to biznes. Promujmy człowieka i wspierajmy rozwój jego naturalnego talentu. Zapewniam, że dla mnie nie jest żadną ujmą przygotowanie prezentacji w formacie Word. Dla Marcina Zaroda to „strach”. Dla wielu nauczycieli i rodziców nie to jest największym problemem dzisiejszej szkoły. Ważnym jest nie sprawność w obsłudze aplikacji i znajomość technologii, ale troska o treść tych prezentacji. Chcę dowiedzieć się, co mają nam uczniowie do powiedzenia o sobie, o rozumieniu prawdy, piękna i dobra. Technologia to naturalne środowisko funkcjonowania dzisiejszych uczniów. To jest ich świat. Oddajmy ją im, a sami skoncentrujmy się na wychowaniu spójnych wewnętrznie, proaktywnych, z poczuciem własnej wartości i obfitości oraz z pozytywnym nastawieniem i spełnionych w przyszłości obywateli.

Jestem pewien, że Nauczyciel Roku 2013 - Marcin Zaród, to wie. Jest przecież przykładem takiej postawy. Gratuluję mu najpiękniejszego tytułu, jaki może otrzymać nauczyciel i dziękuję za to, co robi dla polskiej edukacji. Ale może dziś o wiele więcej, niż niejeden z nauczycieli. To duża odpowiedzialność.

niedziela, 13 października 2013

Niewykorzystany potencjał zasobów w sieci

Internet zmienił styl życia, kulturę uczenia się, sposób komunikacji i model pracy - to banał. Tak jak banałem jest już mówienie, że w sieci jest wiele cennych treści, a internet to bogactwo i miejsce nowej rozrywki. A jednak potencjał sieci nie jest wykorzystany w szkole. To właśnie w niej uczniowie powinni kształtować, rozwijać i zmieniać swoje nawyki na przydatne w uczeniu się przez całe życie. Szkoła nie dba o rozwój tych kompetencji. Dla niej najdalszą perspektywą, którą trzeba zaplanować w działaniach, to trzy, cztery lata, czyli egzaminy. Nie interesują jej przygotowanie ucznia do życia za pięć, dziesięć lat, a co dopiero za lat trzydzieści, czy czterdzieści. Wtedy uczniowie będą u szczytu swoich karier zawodowych, będą chcieli być nadal aktywni, samodzielni, przedsiębiorczy i otwarci na zmiany. Sieć jako zasób w szkole nie istnieje i nie dlatego, że nie jest dostępna, bo w wielu szkołach jest szybki internet. To, czego brakuje, to przede wszystkim pomysłu na zmianę dydaktyki i metod uczenia się w szkolnej klasie z wykorzystaniem bogactwa sieci. Niedawno obejrzałem zajęcia w jednej z klas na południu Polski. W ramach konkursu uczniowie zostali wyposażeni w tablety. Jeden dla każdego. Sytuacja więc idealna. Niestety, z tabletami stało się tak, jak w przypadku tablic interaktywnych utrwalających dawny model edukacji. Nie zauważyłem żadnej zmiany organizacji ani przestrzeni, ani żadnych metod pracy. Jest tak jak dawniej - funkcjonuje odwieczny model szkoły fabryki. Nie zmieniły tego nowoczesne, wielofunkcyjne narzędzia, ani dostęp do sieci i ogromnych zasobów. Nie dokonała się zmiana sposobu pracy ucznia i nauczyciela. Nowoczesne tablety zastąpiły uczniom dotychczasowe podręczniki. Jest podobnie, jak w przypadku masowej zamiany klasycznej tablicy na interaktywną. Dalej uczy się tak samo.

Szkoła cały czas nie wyposaża ucznia w kompetencje, które są podstawą jego funkcjonowania w ponowoczesnym świecie charakteryzującym się niestabilnością, nieliniowością i rozpadem jednorodności. W polskiej szkole brakuje myślenia o zmianie organizacji pracy ucznia, jego funkcjonowaniu w szkolnej przestrzeni. Niewiele mówi się o jej organizacji, która powinna odpowiadać na potrzeby nowoczesnej edukacji. Doskonale ujęła to w swoim ostatnim artykule dr Marzena Żylińska. Do sal lekcyjnych wchodzi się z korytarzy jak do cel więziennych, a wszystko odbywa się w rytmie dzwonków odmierzających przerwy i lekcje. Taki model edukacji już się wyczerpał. Ten XIX-wieczny  rodem z pruskiej organizacji, nie ma już uzasadnienia. I wcale nie chodzi o to, by było więcej interaktywnych tablic, multimedialnych prezentacji, czy popisów z wykorzystania coraz to doskonalszych i niezwykle interesujących aplikacji, ale o sposób funkcjonowania na zajęciach uczniów i nauczycieli. Sposób patrzenia na wychowanie, kształtowanie postaw, nawyków w oparciu o charakter. Szkołę należy przybliżyć do świata, który jest na zewnątrz. Świata, w którym praca oparta jest na umiejętności dostrzegania, analizowania i przetwarzania informacji, ale też umiejętności tworzenia nowych idei i koncepcji. Jeżeli nawet mamy nowoczesne narzędzia, to wtłaczamy je do starych nieaktualnych modeli dydaktycznych. Sposób pracy w dzisiejszej szkole nie zmienia się od ponad dwustu lat, ale na szczęście zaczyna być poddawany krytyce. Mimo to, tylko nieliczni próbują to zmienić. Jest już przynajmniej kilka sprawdzonych i skutecznych modeli pracy, które redefiniują dziś nasz sposób myślenia o funkcjonowaniu milionów uczniów i nauczycieli. Zmiana sposobu i stylu uczenia się powinna wymusić zmianę w organizacji przestrzeni. Znakomicie problem ten porusza 28. numer Mazowieckiego Kwartalnika Edukacyjnego Meritum. Nie wystarczy działanie pojedynczych nauczycieli w wybranych klasach, ale o podejście systemowe, o stworzenie przestrzeni dla funkcjonowania tych, którzy mają tworzyć i organizować świat w przyszłości, w której nas już nie będzie. Wbrew pozorom nie wychowujemy kreatywnych, samodzielnych, odpowiedzialnych obywateli. Za to doskonale przygotowujemy uczniów do odtwarzania starych, nieaktualnych już paradygmatów.

Potencjał technologii, zasobów w sieci i siła eksperckiej wiedzy nauczyciela powinny stworzyć nową przestrzeń uczenia się i nowy model pracy. Bliższy temu, w jakim funkcjonują rodzice naszych uczniów. Wówczas nastąpi nie tylko większe zrozumienie dla zmiany paradygmatu szkolnej dydaktyki, ale wsparcie rodziców, którzy pracując w nowoczesnych modelach organizacyjnych mogą wesprzeć w działaniach nie tylko własne dziecko, ale samą szkołę. Wdrożenie do pracy innowacyjnych metodyk projektowych i przygotowanie ucznia do pracy stanie się wspólnym wyzwaniem rodziców i nauczycieli.


czwartek, 10 października 2013

Mistrz, ekspert, czy korepetytor?

Wróciłem z Częstochowy. Uczestniczyłem w niezwykle udanej III konferencji dla dyrektorów zatytułowanej „Nowoczesne rozwiązania interaktywne w praktyce szkolnej”. Mówiłem o tym, że powszechny i nieograniczonych niemal dostęp do zasobów w sieci nie zmienił nic w naszych szkołach. A przecież mamy największych ekspertów w zasięgu jednego kliknięcia, mamy natychmiastowy dostęp do informacji, słowników, kanałów telewizyjnych z ogromnym archiwum. Możemy korzystać z cyfrowych bibliotek, wirtualnych instytutów i muzeów. Dziś to wszystko jest powszechnie dostępne, ale w żaden sposób nie zmienia to szkoły. Nie zmienia ani organizacji pracy ucznia i nauczyciela, ani materialnej przestrzeni edukacyjnej. Dalej incydentalnie korzystamy z potencjału sieci i narzędzi, które nosimy w naszych kieszeniach. Do tego wszystkiego uczeń ma dostęp właśnie na swoim telefonie, tablecie czy smartfonie. Podłączony do sieci może się uczyć i niekoniecznie w tym celu musi przychodzić do szkoły. Może to robić w domu, w kawiarni lub w podróży.  Proponowane nowe modele dydaktyczne odwracają dotychczasowy wzorzec lekcji. Niestety, uczeń nie jest przygotowywany do samodzielne pracy, bo szkoła nie dba o to. Natomiast przyzwyczaiła, że w każdym detalu go wyręcza, planując czego, kiedy i w jaki sposób się uczyć i w jakiej formie swoją wiedzę zaprezentować.

Kim jest dziś nauczyciel? Często utrwala transmisyjny model szkoły i nadal chce uchodzić za główne źródło informacji, ale już nie musi, bo przecież w szkole ma on o wiele ważniejszą rolę do spełnienia. Dobry nauczyciel jest arbitrem w ocenie wysiłku ucznia, to on ma być przykładem postaw opartych na charakterze, to wreszcie on może stać się mistrzem w poszukiwaniu prawdy, piękna i dobra. Prawdziwy mistrz pomaga uczniowi w dochodzeniu do prawdy, wychowaniu do dobra i tworzeniu piękna. Dziś jest korepetytorem, którego funkcja została sprowadzona jedynie do przygotowania uczniów do egzaminu. Dlaczego tak wielu nauczycieli godzi się na to? Dlaczego nie chcą mieć autentycznego wpływu na przyszłość? To właśnie dziś pracując z uczniami dotykają jej jak nikt inny. Mają wpływ na to, jak będzie wyglądał świat, w którym będą funkcjonować jego uczniowie. Jakimi wartościami będą się  dzięki niemu rządzić, jakie zasady będą kierowały ich decyzjami, jakich wyborów będą dokonywać w swoim zawodowym i prywatnym życiu. To jutro kształtuje się właśnie w dzisiejszych szkołach. A póki co w nich nauczyciele uczą coraz mniej zaangażowanych uczniów. Coraz głośniej słychać wołanie, że szkoła powinna się zmienić.

