Przełomu nie było, ale konferencja w Kancelarii Prezydenta RP wniosła nową wartość do dyskursu o narodowej edukacji. W centrum uwagi było młode pokolenie, a nie cyfrowa technologia z jej atrybutami. Wiemy już o niewykorzystanym potencjale młodych ludzi, o tym, że nie kształcimy innowacyjnego społeczeństwa, że brakuje profesjonalnego doradztwa zawodowego, że standardy kształcenia i doskonalenia nauczycieli nie odpowiadają na wyzwania dzisiejszego świata, i to że Kongresy Obywatelskie oraz te organizowane przez IBE niewiele zmieniają w systemowych rozwiązaniach. Mam nadzieję, że konferencja w Pałacu Prezydenckim nadała działaniom na rzecz edukacji nowe znaczenie. Od dawna zdajemy sobie sprawę, że za dużo dyskutujemy, narzekamy, krytykujemy, a za mało działamy. A jeżeli działamy, to czy na pewno służy to pojedynczym obywatelom, społeczeństwu i państwu? Na czym skupiamy naszą energię i czas w polskiej szkole? Jak się okazuje, nie wszystko, co robimy jest skuteczne, pomaga uczniom i doprowadza do osiągnięcia ważnych i nie tylko politycznych celów. Konferencja w Pałacu Prezydenckim nie zaproponowała żadnych istotnych rozwiązań, ale pozwoliła mi utwierdzić się w przekonaniu o potrzebie zdefiniowania na nowo funkcji szkoły. Wystąpienia ekspertów i panelistów potwierdziły moją ocenę związaną z przygotowaniem młodego pokolenia do wyzwań przyszłości. Natomiast głosy w dyskusji były bardziej autoprezentacjami znanymi z innych konferencji, niż nowym spojrzeniem na problemy polskiej edukacji.
W wystąpieniach ekspertów i panelistów pojawiły się wątki, które świadczą o potrzebie przywrócenia szkole ważnej funkcji w rozwoju społeczeństwa. Do niedawna jeszcze to najczęściej koncentracja na przygotowaniu uczniów do zewnętrznych egzaminów była najlepszym sposobem oceny skuteczności szkoły. Celem jej było poprawienie pozycji na listach licznych rankingów. Nie doceniało się w wystarczający sposób osiągnięć teorii wychowania, współczesnej pedagogiki, neurodydaktyki, psychologii rozwojowej, kształcenia postaw i formacyjnej roli szkoły. Myślenie o kształceniu pod rynek pracy jest błędem. Zmienność, nielinearność i relatywizm charakteryzujący ponowoczesny świat nie pozwala nam na definiowanie zawodów i wynikających z tego faktu potrzeb rynku. Potrzebujemy społeczeństwa otwartego, współzależnego i odpowiedzialnego. Potrzebujemy kapitału społecznego, który pozwoli wykorzystać zaufanie, współpracę i zaangażowanie w tworzenie lepszego świata. Ważnym jest budowanie u uczniów poczucia własnej wartości w celu budzenia aspiracji młodych ludzi nie tylko w wiejskich szkołach. Cieszę się, że w czasach wpływu technologii na styl życia, nie było o niej prawie mowy. Rzadko się zdarza, że podczas organizowanych dziś licznie konferencji, najważniejszym tematem staje się budowanie w szkole postaw opartych na charakterze, rozwój nawyków skutecznego działania i tworzenie kapitału społecznego jako pozaekonomicznego czynnika rozwoju gospodarki. W Pałacu Prezydenckim rozmawiano o uczniach, o ich kompetencjach i ich (nie)wykorzystanym potencjale. Mówiono o sile pokolenia, które stoi wobec wielu wyzwań.
W czasach pogoni za cyfrowymi narzędziami w edukacji, następuje odwrót i przyznanie, że nadeszła pora nie na promocję technologii, bo ta ma swojego promotora w postaci biznesu i w naturalny sposób staje się coraz bardziej obecna w szkole, ale odnalezienie prawdziwych przewodników i wychowawców dla uczniów sięgając do źródeł funkcji szkoły. To dla wielu nadal niepopularne podejście. Znakomite wyniki osiągnięte przez polskich gimnazjalistów w badaniach PISA nie powinny - jak słusznie zauważył Prezydent Komorowski - zwolnić nas z obowiązku monitorowania, doskonalenia szkoły, szkolnej dydaktyki i systemu edukacji. Zmieniło się pokolenie uczniów, zmieniła się rzeczywistość na zewnątrz. Dziś w szkole nie tylko wiedza i informacje przedmiotowe są najistotniejsze, ale budowanie kompetencji społecznych takich jak współzależność, współpraca, zaufanie, pozytywna i skuteczna komunikacja oraz wiarygodność.
Dużo energii tracimy na przygotowanie do egzaminów zewnętrznych zaniedbując tym samy cały obszar związany z budowaniem postaw i charakteru pokolenia dzisiejszych uczniów. Nie rozwijamy kompetencji społecznych i nie tworzymy przewagi konkurencyjnej. Ścigamy się bez jasnego celu. Nadal nie ma wśród decydentów świadomości potrzeby odpowiedzenia sobie na pytanie "dlaczego" i "po co" nam nowa definicja szkoły i dydaktyki. Nie zgadzam się z poglądem, że szkoła nie potrzebuje rewolucji. Być może to tylko kwestia definicji tego pojęcia. Za rewolucję w edukacji rozumiem przywrócenie szkole jej funkcji formacyjnej. Wyniki badania PISA nie powinny nas uśpić. Zmiany są potrzebne. Potrzebne są zmiany świadomości w rozumieniu nowej roli szkoły.
Niestety, do tej pory nie powstało żadne systemowe rozwiązanie stwarzające przestrzeń do kształtowania i budowania charakteru. Nie ma strategii narodowej edukacji. Od lat piszę nie tylko o jej braku, ale też braku wizji i misji polskiej szkoły. Przed nią nowe wyzwanie. Jak wiadomo, każda zmiana zaczyna się od pojedynczego człowieka. Szkoła nie musi być nudna. Nudną robią ci, którzy nie potrafią robić interesującej. O szkołę angażującą uczniów upominał się jeden z panelistów debaty w Pałacu Prezydenckim. To nasza indywidualna decyzja może sprawić, że w pracy wychowawczej zastosowane zostaną metody wykorzystujące potencjał uczniów. Wystarczy uzmysłowić sobie, że funkcja szkoły nie może ograniczyć się tylko do przekazywania wiedzy, że zadaniem szkoły nie jest wyłącznie przygotowanie do kolejnego etapu kształcenia. Szkoła ma przygotować do życia w przyszłości, do funkcjonowania w świecie, którego nie potrafimy zdefiniować. Jakiekolwiek prognozowanie świata za pięć lat jest równie trudne jak jego projekcja za lat dwadzieścia.
Kształcenie w ponowoczesnym świecie kompetencji społecznych, postaw i cech charakteru to jedno z najważniejszych wyzwań dla dzisiejszej szkoły. Konferencja w Pałacu Prezydenckim potwierdziła, że pogląd ten staje się coraz bardziej powszechny.