Moim ostatnim wpisem na blogu wywołałem w różnych miejscach na Facebooku gorącą i pełną emocji dyskusję. Każdy miał prawo odczytać mój tekst tak, jak chciał. Jedni zobaczyli w nim wartość i okazję do dyskusji, inni atak na Marcina Zaroda. To była moja licentia poetica, która nie wszystkim się spodobała. Nadal biorę pełną odpowiedzialność za ten tekst i wyjaśniam moje dlaczego? i po co? to zrobiłem.
Dlaczego?
Obserwuję dziś, jak technologia dominuje w dyskursie o szkole. Konferencje, sympozja, debaty i szkolenia skupiają się dziś głównie wokół takich słów kluczy jak: cyfrowa szkoła, e- podręczniki, tablice interaktywne, narzędzia mobilne i apilikacje komputerowe, szkoła WEB 2.0, e-learning, cyfrowy uczeń, a nawet cyfrowy nauczyciel. Za mało mówi się tutaj o człowieku, wychowaniu, nawykach skutecznego działania - cechach niezbędnych każdemu z nas nie tylko w przyszłości.
Po co?
Chcę zainicjować dyskusję o funkcji wychowawczej szkoły, aby obok promocji technologii pojawił się profesjonalny dialog o wychowaniu. Przygotowanie do przyszłości to nie tylko kompetencje związane z technologią informacyjno - komunikacyjną, ale również wspieranie uczniów w budowanie charakteru, opartego na takich cechach jak proaktywność, poczucie własnej wartości, poczucie obfitości, pozytywne myślenie i spójność wewnętrzna. Społeczeństwo potrzebuje odpowiedzialnych, samodzielnych i przedsiębiorczych obywateli. Dużą rolę w promocji tej funkcji szkoły widziałem w Marcinie Zarodzie. Dziś, jak nikt inny, ma przecież okazję być słyszanym szerzej zwracając uwagę na ten ważny problem. Bardzo na to liczyłem.