Dziś pełna emocji dyskusja o szkole, jej reformie nadal nie dotyczy zasad, wedle których powstała, lecz efektów codziennej praktyki nauczycielskiej, polityki MEN i państwa. Warto wyzbyć się iluzji o tym, że szkoła się zmieni. Oczekujemy bowiem niemożliwego.
Reforma, która nie zakwestionuje zasad, będących podstawą jej dotychczasowego modelu, nie zmieni szkoły w organizację uczącą (się). Dopóki w reformatorskim myśleniu nadal tkwić będziemy w paradygmacie zbudowanym na masowości, przymusie i jednolitości, dopóty nie można mówić o autentycznej reformie. Tak długo, jak nie zrozumiemy, że macdonaldyzacja nie może być praktyką w polskiej szkole, tak długo nie będzie ona ani miejscem naturalnego rozwoju potencjału uczniów, ani sprzyjającym środowiskiem rozwijania kluczowych kompetencji w drugiej dekadzie XXI wieku. To nie zmiany struktury, nazwy, ani nawet samych programów nauczania tworzą szkołę nowoczesnym i przyjaznym miejscem uczenia się ucznia. To nie żadne cyfrowe podręczniki, ani też setki interaktywnych tablic kreują przestrzeń do rozwijania postaw skutecznego działania odwołującego się do charakteru i jego cech. Dopóki nie zdefiniujemy na nowo zasad funkcjonowania szkoły, istoty edukacji nowego wymiaru, dopóty będziemy tkwić w iluzorycznym przekonaniu, że możemy ją zmienić w kreatywne, spersonalizowane, oparte na metodach projektowych i problemowych środowisko uczenia się ucznia, sprzyjające rozwijaniu przedsiębiorczych postaw. W szkole masowej, jednolitej, podporządkowanej zunifikowanym programom i wystandaryzowanym testom, nie uda się w pełni stworzyć takiego miejsca.„Jak to możliwe, że składając zamówienie na nowy typ wykształcenia, nie bierzemy pod uwagę strukturalnych ograniczeń szkoły, że zachowujemy się tak, jakby masowa i jednolita szkoła nie miała swej racjonalności i zasad, które powodują, że nie może dać nam wszystkiego, czego tylko od niej sobie zażyczymy, lecz – jedynie to, co mieści się w graniach jej strukturalnych możliwości?” (prof. Robert Kwaśnica).
W roku 2014 prof. Kwaśnica, odnosząc się do wszelkich prób reformowania, czy wprowadzania w edukacji nowych pomysłów, pisał: „Proponowane zmiany są pozorne, a powodowany przez nie skutek odwrotny do zamierzonego - zamiast budować od podstaw szkołę inaczej pomyślaną, utrwalają racjonalność szkoły dzisiejszej, podtrzymując w ten sposób jej istnienie w znanej nam i krytykowanej formie.”
To wszystko, co dzieje się dziś w szkole jest cementowniem dotychczasowego, wyeksploatowanego i archaicznego już modelu edukacji - swoistej fabryki, a nie organizacji opartej na sile, pasji, talencie i potrzebie samorozwoju. Przypomnę mój tekst sprzed kilku miesięcy, który w obliczu ogłoszonej dziś zmiany w polskim systemie edukacji, staje się jeszcze bardziej aktualny. Na kolejne, długie lata dzisiejsza masowa, obowiązkowa i zbiurokratyzowana szkoła utrwala w myśleniu i działaniu porządek szkoły ery industrialnej. Czy proponowane zmiany są w stanie odpowiedzieć na wyzwania dotyczące innowacyjnej dydaktyki charakteryzującej się indywidualizacją, osobistym tempem pracy ucznia, wyborem i przejęciem odpowiedzialności za własne uczenie się, ale też rozwijaniem kompetencji miękkich. Czy opisany przez amerykańskiego socjologa George'a Ritzer'a proces makdonaldyzacji życia społecznego, w tym również szkoły, zostanie zatrzymany poprzez nową strukturę systemu edukacji? Czy propozycje zmian zahamują groźny mechanizm, jakim jest kalkulacyjność i dehumanizacja? Czy rzeczywiście „dobre jest to, co dostajemy prędko, w dużej ilości i wystandaryzowane”?
Działania, które mają dokonać transformacji szkoły, utrwalają jeszcze bardziej zastany model. Zdecydowana większość zmian i reform cementuje model szkoły jako instytucji państwowej kierującej się konkretnymi celami, czy interesami - często sprzecznymi z postulowanymi przez inicjatorów zmian. Myślenie o reformowaniu edukacji powinno odbywać się nie na poziomie „co zmieniać”, ale refleksji o istocie szkoły jako instytucji. Koncentrujemy się jedynie na objawach jej kryzysu, a nie szukamy zasad będących przyczyną powstania modelu dzisiejszej szkoły, nie odwołujemy się do zasad definiujących ją jako ideę.
Szkoła w swej dotychczasowej istocie będzie się opierać głebokiej i prawdziwej transformacji. Nie zmienimy jej tkwiąc nadal w zasadach bazujących na szeroko rozumianym obowiązku i przymusie, coraz bardziej rozbudowanym regulacjom prawnym i ujednoliconych programach i testach. W tej sytuacji indywidualizacja, partycypacja, rozwój pasji i talentów są jedynie iluzją.
Działania, które mają dokonać transformacji szkoły, utrwalają jeszcze bardziej zastany model. Zdecydowana większość zmian i reform cementuje model szkoły jako instytucji państwowej kierującej się konkretnymi celami, czy interesami - często sprzecznymi z postulowanymi przez inicjatorów zmian. Myślenie o reformowaniu edukacji powinno odbywać się nie na poziomie „co zmieniać”, ale refleksji o istocie szkoły jako instytucji. Koncentrujemy się jedynie na objawach jej kryzysu, a nie szukamy zasad będących przyczyną powstania modelu dzisiejszej szkoły, nie odwołujemy się do zasad definiujących ją jako ideę.
Szkoła w swej dotychczasowej istocie będzie się opierać głebokiej i prawdziwej transformacji. Nie zmienimy jej tkwiąc nadal w zasadach bazujących na szeroko rozumianym obowiązku i przymusie, coraz bardziej rozbudowanym regulacjom prawnym i ujednoliconych programach i testach. W tej sytuacji indywidualizacja, partycypacja, rozwój pasji i talentów są jedynie iluzją.
______________________________________________________________
O instrumentalnym myśleniu zawłaszczającym przestrzeń edukacyjną, jak i inne przestrzenie życia społecznego, pisze prof. Roberta Kwaśnica - współzałożyciel i rektor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej
O instrumentalnym myśleniu zawłaszczającym przestrzeń edukacyjną, jak i inne przestrzenie życia społecznego, pisze prof. Roberta Kwaśnica - współzałożyciel i rektor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej