Z zainteresowaniem obejrzałem kilka tygodni temu reportaż o systemie bezpieczeństwa w amerykańskim lotnictwie. Ukazywał jego nieskuteczność mimo wydanych na ochronę pasażerów i lotnisk 33. miliardów dolarów. Zamówiono wiele kosztownych ekspertyz. Specjaliści przygotowali liczne opracowania, ale natychmiast je ocenzurowano i zakazano publikacji. Społeczeństwo nie miało prawa dowiedzieć się o wynikach, w konsekwencji opinia publiczna nie poznała wniosków. Dowodzono, że władze zajęły się drobiazgami nie dostrzegając prawdziwego niebezpieczeństwa. Z jednej strony eksperci wskazujący błędy, z drugiej obojętność urzędników, którzy ignorują wiele ważnych informacji, mogących zapobiec tragediom. Również tej z września 2001 roku. Od razu nasunęła mi się analogia do systemu oświaty i działań MEN, który organizuje spektakularne konferencje i ogłasza konkursy finansowane z funduszy europejskich. W opinii wielu ekspertów to nieefektywne wydawanie pieniędzy. Jednak przekonywanie ogromnej rzeszy biurokratów do natychmiastowych zmian jest bezskuteczne.
System edukacji, podobnie jak system bezpieczeństwa amerykańskich lotów, rozrósł się do niebywałych procedur biurokratycznych. Dyrektorzy szkół z przerażaniem wyliczają absurdalne przepisy, które regulują zasady i warunki funkcjonowania szkoły. MEN zajmuje się szczegółowymi rozporządzeniami dotyczącymi kolejności zajęć, wyglądu szkolnych podwórek, czy kolorów dywaników w salach, w których mają odbywać się zajęcia dla sześciolatków. Nie koncentruje się natomiast na stworzeniu nowej szkoły przygotowującej do przyszłości. Nie próbuje realizować żadnego ze scenariuszy przygotowanego przez ekspertów. Dziś powinniśmy pracować na rzecz jutra. My próbujemy jedynie i co najwyżej poprawiamy tylko system rodem z XIX wieku. Obowiązujący dziś może przygotować jedynie do przeszłości i nie może być efektywny! Sytuacja ta przypomina wannę, w której przelewa się woda. Wszystko za chwilę może wymknąć się spod kontroli. Nie ma chętnych i odważnych, którzy zakręcą kurki i zapobiegną zbliżającemu się nieszczęściu.
Pojawiają się międzynarodowe sprawozdania, liczne diagnozy, badania naukowe. Mówi się w nich o wyzwaniach i wyraźnych trendach w edukacji. Ostatnio opublikowano kolejny raport Horizont. Zawarte w nim rekomendacje nie są obce niezależnym ekspertom, którzy od lat wskazują na konieczność zmian archaicznego modelu. To nie dla nich są tworzone liczne ekspertyzy. One mogą jedynie utwierdzać ekspertów w przekonaniu o konieczności zmian. Natomiast warto, aby urzędnicy zaczęli je analizować i wyciągnęli wnioski dla edukacji przyszłości i przyszłych pokoleń.
Niemal wszystkie elementy obecnego systemu są nieadekwatne do rzeczywistości. Oto kilka przykładów: (1) traktowanie w jednakowy sposób pierwszoklasistów i maturzystów sadzając jednych i drugich w ławkach z nauczycielem przy tablicy, (2) masowa edukacja, jej standaryzacja i uczenie "pod klucz", (3) koncentracja na testach, (4) organizacja pracy ucznia w szkole i archaiczny system klasowo - lekcyjny, (5) nauczyciel w roli chodzącej encyklopedii, (6) nieefektywny system nadzoru, (7) dewaluacja wykształcenia, (8) kosztowny system awansu zawodowego. Nie wykorzystuje się potencjału pokolenia dzisiejszych uczniów, energii tysięcy nauczycieli, synergii tkwiącej w połączeniu technologii i sieci. Wygranym są urzędnicy zapewniający sobie w ten sposób pracę, firmy tworzące systemy monitoringu w szkole i biznes edukacyjny przynoszący wielkie zyski. Rezygnujemy z prawdziwej reformy tylko po to, by zyskać fałszywe poczucie spokoju. Szczególnie teraz przed wyborami. Efekty prawdziwych i niezbędnych decyzji będą widoczne za wiele lat. Niewielu podejmie się tego wyzwania. Dziś politycy potrzebują natychmiastowych, często krótkotrwałych i spektakularnych efektów, bo tylko takie decyzje są z ich punktu widzenia korzystne celowe i uzasadnione.
Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę