Wczoraj spotkałem się z jedną z bohaterek reportażu o kobietach pokolenia Y zamieszczonym w styczniowym numerze „Twojego Stylu”. Zuza Scherer mieszka obecnie w Nowej Zelandii i jest osobą, dla której nie ma żadnych granic. Wystarczy wejść na jej stronę www i przekonać się. że brak granic rozumiem tutaj zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Moja bohaterka jest ekspertem ds. pokolenia Y i wspierana przez osobistego mentora i agenta sama buduje swoją markę w świecie biznesu. Kończyła liceum prywatne w Warszawie i bardzo dobrze mówi o swojej szkole i nauczycielach. Namawiam ją do tego, aby rozpoczęła stałą współpracę z miesięcznikiem „Edukacja i Dialog”. Przypomina mi bardzo uczniów liceum, które stworzyłem i prowadziłem w latach 90-tych. Wówczas szkoły niepubliczne były prawdziwą alternatywą dla ówczesnej edukacji. W centrum był uczeń, a nie program nauczania. Najważniejszy był rozwój talentów, choć nie do końca rozumieli to nauczyciele, którzy większość czasu uczyli w szkołach poprzedniego systemu. Szkołom niepublicznym trudno było konkurować w rankingach z renomowanymi publicznymi liceami. Rodzice często szukali potwierdzenia w wynikach publikowanych w prasie oświatowej. Przekonywałem ich, że rankingi nie odpowiadają na najważniejsze pytanie, nie mówią, czy ich dzieci są szczęśliwe, czy realizują swoje marzenia, czy szkoła kształci umiejętności potrzebne w przyszłości? Na tego typu odpowiedzi trzeba czekać latami. Ranking, który mówi jedynie o „tu i teraz” szkolnej rzeczywistości, nie daje odpowiedzi na najważniejsze pytanie dla edukacji, a mianowicie: czy wychowujemy i kształcimy szczęśliwe społeczeństwo, wolnych i spełnionych ludzi, realizujących swoje pasje i jednocześnie współodpowiedzialnych obywateli. Dopiero dziś mogę zweryfikować skuteczność swojego pomysłu na szkołę. Zuza Scherer z warszawskiego liceum, a także uczniowie, którzy kończyli liceum społeczne w Człuchowie i Słupsku są prawdziwym świadectwem, że pomysł i koncepcja autorskiego liceum sprawdziły się w praktyce. Po ukończeniu szkoły uczniowie najpierw zaczęli studiować na prestiżowych uczelniach w kraju i za granicą, następnie stworzyli ciekawe firmy, pełnią odpowiedzialne funkcje, pracują w bankach i międzynarodowych korporacjach. Tych, których spotykam twierdzą, że realizują swoje marzenia, pracują w firmach, które sami wybrali. Czują, że maja wpływ na przeobrażenie naszego kraju w różnych jego obszarach.
Zuza Scherer rozumie, że w dzisiejszym świecie sama może być marką. Nie rozumie natomiast, dlaczego tak często dla potwierdzenia swojej idei podpieramy się całym mnóstwem autorytetów. Czy sądzimy, że inni szybciej nam uwierzą? Dziwi się, że wiele osób, które prezentują swoje koncepcje na konferencjach, w mediach i podczas publicznych wystąpień powołują się na całą listę ekspertów. Twierdzi, że prezesi nowego pokolenia chcą wiedzieć, co my myślimy, jakie jest nasze zdanie. Nie interesuje ich zdanie na ten temat innych, nie jest też ważne CV, bo prezesi pokolenia Y i osoby odpowiedzialne za rekrutację szukają zupełnie inaczej swoich przyszłych pracowników. Zaglądają na strony internetowe kandydatów, ich blogi, sprawdzają znajomych na profesjonalnych portalach społecznościowych. Kiedy skarżyłem się na brak zrozumienia przez polskich nauczycieli i dyrektorów zasadności prezentacji rozwiązań i modeli biznesowych, stwierdziła, że w Nowej Zelandii nie ma konieczności przekładania każdego doświadczenia biznesowego na język edukacji. Tego dokonują już sami słuchacze i zainteresowani tym dyrektorzy. Po prostu wierzy się w samodzielność i kreatywność nauczycieli. Wystarczy tylko zmienić przekonanie i uwierzyć, że słuchacze mają w sobie dość wiedzy, aby sami mogli dokonać tego transferu w obszar doświadczeń edukacyjnych. Ostatnio prowadziłem zajęcia dla nauczycieli i dyrektorów szkół z województwa małopolskiego. Robiłem to wspólnie z prezesem jednej z najdynamiczniej rozwijających się agencji interaktywnych w Europie. Prezes należy do pokolenia Y i przekonywał, że warto budować własną markę w sieci. Mówił też, jak to robić skutecznie. Nie trzeba było o tym długo przekonywać nauczycieli. Zrozumieli i uwierzyli w siłę własnej marki. Okazuje się, że jest to kolejna umiejętność w gospodarce informacyjnej, która staje się nowym wyzwaniem, gdzie nie ma różnicy między światem realnym i wirtualnym. To kolejny znak czasu. Czy polska szkoła ma tego świadomość? Zajęcia z nauczycielami pozwalają wierzyć, że ziarno zostało zasiane, a dużą w tym zasługę miał wspomniany prezes pokolenia Y. Współpraca z nim jest równie fascynująca i inspirująca, jak spotkanie z Zuzą Scherer. Od tego pokolenia bardzo dużo się uczę!