„Za 50 lat współczesne szkoły będzie uważać się za barbarzyński relikt przeszłości. Obecny system unieszczęśliwia dzieci i testuje granice ich wytrzymałości psychicznej. Co ważne, nie gwarantuje im stałej pracy, płacy ani bezpieczeństwa, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Bo miejsc pracy wymagających bezrefleksyjnego wykonywania poleceń jest coraz mniej, a te, które istnieją, są nisko płatne. Jeżeli chcemy mieść szczęśliwe dzieci, które później będą się spełniać zawodowo, musimy dać im zdecydowanie więcej wolności, niż mają obecnie.” (prof. Peter Gray w rozmowie z Aleksandrem Pińskim w: Uważam Rze, nr 16-17/2013)Oceniając krytycznie obecny system kształcenia profesorowie Gray i Śliwerski przedstawiają funkcjonujące w Zachodniej Europie, USA czy Australii modele edukacji, których elementy dostrzegam w kilku powstających w Polsce szkołach opartych na ideach demokracji, wolności, odpowiedzialności i samoświadomości. Brakuje powszechnie tych wartości w naszej szkole. Trudno w Polsce zaakceptować nowy system, bo szkoła z dotychczasowym stylem uczenia nie wykształciła w uczniach ani postulowanych cech charakteru, ani nawyków skutecznego działania. W tak rozumianej szkole uczniowie mogą się czuć zagubieni i może się stać to, co stało się po 1989 roku. Wielu nie potrafiło poradzić sobie z nową sytuacją społeczno-ekonomiczną. A dar wolności okazał się przekleństwem.
Uczeń spędza w szkole wiele godzin dziennie i dodatkowo kilka na odrabianiu obowiązkowych zadań domowych - to paradygmat edukacji z przeszłości, edukacji archaicznej i nieskutecznej. Czy mamy poczucie, że wiele godzin siedzenia w ławce jest wykorzystanych w najlepszy możliwy dla ucznia sposób? Czy ten czas związany jest z rozwojem jego zainteresowań, pasji, talentów? Ile z tego czasu jest czasem efektywnie wykorzystanym? Czy można inaczej? Konflikt, który nam towarzyszy związany jest z próbą pogodzenia obecnego modelu edukacji w szkolnych murach z uczeniem się w nowym paradygmacie.
Samodzielna praca, uczenie się z wykorzystaniem zasobów sieci, czytanie i samodoskonalenie bez wychodzenia na uczelnię, kursy, szkolenia - to paradygmat edukacji przyszłości. Szkoła stanie się natomiast miejscem spotkań, debat, dyskusji, uczniowskich badań, eksperymentów, symulacji, budowania strategii i - jak postuluje Marc Prensky - rozwijania u uczniów krytycznej analizy, naukowego myślenia, metod rozwiązywania problemów oraz sposobów uzyskania wiedzy o samym sobie. Zajmie się kształtowaniem kompetencji społecznych. Cel tak zorganizowanej edukacji jest jeden - rozwijać potencjał uczniów pamiętając jednocześnie, że to od nich będzie zależał rozwój świata i nauki. Że wychowujemy dla społeczeństwa, Polski i świata, a nie dla samych siebie. Czy jesteśmy do tego przygotowani? Dla wielu to już codzienność. Nie mają poczucia, że coś tracą, że odbywa się to kosztem ich zainteresowań. Ale wielu z tego właśnie powodu odczuwa dyskomfort, niepokój, a nawet ma poczucie winy, kiedy zauważa, jak wiele czasu spędza w sieci. A przecież spędzanie długich godzin w bibliotece i czytelniach było - i mam nadzieję nadal jest - czymś oczywistym. Coraz więcej przeznaczamy go na czytanie, słuchanie i uczenie się, współpracując z innymi nie wychodząc z domu. Okazuje się, że nikt nas do tego nie zmusza, nie pogania. Nie brakuje motywacji, bo nie potrzebują jej ci, którzy koncentrują się na rozwijaniu własnych pasji i talentu. Spędzamy długie godziny na treningach, ćwiczeniach i uczeniu się. I dzieje się to poza murami szkoły. To co sprawia, że nie liczy się ani czas, ani wysiłek, to świadomość potrzeby samorozwoju i doskonalenia się, jako coś zupełnie naturalnego.
Chodzenie na zorganizowane zajęcia i szkolenia, czy podjęcie kolejnych studiów podyplomowych nie jest dziś niezbędne, aby zdobyć odpowiednie kwalifikacje. To oczywiste, aby uczyć się, rozwijać swoje kompetencje, odkrywać nowe rzeczy nie musimy chodzić do szkoły. Jest już ogromna liczba osób, która nie potrzebuje formalnego potwierdzenia dla posiadanych kompetencji. W sytuacji, w której wśród młodych ludzi pomiędzy 18-24 rokiem życia już blisko 80 % studiuje lub skończyło studia, dezaktualizuje się znaczenie edukacji formalnej. To, czy zdobędziemy dobrą pracę nie zależy już wyłącznie od tego, czy zdobędziemy dyplom. Potrzeba czegoś więcej - gotowości do podejmowania wyzwań, otwartości na zmianę, umiejętności rozwiązywania problemów, kreatywności, inicjatywności, przedsiębiorczości i ciągłego uczenia się i reagowania na zmieniającą się rzeczywistość. Tego szkoła dziś nie uczy.
Od kilku lat pojawiają się propozycje nowej organizacji pracy uczniów, które wykorzystują zarówno ich indywidualne predyspozycje, uzdolnienia, motywację oraz uczenie się w sieci. Do tego włączają nową przestrzeń, w której odbywa się dziś edukacja. Łączą w sobie dwa paradygmaty. Ale nadal są to jedynie rozwiązania przejściowe, które zaowocują ostatecznie silnym rozwojem zindywidualizowanych programów i szkół opartych na modelu odwróconej szkoły. Powstają autorskie programy, które wykorzystują wysoki poziom dyscypliny uczniów, potrzebę samorozwoju i doskonalenia się nie tylko w szkole. Zresztą, jak pamiętam, przygotowanie ucznia do olimpiad, konkursów bardzo często odbywa się w domu w ramach samokształcenia monitorowanego przez nauczyciela. Wyjątkowe uzdolnienia uczniów, talent i pasje rozwijają się najczęściej poza szkolnymi murami. Własny dobór lektur, organizacja warsztatu pracy uzależnione są od postawy, cech charakteru, priorytetów i samoświadomości ucznia. Szkoła rzadko ma czas na rozwijanie indywidualnych talentów. Zajęta jest masową edukacją i przygotowaniem do egzaminów. Stąd nowy, coraz silniejszy trend przejawiający się inicjatywami typu „dobra edukacja”, „szkoła demokratyczna”, „edukacja przyszłości” wykorzystuje wzrost świadomości rodziców, odpowiedni czas, możliwości technologiczne, zasoby sieci, a przede wszystkim potrzeby i potencjał uczniów.