W Dużym Formacie w dodatku do "Gazety Wyborczej" ukazał się tekst dotyczący kształcenia nauczycieli. W rozmowie z dziennikarką przedstawiłem trzy funkcje szkoły. Zastanawiam się, czy istnieje świadomość tych zadań we współczesnej szkole wśród nauczycieli i rodziców?
Niezwykle ważne dla dzisiejszej edukacji jest to, aby szkoły była miejscem:
1. zaspakajania potrzeb psychicznych uczniów,
2. uczenia się uczenia,
3. kształcenia i rozwijania kompetencji społecznych.
Szkoła dziś stała się przede wszystkim miejscem przygotowania uczniów do egzaminów zewnętrznych. Od pierwszej klasy każdego etapu kształcenia – w szkole podstawowej, gimnazjum czy szkole ponadgimnazjalnej straszy się widmem egzaminu zewnętrznego. Szkoły zostały poddane publicznemu osądowi. Walka o wysokie miejsce na listach rankingowych zabija to, co jest podstawową funkcją szkoły. Próba wykorzystania edukacyjnej wartości dodanej, która mówi o rzeczywistej pracy nauczycieli i uczniów nie może przebić się przez listy rankingowe. Do tego kolejne rozporządzenie o nadzorze, w którym w wyniku kontroli szkoły będą otrzymywały kategorie. To generuje kolejny wyścig, który niekoniecznie musi przełożyć się na jakość funkcjonowania szkoły. Rozpoczyna się kolejna fikcja związana tworzeniem dokumentacji dowodzącej działania szkoły zgodnie z oczekiwaniem ministerstwa.
W dzisiejszym świecie liczy się niezwykle kompetencja społeczna, na którą składa się umiejętności komunikacji, współpracy, dyskusji. Szkoła poprzez system oceniania niszczy te umiejętności. Rywalizują ze sobą nauczyciele w szkołach, rywalizują ze sobą szkoły między sobą, rywalizują ze sobą uczniowie, do tego ambicje rodziców. Współczesny nauczyciele nie jest przygotowany do budowania kapitału społecznego, jakim jest współpraca, zaufania, współodpowiedzialność. Od dawna mówi się, że system kształcenia nauczycieli jest zły. Przez pięć lat przygotowuje się filologia języka polskiego, angielskiego, matematyka, biologa itd. po to, aby uczył w szkole tylko tego, czego sam się musiał nauczyć będąc w niej sam. Dlatego zachodni system kształcenia nauczycieli skoncentrowany jest przede wszystkim na metodyce i dydaktyce, na psychologii rozwojowej, na kształceniu umiejętności pracy z dzieckiem i jego specyfiki.
Mniejsze znaczenie powinno mieć kształcenie przedmiotowe, a ważniejszym koncentracja na określonych kompetencjach, które pozwalają funkcjonować zarówno dziś, jak i w przyszłości. Kompetencje matematyczno - naukowe, społeczne, przyrodnicze, językowe, informatyczne, inicjatywność i przedsiębiorczość powinny o zakresie i treściach nauczania. Cały czas liczy się przede wszystkim wiedza typu ile, gdzie i co?. Niestety, przegrywa z kształceniem postawy przedsiębiorczej, kreatywnej i co najważniejsze - opartej na charakterze.
czwartek, 30 września 2010
Feminizm w oświacie – konieczność, przypadek, czy ewolucja?
- Jeżeli mężczyzna wali ręką w stół to traktowane jest to jako twarde, konsekwentne dążenie do celu. A jeżeli robi to kobieta, to przyjmowane jest to jako histeria, kaprys i słabość – powiedziała na jednej z konferencji Viviane Reding - komisarz UE ds. sprawiedliwości. Była to jej reakcja na krytykę usunięcia Romów z Francji. To wystąpienie przypomniałem sobie w kontekście rozmowy, którą odbyłem niedawno. A dotyczyła ona feminizacji zawodu nauczyciela.
Czy szkoła potrzebuje nauczycieli - mężczyzn? Czy w dzisiejszym świecie, w którym walczy się o równouprawnienie, ma to jakiś sens i znaczenie? Taki był temat wieczornej audycji w Radiu dla Ciebie, do której zostałem zaproszony w minioną środę. Rozmawialiśmy o feminizacji zawodu nauczyciela. Temat trudny i wywołujący wiele emocji. Można bowiem łatwo narazić się na szowinizm i otrzymać etykietę wroga ruchów feministycznych.Wcześniej w studiu dyskutowano o parytetach kobiet w polityce. Paradoks, bo w zawodzie nauczycielskim to mężczyźni powinni domagać się owych parytetów. Jednak z jakiś powodów tego nie robią i na ponad 370 kobiet przypada w polskiej szkole zaledwie 100 mężczyzn. Stąd pytania, które pojawiły się w audycji: dlaczego tak się dzieje, co robić na rzecz zwiększenia liczby mężczyzn w szkole i po co o to zabiegać? Temat ciekawie opisany został przez Małgorzatę Bednarską z Uniwersytetu Wrocławskiego w lutowym numerze Edukacji i Dialogu w 2009 roku.
Tendencję zmniejszania się liczby mężczyzn w szkolę zauważyć można od czasów powojennych. Wszyscy literaccy nauczyciele, których pamiętam ze swoich lektur byli mężczyznami. Każdy z nich cieszył się szacunkiem i autorytetem: Sposób na Alcybiadesa, Szatan z siódmej klasy, Stowarzyszenie umarłych poetów. Dziś szkoła stała się miejscem pracy głównie kobiet. Mężczyznom trudno jest chyba odnaleźć się w specyficznej atmosferze pokoju nauczycielskiego. Tematyka rozmów, problemy są zdecydowanie inne niż w przypadku większości mężczyzn. Stąd mają oni dwa wyjścia: ulec tym zachowaniom, albo stać z boku. Jest też wariant trzeci: zostać dyrektorem i kierować zespołem złożonym w większości z kobiet. Charakter pracy w szkole również nie leży w naturze mężczyzn: opiekowanie się dziećmi, pełnienie dyżurów na przerwach, pilnowanie porządku w klasie, wycieczki i do tego niskie zarobki nie pozwalają poczuć się prawdziwą głową rodziny. Jednocześnie można zauważyć ogromny ruch na rzecz praw ojca - stowarzyszenia ojcowskie i najnowsze zapisy w prawie o urlopach "tacierzyńskich" wskazują na zmianę myślenia o ich roli w rodzinie. Nie zmienia to jednak faktu, że 22-godzinny tydzień pracy, dwa miesiące wakacji, do tego jeszcze przerwy świąteczne, ferie w zimie nie przyciągają mężczyzn do szkoły. Nie chcą w niej pracować. Szukają pracy poza oświatą. Chcą realizować się w inny sposób i w innych zawodach.
Czy to dobrze, że nasze dzieci uczą niemal wyłącznie kobiety, czy to ma wpływ na późniejsze zachowania, postawy i przekonania uczniów? Jakie społeczeństwo modelujemy w ten sposób? Czy rzeczywiście jest to problem? A może szkoła pierwsza zrozumiała, że potrzebujemy świata rządzonego przez kobiety. W sposób ewolucyjny osiągnięto w oświacie to, o co walczą teraz kobiety w życiu publicznym? A może świat tak bardzo poddał się kulturze patriarchalnej, że w odpowiedzi nastał czas kobiet? Kobiety kierują ogromnymi organizacjami, kobiety są prezydentami, pilotami, ministrami, premierami, politykami. Czy rzeczywiście pierwiastek kobiecy sprawia, że świat łagodnieje, że intuicja, prawa półkula, duchowość są bardziej obecne w naszym życiu? Czy to zmienia nas samych? Badania wskazują, że w Polsce maleje przestępczość, paradoksalnie wzrasta wśród nieletnich, a do tego wśród nieletnich dziewcząt. Czy ta próba dorównania męskiemu światu w ten sposób nie jest przypadkiem niebezpiecznym zjawiskiem?
W Człuchowie, w którym spędziłem dzieciństwo i ukończyłem szkołę podstawową powstało stowarzyszenie określane przez wielu mieszkańców „szabatem czarownic”. W jego skład weszły same kobiety, które pełnią w instytucjach miasta kierownicze funkcje. W 14 - tysięcznym mieście trzema bankami kierują kobiety, podobnie jest z ZUS-em i Urzędem Skarbowym, Radą Miasta, przedsiębiorstwem PKS, szkołami i przedszkolami. Kobiety są też prezesami, radnymi, kierownikami licznych przedsiębiorstw. W każdym razie są bardzo liczną grupą. Czy to może moment, w którym feminizacja następuje nie tylko w zawodzie nauczyciela, ale w każdym i za kilka lat będziemy dyskutowali o tym zjawisku w ten sam sposób, jak dziś rozmawiamy o feminizacji zawodu nauczyciela. Czy to prawdziwy znak czasu?
Czy szkoła potrzebuje nauczycieli - mężczyzn? Czy w dzisiejszym świecie, w którym walczy się o równouprawnienie, ma to jakiś sens i znaczenie? Taki był temat wieczornej audycji w Radiu dla Ciebie, do której zostałem zaproszony w minioną środę. Rozmawialiśmy o feminizacji zawodu nauczyciela. Temat trudny i wywołujący wiele emocji. Można bowiem łatwo narazić się na szowinizm i otrzymać etykietę wroga ruchów feministycznych.Wcześniej w studiu dyskutowano o parytetach kobiet w polityce. Paradoks, bo w zawodzie nauczycielskim to mężczyźni powinni domagać się owych parytetów. Jednak z jakiś powodów tego nie robią i na ponad 370 kobiet przypada w polskiej szkole zaledwie 100 mężczyzn. Stąd pytania, które pojawiły się w audycji: dlaczego tak się dzieje, co robić na rzecz zwiększenia liczby mężczyzn w szkole i po co o to zabiegać? Temat ciekawie opisany został przez Małgorzatę Bednarską z Uniwersytetu Wrocławskiego w lutowym numerze Edukacji i Dialogu w 2009 roku.