Każda zmiana zaczyna się od pojedynczego człowieka. Możemy nadal narzekać i krytykować, albo podjąć decyzję o redefinicji funkcji szkoły. Mamy samoświadomość, wyobraźnię, sumienie i wolną wolę. To narzędzia, które pozwalają nam dokonywać wyborów. Od nas zależy, czy i jak wykorzystamy nasze naturalne zdolności.

niedziela, 22 września 2013

Każdy odniesie sukces

Wierzę, że każdy z nas rodzi się z wyjątkowym do realizacji celem. Wierzę, że każdy z nas ma zadanie pozostawienia po sobie świata lepszym, niż go zastał. I każdy z nas ma swoją osobistą misję do spełnienia. Tak mówi Showkat Badat - dyrektor Essa Academy w Bolton koło Manchesteru i dodaje: nie mówimy, że każdy z naszych uczniów może odnieść sukces, ale każdy odniesie sukces. Szkoła, w której jeszcze kilka lat temu tylko 28% uczniów zdawało egzaminy, już po kliku latach wprowadzonych zmian osiągnęła po raz pierwszy stuprocentową zdawalność. Wiara w sukces uczniów jest widoczna w każdym elemencie funkcjonowania szkoły. Znana i podzielana przez wszystkich filozofia, świadomość celu i misji jest manifestowana przez całą jej społeczność. Tyle radości, satysfakcji i dumy z przebywania, uczenia się i nauczania w szkole dawno nie wiedziałem.

Trzy rzeczy zdecydowały o tym wyjątkowym sukcesie. Po pierwsze, nowoczesna przestrzeń z nowymi funkcjami i formalnymi rozwiązaniami. Po drugie, powszechny dzięki mobilnej technologii dostęp do zasobów edukacyjnych. I po trzecie, ale i najważniejsze, świadomi swojego wpływu i odpowiedzialności nauczyciele. Gdybym miał wymienić trzy wartości, które stały się podstawą funkcjonowania systemu w tej szkole to byłyby to: demokracja, współpraca i wiara w sukces każdego ucznia i nauczyciela. Wszystkie one przejawiają się w organizacji pracy uczniów i nauczycieli oraz w tworzeniu i wykorzystaniu przestrzeni, w której odbywa się codzienna nauka z zastosowaniem nowoczesnych technologii. Uczniowie uczęszczający do Essa Academy wywodzą się z ubogich rodzin, często zagrożonych bezrobociem i wykluczeniem. Wzbudzało to niepokój władz oświatowych i samorządowych. Brak postępów i pogarszające się co roku wyniki stały się powodem do poszukiwania nowych, skutecznych rozwiązań. Determinacja, wiara w sukces i konsekwencja sprawiły, że dziś na wizytę do szkoły trzeba się zapisać. Chcących poznać tajemnicę jej spektakularnego sukcesu są setki i to nie tylko ci zainteresowani edukacją, ale również przedstawiciele organizacji biznesowych.

Na pewno jest wiele podobnych szkół, ale niezwykłość Essa Academy polega na tym, że jej twórcy posiadają jasną i spójną wizję koncepcji dydaktyczno - wychowawczej opartej na wartościach. Celem stało się zapewnienie warunków do odnoszenia przez każdego ucznia sukcesu, rozwijania własnego potencjału i odkrywania osobistych talentów. System nagród i ocen daje uczniom szanse na sukces w wybranej przez siebie dziedzinie. Każdy odkrywa w tej szkole swoją indywidualną siłę i swój osobisty potencjał.

Od czego rozpoczęto tworzenie tej niezwykłej szkoły? Każda zmiana, tak i ta w Essa Academy zaczęła się od pojedynczego człowieka. Jej dyrektor, wywodzący się z podobnego co jej dzisiejsi uczniowie środowiska, rozpoczął od zarażenia swoją wizją władze oświatowe i samorządowe, a dopiero potem zaczęto tworzyć koncepcję budynku, zaplanowano jego funkcje podporządkowując innowacyjnej dydaktyce i nowym wyzwaniom. To pierwsza znana mi szkoła, której budynek zaprojektowano od początku w sposób uwzględniający założenia dydaktyczno - wychowawcze. To, co uderza każdego odwiedzającego szkołę, to nowoczesna bryła budynku, ogromne przestrzenie, czyste formy, spokój i cisza - nawet podczas przerw. Większość pomieszczeń jest wspólna zarówno dla uczniów jak i nauczycieli. Zaprojektowano duże sale lekcyjne, bibliotekę, pracownie przedmiotowe, sale kinowe, gimnastyczne i wielofunkcyjne boiska. W zajęciach uczestniczy jednocześnie 50 uczniów. Prowadzi je dwóch nauczycieli. Dziennie każdy uczeń ma dwa przedmioty w trzygodzinnych blokach przedzielonych przerwą śniadaniową i lunchem. Pomieszczenia lekcyjne rzadko przypominają nasze szkolne klasy. Atrakcyjnie zorganizowane miejsca pracy, mobilne stoły, kanapy, a na ścianach duże ekrany telewizyjne, przypominają bardziej klub, kawiarnię, czy też futurystyczne przestrzenie biurowców, niż typową salę lekcyjną. Mimo że w szkole nie ma ani jednej tablicy interaktywnej i jest zaledwie kilka projektorów multimedialnych, to technologia cyfrowa obecna jest niemal w każdym miejscu szkoły i wykorzystywana na każdych zajęciach.

O sukcesie szkoły zdecydowało umiejętne połączenie przemyślanej koncepcji podporządkowanej misji szkoły z organizacją przestrzeni i powszechnym dostępem do technologii i zasobów edukacyjnych w sieci oraz tych tworzonych przez samych nauczycieli. To oni stanowią o sile szkoły. Zaangażowali się na każdym poziomie jej funkcjonowania: zarządzania i kierowania, dydaktyki i wychowania. Przykład szkoły w Bolton uświadomił mi, że o sukcesie nie decydują ani incydentalne działania kilku nauczycieli podążających za innowacjami technologicznymi, ani dostęp do zasobów i mobilnych urządzeń na wybranych lekcjach, ani też nowoczesne przestrzenie w projektowanych dziś szkołach. To za mało, bo tylko realizacja podzielanej przez wszystkich misji szkoły jako odpowiedź na wyzwania zdefiniowane w środowisku społecznym stały się gwarancją sukcesu w Essa Academy. To wokół niej stworzony został system doboru nauczycieli, wychowania, oceniania, doskonalenia i zarządzania szkołą, a także wykorzystania nowoczesnych technologii. Wspólnie określone wartości wyrażają się poprzez konkretne i zdefiniowane przez wszystkich zachowania. To one zdecydowały o projektach sal, sposobie ich urządzenia, wyborze konkretnych rozwiązań technologicznych i wykorzystania zasobów edukacyjnych.

Znam nowoczesne szkolne budynki i znakomitych nauczycieli wykorzystujących cyfrowe technologie. A mimo to, szkoły to nie zmienia. Nie zmieniają jej ani technologie, ani wolny dostęp do zasobów sieci, ani też zaangażowani nauczyciele. Nie ma znaczenia sposób zamieszczenia tablic, czy ilość technologii i cyfrowych zasobów. Brakuje podstawowej odpowiedzi na pytanie: po co to wszystko robimy, jaki cel chcemy osiągnąć, jaki model wychowawczy jest ważny dla danej społeczności? Komu w konkretnym środowisku potrzebna jest szkoła? Istnienie wyższego celu jest podstawą sukcesu każdej organizacji. W szkole nadal brakuje pasji, zaangażowania i radości. To czego jej potrzeba to jasnej koncepcji i konsekwencji w realizacji. Brakuje pomysłu na szkołę. Brakuje idei, która byłaby podstawą tworzenia misji i systemowych rozwiązań. Dziwią mnie dyskusje na temat wyższości jednej technologii nad drugą. Zdumiewa mnie bezgraniczna wiara w sprawczą moc aplikacji i programów komputerowych. Brakuje działań, które staną się podstawą stworzenia systemowego rozwiązania realizującego jasno określoną misję szkoły. Brakuje refleksji o przyczynach braku skuteczności obecnej edukacji i niepokoi bezgraniczna wiara w moc technologii. Ważniejszym od niej staje się dziś odpowiedź na pytanie, co zmienia naszych uczniów, co poprawia jakość funkcjonowania obywateli i co zrobić, aby lokalne samorządy stały się bardziej autonomiczne i odpowiadały na rzeczywiste potrzeby swoich mieszkańców?

Sukces Essa Academy zawarty jest w odpowiedzi dyrekcji, nauczycieli i władz samorządowych na trudną sytuację lokalnej społeczności zamieszkującej okolice Bolton. To odpowiedź na niski poziom życia jej mieszkańców i niższą od średniej długość życia. To wreszcie odpowiedź na pytanie, co zrobić, aby dzieci mieszkańców odniosły w przyszłości sukces. Tym samym wszyscy zainteresowani są zaangażowaniem w realizację wyzwań. Dzięki temu nauczyciele, dyrekcja i pracownicy Essa Academy mają świadomość, że uczestniczą w czymś wyjątkowym. Pomagają uczniom odnieść w przyszłości prawdziwy sukces. Tak sformułowane zadanie sprawia, że każdy zaangażowany w budowę szkolnego systemu ma okazję dotknąć przyszłości już teraz uczestnicząc w tworzeniu lepszego świata. Na pewno w ten sposób dużo łatwiej jest zaangażować nauczycieli niż koncentrując się na rankingach szkół i przygotowaniu uczniów do testów.

środa, 4 września 2013

Trzy powody, dla których szkoły nie odpowiadają na wyzwania wspólczesnego świata

Aleksandra Pezda ogłosiła swoją książką koniec ery kredy, a ostatnia książka dr Marzeny Żylińskiej „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi” jest początkiem budowy nowego modelu edukacji. Poddając krytyce tkwiący w feudalnych strukturach system, przedstawia powody, dla których szkoła musi się zmienić. Obie prace dokonują zmiany w myśleniu o uczeniu się i nauczaniu. Zmieniają świadomość kreując nowy paradygmat edukacji.

