W mojej codziennej pracy korzysta się powszechnie z firmowego komunikatora. Ułatwia nam to pracę, tym bardziej, że nasze biura mieszczą się w kilku miejscach Warszawy. Oszczędza to nie tylko czas, ale również pieniądze. Przyzwyczajony do komunikacji za pomocą maila i telefonu szybko zacząłem doceniać wartość tego sposobu komunikowania się nie tylko w życiu prywatnym, ale również w pracy zawodowej. Zauważyłem jednak, że nie wszyscy korzystają z firmowego „gadu-gadu”. Część osób preferuje cały czas maile i telefon. Dlaczego? Odpowiedzią może być nowe zjawisko podziału między „pokoleniem Y” a generacją nazwaną przez socjologów „pokoleniem Z”. Tak jak wielu z nas nie może wyobrazić sobie życia bez telefonu, faksu i kserokopiarki, tak "pokolenie Y" zastanawia się, jak wyglądał świat bez Internetu? Zostało ono znakomicie scharakteryzowane w artykule Zuzy Scherer z Nowej Zelandii – felietonistki „Edukacji i Dialogu”. Jeszcze na dobre nie oswoiliśmy się z pojęciem „pokolenia Y”, jak już zidentyfikowano kolejne. Czym różni się od poprzedniego? Dr Jan Fazlagić z Uniwersytetu Ekonomicznego odpowiada, że dla „pokolenia Z” e-mail jest po prostu za wolny. Ta generacja oczekuje natychmiastowej komunikacji i reakcji. Korzysta z sms-ów i komunikatorów zainstalowanych w telefonach komórkowych. Pokolenie to nie może czekać, jest niecierpliwe, nie toleruje żadnego ociągania się, nie rozumie, dlaczego odpowiedź przychodzi dopiero po kilku godzinach. To, czego pragnie, musi być osiągalne niemal w tym samym momencie. Znak czasu - powiadają eksperci. Nie można zwolnić - przekonują inni. Tego oczekuje od nas współczesny świat – krzyczą specjaliści od IT.
Czy rzeczywiście fakt różnych sposobów komunikowania się w pracy, to wynik podziału między dwoma pokoleniami, czy tylko pragmatyczne podejście do pracy i życia?