czwartek, 30 listopada 2017

Twórczy potencjał zmiany

Jak często w naszym życiu prywatnym i zawodowym zastanawiamy się nad miejscem, w którym jesteśmy i sensem tego, co robimy? Czy mamy momenty, w których twierdzimy, że nie mamy już szansy robienia nowych ekscytujących projektów, uczenia się czegoś nowego i tym samym maleją nasze szanse na dalszy rozwój? Czy w ten sposób nie manifestuje się wypalenie zawodowe, przekształcające się w depresję? To ważny moment i sygnał, który może być impulsem do zmiany, do osobistej głębokiej transformacji.
Trzeba wiedzieć, gdy się kończy jakiś etap w życiu. Gdy chcemy w nim trwać dłużej, niż jest to konieczne, tracimy radość tego, co jest przed nami – twierdzi Paulo Coelho.
Czy można zgodzić się z opinią, że większość z nas ma o wiele większe zdolności, potencjał twórczy, talent, inicjatywę i możliwości niż te, których wykorzystanie umożliwia nam wykonywana praca? Czy nasi przełożeni wykorzystują w pełni nasze twórcze możliwości? Ponad dziesięć lat temu, na jednym z seminariów dla kadry zarządzającej Marshall Goldsmith, autor wielu publikacji na temat przywództwa, w odpowiedzi zobaczył niemal przez wszystkich podniesione ręce.

Misja Piątkowskiej Szkoły Społecznej w Poznaniu

Zapytałem ostatnio uczniów, czy uważają, że ich potencjał podczas lekcji jest maksymalnie wykorzystywany, czy pracują na sto procent swoich możliwości?  Czy odwołuję się do ich pasji, indywidualnych talentów i zasobów? Czy wykorzystuję maksymalnie ich osobistą siłę? Zachęcam, aby spróbować nie tylko sobie zadać to pytanie, ale tym, z którymi pracujemy, dla których tworzymy doświadczenia będące źródłem ich satysfakcji z pracy nad własnym rozwojem. Interesujące są reakcje na tak postawiony problem. Od zdziwienia, czasami szoku, poprzez dziwne tłumaczenie się i usprawiedliwianie, aż po zupełną blokadę i milczenie. Pytam też często o to nauczycieli - czy są przekonani, że w codziennej pracy w świadomy sposób wykorzystany jest w pełni ich indywidualny potencjał? Kto nam w tym przeszkadza? Dlaczego? A może my sami pozwalamy, aby tak się działo? Czy więc warto? Od kogo to zależy? Czy nie zabieramy sobie w ten sposób szansy na radość, dalszy rozwój i wolność? Czy to nie jest dobry moment na wielkie zmiany i odważne decyzje? 

Nie jest prawdą, że ludzie boją się i nie chcą zmian. Lubimy zmiany: szukamy nowych miejsc zwiedzania, myślimy o zmianie samochodu, przemeblowujemy nasze mieszkania, poszukujemy nowych restauracji, inspiracji w modzie, zmieniamy swój zewnętrzny wizerunek. Boimy się natomiast kosztów związanych z wyjściem ze strefy osobistego komfortu. Zarówno materialnych, jak i emocjonalnych. Boimy się konsekwencji, które są integralnym elementem naszych wyborów. Nie zostaniemy przekonani do zmiany, jeżeli w nas samych nie powstanie jej pełne zrozumienie i sami nie nadany temu procesowi głębokiego sensu. 

Trwałe zmiany będą możliwe, gdy będą odbywać się na głębokim poziomie neurologicznym i dotyczyć przekonań i wartości, a nie poziomu zachowań zewnętrznych. Nie uda się to bez pełnego zrozumienia sensu zmian i znajomości odpowiedzi na pytanie: po co?. Dopiero wówczas pojawiają się nowe nawyki i postawy wspierane dodatkowo przez cechy naszego charakteru. W przeciwnym razie zadekretowane przez innych zmiany, będą wyłącznie pozorowane. Łatwo można zmieniać te zewnętrzne zachowania oczekując szybkich reakcji i posłuszeństwa. Ale niech nie dziwi nas później opór manifestowany jawną lub ukrytą niechęcią do naszych decyzji, wyszukiwanie problemów i zagrożeń, a ostatecznie kwestionowanie sensowności wprowadzonych zmian.

Jak można to zmienić? Uczyńmy siebie swoim najlepszym przyjacielem. Stwórzmy dla siebie idealne miejsce doświadczania tego wszystkiego, co uzmysłowi nam samym i przy okazji może innym, jak ważna jest gotowość do ciągłego uczenia się nowych rzeczy, jak istotna jest umiejętność szybkiego reagowania na zmiany. Bądźmy sami przykładem takiej postawy i pozwólmy innym, by wzięli odpowiedzialność za swoje decyzje.