Czy uda się w polskiej szkole przewrót na miarę tego kopernikańskiego? Funkcjonujący na wzór pruskiego państwa system edukacji od 200 lat się nie zmienia. Ale przecież szkoły nieustannie poddawane są transformacji. Od ponad dwóch wieków przeżyły wiele reform. I tych organizacyjnych, i tych programowych. Dziś to już nie wystarcza, mimo że powoli zmieniają się obecne miejsca uczenia. Coraz więcej w nich tablic interaktywnych, projektorów, tabletów i dużych monitorów telewizyjnych. Dyrektorzy z dumą wymieniają kwoty, które zostały wydane na zakup nowoczesnych technologii. Mimo to, nie chciałbym chodzić do dzisiejszej szkoły. Przerażają mnie klasy z szeregiem ławek ustawionych w rzędach, biurka nauczycielskie w centralnych punktach i smutne gazetki szkolne na ścianach długich korytarzy. Na dodatek dzwonki, które wywołują odruch Pawłowa. Do tego podobne do siebie lekcje - każda z odwiecznymi rytuałami, które funkcjonują w niezmienionej formie od dwóch niemal wieków. Są wyjątki, ale to nie zmienia szkoły systemowo, ani jej modelu, ani funkcji i archaicznego już paradygmatu. Bez względu na to, ile będzie technologii, atrakcyjnych aplikacji, to cały czas są to założenia edukacji pruskiego modelu. Zastanawiam się, dlaczego przy tak licznych zmianach wymuszanych licznymi reformami, tak niewiele szkół odpowiada na wyzwania zewnętrznego świata. Globalizacja, łatwy dostęp do informacji, nowe style zachowań, nawyki pokolenia dzisiejszych uczniów i gospodarka, której siłą jest umiejętność zarządzania informacją. Niewiele się zmienia mimo zainwestowanych w edukację miliardów. Nie odegrały tej roli projekty finansowane ze środków unijnych, nakłady na doskonalenie nauczycieli, czy nowczesne technologie. Nie następuje ewolucja w funkcjonowaniu i organizacji pracy czterech i pół miliona uczniów i ponad pół miliona nauczycieli. Niewiele też zmienia szkołę coraz bardziej powszechna potrzeba jej nieuchronnej zmiany, bo mimo powszechnej już krytyki w mediach - szkoła nadal nie odpowiada na wyzwania współczesnego świata. Pozostają jedynie deklaracje kolejnych ministrów, niewiele znaczące akcje i mało istotne programy.

Szukam powodów braku zmian, które  odpowiadałyby potrzebom globalnej gospodarki w świecie mobilnej technologii, wniosków z badań nad mózgiem i nowych koncepcji edukacyjnych. Szukam i znajduję trzy, które decydują o braku przełomu w edukacji, a w szczególności w szkole.

Powód pierwszy - brak wizji edukacji i zrozumienia jej celu
Powtarzam od dawna, że brakuje wizji narodowej edukacji, stąd też trudno sformułować ją w pojedynczej szkole. Na szczęście są tacy, którzy próbują to robić na poziomie lokalnych strategii edukacyjnych unikając w ten sposób przypadkowych działań, problemów z podjęciem decyzji i nieświadomych wyborów dotyczących również zakupów, szkoleń, doboru nauczycieli i stylu zarządzania. Na naszych oczach dokonuje się redefinicja szkoły, nauczyciela i dydaktyki. Warunek - musi istnieć spójna koncepcja, która przekształci obecny fundament systemu edukacji w motywujące, pełne pasji i zaangażowania środowisko uczenia się ucznia i pracy nauczyciela. Dziś powinno to być miejsce kształcenia umiejętności zdobywania informacji, selekcjonowania jej, przetwarzania i wyciągania wniosków. To również miejsce rozwijania kompetencji społecznych i tych związanych z kreatywnością, przedsiębiorczością i uczeniem się przez całe życie.

Powód drugi - brak w szkole systemowego myślenia
W świecie edukacji, która opiera się na kontroli, testowaniu, standaryzacji i formatowaniu uczniów, brakuje systemowego myślenia w rozumieniu znaczenia zmian zachodzących wokół. Nadal nie myśli się w niej o kształceniu i rozwijaniu kompetencji. Nie ma w świecie powszechnego relatywizmu spójnego systemu oddziaływań wychowawczych. Niedostateczny jest też system kształcenia i doskonalenia nauczycieli. Nie istnieje spójna filozofii funkcjonowania ucznia w ponowoczesnym świecie. Biurokratyczny charakter pracy, coraz mniejsza autonomia szkoły. Do tego dyrektor w rozbudowanym i niezwykle zhierarchizowanym systemie. Prawo zaczyna ingerować w najbardziej szczegółowe i mało istotne obszary funkcjonowania szkoły. Dyrektor poddany jest coraz bardziej wymyślnej i niezrozumiałej kontroli już nie tylko nadzoru pedagogicznego. Brak myślenia systemowego, rządzą mody i przypadkowe propozycje nie związane z wartościami podzielanymi przez szkolną społeczność. Opór wobec zmian spowodowany jest brakiem zrozumienia dla częstych i niewiele już znaczących ministerialnych pomysłów. Naczyciele nie dostrzegają ich sensu. Przez to brak motywacji do szukania, eksperymentowania i tworzenia nowych rozwiązań szkolnej dydaktyki. Nie znajdują powodu, dla którego mieliby zmieniać szkoły w organizacje uczące się, bo kryterium oceny ich skuteczności są wyniki testów. A one same wpisują się w machinę wszechobecnej kontroli i są zaprzeczeniem wszelkiej indywidualności i kreatywności.

Powód trzeci - brak odwagi w podjęciu decyzji realizowania scenariuszy rozwoju edukacji
Nie ma u odpowiedzialnych za edukację determinacji, wiedzy i woli, które pomogłyby podjąć decyzję budowy szkoły przyszłości w oparciu o najnowsze badania w zakresie pedagogiki, psychologii, neuronauk, ekonomii i socjologii. Ci którzy decydują dziś o losach milionów uczniów w szkole tkwią z biurokratycznym modelu. Ministerstwo kontroluje kuratorów, ci z kolei szkoły, a dyrektorzy nauczycieli i na końcu tej drabiny uczniów. To model feudalnej struktury. Dziś niewielu próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak wykorzystać potencjał uczniów i nauczycieli, jak sprawić, aby cyfrowa technologia nie stała się celem w samym sobie. Nadal nie ma jasnej odpowiedzi na pytanie o jej rolę w szkolnej klasie. Od lat zmienia ona styl naszej codziennej pracy w domu, ale w niewielkim stopniu w szkołach. Dzisiejsza rzeczywistość i wyzwania to wielokrotny wybór, wzrost znaczenia struktur sieciowych w zarządzaniu i działaniu, koncentracja na potencjale uczniów, budowanie postaw proaktywnych, kształcenie nawyków skutecznego działania, rozwijanie przedsiębiorczościi kreatywności. Decydenci i urzędnicy nie identyfikują nawyków współczesnego pokolenia, nie rozumieją wpływu technologii na zmiany w zachowaniach. Technologia ma wpływ na kształtowanie u uczniów nowych nawyków, ale to nie ona jest najważniejsza. Najważniejsza jest odwaga w podjęciu decyzji o uwolnieniu szkoły z krępujących ją ograniczeń, zaprzestania centralnego zarządzania oświatą, zrezygnowania z ogromnej ilości testów i rozbudowanej kontroli.

piątek, 23 sierpnia 2013

Integralna wizja edukacji przyszłości

W poszukiwaniu uzasadnienia dla wizji edukacji przyszłości uwzględniającej najnowsze osiągnięcia w zakresie filozofii, pedagogiki, psychologii i badań edukacyjnych, natrafiłem na wyjątkową pracę Marzanny Kielar* dotyczącą zastosowania w edukacji integralnej wizji Kena Wilbera - amerykańskiego filozofa uznawanego za najbardziej znaczącego przedstawiciela filozofii ewolucyjnej i innowacyjnego myślenia. Na świecie istnieje wiele podejść metodologicznych urzeczywistniających jego wizję. Ciekawym wydają się propozycje wykorzystania programów integralnej edukacji na John F. Kennedy University, University of Oklahoma, a także w szkołach w Nowym Jorku i Szwecji. W koncepcji Wilbera należy wyróżnić przede wszystkim pięć elementów, które tworzą jego autorski model AQAL (All Quadrants All Levels), tj, wymiary ludzkiej aktywności i doświadczeń, poziomy świadomości, linie rozwoju, stany świadomości i podejścia typologiczne. Wilber wykorzystuje je do tworzenia integralnych programów, koncepcji pracy i organizacji systemów, w tym również edukacyjnych. Wszystko to tworzy matrycę i wpisane jest w przestrzeń czterech obszarów, tj indywidualnych doświadczeń, zachowań, kultury i systemu społecznego. Pierwszy dotyczy subiektywnego postrzegania świata, drugi obiektywnych zachowań, trzeci intersubiektywnej przestrzeni kulturowej i ostatni to zewnętrzny, materialny i instytucjonalny wymiar życia zbiorowości. Tworzy się w ten sposób horyzontalną i wertykalną wizję edukacji.
„Każdy z czterech wymiarów rzeczywistości - behawioralny, intencjonalny, kulturowy i systemowy - jest obecny zarówno wtedy, gdy uczniowie odpoczywają w czasie przerwy szkolnej, jak i wtedy, gdy nauczyciel sprawdza klasówki. Rozpoznanie tego faktu pozwala świadomie pracować z wymienionymi wymiarami, co z kolei prowadzi do głębszego zjednoczenia z rzeczywistością i pełniejszej odpowiedzi na jej wyzwania.” (cyt. za Marzanna B. Kielar, Integralna wizja Kena Wilbera i jej zastosowanie w edukacji)
Aby uniknąć kształcenia technokratów i przełamać dotychczasowy model szkoły „formatującej fabryczne komponenty” tworzy się wartościowe, ale przede wszystkim innowacyjne programy. Wilber twierdzi, że dziś nie wystarczy już kształcenie kreatywnych osób, ale w pedagogice należy włączyć element związany z duchowością. Coraz silniej brzmią głosy tych, którzy dostrzegają znaczenie w edukacji rozwoju duchowego. Oczywistym jest, że prawidłowy rozwój powinien odbywać się w równowadze pomiędzy czterema obszarami ludzkiej aktywności. Zwraca na to uwagę Stephen Covey, a w Polsce w swojej autorskiej koncepcji logodydaktyki Iwona Majewska - Opiełka**. Postulat równowagi dotyczy obszaru fizycznego, intelektualnego, emocjonalnego i duchowego. Dziś ten ostatni jest zaniedbywany. Szkoła koncentruje się przede wszystkim na wymiarze intelektualnym, czy też fizycznym rozwijanym w szkołach sportowych. Brakuje w programach wychowawczych obszaru duchowego. Jest on, podobnie jak emocjonalny, zupełnie nieobecny w przedmiotowym nauczaniu. Integralna koncepcja Wilbera dostrzega jego wagę we wszystkich obszarach i poziomach edukacji.

Kiedy w latach 90-tych ubiegłego wieku wdrażałem w naszej szkole elementy programu Stephena Covey'a i koncepcji Iwony Majewskiej - Opiełki dużą uwagę zwracaliśmy na duchowość rozumianą jako samorealizację, autokreację, czy transgresję. Ale także kontemplację pięknem, po prostu sztuką. Podejście to nie ograniczyło się tylko do religijnego wymiaru.
„Kształcenie dyspozycji twórczych w oderwaniu od rozwijania szeroko rozumianej duchowości, zdaje się sprzyjać wychowaniu twórczych technokratów - ludzi dobrze znających techniki sprzyjające twórczemu myśleniu, na przykład synektykę czy „burzę mózgów”, ale nie twórców w pełnym tego słowa znaczeniu. Redukcjonistyczna wizja nauki nie uwzględnia, również w pedagogice twórczości, wszystkich wymiarów istnienia ani wyższych poziomów ludzkiego rozwoju, wytwarzając ułomną wizję twórczości i fragmentaryczny światopogląd.” (cyt. za Marzanna B. Kielar, Integralna wizja Kena Wilbera i jej zastosowanie w edukacji)
Pięć elementów wpisanych w model AQAL tworzy dwadzieścia obszarów edukacji. To uniwersalne, proste narzędzie pozwala na tworzenie integralnych programów, wizji, koncepcji i ewaluacji. Dwadzieścia aspektów edukacji AQAL można stosować zarówno w odniesieniu do nauczyciela, uczniów, dydaktyki, jak i przestrzeni klasowej. To ogromny potencjał edukacyjny zawarty w koncepcji Wilbera.

Podejście integralne w szkole pozwala na szerokie ujęcie każdego wprowadzającego tematu, zezwala łączyć informacje i towarzyszyć uczniom w odnajdywaniu pełniejszego sensu wiedzy. Systemy edukacyjne ograniczają poprzez przedmiotowy i klasowy charakter pracy próby szukania przez uczniów celu istnienia. Prowadzi to do frustracji, apatii i poczucia porażki. Wyraża się to w w cynicznym, ale zapewne pragmatycznym z punktu widzenia ucznia pytaniu: Czy to będzie na teście? Uczniowie mają pełną świadomość tego, że procesy kształcenia coraz mniej łączą się z ich życiem, nadziejami i przyszłością. Doświadczenia edukatorów i badaczy integralnej pedagogiki - między innymi Lynne D. Feldman - nauczycielki z nowojorskiej szkoły, wskazują na konieczną potrzebę przeformułowania edukacji i zaproponowania uczniom spójnego, zrozumiałego i zintegrowanego systemu. Tę integralną koncepcję wizji Kena WIlbera i jej zastosowania w edukacji doskonale przybliża Marzanna Kielar. Trudno przecenić znaczenie tej pracy dla edukacji przyszłości. Autorka nie tylko charakteryzuje teorię integralną Wilbera, ale wskazuje zastosowanie metastruktury AQAL w konkretnych szkołach, prezentuje programy i przykłady ich realizacji, omawia zastosowanie modelu w pedagogice twórczości i najważniejsze - przedstawia recepcję i krytykę teorii integralnej Kena Wilbera oraz stan badań w Polsce.

* Marzanna Bogumiła Kielar, Integralna wizja Kena Wilbera i jej zastosowanie w edukacji, Wydawnictwo Akademii Pedagogiki Specjalnej, Warszawa 2012

** Iwona Majewska - Opiełka, Logodydaktyka, Droga rozwoju, GWP 2013, 
w przygotowaniu w wydawnictwie OPERON jest książką Logodydaktyka w szkole

piątek, 16 sierpnia 2013

Transformacyjna moc e-podręcznika

Czy e-podręcznik zmieni naszą szkołę? Jedno jest pewne - bezpłatny, powszechnie dostępny, w pełni interaktywny i multimedialny wpłynie na wzrost wykorzystania w szkole mobilnej technologii. W naturalny sposób wymusi stosowanie jej w edukacji. Jak wpisze się w model dydaktyczny dzisiejszej szkoły? Czy powszechna obecność technologii wpłynie w istotny sposób na zmianę szkoły analogowej na cyfrową? Wystarczy mobilna technologia i szybki internet, a e-podręcznik stanie się dostępny dla uczniów i nauczycieli przez całą dobę i siedem dni w tygodniu. Przestrzeń edukacyjna kojarzona powszechnie ze szkołą zostaje rozszerzona o przestrzeń społeczną i wirtualną.

Jaki cel stawiają sobie autorzy e-podręczników? Co jest ambicją ich twórców? Zdaniem promotorów wprowadzenie e-podręcznika to ważny dla edukacji moment. Pierwszy ministerialny podręcznik w wersji cyfrowej zapowiadany jest na wrzesień. Czy wymusi powstanie nowego modelu organizacji pracy nauczyciela i ucznia? Próbuję wyobrazić sobie, w jaki sposób fakt ten zmieni nasze szkoły? Czy potencjał e-podręcznika, szybki internet i siła mobilnej technologii stworzą warunki do transformacji naszej szkoły?

Dostęp do multimedialnych treści jest już czymś oczywistym i powszechnym. Certyfikowane treści edukacyjne od ponad dziesięciu lat są dostępne na portalu Scholaris. Mamy jego kolejną odsłonę z nowymi funkcjami i nowym layoutem. Ale obecność jego nie ma znaczącego wpływu na przekształcenie tradycyjnego modelu zajęć. Dostęp do zasobów portalu Scholaris nie wywołał zmiany jakościowej. A przecież treści tam są bezpłatne, multimedialne, interaktywne, ściśle powiązane z podstawą programową i dostępne o każdej porze. Mimo to obecność zasobów Scholarisa nie jest w szkole ani powszechna, ani oczywista. Dlatego zastanawiam się, czy e-podręcznik przygotowywany za kilkadziesiąt milinów złotych - środki porównywalne z tymi, które zainwestowano do tej pory w rozwój Scholarisa, nie podzieli losów portalu?

Autorzy e-podręczników są świadomi potrzeby nowego podejścia w szkolnej dydaktyce, nowej organizacji pracy ucznia, nowych kompetencji, nowej roli nauczyciela i nowej świadomości. Ale już dziś - nie mając e-podręcznika, mamy możliwość pracy z wykorzystaniem zasobów sieci, a w niej dostęp do najlepszych nauczycieli. Dziś uczeń nie jest skazany tylko na tego jedynego w swojej szkole. To jeden z czynników zmieniający funkcję nauczyciela i system pracy samego ucznia. Strategie wyprzedzające, narzędzia internetowe, programy komputerowe, gry dydaktyczne - z tego wszystkiego korzysta już wielu nauczycieli. Gromadzą się na portalach społecznościowych i nie potrzebują do tego e-podręcznika. Wykorzystują potencjał zasobów sieci, aplikacji edukacyjnych i przede wszystkich własną kreatywność i pasję. Są aktywni, innowacyjni i współpracują ze sobą. Uczą inaczej odwołując się do potencjału pokolenia dzisiejszych uczniów. Nie boją się nowych technologii. Szukają, eksperymentują i dzielą się wiedzą. To oni zmieniają dziś polską szkołę. Jak e-podręcznik zmieni ich warsztat pracy, jak zmieni się warsztat pracy samego ucznia? Czy tak jak interaktywne tablice utrwalają model szkoły ery kredy, czy również e-podręcznik nie utrwali dotychczasowej metody pracy z podręcznikiem oddalając nas od "szkoły nowej generacji". Póki co i bez niego lekcje mogą być interaktywne i multimedialne. Nie czekając na jego cyfrową wersję nauczyciele działają i są w tym niezwykle twórczy i skuteczni.

Mimo wątpliwości i obaw liczę, że e-podręcznik otworzy nowe możliwości i przestrzeń do uczenia stając się pasem transmisyjnym dla najnowszych osiągnięć w dydaktyce. A dzięki temu zmieni się podejście do sposobu kształtowania i rozwoju kompetencji kluczowych, formowania postaw, charakterów i nawyków polskich uczniów, a przede wszystkim nauczycieli. Będzie to prawdziwy krok w kierunku cyfrowej szkoły.

niedziela, 28 lipca 2013

Czarna dziura edukacji

Po symbolicznym końcu epoki kredy, który trzy lata temu swoją książką ogłosiła Aleksandra Pezda, nastąpiła era cyfrowej szkoły, a na jej użytek próbuje się zdefiniować nie tylko profil kompetencyjny „cyfrowego nauczyciela” i nowy model dydaktyczny, ale także pojęcie samego podręcznika. Brakuje jednak s y s t e m o w e g o podejścia w tworzeniu nowego modelu edukacji. Wielu zadaje sobie dziś pytanie, jak powinna wyglądać edukacja w świecie „płynnej nowoczesności”? Profesor Zbigniew Kwieciński w swojej ostatniej książce „Nurty pedagogii” omawia interesującą publikację Aharona Avirama, izraelskiego filozofa edukacji z Uniwersytetu Ben Guriona. Dokonując analizy jego prac przedstawia krytyczną ocenę Avirama dzisiejszej edukacji:
„(...) szkoła w jej powszechnie znanym kształcie pozostała jako organizacja nierozpoznaną ANOMALIĄ funkcjonalną i społeczną w zakresie jej: celów (efektów), treści (aktywności i programów realizujących przyjęte wartości), struktury organizacyjnej (zarządzanie, podejmowanie decyzji, wzory komunikacji), uczestnictwa (relacje podmiotów uczestniczących), zaangażowania uczestników i metod działania. (cyt. za prof. Z. Kwieciński, Nurty pedagogii, Impuls 2013, s. 108).
Funkcjonujemy w rzeczywistości braku celu instytucji edukacji i jej odstawania od wymogów dzisiejszego świata. Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwe wyznaczenie jasnego kierunku. Żyjemy bowiem w świecie relatywizmem, którego źródłem jest rozpad jednorodności, niestabilność i nieliniowość. Przejawia się to nie tylko na poziomie funkcjonowania jednostki, ale też na poziomie życia społeczno - kulturowego, koncepcji filozoficznych. Tę niestabilność i nieliniowość widać wyraźnie w rozwoju technologii i na rynku pracy. Nastała era ponowoczesności ze swoim atrybutem relatywizmu, a szkoła nadal funkcjonuje w paradygmacie myślenia modernistycznego.

Aharon Aviram w swojej pracy odsłania przepaść, jaka dzieli aspekty życia człowieka w ponowoczesności od stanu instytucji edukacyjnych. Zwraca uwagę na zupełny brak przystosowania dzisiejszej szkoły do wyzwań współczesnego świata. Niczego nie zmieniły tutaj wdrażanie ciągłych innowacji i „reform”. Szkoły nadal tkwią w starych schematach działania i nieużytecznym paradygmacie.

Fakt, wiele się zmieniło w naszych szkołach, przybyły interaktywne tablice, projektory multimedialne, mobilne technologie i dostęp do portali z edukacyjnymi zasobami. Ale to dziś już nie wystarcza! Oczywiście, wdrożenie nowych technologii wymusiło zmiany w modelu uczenia (się) i zachowaniach samych nauczycieli. Póki co, jest to cały czas nieliczna grupa, ale bardzo aktywna, pełna entuzjazmu i gotowa do współpracy oraz dzielenia się swoim doświadczeniem. Ma siłę - zaraża swoim entuzjazmem i inspiruje innych. Czy te oddolne pojedyncze, często samotne działania wśród półmilionowej grupy nauczycieli rzeczywiście tworzą szkołę nowej jakości? Obserwacja i analiza różnych systemów edukacji uprawnia Avirama do kontrowersyjnych sformułowań:
„(...) nauczyciele pozostali przy swoich autorytarnych rolach; nauczanie pozostawiono podzielone na dyscypliny akademickie i przedmioty szkolne; nauczyciele i uczniowie tkwili w dotychczasowych metodologiach i podejściach dydaktycznych; sprzeczne z sobą projekty, interwencje, procesy zmian, reformy i restrukturyzacje przynosiły efekt „wiele hałasu o nic”; narastała histeria nauczycieli, administratorów szkół i uczniów, gorączka poszukiwania pożądanych rozwiązań na poziomie państwa, społeczności, rodziców, młodzieży i ekspertów, zamęt słowny w gadaninie oświatowej, mylenie słów i czynów” (cyt. za prof. Z. Kwieciński, Nurty pedagogii, Impuls 2013, s. 107)
Nikt już nie zaprzecza, że nasze zachowania, nawyki i sposób uczenia się zmienia technologia. Ale to tylko jeden z aspektów naszej aktywność. Mimo że powszechnym jest mówienie o sile technologii, to wbrew oczekiwaniom nie zmieniło to do tej pory organizacji pracy szkoły, a tym samy uczniów i nauczycieli. Technologia i jej wykorzystanie w szkolnej klasie to tylko jeden z aspektów manifestowania zjawisk ponowoczesności. Trudno przekonać dziś edukacyjnych reformatorów, że niewiele się zmieni od zainstalowania interaktywnej tablicy, czy wdrożenia e-podręcznika.

Mimo wielu działań i podejmowanych od czasu transformacji ustrojowej inicjatyw, to nie dostrzegam zmian, które byłyby na miarę szkoły w ponowoczesnym świecie. Niepokój o ciągły brak odpowiedzi na pytanie o wartość edukacji w definiowanej przez relatywizm rzeczywistości zamieściłem tutaj dwa lata temu w artykule "Płynna nowoczesność edukacji", a ostatnio w publikacji Jakich pilnych zmian potrzebuje polska szkoła? Moje przekonanie i powtarzany od dawna apel o konieczność stworzenia wizji i celów strategicznych edukacji znajduje potwierdzenie w pracy Avirama.
„Przez dwie generacje tkwimy w czarnej dziurze braku celów edukacyjnych. Jest to stan groźny dla nauczycieli, dyrektorów, polityków i samorządów, a także dla filozofów i teoretyków, dla edukacji w małej skali i w dowolnie wielkiej skali. Jest to sytuacja bez precedensu w całej historii cywilizacji. W miejsce fundamentalnych, spójnych wizji dobrego życia, które zachodnie społeczeństwa wiodły przez całe ich dzieje, mamy teraz głuchą dziurę, a cele edukacji pozostawiamy zdrowemu rozsądkowi technokratów.” (cyt. za prof. Z. Kwieciński, Nurty pedagogii, Impuls 2013, s. 107)
Aviram - twierdzi prof. Kwieciński - wyraźnie oddziela cząstkowe cele edukacji od strategicznego podejścia. Nie tylko poddaje krytyce obecny stan edukacji, ale przedstawia propozycje pozytywne podejmując wysiłek na rzecz przedefiniowania celów edukacji. Wierząc, że technologia zmieni nasze szkoły, decydenci odpowiedzialni za edukację oddali część odpowiedzialności za nią branży IT. Mamy sytuację, w której stary paradygmat edukacji nie przystaje do świata, który charakteryzuje niejednorodność, niestabilność i nieliniowość niemal we wszystkich aspektach życia społeczno - ekonomicznego. Ta czarna dziura się powiększa.

sobota, 20 lipca 2013

Dlaczego nie teraz? Czyli kiedy?

Ośrodki akademickie, biznes i organizacje pozarządowe zajęły się budowaniem nowego modelu edukacji. Widząc bezsilność ministerialnych urzędników, a raczej ogromną ich inercję i dostrzegając coraz wyraźniej nieskuteczność obecnego modelu edukacji, postanowiono działać i nie czekać, aż decydenci i politycy podejmą decyzje. Na propozycje wielkich zmian z ich strony nie mamy co liczyć. Zbliżają się przecież wybory. Dziś podejmowane są jedynie decyzje, które mogą służyć poprawie wyników w sondażach.
„Chcemy stworzyć rodzaj inkubatora edukacyjnej przedsiębiorczości, ale także stworzyć mechanizmy rynkowej samoregulacji promującej rozwiązania wartościowe i przeciwdziałającej psuciu standardów. Chcemy zainicjować współpracę jednostek naukowych i badawczych z biznesem, która służyć ma realizacji konkretnych projektów i rozwoju potrzebnej infrastruktury technologicznej i know-how.” (fragm. otwartego listu Oświatowej Fundacji Filmowej)
To nie jedyna oddolna inicjatywa, ani jedyny apel. Jest ich dużo więcej. Biznes realizuje wiele cennych projektów współfinansowanych z funduszy europejskich. Niestety, projekty te żyją tak długo, jak długo są finansowane. Brak wizji wykorzystania ich potencjału sprawia, że zainwestowane miliony nie budują nowej koncepcji edukacji, jej nowego modelu. Akademicy z Poznania zaangażowali się w projekt Kolegium Śniadeckich, Polska Akademia Nauk w Eduscience, a na styku nauki i organizacji pozarządowych realizowany jest od 1997 roku program GLOBE koncentrujący się na rozwijaniu kompetencji badawczych uczniów. Organizacje pozarządowe poszukują wsparcia biznesu dla własnych propozycji. Temu ma służyć Pakt dla Edukacji (2013). Wcześniej, na Kongresie Obywatelskich ogłoszono Pakt dla Szkoły (2011). Mijają kolejne lata, a opinia o polskiej szkole nie poprawia się wcale. Narzekają już nie tylko dziennikarze, kadra akademicka, ale sami rodzice, uczniowie i nauczyciele. Ci ostatni skupiając się na portalach społecznościowych sami rozpoczęli edukacyjne zmiany. Wszystkim tym aktywnościom towarzyszy wspólne przekonanie - dzisiejszy model edukacji wyczerpał się i sprawą już nie tylko ważną, ale bardzo pilną staje się konieczność redefinicji edukacji, pojęcia szkoły, jej funkcji i roli nauczyciela.

Stworzenie modelu „szkoły nowej generacji” zainicjowane przez prof. Zawodniaka nie jest łatwe. Zastanawia jednak fakt, że tak bardzo aktywni w sieci ministrowie (byli i obecni) zdając sobie sprawę z konieczności zmian nie próbują budować systemowych rozwiązań dotyczących nowej koncepcji szkoły. Działania są pojedynczymi akcjami. Nowa podstawa programowa, zmienione egzaminy maturalne, elektroniczny podręcznik niewiele zmienią. Działania te same w sobie na pewno cenne, ale nie są (r)ewolucją, bo nie dokonują transformacji wyeksploatowanego dziś systemu. Niestety, ani badania, pilotaże, debaty, kongresy nie mają większego wpływu na kształt i zmianę prawa oświatowego. Dalej uczymy w szkołach zaprojektowanych jak fabryki. Niczym nie różni się model organizacji zajęć uczenia w szkole podstawowej od zajęć dorosłego już licealisty. Zdrowy rozsądek i logika podpowiadają, że zmianie edukacji powinna towarzyszyć nie tylko zmiana świadomości, ale rozumienia znaczenia przestrzeni edukacyjnej i stworzenia modelu 24/7. Dziś szkoła to 8 godzin siedzenia ucznia w szkolnej ławce z kilkoma godzinami sportu przez 5 dni w tygodniu przez maksymalnie 36 tygodni w roku. Czymś oczywistym jest już - jako systemowe rozwiązanie - poszerzenie dominującej przestrzeni akademickiej (systemu klasowo - lekcyjnego) o przestrzeń społeczną (publiczną) i wirtualną oraz przestrzeń kultury. Tak dzieje się w wielu funkcjonujących na świecie szkołach i projektowanych budynkach łączących w sobie wiele społecznie użytecznych funkcji.

