W tym roku co piąty maturzysta nie zdał egzaminu. Równie słabe były wyniki egzaminów gimnazjalnych. Dyrektorzy szkół z przerażeniem stwierdzili, że jest gorzej niż w ubiegłym roku. Zastanawiają się, czy uczymy gorzej, czy mamy niezdolnych uczniów, słabych nauczycieli, a może system naszej oświaty jest mało skuteczny? Na ile możemy wierzyć testom i jak wyniki matur mają się do badań PISA, które wskazują, że kompetencje uczniów wzrastają?
W Europie jesteśmy na 5 i 7 miejscu. Ten fakt z triumfem ogłosili na jednej z konferencji premier Tusk i minister Hall. Otrzymałem kolejny argument, że testy, egzaminy, sprawdziany w dotychczasowej formie to bezmyślne marnowanie milionów złotych. Pisałem o tym tutaj wcześniej. Pani minister broniąc egzaminów zewnętrznych przekonywała na Kongresie Edukacji, że dzięki niemu otrzymujemy cenne dane, które pozwalają zarządzać polską edukacją. Do tej pory nie było ich, trudno było podejmować strategiczne decyzje. Jakie w takim razie informacje otrzymujemy analizując tegoroczne wyniki egzaminów? Czy szkoła źle przygotowuje uczniów? A może nauczyciele nie potrafią uczyć, a dyrektorzy wyciągać wniosków i wprowadzać programów naprawczych? Nie możemy tego stwierdzić, bo z charakterystyczną dla urzędników nonszalancją przedstawiciel CKE komentując wynik tegorocznych egzaminów ogłosił, że nie należy porównywać tegorocznych wyników z ubiegłorocznymi. Są o różnym stopniu trudności. Dla ekspertów stworzenie porównywalnych testów to problem? A może jest to przemyślana strategia decydentów, która ma realizować jakiś ważny cel narodowy? Jaki? Dlaczego nie możemy tego wiedzieć? System egzaminów jest kosztowny, zatrudnia masę urzędników i jak widać nie spełnia swoich podstawowych funkcji. Najczęstszą reakcją na błędy CKE to zmiana jej dyrektora. Nowy, pełen zapału i ambitny reformuje, wprowadza zmiany i otrzymujemy to samo. Błędy w testach, awarie systemów informatycznych, brak możliwości porównywania wyników. Gdyby tak funkcjonowały badania PISA, mógłbym mieć poważne wątpliwości, czy możemy cieszyć się poprawą wyników polskich gimnazjalistów. Polskie egzaminy zewnętrzne nie posiadają tej funkcji. Na ich podstawie nie można budować żadnych programów. Bo już cieszymy się, że nasi ucznie się poprawili i raptem okazuje się, że kolejny rok pracy to ogromny regres. Nie możemy tych egzaminów porównywać, ale przecież ich istotą powinna być możliwość obserwacji postępu, efektów pracy szkoły, nauczycieli, skuteczności programów i metod pracy. Szkoły budują systemy doskonalenia, analizują wyniki, uczestniczą w próbnych egzaminach i licznych diagnozach, wprowadzają programy naprawcze i na koniec okazuje się, że wyniki są gorsze i nie możemy ich odnieść do poprzednich lat. Nauczyciele tracą motywacje, uczniowie morale, rodzice otrzymują nieadekwatne rankingi szkół, a społeczeństwo informacje o niewydolnym systemie polskiej edukacji.
PS. Jeden ze znajomych nauczycieli powiedział mi wczoraj, że nie warto zajmować się czymś, na co nie mamy wpływu. Zasada jest prosta. W ubiegłym roku egzaminy były łatwe, więc w tym roku podniesiono poziom trudności. Okazało się, że za bardzo, więc w następnym będę łatwiejsze. I tak od przypadku, do przypadku. Czy rzeczywiście tak funkcjonuje polski system zewnętrznych egzaminów?
Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę