środa, 29 lutego 2012

Nauczyciel przyszłości

Odwiedziłem w Toronto szkołę, w której jest zakaz korzystania na zajęciach z telefonów komórkowych, tabletów i laptopów. W klasach lekcyjnych nie ma Wi Fi! Nikogo to nie dziwi i nie irytuje. Sieć dostępna jest w wyznaczonych miejscach, tak jak i komputery w dużych pracowniach.
To nie brak środków, ani wiedzy o stylu życia dzisiejszych uczniów sprawił, że szkoła robi wrażenie archaicznej. To świadomy wybór i konsekwencja w myśleniu o znaczeniu autorytetu nauczyciela w szkole. Długo nie mogłem wyjść z podziwu dla tych, którzy mając w klasie do dyspozycji jedynie kredę i czarną tablicę potrafią być dla uczniów prawdziwym mistrzem. W Bishop Allen Academy w Toronto nauczyciel wyjaśniał uczniom podczas lekcji, jak powstają fronty atmosferyczne, skąd bierze się w Toronto arktyczna zima, a latem czujemy się w nim jak w tropikach. Opowiadał, jak tworzą się w Kanadzie wielkie huragany, a w Kalifornii pojawiają nagłe przymrozki. Wyjaśnił, dlaczego podróż z Kanady do Europy trwa krócej niż w przeciwnym kierunku i jak przemieszczają się w oceanie ogromne ławice ryb. Potrzebował tylko kredy i zwykłej tablicy. Miał wiedzę, umiejętności, pasję i szacunek dla uczniów. Słuchaliśmy go z ogromnym zainteresowaniem, bez jakiegokolwiek znużenia, obserwując jego wyjatkową zdolność publicznej prezentacji. Nauczyciel miał COŚ do powiedzienia i wiedział JAK to zrobić. Miał osobowość. Nie korzystał z iPada, komputera, multimedialnego projektora. W tej szkole nikomu to nie przeszkadzało, bo nie ma powodu, dla którego uczeń musiałby się zajmować przeglądaniem stron w internecie, czy wysyłaniem smsów, bo się nie nudzi. W szkole ma okazję być z przyjaciółmi, których lubi. Może rozmawiać z nauczycielami, którzy go szanują i potrafią zainteresować. 
Takich nauczycieli spotkałem z moimi uczniami w Toronto wielu. W szkole językowej, do której uczęszczaliśmy przez miesiąc, w ogóle nie korzysta się z komputerów podczas zajęć. Uczniowie nie mogą korzystać z telefonów, ani elektronicznych słowników. Są za to duże sale komputerowe oblegane przez uczniów w czasie przerw. Poprosiłem moich uczniów, aby wskazali trzy pomysły, które warto przenieść do Polski. Wszycy jednym głosem krzyknęli: NAUCZYCIELI. Dlaczego? Bo są otwarci, przyjaźni, mają wiele różnorodnych zainteresowań, podróżują,  uprawiają sporty, piszą wiersze, pasjonują się życiem i fantastycznie uczą. Pokazują świat z perspektywy własnej pasji i doświadczenia. Potrafią zainteresować i zarazić do poszukiwani nowej wiedzy. Nauczyciele wiedzą, że nie każdy musi zostać geografem, matematykiem, czy znawcą literatury, ale każdego z nich można zarazić pasją badawczą, poszukiwaniem odpowiedzi, stawianiem pytań i uczynić wrażliwymi na wiedzę.  Nauczyciel nie konkuruje z nową technologią, jest KIMŚ, bo ma COŚ, czego jej brakuje. Dlatego pozwala uczniom wybierać. szukać, popełniać błędy i na nich się uczyć. Jest cierpliwy i przyjazny. Lekcje z takimi nauczycielami są prawidzwą przygodą. Taka szkoła na pewno nie jest archaiczną, nienowoczesną i nieprzyjazną uczniom. To szkoła przyszłości, która przywraca nadzieję, że przebywanie z drugim człowiekiem rozwija i pozwala stać się lepszym. W niej uczy się współpracy, komunikacji, rozwiązywania konifliktów. To jest prawdziwa szkoła XXI wieku.
Podzieliłem się tą obserwacją z Aleksandrą Pezdą, dziennikarką specjalizującą się tematyką edukacyjną. Skwitowała krótko: Przecież o tym wiemy. Wiemy, ale dlaczego tak mało podobnych nauczycieli mamy w Polsce? Stephen Covey powiada: aby działania stały się nawykiem muszą wystąpić trzy elementy: wiedza, umiejętność i wola działania. Jeżeli któregokolwiek elementu zabraknie nie możemy liczyć, że coś zmieni. Wiele chciałoby innej szkoły. Czego w niej brakuje? Woli i chęci zmiany, a może wiedzy o tym, co zmienić, czy raczej umiejętności funkcjonowania w rzeczywistości odmiennych stylów życia dzisiejszego pokolenia? 

czwartek, 23 lutego 2012

Nowy trend w edukacji- odwrót?


Mile zaskoczył mnie ostatni artykuł w „Gazecie Wyborczej” dotyczący zgubnych fascynacji nowymi technologiami w szkole. Myślałem, że to już wiemy, a jednak, jak się okazuje, tak nie jest. Autorzy poruszają problemy, o których mówię od lat. Niebezpieczeństwo w stosowaniu technologicznych nowości w szkole to przede wszystkim kwestia słabej kondycji i umiejętności nauczyciela, jego zanikającego autorytetu, jak również samej szkoły jako organizacji przygotowującej skutecznych, proaktywnych, samodzielnych, odpowiedzialnych w działaniu obywateli. Brakuje nauczycielom komptencji do wykorzystania potencjału cyfrowych narzędzi. Brakuje nowoczesnych modeli dydaktycznych, a także wiedzy i strategii sprawiających, że szkoła staje się autentycznym miejscem uczenia się ucznia.  Technologia stanowi jedynie naturalne narzędzie współczesnej dydaktyki a nie cel sam w sobie, który ma uzdrowić system, poprawić jakość uczenia i podnieść efektywność pracy.

Od kilku lat mówię o zaniedbanej roli wychowania w szkole i zgubnej fetyszyzacji testów. To wszystko niszczy ją i jej podstawową rolę. Szkoła ma przygotować do funkcjonowania w nieznanej przyszłości. Szkoła w interesie społeczeństwa, a w konsekwencji państwa ma skoncentrować się na postawach opartych na charakterze. Jeszcze nie tak dawno zachwyt dla obecności technologii w szkole był powszechny, a każda próba mówienia, że nie jest najważniejsza w procesie edukacyjnym, przyjmowana była jako wynik archaicznego postrzegania rzeczywistości. Ja również byłem pod jej ogromnym wpływem. Zrozumiałem jednak, że to nie wokól technologii budować powinniśmy programy, ale wobec określonych zasad i wartości, które chcemy, aby kierowały życiem społeczeństwa. Dyskutując przed laty z młodymi rzecznikami nowoczesnych rozwiązań próbowałem przekonać, że wdrożenia cyfrowych narzędzi w szkole poprzedzić trzeba zmianą paradygmatów myślenia i przede wszystkim stworzenia w niej rzeczywistego miejsca na rozwój kompetencji społecznych. Od lat widzę, jak bardzo są one zaniedbywane i jak ich brak może zagrozić w sprawnym funkcjonowaniu społeczeństwa. Niewiele się zmieni, kiedy zwykłą tablicę w klasie zastąpi interaktywna, iPad, multimedialny projektor czy wielofunkcyjny telefon, jeżeli nie zmieni się modeli dydaktycznych i zachowania samych nauczycieli oraz ministerialnych urzędników. Potrzebujemy zmiany świadomości. Eksperci twierdzą, że tej na miarę przewrotu kopernikańskiego. To tylko świadczy o nieefektywnej już edukacji, którą przyparto do muru. W obecnym kształcie nie ma już żadnego wyjścia. Nie pomoże w tym na pewno obecna reforma. Edukację należy wymyślić na nowo. Nie ma bowiem żadnej zmiany, jeżeli nauczyciel nadal stoi przy tablicy, a uczniowie w ławkach pracują w systemie 45-minutowych lekcji. Jestem rzecznikiem stosowania narzędzi. To dziś podstawowy warsztat pracy. Komputery, telefony, tablety powszechnie obecne w biznesie mają w szkole pomóc, ale nie zastąpią nauczyciela.
 