Budujmy więc szkołę rozwijającą w uczniach element związany z kreatywnością, badaniem i współpracą. Natomiast to co rutynowe, powtarzalne i dające się sprowadzić do prostych algorytmów powinno być jedynie częścią postulowanego modelu edukacji. Pilnym i bardzo ważnym jest łączenie tradycyjnej edukacji z edukacją w sieci i rozwijaniem w szkole twórczości, inicjatywności i przedsiębiorczości. Wykorzystajmy do budowy nowej organizacji pracy szkoły potencjał i funkcję znaczących dla edukacji przestrzeni. Spójny model szkoły XXI wieku zakłada integrację tej szkolnej, wirtualnej, społecznej z przestrzenią kultury.

Wzory mamy. Możemy uczyć się od najlepszych. Inspirują nas nie tylko Ken Robinson, ale także Salman Khan z jednym z najważniejszym - moim zdanie - projektem edukacyjnym na świecie. W sieci dostępny jest Marc Prensky, czy Don Tapscott, ale również polscy eksperci. Cóż z tego, że mamy miliony odwiedzin stron z ich wykładami, jeżeli od pierwszego wystąpienia Robinsona na TED (2006) minęło 7 lat, a jego krytyczna ocena edukacji nie straciła ani trochę na aktualności. Dalej zachwyca, wielu irytuje, ale na szczęście też bardzo wielu inspiruje. Mamy w Polsce nauczycieli, którzy zainicjowali zmiany, dla nich prezentacje na kanałach tematycznych YouTube to nie tylko ciekawy wykład, ale impuls do zmian. To często kluczowy argument w poszukiwaniu nowych rozwiązań. Szkoła jest potrzebna, tak jak potrzebny jest nauczyciel. Problem polega na tym, że nowy model edukacji zakłada nie tylko zupełnie nową jej funkcję, która implikuje nową organizację pracy i zupełnie nową rolę nauczyciela, a w konsekwencji kształcenie i rozwijanie w uczniach nowych kompetencji. Zarówno tych zdefiniowanych przez Parlament Europejski, jak i przez ekspertów Partnerstwa na rzecz Umiejętności XXI Wieku.

niedziela, 23 czerwca 2013

Od pomysłu do sukcesu

Mamy pomysł, dzielimy się nim z innymi. Szukamy sprzymierzeńców, którzy podzielają nasz entuzjazm i wspólnie zaczynamy zmieniać nasze najbliższe otoczenia. Jedno jest pewne. Każda zmiana zaczyna się od pojedynczego człowieka. Innej drogi nie ma. To nasze dotychczasowe decyzje sprawiły, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Od naszych wyborów zależy miejsce, w którym znajdujemy się dziś i będziemy w przyszłości. Nasze indywidualne decyzje określają nasze aktywności i ludzi, którzy nas otaczają. Konferencja Inspir@cje 2013 zorganizowana z okazji pięciu lat istnienia Portalu Nowoczesnej Edukacji jest najlepszym tego dowodem. To pomysł, konsekwencja i zapał jednego człowieka sprawiły, że po latach skupił wokół siebie setki osób, które nie czekają na zewnętrzny impuls, ale działając w kręgu własnego wpływu podejmują decyzje, które zmieniają polskie szkoły.

Zainspirowani uczestnicy warszawskiej konferencji Inspir@cje 2013, pełni entuzjazmu i pozytywnej energii szukają sposobu na transformację polskiej edukacji. Pamiętają o zasadzie, że narzekanie, krytykowanie i kontestowanie jest nieskuteczne. Działając tylko w kręgu własnego wpływu, możemy rzeczywiście zwiększać jego obszar. Polska szkoła potrzebuje pilnych zmian. Wielu twierdzi, że zmienią ją jedynie systemowe rozwiązania. Doświadczenie pokazuje, że można inaczej. Warto skoncentrować się na tym, na co rzeczywiście mamy wpływ. Tylko w ten sposób rozpoczniemy systemowe zmiany.

Stwórzmy wizję idealnego dnia w szkole
Przy braku wizji naszej edukacji każdy z nas może stworzyć wizję naszego idealnego dnia w szkole. Jak powinien w niej funkcjonować uczeń, co robimy, z jakich metod korzystamy, jak zorganizowana jest przestrzeń postulowanej szkoły. Tak skonstruowana wizja będzie dla nas jasno sprecyzowanym celem, który chcemy osiągnąć. Jeżeli będzie atrakcyjna, pozytywna i konkretna, może sprawić, że inni zaczną ją podzielać. Ludzie chcą mieć jasny obraz tego, do czego dążymy. Wówczas łatwiej zarazić innych entuzjazmem i zmotywować do pracy. Spróbujmy przeprowadzić ten intelektualny eksperyment.

Wykorzystajmy siłę synergii grupy
Mamy małe szanse na zmianę systemu kształcenia i doskonalenia nauczycieli. Działając w kręgu własnego wpływu możemy tę zmianę rozpocząć od siebie. Szukając inspiracji, ucząc się od innych i dzieląc się wiedzą powiększamy krąg naszego wpływu na rozwój kompetencji pojedynczych nauczycieli. Grupa nauczycieli zintegrowana na Facebooku pod nazwą Superbelrzy to przykład, jak indywidualne poszukiwania metod pracy, narzędzi sprawiły, że zaczęto tworzyć grupę, która staje się środowiskiem opiniotwórczych nauczycieli. Poprzez własny przykład zarażają innych w poszukiwaniu własnego, indywidualnego warsztatu pracy nauczyciela i jego tożsamości.

Zbudujmy program wychowawczy
Ken Blanchard stworzył koncepcję organizacji zarządzanej przez wartości. W sytuacji, kiedy uwaga decydentów zaczyna skupiać się przede wszystkim na technologii, my możemy rozpocząć pracę nad kształtowaniem charakteru naszych uczniów i określenia wartości podzielanych przez szkolną społeczność. Rodzice, nauczyciele i uczniowie wskazują wartości, wokół których chcieliby budować nie tylko program wychowawczy, ale także program doskonalenia. To podstawa do określenia wizerunku absolwenta. Każda ze szkół może zbudować model jej funkcjonowania określony przez wybrane wartości, które będą szanowane, pielęgnowane i manifestowane. I to one będą ułatwiać podejmowanie decyzji.

Testujmy nowy paradygmat dydaktyki
W poszukiwaniu nowych metod pracy, organizacji zajęć ucznia wykorzystajmy narzędzia, które pozwalają docenić siłę naszego doświadczenia, technologii i bogactwo cyfrowych zasobów edukacyjnych. Wartość naszych metod i technik pracy tkwi w różnorodności. Gamifikacja, odwrócone lekcje, webquesty, dramy, mapy myśli, interaktywne plakaty i wiele innych pomysłów, które pojawiły się podczas Inspir@cji 2013 mogą wzbogacić nasz warsztat pracy. I to już od teraz.

Szukajmy drogi do edukacji spersonalizowanej
Przy obecnej krytyce szkoły w prasie i dyskusji w środowiskach akademickich brakuje pozytywnej propozycji i wizji edukacji przyszłości na poziomie państwa. To co może zrobić pojedynczy nauczyciel, to skupić się na budowaniu programów i koncepcji zajęć w oparciu o kompetencje kluczowe. Don Tapscott proponuje wykorzystać siłę pokolenia sieci w tworzeniu modelu szkoły w czasach gospodarki opartej na wiedzy. Dziś mamy możliwość personalizacji programów, aby  wykorzystać umiejętności uczniów i dopasować do indywidualnych talentów i ich pasji. W dobie dostępu do technologii czas uczenia wszystkich, wszystkiego i w tym samym tempie mija bezpowrotnie.

Wyłącznie działanie w kręgu własnego wpływu zwiększa naszą szansę na zmianę otoczenia. Koncentracja na działaniach, na które nie mamy wpływu zabiera nie tylko czas, ale i energię. Nie warto tracić go na coś, co niczego nie zmienia. Jestem pewien, że wykorzystamy potencjał Inspir@cji 2013.

sobota, 8 czerwca 2013

Co zagraża polskiej szkole?

Przygotowanie uczniów do ciągłego uczenia się i podejmowania nowych wyzwań, kształcenie i rozwijanie kreatywności, innowacyjności, przedsiębiorczości oraz inicjatywności, to wyzwania, przed którymi stają nauczyciele realizujący nowoczesne projekty edukacyjne, nowe modele dydaktyki. To ci, którzy wyłamują się funkcjonującym stereotypom leniwych i wiecznie narzekających nauczycieli. Nie zrażają się i wbrew obiegowej i często krzywdzącej opinii wykorzystują potencjał pokolenia dzisiejszych uczniów. Nieustannie poszukają możliwości stosowania nowych, skutecznych metod uczenia. W trakcie pracy nad swoimi projektami ci edukacyjni innowatorzy, czy jak sami siebie nazywają, eduzmieniacze napotykają na bariery i trudności. Pojawiające się zagrożenia traktują jako prawdziwe wyzwania i jednocześnie zadania. Nie zamierzają się poddać, bo wiedzą, czego chcą i jak to osiągnąć.

Zagrożenie pierwsze
Brak jasnej wizji edukacji i jej celów
Stąd coraz częściej stawiane pytanie o nową definicję szkoły i jej funkcję. Brak jasnej odpowiedzi jest konsekwencją między innymi braku spójnego systemu przygotowującego nauczycieli do pracy w cyfrowej rzeczywistości. Brak jasnej wizji edukacji prowadzi do braku zrozumienia dla takich programów jak Cyfrowa Szkoła, który kojarzony jest jedynie z dostarczeniem do szkoły nowych technologii. Godzimy się na wady, uznając je za naturalne i tłumaczymy to pozornym podobieństwem doświadczeń naszych dziadków i rodziców. Globalna gospodarka i epoka cyfrowa wymagają nowego paradygmatu edukacji.