Tendencję zmniejszania się liczby mężczyzn w szkolę zauważyć można od czasów powojennych. Wszyscy literaccy nauczyciele, których pamiętam ze swoich lektur byli mężczyznami. Każdy z nich cieszył się szacunkiem i autorytetem: Sposób na Alcybiadesa, Szatan z siódmej klasy, Stowarzyszenie umarłych poetów. Dziś szkoła stała się miejscem pracy głównie kobiet. Mężczyznom trudno jest chyba odnaleźć się w specyficznej atmosferze pokoju nauczycielskiego. Tematyka rozmów, problemy są zdecydowanie inne niż w przypadku większości mężczyzn. Stąd mają oni dwa wyjścia: ulec tym zachowaniom, albo stać z boku. Jest też wariant trzeci: zostać dyrektorem i kierować zespołem złożonym w większości z kobiet. Charakter pracy w szkole również nie leży w naturze mężczyzn: opiekowanie się dziećmi, pełnienie dyżurów na przerwach, pilnowanie porządku w klasie, wycieczki i do tego niskie zarobki nie pozwalają poczuć się prawdziwą głową rodziny. Jednocześnie można zauważyć ogromny ruch na rzecz praw ojca - stowarzyszenia ojcowskie i najnowsze zapisy w prawie o urlopach "tacierzyńskich" wskazują na zmianę myślenia o ich roli w rodzinie. Nie zmienia to jednak faktu, że 22-godzinny tydzień pracy, dwa miesiące wakacji, do tego jeszcze przerwy świąteczne, ferie w zimie nie przyciągają mężczyzn do szkoły. Nie chcą w niej pracować. Szukają pracy poza oświatą. Chcą realizować się w inny sposób i w innych zawodach.
Czy to dobrze, że nasze dzieci uczą niemal wyłącznie kobiety, czy to ma wpływ na późniejsze zachowania, postawy i przekonania uczniów? Jakie społeczeństwo modelujemy w ten sposób? Czy rzeczywiście jest to problem? A może szkoła pierwsza zrozumiała, że potrzebujemy świata rządzonego przez kobiety. W sposób ewolucyjny osiągnięto w oświacie to, o co walczą teraz kobiety w życiu publicznym? A może świat tak bardzo poddał się kulturze patriarchalnej, że w odpowiedzi nastał czas kobiet? Kobiety kierują ogromnymi organizacjami, kobiety są prezydentami, pilotami, ministrami, premierami, politykami. Czy rzeczywiście pierwiastek kobiecy sprawia, że świat łagodnieje, że intuicja, prawa półkula, duchowość są bardziej obecne w naszym życiu? Czy to zmienia nas samych? Badania wskazują, że w Polsce maleje przestępczość, paradoksalnie wzrasta wśród nieletnich, a do tego wśród nieletnich dziewcząt. Czy ta próba dorównania męskiemu światu w ten sposób nie jest przypadkiem niebezpiecznym zjawiskiem?
W Człuchowie, w którym spędziłem dzieciństwo i ukończyłem szkołę podstawową powstało stowarzyszenie określane przez wielu mieszkańców „szabatem czarownic”. W jego skład weszły same kobiety, które pełnią w instytucjach miasta kierownicze funkcje. W 14 - tysięcznym mieście trzema bankami kierują kobiety, podobnie jest z ZUS-em i Urzędem Skarbowym, Radą Miasta, przedsiębiorstwem PKS, szkołami i przedszkolami. Kobiety są też prezesami, radnymi, kierownikami licznych przedsiębiorstw. W każdym razie są bardzo liczną grupą. Czy to może moment, w którym feminizacja następuje nie tylko w zawodzie nauczyciela, ale w każdym i za kilka lat będziemy dyskutowali o tym zjawisku w ten sam sposób, jak dziś rozmawiamy o feminizacji zawodu nauczyciela. Czy to prawdziwy znak czasu?
poniedziałek, 27 września 2010
Era mądrości
Człowiek - Media - Edukacja. To temat 20. Jubileuszowego Sympozjum Naukowego na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, którego pomysłodawcą i organizatorem od 20 lat jest prof. Janusz Morbitzer. To było spotkanie polskich autorytetów w dziedzinie pedagogiki i mediów. Miałem zaszczyt uczestniczyć w nim w miniony weekend i zaprezentować miesięcznik "Edukacja i Dialog" oraz koncepcję Collegium Futurum. Gospodarz stworzył wyjątkową atmosferę, która sprawia, że w dwudniowych sympozjach biorą udział wybitni przedstawiciele i znawcy problematyki humanistycznego podejścia do edukacji i wykorzystania technologii informacyjno-komunikacyjnej w pracy dydaktycznej. Prof. Morbitzer cieszy się ogromnym szacunkiem środowiska akademickiego. To przykład człowieka, który z jednej strony dostrzega rolę technologii w edukacji XXI wieku, z drugiej jest strażnikiem jej humanistycznego wymiaru. Z żalem przyjęto informację, że Profesor przekazuje organizację sympozjum młodszemu pokoleniu.
Ogromną wartością sympozjum jest publikacja naukowa, która zawiera kilkadziesiąt znakomitych referatów. Już w pierwszym dniu miałem okazję wspólnie z profesorami: Januszem Morbitzerem i Maciejem Sysło poprowadzić dyskusję zatytułowaną: Internet – globalny nauczyciel? Wcześniej jednak zaprezentowałem koncepcję pracy Collegium Futurum. Jej zakres wykroczył daleko poza ściśle określony temat. W moim wystąpieniu skupiłem się głównie na wychowaniu pokolenia, które uczęszcza dziś do szkoły i roli nowoczesnego modelu kształcenia i formacji pokolenia Y. Poszukiwałem odpowiedzi na pytanie, jaka będzie w tym kontekście nasza przyszłość, jak będzie wyglądała nasza starość, czy będziemy czuli się wówczas bezpiecznie? Jak będzie się traktowało ludzi nieaktywnych już zawodowo? Co jest szansą dla spokojnej przyszłości nas samych i świata? Kto nas zastąpi, jacy to będą ludzie? Od ich wychowania i wykształcenia będzie zależała przyszłość naszego kraju. Będą nim rządzić ludzie, którym dziś my przekazujemy określone systemy wartości, u których kształcimy charakter, postawę i zachowania. Czy przygotowujemy i wychowujemy pokolenie dzisiejszych uczniów w najlepszy możliwy sposób? Jak będą nas traktowali?
Szkoła powinna skoncentrować się na kształceniu takich cech jak odpowiedzialność i solidarność. To właśnie w szkole powinny być kształcone postawy oparte na charakterze. W przeciwieństwie do osobowości rozumianej jako szybkie i łatwe sposoby wywoływania wrażenia i manipulowania innymi, to właśnie charakter daje prawdziwą szansę na zrównoważony rozwój naszej cywilizacji. W szkole skuteczność każdego z uczniów powinna być w pełni uświadomionym działaniem, zarówno nauczycieli jak i uczniów. Wszyscy powinni być świadomi, że poprzez codzienne wybory podejmujemy decyzje o sobie, swoim losie i swojej przyszłości. Dzięki temu będzie się nam żyło bezpieczniej i mądrzej już dziś.
Główna bohaterka filmu „Olbrzym” powiada: dzieci możemy jedynie wychować, ale przeżyć za nich życia nie możemy. Czy szkoła, która koncentruje się wyłącznie na przedmiotach akademickich, która organizację pracy oparła na archaicznym już modelu, jest w stanie skoncentrować się na wychowaniu odpowiedzialnych, samodzielnych, świadomych, odważnych i kreatywnych ludzi? Ponieważ nie ma ani wizji narodowej edukacji, ani celów szczegółowych, boję się, że zatraciliśmy się we wszechobecnych rankingach, testach, egzaminach i kontrolach. Zapominamy, jaka powinna być dziś funkcja szkoły. Ostatnio w liście do dyrektorów minister Hall namawia, aby do egzaminów sprawdzających przystępowali już trzecioklasiści. Nauczyciele już zaczynają koncentrować się na przygotowywaniu uczniów do testów. Zastanawiają się, co będzie na egzaminie, z czego zrezygnować? Czy to powinno być najważniejszą troską każdej szkoły, każdego nauczyciela? Szkoła na miarę wyzwań dzisiejszych czasów to taka, która kształci m.in. kompetencje społeczne, która buduje kapitał społeczny i w nim upatruje szansę na rozwój jednostki i modernizację kraju. Ważna jest więc umiejętność rozmowy, dialogu, prawdziwej dyskusji i pokojowego rozwiązywania problemów. Istotną kompetencją jest więc współpraca i rozwój postaw prospołecznych. To przede wszystkim kształcenie nawyku proaktywności, działania w kręgu własnego wpływu, empatii, działania w myśl zasady wygrana – wygrana i właściwego zarządzania sobą w czasie, jest kluczem do indywidualnego sukcesu. Czy to wystarczy, aby przygotować uczniów do życia w przyszłym, dorosłym już życiu? Nastała era mądrości. A mądrość to wiedza z osądem moralnym. Ten moralny i etyczny osądu powinniśmy wykształcić u uczniów. To wyzwanie dla współczesnej szkoły. Wyzwanie realizowane również w naszym interesie, aby w przyszłości żyło nam się bezpieczniej. Chciałbym kraju dobrze zorganizowanego, zarządzanego i kierowanego przez wybitnych ludzi. Dziś chodzą oni do naszych szkół. Czy pamiętamy o tym, kiedy wchodzimy codziennie do klasy? To pytanie towarzyszyło wszystkim prelegentom i prezentacjom podczas sympozjum.
Wyjechałem z Krakowa z przekonaniem, że dopóki profesor Morbitzer będzie patronował i firmował swoim nazwiskiem kolejne edycje sympozjum, to troska o człowieka i jego harmonijny rozwój będzie priorytetem w rozważaniach o współczesnej edukacji. O technologię nie musimy się troszczyć. Ma bowiem ona swojego bogatego promotora. Jest nim biznes, który zabiega o rozwój i sprzedaż nowoczesnych rozwiązań. Profesor Morbitzer wraz z kilkudziesięcioma profesorami skupionymi wokół sympozjum stał się promotorem rozwoju ucznia i dba nie tylko o jego intelektualną i fizyczną sferę, ale troszczy się również o duchową i emocjonalną. Takie przesłanie towarzyszyło wszystkim wystąpieniom podczas jubileuszowego sympozjum.
