sobota, 14 czerwca 2014

Szkoła wspólnotą wartości

Można o rodzicach tak: hamulcowi zmian w edukacji. Można też inaczej, pozytywnie szukając odpowiedzi na pytanie, co zrobić, aby stali się sojusznikami zmian w polskiej szkole? Jak przekonać ich do zostania ambasadorami idei służących nie tylko ich dzieciom, ale całemu społeczeństwu? Jedni szukają szkół, które najlepiej przygotują do egzaminu. Takich, które znajdują się na szczytach wszelkiego rodzaju rankingów. Są też rodzice, dla których koncentracja wokół testów to nie jedyna wartość. Szukają alternatywnych rozwiązań. Stąd szkoły demokratyczne, edukacja domowa, koncepcja Montessori. Są też tacy, którzy wyjeżdżają ze swoimi dziećmi w roczną podróż dookoła świata. Kto bardziej kocha swoje dzieci, kto lepiej przygotowuje je do życia? Która z koncepcji jest skuteczniejsza i bardziej słuszna? W pluralistycznym społeczeństwie wielość jest wartością.


To indywidualne wybory decydują o szkole, do której uczęszczają nasze dzieci. A wybory są wynikiem osobistych i ważnych dla każdego z nas wartości. Wolność, współpraca, zaufanie, miłość, twórczość - każdy rozumie inaczej. Przejawem tego będą zupełnie inne zachowania. Dlatego tak ważne jest, aby w szkole wartości były nie tylko wybrane, ale też zdefiniowane poprzez opis działań, które chcemy zaobserwować. Czy tak samo rozumiemy sprawiedliwość, mądrość, szczęście? Wchodząc do szkoły od razu widzimy, jakie wartości są w sposób świadomy lub nie wyrażane. Patrzymy na tablice ogłoszeń, nauczycieli, zachowania administracji i wygląd sal lekcyjnych. Dużo też powie nam program wychowawczy, wybór metod nauczania, formy komunikacji, a nawet sam przebieg zebrań z rodzicami. Wspólny wybór wartości, wokół których budujemy kulturę szkoły i ich zdefiniowanie, pozwoli rodzicom nie tylko na świadomy wybór szkoły, ale też uniknąć w przyszłości rozczarowań. A te rodzice manifestują najczęściej sformułowaniami: nie do takiej szkoły zapisywałem swoje dziecko, nie tak wyobrażałem sobie jego naukę, nie na to się umawialiśmy, to nie tak miało wyglądać? Zabiegamy o kolejnych kandydatów i aby przyciągnąć uczniów szukamy przewagi konkurencyjnej wymyślając nowe propozycje, hasła i niewiele mówiące slogany. Przygotowując ofertę programu dydaktyczno - wychowawczego tworzymy bardziej listę życzeń, niż konkretne zobowiązania. Szkoła bardziej kreuje w swoich deklaracjach oczekiwania, których w konsekwencji nie jest w stanie zrealizować, niż spełnia rzeczywiste potrzeby. Ilu rodziców, tyle różnych wizji, koncepcji i pomysłów. Stąd nieporozumienia i często burzliwe dyskusje. Chcąc ich uniknąć stajemy się reaktywni. Odpowiadamy na coraz to wymyślne żądania. Unikamy rodziców lub konfrontujemy się z nimi. Przekonuję się o tym często podczas moich szkoleń i rozmów z dyrektorami oraz rodzicami.

Nie najlepsze relacje w szkole to nie tylko wynik złej komunikacji, ale brak jasno sformułowanych wartości. Jedni oczekują, że szkoła skoncentruje się na przyjemnej, bez zbędnego wysiłku i stresu nauce, do tego z wysokimi ocenami, drudzy zaś liczą, że priorytetem będą wysiłek, dyscyplina, odpowiedzialność i konsekwencja. Czytając ofertę edukacyjną jedni i drudzy są przekonani, że to jest właśnie szkoła marzeń dla ich dzieci. Potem podczas zebrań i spotkań dziwią się, jak bardzo ich oczekiwania są odległe od tego, co rzeczywiście dzieje się w szkole. Kiedy mówimy, że uczymy nowocześnie, to zupełnie inaczej każdy to może zrozumieć. Czy chodzi raczej o więcej technologii, nowych cyfrowych narzędzi i rozwój umiejętności w ich wykorzystaniu, czy raczej nowoczesność to współzależność, proaktywność, współpraca, samozarządzanie? Nie będąc pewnym, czego potrzebują rodzice na wszelki wypadek mówimy, że robimy i to, i to. Przekonujemy, że jednego bez drugiego nie da się zrobić! To przecież oczywiste! Oczywiste, ale dla kogo? Rodzic, który na co dzień pracuje w swojej firmie z młodymi ludźmi, bardziej dostrzega deficyt umiejętności związanych z komunikacją, budowaniem relacji w zespole i brak samodzielności, niż słabo rozwinięte u nich kompetencje związane z cyfrowymi technologiami. Dla niego kształcenie kompetencji społecznych jest ważnym wyróżnikiem nowoczesnej edukacji. Koncentrując się na rozwijaniu charakteru łatwiej przyjdzie nam zmotywować i zaangażować uczniów do przejęcia odpowiedzialności za własne życie. Kierując się jedynie modą i przekonaniem, że w dzisiejszym świecie słuszne jest rynkowe podejście, zmierzamy donikąd. Prędzej czy później nastąpi rozczarowanie. Dlaczego? Bo brakuje miejsca na dyskusję, refleksję i chęć zdefiniowania zachowań budujących prawdziwą kulturę organizacji.

Wartości, którymi kieruje się każdy z nas w życiu, stają się wartościami, które wnosimy do organizacji. Chcemy, aby były przez innych szanowane. To one decydują, czy czujemy się w danym środowisku dobrze, czy obco. Dopóki jednak nie określimy jasno, co jest dla nas wszystkich najważniejsze, nie uda nam się zbudować spójnego systemu wychowawczego, czytelnego modelu dydaktycznego. To właśnie konflikt wartości jest przyczyną wszelkich nieporozumień. Dlatego warto rozpocząć tworzenie wizji edukacji od wspólnej pracy nad wybraniem i zdefiniowaniem wartości, do których chcemy przybliżać naszych uczniów. Spotkanie nauczycieli z rodzicami w poszukiwaniu tego, co najważniejsze na pewno zaowocuje większym zaufaniem i przede wszystkich będzie motywacją do rozwiązywania wszelkich nieporozumień w duchu wygrana - wygrana. Odwołujemy się wówczas do tego, co dla nas wszystkich jest bliskie i określamy, jak to rozumiemy. Badania przywoływane przez Petersa i Watermana w książce „W poszukiwaniu doskonałości” dowodziły, że organizacje, które odwołują się do wyższych wartości mają większą moc przetrwania. Dziś - dodatkowo jeszcze w obliczu badań dotyczących niskiego kapitału społecznego - warto bardziej realistycznie powrócić do uznania takiego podejścia za ważny element funkcjonowania każdej społeczności, również szkoły.