Cieszy mnie więc ten odwrót. Od dawna powtarzam, że technologia niczego nie załatwi, ani nie przyśpieszy, jeżeli nie zmieni sią nasza świadomość i nie zaczniemy przygotowywać nauczycieli do wykorzystania uczniowskiego potencjału, a potem siły nowoczesnych narzędzi. Technologia posiada swojego promotora - jest nim biznes. To on sprawia, że mamy coraz to nowocześniejsze wersje telefonów, laptopów i tabletów, a moment zakupu sprawia, że stajemy się właścicielami nieaktualnych już wersji. Dlatego nie powinniśmy się na tym koncentrować, ale na uczniu, któremu potrzeba wsparcia w rozwoju jako osoby, pomocy w budowaniu charakteru i kształtowaniu systemu wartości. To na tym ma polegać nowy paradygmat szkoły XXI wieku, w którym będzie miejsce na kształcenie świadomego społeczeństwa. Nie obawiajmy się, że zabraknie w niej miejsca na nowoczesne narzędzia, neurodydaktykę, cyfrowe podręczniki, e-learning i wszystko co jeszcze świat biznesu i nauki nam zaoferuje. Świadomi swoich wyborów nauczyciele i uczniowie będą umieli wybierać to, co najbardziej służy rozwojowi wszystkich obszarów funkcjonowania człowieka. Zaniechanie może być niebezpieczne i groźne w przyszłości.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Siła współzależności

Funkcjonujemy w społeczeństwie na trzech poziomach. Każdy z nich występuje na innym etapie naszego rozwoju. Jeżeli jest on właściwy i nasza droga wzrostu przechodzi płynnie, to wszystkie trzy są naszym udziałem. Wówczas przypomina to wspinanie się po drabinie. Stephen Covey określił tę drogę jako przejście od zależności, po niezależność aż do osiągnięcia poziomu współzależności. Nie uda nam się dojść do wyznaczonego celu, bez przejścia przez każdy z tych etapów. Nie można znaleźć się wyżej, jeżeli nie zaliczyliśmy poprzedniego. Można się jednak zatrzymać i nie podążać dalej. I to stanowi problem zachowań uczniów w dzisiejszej szkole i przekłada się na funkcjonowanie współczesnych społeczeństw. Każdy z etapów jest związany z naszym rozwojem, poziomem świadomości, określoną wizją własnego życia i wartościami, które decydują o naszych codziennych wyborach. Poziom, który niezbędny jest do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie, to poziom współzależności. Tylko na tym poziomie możemy działać skutecznie i realizować marzenia i ważne społecznie misje. Pierwsze lata życia to zależność od dorosłych. Nasza egzystencja uzależniona jest od naszych rodziców i innych osób. To ich troska, zaangażowanie, miłość są niezbędne na tym etapie. Sami nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Z czasem stajemy się mniej zależni, staramy stworzyć sobie obszar do własnej niezależności. Chcemy mieć coś swojego i poczuć, że my kierujemy naszym życiem, określamy własną tożsamość w konfrontacji z innymi. Poszukujemy grup, które podzielają nasze wartości i pasje. Określamy swoje role, zasady i priorytety. Na tym etapie można być niezwykle skutecznym i świadomym w określaniu swoich indywidualnych celów i marzeń. Jednak nastawieni jesteśmy głównie na zaspakajanie własnych potrzeb. Domagamy się, aby nasze pragnienia stały się priorytetami dla innych. Oczekujemy, że inni powinni podporządkować się naszym celom. Takie zachowania odbieramy najczęściej jako egoistyczne. Jest to jednak naturalny etap w rozwoju. Problem staje się dopiero wówczas, gdy nie przechodzimy na wyższy poziom funkcjonowania w społeczeństwie. Brak empatii, umiejętności słuchania, działania w kategoriach wygrana - wygrana nie pozwolą w pełni skorzystać z siły i potencjału, jaki daje synergia wynikająca ze współdziałania. W pojedynkę niewiele możemy osiągnąć. To prawo działania synergii. Nie będzie się ani dobrym lekarzem, ani prawnikiem, ani nauczycielem, jeżeli nie zrozumie się, że tylko poziom wspołżależności daje nam szansę na sukces. Nie możemy być dla innych autorytetem, czy liderem, jeżeli nie uda nam się osiągnąć najwyższego poziomu działania. Brak tej wiedzy jest coraz bardziej widoczny w relacjach międzyludzkich. Naukowcy twierdzą, że umiejętności związane ze współzależnością decydują o rozwoju gospodarki i są pozaekonomicznym czynnikiem jej wzrostu. Duży poziom zaufania, współpraca, umiejętność pracy w grupie i wspólne cele pozwalają wykorzystać siłę synergii i dynamizować procesy rozwojowe. Ma to ogromne znaczenie dla kondycji współczesnego świata i jego harmonijnego rozwoju. Szkoła jest na pewno idealnym miejscem do jego budowania, jak również rozwijania ważnych w życiu kompetencji. Niestety, coraz mniej czasu poświęcamy temu w pracy z uczniami. Zdrowe społeczeństwo potrzebuje świadomych obywateli, którzy współdziałają w imię ważnych celów. Takie postawy powinna kształtować współczesna szkoła. To ważne zadania w dynamicznie rozwijającym się społeczeństwie.