Ogromną wartością sympozjum jest publikacja naukowa, która zawiera kilkadziesiąt znakomitych referatów. Już w pierwszym dniu miałem okazję wspólnie z profesorami: Januszem Morbitzerem i Maciejem Sysło poprowadzić dyskusję zatytułowaną: Internet – globalny nauczyciel? Wcześniej jednak zaprezentowałem koncepcję pracy Collegium Futurum. Jej zakres wykroczył daleko poza ściśle określony temat. W moim wystąpieniu skupiłem się głównie na wychowaniu pokolenia, które uczęszcza dziś do szkoły i roli nowoczesnego modelu kształcenia i formacji pokolenia Y. Poszukiwałem odpowiedzi na pytanie, jaka będzie w tym kontekście nasza przyszłość, jak będzie wyglądała nasza starość, czy będziemy czuli się wówczas bezpiecznie? Jak będzie się traktowało ludzi nieaktywnych już zawodowo? Co jest szansą dla spokojnej przyszłości nas samych i świata? Kto nas zastąpi, jacy to będą ludzie? Od ich wychowania i wykształcenia będzie zależała przyszłość naszego kraju. Będą nim rządzić ludzie, którym dziś my przekazujemy określone systemy wartości, u których kształcimy charakter, postawę i zachowania. Czy przygotowujemy i wychowujemy pokolenie dzisiejszych uczniów w najlepszy możliwy sposób? Jak będą nas traktowali?
Szkoła powinna skoncentrować się na kształceniu takich cech jak odpowiedzialność i solidarność. To właśnie w szkole powinny być kształcone postawy oparte na charakterze. W przeciwieństwie do osobowości rozumianej jako szybkie i łatwe sposoby wywoływania wrażenia i manipulowania innymi, to właśnie charakter daje prawdziwą szansę na zrównoważony rozwój naszej cywilizacji. W szkole skuteczność każdego z uczniów powinna być w pełni uświadomionym działaniem, zarówno nauczycieli jak i uczniów. Wszyscy powinni być świadomi, że poprzez codzienne wybory podejmujemy decyzje o sobie, swoim losie i swojej przyszłości. Dzięki temu będzie się nam żyło bezpieczniej i mądrzej już dziś.
Główna bohaterka filmu „Olbrzym” powiada: dzieci możemy jedynie wychować, ale przeżyć za nich życia nie możemy. Czy szkoła, która koncentruje się wyłącznie na przedmiotach akademickich, która organizację pracy oparła na archaicznym już modelu, jest w stanie skoncentrować się na wychowaniu odpowiedzialnych, samodzielnych, świadomych, odważnych i kreatywnych ludzi? Ponieważ nie ma ani wizji narodowej edukacji, ani celów szczegółowych, boję się, że zatraciliśmy się we wszechobecnych rankingach, testach, egzaminach i kontrolach. Zapominamy, jaka powinna być dziś funkcja szkoły. Ostatnio w liście do dyrektorów minister Hall namawia, aby do egzaminów sprawdzających przystępowali już trzecioklasiści. Nauczyciele już zaczynają koncentrować się na przygotowywaniu uczniów do testów. Zastanawiają się, co będzie na egzaminie, z czego zrezygnować? Czy to powinno być najważniejszą troską każdej szkoły, każdego nauczyciela? Szkoła na miarę wyzwań dzisiejszych czasów to taka, która kształci m.in. kompetencje społeczne, która buduje kapitał społeczny i w nim upatruje szansę na rozwój jednostki i modernizację kraju. Ważna jest więc umiejętność rozmowy, dialogu, prawdziwej dyskusji i pokojowego rozwiązywania problemów. Istotną kompetencją jest więc współpraca i rozwój postaw prospołecznych. To przede wszystkim kształcenie nawyku proaktywności, działania w kręgu własnego wpływu, empatii, działania w myśl zasady wygrana – wygrana i właściwego zarządzania sobą w czasie, jest kluczem do indywidualnego sukcesu. Czy to wystarczy, aby przygotować uczniów do życia w przyszłym, dorosłym już życiu? Nastała era mądrości. A mądrość to wiedza z osądem moralnym. Ten moralny i etyczny osądu powinniśmy wykształcić u uczniów. To wyzwanie dla współczesnej szkoły. Wyzwanie realizowane również w naszym interesie, aby w przyszłości żyło nam się bezpieczniej. Chciałbym kraju dobrze zorganizowanego, zarządzanego i kierowanego przez wybitnych ludzi. Dziś chodzą oni do naszych szkół. Czy pamiętamy o tym, kiedy wchodzimy codziennie do klasy? To pytanie towarzyszyło wszystkim prelegentom i prezentacjom podczas sympozjum.
Wyjechałem z Krakowa z przekonaniem, że dopóki profesor Morbitzer będzie patronował i firmował swoim nazwiskiem kolejne edycje sympozjum, to troska o człowieka i jego harmonijny rozwój będzie priorytetem w rozważaniach o współczesnej edukacji. O technologię nie musimy się troszczyć. Ma bowiem ona swojego bogatego promotora. Jest nim biznes, który zabiega o rozwój i sprzedaż nowoczesnych rozwiązań. Profesor Morbitzer wraz z kilkudziesięcioma profesorami skupionymi wokół sympozjum stał się promotorem rozwoju ucznia i dba nie tylko o jego intelektualną i fizyczną sferę, ale troszczy się również o duchową i emocjonalną. Takie przesłanie towarzyszyło wszystkim wystąpieniom podczas jubileuszowego sympozjum.
poniedziałek, 20 września 2010
Szkoła szkodzi, szkodzi mózgowi...