Zagrożenie drugie
Szkoła - mimo deklaracji zawartej w podstawie programowej - nie rozwija kompetencji, ale jest miejscem przekazywania informacji i przypomina taśmę fabryczną, na końcu której odbywa się kontrola jakości
System edukacyjny jest z grubsza taki jak kontekst kulturowy, w którym funkcjonuje. Szkoła wyrasta z naszej współczesnej kultury nastawionej na konkurencję. Ważne, aby wygrać. Nie jest ważne, jaki realizujemy program. Uczniowie, rodzice nie sprzeciwiają się absurdalnym wymaganiom. Oczekują jedynie solidnego przygotowania do egzaminów. Dziś wygrywa nie ten kto się buntuje, lecz ten, kto się lepiej dostosuje. Zdolność myślenia, uczenia się i odkrywania jest znacznie ważniejsza niż opanowanie statycznego zasobu wiedzy. O tym wiemy, ale mimo to stary paradygmat edukacji z trudem poddaje się zmianom.

Zagrożenie trzecie
Testomania i wszechobecny system egzaminów 
MEN wymyśla programy, a później rodzice bezkrytycznie domagają się, aby szkoła je realizowała. To w wielu przypadkach programy przeładowane teorią, akademicką wiedzą, która ma pomóc zdać egzamin maturalny, aby dostać się na wyższe studia. Dochodzi do sytuacji, w której uczniowie uczą się pod egzaminy, pod przysłowiowy klucz. Testy nie oceniają kreatywności, ale szablonowe myślenie. Nauczyciele mają argument, aby niczego nie zmieniać, bo przy przeładowanych programach i ograniczonej liczbie godzin mogą nie zdążyć z realizacją programu. Jak często tłumaczą, nie mają czasu na eksperymentowanie z nowymi metodami pracy.

Zagrożenie czwarte
Szkoła nie wychowuje, bo skoncentrowała się na technologii i egzaminach
W dzisiejszej szkole brakuje nie tylko czasu, ale też kultury uczenia się. Szkoła nie uczy współpracy, nie buduje kapitału społecznego, nie kształci postaw opartych na charakterze i nie wyposaża uczniów w nawyki skutecznego działania. Na rynek wchodzą ludzie, którym brakuje kompetencji społecznych, nie lubią i nie potrafią się uczyć ani twórczo i samodzielnie myśleć. W szkole dominuje konformizm, nieufność i cynizm samych uczniów. Uczą się, by za chwilę zapomnieć. Najważniejsze, aby zdać kolejny egzamin. Zdaniem socjologów w dorosłe życie wkracza pokolenie hedonistów, materialistów i egoistów. W dotychczasowym świecie koncentracji na testach brakuje czasu na budowanie prawdziwych relacji z nauczycielami.

Zagrożeniem piąte
Masowa edukacja - wszyscy to samo i tak samo, i w tym samym czasie
Szkoła nie odkrywa talentów, nie ma na to czasu, nie rozwija pasji nie wykorzystuje naturalnego potencjału uczniów, którzy szukają potwierdzenia dla swoich zdolności w programach typu Mam talent, czy You Can Dance. Brakuje spersonalizowanej edukacji opartej na planowaniu rozwoju i samozarządzaniu. Nie uwzględnia się indywidualnych potrzeb i siły młodego pokolenia. Model szkoły cały czas oparty jest na zasadzie „jednego rozmiaru pasującego na wszystkich”.

Ta subiektywna lista zagrożeń to często bariery, przed którymi stają dziś innowatorzy. Nie znajdują zrozumienia, nie mają wsparcia. Szukają go wśród podobnie myślących. Skupiają się na portalach społecznościowych. Uczą się od siebie, pomagają i czerpią z tego wielką radość i satysfakcję. Ale to cały czas nie jest wystarczające. Powyższe zagrożenia to tylko symptomy nieprzystającego do rzeczywistych potrzeb funkcjonującego dziś modelu szkoły - archaicznej, nieefektywnej i pozbawionej strategicznych celów. Bez nich nie wyzwoli się entuzjazmu i nie zaangażuje emocji oraz energii tysięcy nauczycieli, uczniów i rodziców. Chcę wierzyć w siłę eudzmieniaczy, którzy stają się swoistymi katalizatorami zmiany polskiej szkoły.

piątek, 31 maja 2013

Media o edukacji

Dwa głosy o szkole: prof. Michała Kleibera i amerykańskiego nauczyciela Johna Gatto:

prof. Michał Kleiber o potrzebie kreatywności:
„Popatrzyłbym na sposób kształcenia młodych ludzi w Polsce i tutaj szukałbym naszych błędów. Jak się spojrzy na model szkoły, który się sprawdza na świecie, tam rozwijane są trzy cechy - żadna z nich nie jest rozwijana w Polsce (...). Pierwsza rzecz - młody człowiek ma polubić uczenie się. Nie należy go straszyć i zniechęcać. Po drugie - nagradza się samodzielne myślenie. U nas jest wręcz przeciwnie, są szablony maturalne - jak się użyje złego słowa, spoza szablonu, to jest się karanym. I trzecia rzecz, której absolutnie u nas nie ma - nie doskonali się umiejętności pracy w zespole. I to jest największa katastrofa. To nie jest sprzeczne z kreatywnością indywidualną, ale trzeba to zsynchronizować. Cały nas system szkolny - od płatnego żłobka po bezpłatne szkoły wyższe nie jest na to nastawiony, nie ma w nim miejsca na rozwijanie tych cech. To w moim przekonaniu kolosalne zagrożenie dla naszej przyszłości. Bo cała walka na świecie nie odbywa się na armaty. To walka na umysły ludzi, nie w sensie propagandowym, ale w tym sensie, żeby przyciągnąć do twórczej pracy swoich obywateli. My tego w ogóle nie doceniamy i o to nie dbamy. Jest cały szereg elementów, które w Polsce dzisiejszej nie sprzyjają rozwijaniu kreatywności.” Nowe Media, 3/2013
John Taylor Gatto o psychopatologii szkoły:
Szkoła dokonuje głębokich uszkodzeń dziecięcego umysłu i wyobraźni:
  1. Osłabia pamięć przez zalew oderwanych faktów i informacji, uczy szybkiego zapominania. 
  2. Uczy dezorientacji i upokorzenia. Pozbawia zdroworozsądkowego krytycyzmu. 
  3. Wdraża do tego, że każde dziecko jest przypisane do określonej klasy społecznej i musi do nie wrócić. 
  4. Ujednolica ludzi, przysposabiając ich do masowej konsumpcji i homogenicznej kultury. 
  5. Uzależnia emocjonalnie, Przez znaczki, stopnie, gwiazdki, uśmiechy, nagrody, świadectwa, dyplomy szkoła uzależnia dzieci na długie lata, tresowane psy, w systemie nagród i kar. W taki sposób przygotowuje do życia sterowanego według zasad naukowych. 
  6. Czyni ludzi niesamodzielnymi intelektualnie, uzależnionymi od narzucania im znaczeń. 
  7. Narzuca uczniom na najróżniejszy sposób określoną samoocenę, przypisuje im etykietę sprawności i określa ich miejsce w rankingach ról, sprawdzianów, testów, ocen, nagród.
cyt. za prof. Z. Kwieciński, Pedagogie postu, Impuls 2012, s. 201.

Brzmi pesymistycznie, ale jeżeli do tego jeszcze przypomnimy sobie tytuły artykułów, które ukazały się w ostatnich latach, to obraz polskiej szkoły w oczach publicystów i naukowców nie jest budujący, a to tylko czubek góry krytyki, która się dziś wyłania w mediach:
Szkoła to więzienie - Peter Gray (Uważam Rze 2013)
Szkoło nie dręcz. Program szkoły stał się imperium absurdu - Jacek Żakowski (Polityka 2013)
Szkoła szkodzi na mózg - Marzena Żylińska (Polityka 2010)
Szkoła to konserwa. Nie dajcie zapuszkować naszych dzieci - Joanna Nikodemska (Focus 2009)
Koniec szkoły ery kredy - Aleksandra Pezda (Gazeta Wyborcza 2011)
Zbrodnia przeciw dzieciom. Szkoła krzywdzi dzieci - Anna Szulc, Marcelina Szumer (Przekrój 2010)
Koniec kultury uczenia - Zygmunt Bauman (2012)
Szkoła umarła. Nie da się zreformować, trzeba ją zamknąć - Jan Hartman (Gazeta Wyborcza 2013)
Czy rzeczywiście to już KONIEC SZKOŁY? Fala krytyki w polskich mediach pokazuje, że o wiele trudniej jest dziś bronić dotychczasowego modelu edukacji. Potrzeba nie tylko jej nowego paradygmatu, ale też argumentów, odwagi i przenikliwości, aby dostrzec niezwykle ważną dla społeczeństwa rolę, funkcję i formacyjny charakteru szkoły. I nie technologia jest tutaj najważniejsza, ale to, czy nauczyciel i uczeń potrafią ze sobą się porozumiewać. Czy się nawzajem szanują, lubią i współpracują.  Jeżeli tak jest, to możemy być spokojni o losy polskiej szkoły. Tylko, czy tak rzeczywiście jest?

niedziela, 5 maja 2013

Nowy trend w edukacji

Moją wyobraźnię poruszyły dwa wywiady. Pierwszy z prof. Bogusławem Śliwerskim, który w rozmowie z Rafałem Drzewieckim twierdzi, że zmierzamy ku katastrofie porównując polską edukację do chińskiej fabryki, w której liczy się jedynie ilość i niskie koszty. (Dziennik Gazeta Prawna, nr 3472/2013). Z kolei w drugim prof. Peter Gray, amerykański psycholog, uważa, że szkoła to więzienie, na które skazywany jest każdy uczeń. Przywołane metafory uzmysławiają, że to miejsce, w którym pozbawia się uczniów wolności i trzyma w zamknięcu wbrew woli karząc jednocześnie za niewykonanie poleceń, a najważniejszym jest optymalizacja kosztów.
„Za 50 lat współczesne szkoły będzie uważać się za barbarzyński relikt przeszłości. Obecny system unieszczęśliwia dzieci i testuje granice ich wytrzymałości psychicznej. Co ważne, nie gwarantuje im stałej pracy, płacy ani bezpieczeństwa, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Bo miejsc pracy wymagających bezrefleksyjnego wykonywania poleceń jest coraz mniej, a te, które istnieją, są nisko płatne. Jeżeli chcemy mieść szczęśliwe dzieci, które później będą się spełniać zawodowo, musimy dać im zdecydowanie więcej wolności, niż mają obecnie.” (prof. Peter Gray w rozmowie z Aleksandrem Pińskim w: Uważam Rze, nr 16-17/2013)
Oceniając krytycznie obecny system kształcenia profesorowie Gray i Śliwerski przedstawiają funkcjonujące w Zachodniej Europie, USA czy Australii modele edukacji, których elementy dostrzegam w kilku powstających w Polsce szkołach opartych na ideach demokracji, wolności, odpowiedzialności i samoświadomości. Brakuje powszechnie tych wartości w naszej szkole. Trudno w Polsce zaakceptować nowy system, bo szkoła z dotychczasowym stylem uczenia nie wykształciła w uczniach ani postulowanych cech charakteru, ani nawyków skutecznego działania. W tak rozumianej szkole uczniowie mogą się czuć zagubieni i może się stać to, co stało się po 1989 roku. Wielu nie potrafiło poradzić sobie z nową sytuacją społeczno-ekonomiczną. A dar wolności okazał się przekleństwem.

