Dalej obowiązuje masowa edukacja, jak masowa produkcja finalizowana kontrolą jakości. Masowa, bo skrojona dla wszystkich według jednego rozmiaru. Masowa, bo nie troszczy się - mimo zapisów i rozporządzeń ministerialnych - ani o tych, którzy zagrożeni są wykluczeniem, ani o tych ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Nie troszczy się też o tych, którzy chcą rozwijać swój osobisty potencjał. I to niekoniecznie ten związany z przedmiotami akademickimi. Masowy produkt w postaci jednego rozmiaru nie uwzględnia tego, co indywidualne, ponadprzeciętne i wyjątkowe. Kastomizacja w edukacji to cały czas jeszcze daleka - zdaje się - przyszłość. A przecież to jedna z ośmiu cech pokolenia dzisiejszych uczniów, zdefiniowana przez Dona Tapscotta i określana jako niewykorzystany potencjał w szkole. Z jednej strony płyną deklaracje o indywidualizacji w nauczaniu, trosce o talenty uczniów i tworzenie warunków dla rozwoju pasji, ale jednocześnie rytm pracy szkoły wyznaczają egzaminy i jeden cel: wysokie miejsce w rankingu. System segreguje i pogłębia różnice poprzez nierówny dla każdego dostęp do szkół. Tak samo, i to samo dla każdego. To efekt rankingów budowanych na podstawie wyników egzaminów. Ich siła jest ogromna. To nimi chwalą się szkoły. To one decydują o wyborach rodziców i miejscu kontynuowania dalszej nauki. To wreszcie one dzielą szkoły na lepsze i gorsze. Stratyfikacja społeczna ujawnia się również w dostępie do edukacji. Istnieje podział na tych, których stać na dodatkową inwestycję w edukację dziecka i tych, dla których to nieosiągalne. Zmitologizowano istotę egzaminów zewnętrznych, doprowadzając do absurdu siłę ich wpływu na sposób funkcjonowania wielu szkół.
Zespół Szkół Publicznych w Radowie Małym i Samorządowa Szkoła Podstawowa w Ostojowie, Gimnazjum w Mysiadle, Szkoły Demokratyczne, Akademia Dobrej Edukacji... Cieszą te inicjatywy. Wszystkie funkcjonują w Polsce w ramach obowiązującego prawa oświatowego. To nie są eksperymenty wymagające specjalnych procedur i pozwoleń, ale jasnej wizji, zaangażowania i konsekwencji w realizacji. Wszystkie też odwołują się do potrzeby szacunku i zaspakajania potrzeb psychicznych uczniów, rozwijania indywidualnych talentów, pasji i ich osobistego potencjału. Nie wszystkie są jednak powszechnie dostępne. Wymagają od rodziców dodatkowych inwestycji. Niemniej, są to już pojedyncze symptomy kończącej się ery szkoły z pruskimi atrybutami i zuniformizowanym modelem edukacji. Pojawiają się wiec rozwiązania związane z edukacją spersonalizowaną, nową rolą nauczyciela i nowym sposobem funkcjonowania ucznia. Edukacja nowego wymiaru nie ogranicza się tylko do szkolnej przestrzeni, ale wykorzystuje potencjał sieci i przestrzeń publiczną, tę społeczno - kulturową. Nauczyciele poszukujący nowych rozwiązań i modeli próbują odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiej edukacji chce państwo, jakiej społeczeństwo, a na jaką jest dziś skazany uczeń? Czy edukacja spełnia dziś swoją rolę i przygotowuje do uczestnictwa w kulturze, jej pielęgnowania, współtworzenia w coraz bardziej globalnej społeczności? Czy rzeczywiście uczniowie są gotowi do mierzenia się z wyzwaniami? W jaki sposób model funkcjonującej dziś szkoły odpowiada na potrzeby gospodarki opartej na wiedzy, globalizacji, powszechnego dostępu do informacji? Czy wizja szkoły pozbawionej podziału na tradycyjne klasy, przedmioty i bez nauczycieli stojących przy tablicy brzmi abstrakcyjnie? Czy możliwa jest szkoła bez sztywnych planów lekcyjnych, obowiązkowych sprawdzianów, ciągłych testów i biurokratycznych procedur? Pytanie te potrzebują naszej pilnej odpowiedzi. Obserwujemy dynamiczny rozwój techniki i nowoczesnych technologii. Żyje się nam coraz łatwiej, zmienia się styl życia w różnych sferach naszych aktywności. Dlaczego więc nie oczekiwać nowych idei pedagogicznych? Nie jest łatwo je tworzyć, bo wymagają wiedzy, czasu i doświadczenia. Jednak idea społeczeństwa bez tradycyjnej szkoły staje się coraz bardziej realna. Francuski ekonomista Jacques Attali w wydanej w 2006 roku „Krótkiej historii przyszłości” twierdzi:
„Usługi edukacyjne, zdrowotne oraz te związane z zapewnieniem suwerenności państwowej – dotąd obsługiwane przez pracowników państwowych – stracą całkowicie swój dotychczasowy charakter: lekarze, profesorowie, sędziowie i żołnierze staną się pracownikami sektora prywatnego. Usługi te będą coraz droższe i w końcu zostaną wymienione na seryjne produkty przemysłowe”.
Brzmi nieprawdopodobnie? Być może Attali się myli. Ale wbrew pozorom, staje się to coraz bardziej możliwe. Coraz częściej przecież próbuje się rutynowe czynności nauczyciela zastąpić usługami, chociażby poprzez atrakcyjne programy komputerowe. Już są wirtualne wykłady, nowoczesne kursy e-learningowe, gry dydaktyczne, elektroniczne quizy, portale z zasobami edukacyjnymi, a także cyfrowe dzienniki i systemy monitorujące proces uczenia się ucznia. Lekcja z nauczycielem odtwarzającym codzienny rytuał odpytywania, sprawdzania obecności, rozwiązywania powtarzalnych i przewidywalnych problemów, czy zadawania odtwórczych prac domowych nie ma już dziś uzasadnienia. Wykład, test i wreszcie natychmiastowy wynik dostępny jest w sieci w każdym czasie i miejscu. Rutynowe, wpisane w algorytm działania nauczyciela, zastępują coraz częściej cyfrowe technologie. Nauczyciel w szkole nowego wymiaru przejmuje nową rolę: doradcy, trenera, psychologa, eksperta ds. uczenia się. Wspiera w trudnych momentach, wskazuje drogę i motywuje uczniów w momentach zwątpienia i uczy jak się uczyć. Kształci kompetencje i pomaga w ich rozwoju. Ważne, aby to zrozumieć i to jak najszybciej, bo społeczeństwo za chwilę nie znajdzie już powodu, dla którego miałoby chodzić do szkoły. Przecież szkoły nie powstały po to, aby przygotowywać do zdawania egzaminów zewnętrznych, ale po to by realizować cel wpisany w wizję narodowej edukacji. Problem, że jej nie ma. Nie ma wizji, nie ma misji polskiej edukacji. Doprowadzono, że dziś edukacja w szkołach przybiera często charakter oficjalnych kursów przygotowujących do egzaminów. Szczególnie widać to w ostatnich klasach na poszczególnych etapach kształcenia. Uczeń mając do wyboru zajęcia projektowe lub przygotowanie do egzaminu, wybiera najczęściej to drugie. Czy tak powinien wyglądać model nowoczesnej edukacji? Czy potrzebujemy do tego szkoły? Czy w ten sposób powinny być inwestowane publiczne pieniądze? Brak tradycyjnie pojmowanej dziś szkoły nie oznacza, że przestaniemy się uczyć. W ten sposób zaczniemy realizować autentyczną ideę uczenia się przez całe życie. Za uczenie się będzie przejmował odpowiedzialność każdy z nas indywidualnie. Jacques Attali przewiduje zdecydowane zwycięstwo rynku nad demokracją i totalną komercjalizację wszystkich sfer życia:
„Państwa narodowe będą stopniowo wyzbywać się prerogatyw, a w końcu ulegną „dekonstrukcji”. Rozpocznie się nieograniczona prywatyzacja. Rynki będą stopniowo znajdować nowe źródła zysków w działalności, którą dziś zajmuje się państwo – w edukacji, służbie zdrowia, ochronie środowiska, zabezpieczeniu suwerenności. Przedsiębiorstwa prywatne będą chciały skomercjalizować te funkcje, następnie zaś zamienią je na seryjne produkty konsumpcyjne – w doskonałej zgodzie z istniejącą od samych początków Ładu Handlowego dynamiką postępu techniki.”
Czy wizja społeczeństwa bez szkoły w jej dotychczasowym formacie jest możliwa? Tak, choć nie samej szkoły. Ta będzie istnieć. Będzie inna jej misja. Szkoła nowego wymiaru będzie realizowała inne zadania. Obserwując pierwsze symptomy w postaci alternatywnych propozycji, odpowiedź jest twierdząca. To wszystko jest możliwe, bo to już się dzieje. Pojedyncze inicjatywy, które mają miejsce w naszych szkołach, staną się powszechne. Trudno będzie tę zmianę zignorować i zatrzymać. Edukacja w przyszłości będzie zupełnie inaczej zorganizowana. Jak? To zależy od nas, od naszej wizji, naszych działań. Będzie taka, jaką my sami wymyślimy. Przykłady już są. Wszystko zależeć będzie od tego, jakich obywateli potrzebuje nasze społeczeństwo, jakim chcemy być narodem i w jakim chcemy żyć państwie.