Taki tytuł bije z okładki 36 numeru tygodnika Polityka. Eksperci od dawna mówią o różnicach, jakie dzielą pokolenie uczniów od nauczycieli – cyfrowych imigrantów. Badania nad mózgiem, wiedza na temat jego funkcjonowania, pozwala już dziś sformułować nowe zadania dla szkoły i przeorganizować jej pracę. Plastyczność mózgu i wpływ technologii cyfrowej spowodował w mózgach pokolenia młodej generacji zupełnie nowe połączenia neuronalne. Dzisiejsze świetnie radzi sobie z wyszukiwaniem potrzebnych im informacji. Nim uczniowie przyszli do szkoły, już pracowali z komputerem. Wyszukiwali w sieci potrzebne informacje, uczyli się od siebie nawzajem. Łączyli się i grali ze swoimi kolegami w sieci, komunikowali się w niej i wykorzystywali internetowe komunikatory. Nie czekali, aż ich tego nauczy szkoła. Warto, aby szkołą o tym pamiętała. Ten ogromny potencjał sprawił, że w szkole skoncentrować się powinniśmy na kształceniu odpowiedzialności za własny proces uczenia się i osobistego rozwoju.
W Collegium Futurum uwarunkowani przez lata nauki w tradycyjnej szkole uczniowie z trudem oduczają się bierności. Do tej pory przychodzili do szkoły, siadali w ławce i słuchali nauczyciela. Czekali na instrukcje tego, co zrobić, na kiedy i w jakiej formie zaprezentować swoją wiedzę. Dla wielu z nich praca ograniczała się jedynie do zadań wskazanych przez nauczyciela. W Collegium Futurum uczniowie uczą się od podstaw samodzielności, odpowiedzialności, dyscypliny pracy, działania w zespole i współpracy z dorosłymi. Inną rolę przejmuje nauczyciel. Staje się typowym coachem. Trenuje konkretne umiejętności i pomaga w likwidacji luk kompetencyjnych. Jeżeli uczeń nie potrafi samodzielnie zaplanować sobie pracy, wyszukiwać informacji, selekcjonować – przychodzi z pomocą. Jeżeli w trakcie samodzielnej pracy napotyka na trudności, czegoś nie rozumie – wówczas uczeń prosi o pomoc nauczyciela. W nieznanej przyszłości zderzy się on z nieznanymi problemami. Dziś nikt nie potrafi ich zdefiniować. Dlatego zadaniem szkoły powinno być przygotowanie do rozwiązywania problemów. A te będzie można rozwiązać posiadając określone kompetencje. Koncentracja jedynie na treściach akademickich i przekazania jak najwięcej informacji różnego typu na niewiele się przyda, jeżeli nie rozbudzimy w uczniach ciekawości, motywacji, entuzjazmu do samodzielnej pracy nad własnym rozwojem i odwagi w rozwiązywaniu problemów. Dlatego dziś potrzebujemy rozwijać przede wszystkim kompetencje. Niezależnie czy te, o których pisze prof. Sysło, czy te rekomendowane przez Radę Europy. Ważne, aby to, co składa się na kompetencję: wiedza, umiejętności i postawa, było w pełni uświadomionym przedmiotem kształcenia i rozwijania w każdej szkoły. Wszystko po to, aby z naszych szkół wychodziły osoby wrażliwe, świadome odpowiedzialności za ludzi i świat. To dziś przygotowujemy i wychowujemy osoby, które w niedalekiej przyszłości będą ministrami, premierami, lekarzami, prawnikami, przedsiębiorcami. To oni będą tworzyć ustawy i organizować państwo. To, w jakim państwie będziemy żyli, czy będziemy czuli się w nim dobrze i bezpiecznie, czy będziemy szanowni i otoczeni właściwą opieką, będzie zależało od tego, kogo wychowamy. Dziś właśnie tworzymy naszą przyszłość.
W Collegium Futurum uwarunkowani przez lata nauki w tradycyjnej szkole uczniowie z trudem oduczają się bierności. Do tej pory przychodzili do szkoły, siadali w ławce i słuchali nauczyciela. Czekali na instrukcje tego, co zrobić, na kiedy i w jakiej formie zaprezentować swoją wiedzę. Dla wielu z nich praca ograniczała się jedynie do zadań wskazanych przez nauczyciela. W Collegium Futurum uczniowie uczą się od podstaw samodzielności, odpowiedzialności, dyscypliny pracy, działania w zespole i współpracy z dorosłymi. Inną rolę przejmuje nauczyciel. Staje się typowym coachem. Trenuje konkretne umiejętności i pomaga w likwidacji luk kompetencyjnych. Jeżeli uczeń nie potrafi samodzielnie zaplanować sobie pracy, wyszukiwać informacji, selekcjonować – przychodzi z pomocą. Jeżeli w trakcie samodzielnej pracy napotyka na trudności, czegoś nie rozumie – wówczas uczeń prosi o pomoc nauczyciela. W nieznanej przyszłości zderzy się on z nieznanymi problemami. Dziś nikt nie potrafi ich zdefiniować. Dlatego zadaniem szkoły powinno być przygotowanie do rozwiązywania problemów. A te będzie można rozwiązać posiadając określone kompetencje. Koncentracja jedynie na treściach akademickich i przekazania jak najwięcej informacji różnego typu na niewiele się przyda, jeżeli nie rozbudzimy w uczniach ciekawości, motywacji, entuzjazmu do samodzielnej pracy nad własnym rozwojem i odwagi w rozwiązywaniu problemów. Dlatego dziś potrzebujemy rozwijać przede wszystkim kompetencje. Niezależnie czy te, o których pisze prof. Sysło, czy te rekomendowane przez Radę Europy. Ważne, aby to, co składa się na kompetencję: wiedza, umiejętności i postawa, było w pełni uświadomionym przedmiotem kształcenia i rozwijania w każdej szkoły. Wszystko po to, aby z naszych szkół wychodziły osoby wrażliwe, świadome odpowiedzialności za ludzi i świat. To dziś przygotowujemy i wychowujemy osoby, które w niedalekiej przyszłości będą ministrami, premierami, lekarzami, prawnikami, przedsiębiorcami. To oni będą tworzyć ustawy i organizować państwo. To, w jakim państwie będziemy żyli, czy będziemy czuli się w nim dobrze i bezpiecznie, czy będziemy szanowni i otoczeni właściwą opieką, będzie zależało od tego, kogo wychowamy. Dziś właśnie tworzymy naszą przyszłość.