Uczeń spędza w szkole wiele godzin dziennie i dodatkowo kilka na odrabianiu obowiązkowych zadań domowych - to paradygmat edukacji z przeszłości, edukacji archaicznej i nieskutecznej. Czy mamy poczucie, że wiele godzin siedzenia w ławce jest wykorzystanych w najlepszy możliwy dla ucznia sposób? Czy ten czas związany jest z rozwojem jego zainteresowań, pasji, talentów? Ile z tego czasu jest czasem efektywnie wykorzystanym? Czy można inaczej? Konflikt, który nam towarzyszy związany jest z próbą pogodzenia obecnego modelu edukacji w szkolnych murach z uczeniem się w nowym paradygmacie.

Samodzielna praca, uczenie się z wykorzystaniem zasobów sieci, czytanie i samodoskonalenie bez wychodzenia na uczelnię, kursy, szkolenia - to paradygmat edukacji przyszłości. Szkoła stanie się natomiast miejscem spotkań, debat, dyskusji, uczniowskich badań, eksperymentów, symulacji, budowania strategii i - jak postuluje Marc Prensky - rozwijania u uczniów krytycznej analizy, naukowego myślenia,  metod rozwiązywania problemów oraz sposobów uzyskania wiedzy o samym sobie. Zajmie się kształtowaniem kompetencji społecznych. Cel tak zorganizowanej edukacji jest jeden - rozwijać potencjał uczniów pamiętając jednocześnie, że to od nich będzie zależał rozwój świata i nauki. Że wychowujemy dla społeczeństwa, Polski i świata, a nie dla samych siebie. Czy jesteśmy do tego przygotowani? Dla wielu to już codzienność. Nie mają poczucia, że coś tracą, że odbywa się to kosztem ich zainteresowań. Ale wielu z tego właśnie powodu odczuwa dyskomfort, niepokój, a nawet ma poczucie winy, kiedy zauważa, jak wiele czasu spędza w sieci. A przecież spędzanie długich godzin w bibliotece i czytelniach było - i mam nadzieję nadal jest - czymś oczywistym. Coraz więcej przeznaczamy go na czytanie, słuchanie i uczenie się, współpracując z innymi nie wychodząc z domu. Okazuje się, że nikt nas do tego nie zmusza, nie pogania. Nie brakuje motywacji, bo nie potrzebują jej ci, którzy koncentrują się na rozwijaniu własnych pasji i talentu. Spędzamy długie godziny na treningach, ćwiczeniach i uczeniu się. I dzieje się to poza murami szkoły. To co sprawia, że nie liczy się ani czas, ani wysiłek, to świadomość potrzeby samorozwoju i doskonalenia się, jako coś zupełnie naturalnego.

Chodzenie na zorganizowane zajęcia i szkolenia, czy podjęcie kolejnych studiów podyplomowych nie jest dziś niezbędne, aby zdobyć odpowiednie kwalifikacje. To oczywiste, aby uczyć się, rozwijać swoje kompetencje, odkrywać nowe rzeczy nie musimy chodzić do szkoły. Jest już ogromna liczba osób, która nie potrzebuje formalnego potwierdzenia dla posiadanych kompetencji. W sytuacji, w której wśród młodych ludzi pomiędzy 18-24 rokiem życia już blisko 80 % studiuje lub skończyło studia, dezaktualizuje się znaczenie edukacji formalnej. To, czy zdobędziemy dobrą pracę nie zależy już wyłącznie od tego, czy zdobędziemy dyplom. Potrzeba czegoś więcej - gotowości do podejmowania wyzwań, otwartości na zmianę, umiejętności rozwiązywania problemów, kreatywności, inicjatywności, przedsiębiorczości i ciągłego uczenia się i reagowania na zmieniającą się rzeczywistość. Tego szkoła dziś nie uczy.

Od kilku lat pojawiają się propozycje nowej organizacji pracy uczniów, które wykorzystują zarówno ich indywidualne predyspozycje, uzdolnienia, motywację oraz uczenie się w sieci. Do tego włączają nową przestrzeń, w której odbywa się dziś edukacja. Łączą w sobie dwa paradygmaty. Ale nadal są to jedynie rozwiązania przejściowe, które zaowocują ostatecznie silnym rozwojem zindywidualizowanych programów i szkół opartych na modelu odwróconej szkoły. Powstają autorskie programy, które wykorzystują wysoki poziom dyscypliny uczniów, potrzebę samorozwoju i doskonalenia się nie tylko w szkole. Zresztą, jak pamiętam, przygotowanie ucznia do olimpiad, konkursów bardzo często odbywa się w domu w ramach samokształcenia monitorowanego przez nauczyciela. Wyjątkowe uzdolnienia uczniów, talent i pasje rozwijają się najczęściej poza szkolnymi murami. Własny dobór lektur, organizacja warsztatu pracy uzależnione są od postawy, cech charakteru, priorytetów i samoświadomości ucznia. Szkoła rzadko ma czas na rozwijanie indywidualnych talentów. Zajęta jest masową edukacją i przygotowaniem do egzaminów. Stąd nowy, coraz silniejszy trend przejawiający się inicjatywami typu „dobra edukacja”, „szkoła demokratyczna”, „edukacja przyszłości” wykorzystuje wzrost świadomości rodziców, odpowiedni czas, możliwości technologiczne, zasoby sieci, a przede wszystkim potrzeby i potencjał uczniów.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Szkołę możemy mieć gdziekolwiek chcemy

Dziś sieć kształtuje nowe style zachowań. Mamy wybór. Możemy pójść do kina lub obejrzeć najnowszą premierę w kinie domowym. Zrobić zakupy w sklepie internetowym, zamiast stać w kolejce do kasy. Czekać na ulubiony serial w telewizji lub obejrzeć go w dogodnym czasie na swoim tablecie. Zapłacić rachunki w sieci lub wybrać się na pocztę. Uczyć się w szkole lub wykorzystać na przykład zasoby Khan Academy siedząc w domu przy swoim biurku. No.., ale ten ostatni wybór nie jest już tak oczywisty. Często kwestionowanie formalnej edukacji jest krytykowane i nieakceptowane. Zaczynają funkcjonować nowe paradygmaty uczenia się, ale nie tylko na poziomie systemowych rozwiązań, ale przede wszystkim w nas samych, w naszych umysłach i w naszych działaniach. To przesilenie jest coraz wyraźniej widoczne w samej szkole. Świadczy o tym dylemat coraz większej liczby rodziców, którzy zastanawiają się nad celowością obecnie zorganizowanej edukacji. Dla wielu rozwiązaniem jest nauczanie domowe i pytanie, jak powinna wyglądać edukacja przyszłości?

Krytykując dotychczasowe rozwiązania tworzymy nowe definicje nauczyciela i ucznia. Poszukujemy nowego paradygmatu szkoły. W postulowanym modelu na pewno nie powinna dominować dyskusja o e-podręcznikć. Może on być synonimem nowoczesnej szkoły, ale też stać się zagrożeniem dla wdrożenia nowego kształtu edukacji. Istnieje prawdopodobieństwo utrwalania dotychczasowego paradygmatu. Tak dzieje się w przypadku wdrożeń cyfrowych technologii, próbując znaleźć jedynie substytut dla starych rozwiązań. Zamieniami dotychczasową tablicę tablicą interaktywną, ale nie zmieniamy organizacji pracy uczniów. Uczymy nauczycieli, jak korzystać z tablicy interaktywnej, jak uczyć z e-podręcznika, jak wykorzystywać zasoby sieci, a nie myślimy, dlaczego powinniśmy z nich korzystać, komu są one bardziej potrzebne, jakie problemy dzisiejszej szkoły rozwiązują nowoczesne narzędzia? W czym nam pomagają? Jaki jest najważniejszy powód wdrażania cyfrowych technologii? Akcja lekki tornister, czy wszystko w jednym urządzeniu, nie jest wystarczającym argumentem. A dziesięć rzeczy, które można zrobić z e-podręcznikiem można osiągnąć bez milionowych nakładów. 

To, czego potrzebujemy, to nowego paradygmatu edukacji, a w nim kreatywnych nauczycieli, wysokiej jakości cyfrowych zasobów, programów i innowacyjnych aplikacje, czyli treści, infrastruktury i kompetencji - jak tego chcą koordynatorzy projektu e-podręcznik. Problem w tym, że uczniowie nie chcą chodzić już do szkoły zoorganizowanej jak taśma produkcyjna, którą reprezentuje dziś system klasowo - lekcyjny. Próbujemy wtłoczyć na siłę w niewydolny organizm nowe technologie. Dlatego tak trudno jest zaimplementować je w obecny i nieadekwatny do potrzeb proces dydaktyczny.