czwartek, 31 maja 2012

Talent w szkole


„Po co szkoła? Czyja szkoła? Jaka szkoła?” Tak brzmiał tytuł konferencji zorganizowanej przez Wydział Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej i Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego we Wrocławiu. Wzięło w niej udział niemal 300 dyrektorów szkół i placówek oświatowych. Prezentacja spójnej strategii edukacyjnej Wrocławia oraz program sesji plenarnych połączony z warsztatami - to wszystko było wartością samą w sobie. Akademicy, praktycy i eksperci skupili się na wyzwaniach dla polskiej edukacji. Mnie jednak zaniepokoiły ogromne oczekiwania wobec szkoły. Z jednej strony ma ona rozwijać kluczowe kompetencje zalecane przez Parlament Europejski,  z drugiej promować nowoczesne technologie w nauczaniu i przygotować szkołę do cyfryzacji. Ale też wdrożyć system tutoringu, przygotować do rynku pracy i zapobiegać patologiom. Zadań, jakie stawia się przed szkołą, jest coraz więcej. Oczekuje się, że będzie przygotowywała do egzaminów zewnętrznych, przy jednoczesnej ich krytycznej ocenie. A także systemowo realizować pomoc psychologiczno-pedagogiczną. Powinna zapobiegać wykluczeniu społecznemu i wyrównywać szanse edukacyjne. Ma też diagnozować i rozwijać  inteligencje wielorakie i wyposażyć ucznia w kompetencje społeczne. Oczekuje się, że także rozwijać talenty. Ten chaos i różnorodność oczekiwań wobec szkoły sprawiają, że coraz trudniej jest poradzić sobie z tymi wyzwaniami. Uczniowie przyjmują strategie przetrwania, a nauczyciele bezskutecznie próbują zaangażować i motywować ich do pracy. Z jednej strony mamy motywację uczniów do realizowania własnych celów, nierzadko pasji i zainteresowań niekoniecznie zbieżnych z celami szkoły, z drugiej brak zainteresowania i zaangażowania uczniów w realizację zadań szkoły. Czy jest szansa, aby wyjść z tego zaklętego kręgu?  Może wystarczy przypomnieć sobie, po co chodzą do szkoły uczniowie i nauczyciele. Wówczas sprawa stanie się dużo prostsza. Będziemy znali cel, rozumieli sens i zrezygnujemy z nieskutecznych działań i stawiania przed szkołą nierealnych zadań. Wystarczy przypomnieć, że klientem szkoły jest naród. A ten oczekuje odpowiedzialnych, samodzielnych, odważnych, przedsiębiorczych oraz skutecznych w działaniu i z charakterem obywateli. To jest najważniejszy powód uczęszczania do szkoły. Przy tak sformułowanym celu trudno jest zgodzić się z długą listą oczekiwań i życzeń. Nieuprawnionym jest więc oczekiwanie, że szkoła skupi się na rozpoznawaniu i rozwijaniu uczniowskich talentów. Co prawda dysponuje ona ogromnym potencjałem uczniów i ma obowiązek właściwie nim zarządzać. Szkoła ma o wiele ważniejsze zadanie niż rozwijanie pojedynczych talentów. Chyba, że są to specjalnie w tym celu powoływane placówki. To, co może zrobić powszechna szkoła, to jedynie diagnozować talenty, aby wspólnie z rodzicami pomóc w ich rozwoju. Oczekiwanie odpowiedzialności za rozwój uczniowskich talentów wynika z błędnego utożsamienia ich z inteligencjami zdefiniowanymi przez Howarda Gardnera. Inteligencja przestrzenna, kinestetyczna, matematyczna, czy językowa nie oznaczają, że uczeń ma talent. To może być wskazówką i informacją o potencjalnym talencie. Ale z samego faktu posiadania określonego typu inteligencji uczeń nie stanie się ani wybitnym pisarzem, ani wielkim architektem, czy głośnym naukowcem, tancerzem lub sportowcem. Inteligencja oznacza pewne predyspozycje, sposób wyrażania świata, język, którym komunikuje się najlepiej i dzięki niemu może łatwiej się uczyć. Oczywiście, że należy tę wiedzę wykorzystać w szkolnej dydaktyce, przy wyborze strategii uczenia się i nauczania. Nieuzasadnionym jest jednak oczekiwanie, że szkoła będzie miejscem rozwoju talentów na miarę Mikołaja Góreckiego, Maurica Bejarta, Umberto Eco, Marii Callas, czy Agnieszki Radwańskiej. Prawdziwy talent nie potrzebuje szkoły. Nie jest też prawdą, że  dzisiejsza szkoła zabija talenty. Ona może ich nie rozpoznać i nie rozwijać, ale prawdziwego talentu na pewno nie zniszczy.  Jeżeli talent zdefiniujemy jako wyjątkowe wrodzone predyspozycje w dziedzinie intelektualnej, ruchowej lub artystycznej przejawiające się ponadprzeciętnym stopniem sprawności w danej dziedzinie lub zdolnością do szybkiego uczenia się jej, to zrozumiemy, że szkoła nie może przyjąć na siebie zadania rozwijania uczniowskich talentów . Talent oparty jest na indywidualnym potencjale człowieka wyróżniającym się na tle innych osób w tej samej dziedzinie. Łatwo więc dostrzec, że talent nie jest tożsamy z wieloraką inteligencją. Wybitnie utalentowanych jest naprawdę niewielu. Inaczej wszyscy, u których zdiagnozowano by którąś z inteligencji zostaliby mistrzami sportowymi, tancerzami wygrywającymi międzynarodowe konkursy, czy światowej sławy artystami. I nie dlatego, że szkoła tych inteligencji nie wykorzystuje, ale dlatego, że prawdziwy talent to coś wyjątkowego i niezwykle rzadkiego.  Nieuzasadnionym jest więc oczekiwanie, że szkoła będzie skupiała się na kilku wybitnych jednostkach. Warto przypomnieć, szkoła nie może realizować wszystkich wobec niej oczekiwań. Często są one sprzeczne. Ona ma przede wszystkim wyposażyć ucznia w umiejętności, wiedzę i postawy do funkcjonowania w społeczeństwie. Ma być miejscem kształtowania charakterów i postaw etycznych. Talenty jak Soichiro Honda (Honda), Bill Gates (Microsoft), czy Steve Jobs (Apple) i wielu innych nie rozwinęły się w szkole, ale dzięki istocie talentu, którą jest siła. I to za jej sprawą codzienna, wielogodzinna praca, ćwiczenia, czy treningi są czymś naturalnym. Bo to jest prawdziwa pasja. Ważna jest samorealizacja i odpowiedzialność za własny rozwój. Prawdziwy talent się obroni i szkoła mu w tym na pewno nie zaszkodzi, mimo że nad jego rozwojem nie będzie się w jakiś wyjątkowy sposób koncentrowała. Szkoła na pewno szuka talentów, nierzadko odkrywa je, wykorzystuje i jest z tego powodu bardzo dumna. Często w ten sposób buduje swoją przewagę konkurencyjną.