poniedziałek, 13 września 2010
Era turbulencji
W księgarni na Nowym Świecie znalazłem niewielką książeczkę. Zaintrygował mnie jej tytuł „Sens pośpiechu. Mobilizacja w erze turbulencji”. Jej autor - John P. Kotter przedstawia siłę i znaczenie ciągłej mobilizacji oraz cztery postawy ludzi wobec zmian. Czasy wymagają ciągłej koncentracji na szansach, jakie może nieść każdy kryzys – duży i mały, w państwie, organizacji, czy też w małej firmie. Problemy w każdej z tych instytucji są wypadkową postaw jej członków. Kotter widzi sens pośpiechu i konieczność mobilizacji. To ona w dzisiejszym świecie stała się czymś koniecznym. Świetnym mottem dla książki mógłby stać się tytuł wywiadu zamieszczonego w kwietniowym numerze miesięcznika "Edukacja i Dialog" - Zdążyć zanim wyprzedzą. Kotter identyfikuje różne reakcji na zewnętrzne okoliczności: samozadowolenie, fałszywa mobilizacja, sceptyk i postawa typu NoNo. Przedstawia taktyki radzenia sobie z takimi zachowaniami i wskazuje, jak rozpoznać każdą z nich.
Postawy te mogłem jeszcze kilka miesięcy temu zaobserwować wśród nauczycieli w szkole, w której wdrażam projekt Collegium Futurum. Dziś panuje pełna mobilizacja i wiara w sens naszej propozycji.
Samozadowolenie
To, co mogło doprowadzić szkołę do kryzysu, w jakim się znalazła, to minione sukcesy. Zgubnym jest więc samozadowolenie, a co za tym idzie brak uwagi, koncentracji i reakcji na sygnały ostrzegawcze sprawia, że sytuacja może się diametralnie odmienić. To poczucie zadowolenia z samego siebie, a zwłaszcza nieświadomość kłopotów i zagrożeń sprawiły, że szkoła borykała się w wieloma problemami. A sygnałów ostrzegawczych było kilka - zostały zignorowane.
Fałszywa mobilizacja
Projekt Collegium Futurum pozwolił uwierzyć w sens zmiany i dał wielu nadzieję, że się uda. Jednak fałszywa mobilizacja – to druga postawa wobec zmiany, która nie pozwala w pełni wykorzystać potencjał, jaki posiadają organizacje. Kotter twierdzi, że fałszywa mobilizacja wyrosła na lęku i złości. Emocje lęku i gniewu wyzwalają wiele energii i dlatego bywają mylone z mobilizacją. Taka energia jest jeszcze bardziej destrukcyjna. W szkole przejawia się to pozorną aktywnością wyrażaną w koncentracji na rzeczach, dokumentach i działaniach mało istotnych z punktu widzenia tworzenia nowej wartości. Fałszywa mobilizacja to strata energii i unikanie podejmowania istotnych decyzji. Tej pozornej, czy też fałszywej mobilizacji doświadczamy często. Inni nie chcą dojrzeć szansy w nowej propozycji. Do tego wspiera ich inna postawa – sceptycyzm.
Sceptycyzm
W świecie, który zmienia się w coraz szybszym tempie, szukanie okazji w kryzysach redukuje ryzyko ogólne. Sceptyka charakteryzuje niechęć do podejmowania ryzyka. Potrzebuje wielu danych, szuka potwierdzenia i na pewno nie ułatwia wdrażania zmian. Jest bierny i często przyjmuje postawę „pokażcie mi”. Bywa irytujący, ale też często sprawia, że naiwny optymizm nie spowoduje dodatkowych szkód. Sceptyka należy przekonać, dostarczyć mu odpowiednich danych, niczego nie chce brać na wiarę.
NoNo
Jest jeszcze NoNo – osobnik, który nie tylko mówi, ale skutecznie działa. Ma przy tym niezwykłą umiejętność niszczenia mobilizacji. NoNo, to coś więcej niż sceptyk. On zawsze znajdzie dziesięć sposobów wytłumaczenia, dlaczego obecna sytuacja jest zadawalająca, dlaczego dostrzegane przez innych problemy i wyzwania nie istnieją i dlaczego przed podjęciem działania należy zgromadzić znacznie więcej danych. W przeciwieństwie do sceptyka postawa typu NoNo może skutecznie opóźnić skuteczne działania i podejmowanie decyzji.
Kotter radzi, jak podtrzymywać w firmie wysoki poziom mobilizacji. Twierdzi, że prawdziwe zmobilizowanie pochodzi nie z umysłu, ale serca. To ono może zamienić strach i złość w zaangażowanie i przekształcić w prawdziwą mobilizację. Najprawdziwsze emocje mobilizują nas do działania, a w efekcie do sukcesu. Jak sprawić, aby ludzie śmiało podążali w przyszłość i uważnie analizowali niebezpieczeństwa oraz szanse, które niesie zmiana. Kotter w specyficzny sposób patrzy na mobilizację i kryzys w organizacji. Jego zdaniem warto wykorzystać metaforę „płonącej platformy”. W ten sposób uzyskuje się inne spojrzenie na naturę kryzysu.
Należy więc wykorzystać kryzys do mobilizacji, co oznacza nastawienie na natychmiastowe wykonanie. Dana rzecz jest niezbędna i należy zrobić ją od razu, a nie za jakiś czas czy w najbliższym dostępnym terminie. Rzecz jest niezbędna wówczas, gdy jej załatwienie decyduje o sukcesie, przetrwaniu lub zwycięstwie. Ta mobilizacja potrzebne jest nie tylko w Collegium Futurum, ale w całej oświacie. Szkoda, że nikt nie dostrzega tego, że „platforma płonie”. Zgubnym okazuje się samozadowolenie i fałszywa mobilizacja. Sceptyków należy przekonać, a ludzi z postawą NoNo oddelegujmy do specjalnych zadań, które dalekie są od miejsc, w których trzeba wzmocnić mobilizację.
Postawy te mogłem jeszcze kilka miesięcy temu zaobserwować wśród nauczycieli w szkole, w której wdrażam projekt Collegium Futurum. Dziś panuje pełna mobilizacja i wiara w sens naszej propozycji.
Samozadowolenie
To, co mogło doprowadzić szkołę do kryzysu, w jakim się znalazła, to minione sukcesy. Zgubnym jest więc samozadowolenie, a co za tym idzie brak uwagi, koncentracji i reakcji na sygnały ostrzegawcze sprawia, że sytuacja może się diametralnie odmienić. To poczucie zadowolenia z samego siebie, a zwłaszcza nieświadomość kłopotów i zagrożeń sprawiły, że szkoła borykała się w wieloma problemami. A sygnałów ostrzegawczych było kilka - zostały zignorowane.
Fałszywa mobilizacja
Projekt Collegium Futurum pozwolił uwierzyć w sens zmiany i dał wielu nadzieję, że się uda. Jednak fałszywa mobilizacja – to druga postawa wobec zmiany, która nie pozwala w pełni wykorzystać potencjał, jaki posiadają organizacje. Kotter twierdzi, że fałszywa mobilizacja wyrosła na lęku i złości. Emocje lęku i gniewu wyzwalają wiele energii i dlatego bywają mylone z mobilizacją. Taka energia jest jeszcze bardziej destrukcyjna. W szkole przejawia się to pozorną aktywnością wyrażaną w koncentracji na rzeczach, dokumentach i działaniach mało istotnych z punktu widzenia tworzenia nowej wartości. Fałszywa mobilizacja to strata energii i unikanie podejmowania istotnych decyzji. Tej pozornej, czy też fałszywej mobilizacji doświadczamy często. Inni nie chcą dojrzeć szansy w nowej propozycji. Do tego wspiera ich inna postawa – sceptycyzm.
Sceptycyzm
W świecie, który zmienia się w coraz szybszym tempie, szukanie okazji w kryzysach redukuje ryzyko ogólne. Sceptyka charakteryzuje niechęć do podejmowania ryzyka. Potrzebuje wielu danych, szuka potwierdzenia i na pewno nie ułatwia wdrażania zmian. Jest bierny i często przyjmuje postawę „pokażcie mi”. Bywa irytujący, ale też często sprawia, że naiwny optymizm nie spowoduje dodatkowych szkód. Sceptyka należy przekonać, dostarczyć mu odpowiednich danych, niczego nie chce brać na wiarę.
NoNo
Jest jeszcze NoNo – osobnik, który nie tylko mówi, ale skutecznie działa. Ma przy tym niezwykłą umiejętność niszczenia mobilizacji. NoNo, to coś więcej niż sceptyk. On zawsze znajdzie dziesięć sposobów wytłumaczenia, dlaczego obecna sytuacja jest zadawalająca, dlaczego dostrzegane przez innych problemy i wyzwania nie istnieją i dlaczego przed podjęciem działania należy zgromadzić znacznie więcej danych. W przeciwieństwie do sceptyka postawa typu NoNo może skutecznie opóźnić skuteczne działania i podejmowanie decyzji.
Kotter radzi, jak podtrzymywać w firmie wysoki poziom mobilizacji. Twierdzi, że prawdziwe zmobilizowanie pochodzi nie z umysłu, ale serca. To ono może zamienić strach i złość w zaangażowanie i przekształcić w prawdziwą mobilizację. Najprawdziwsze emocje mobilizują nas do działania, a w efekcie do sukcesu. Jak sprawić, aby ludzie śmiało podążali w przyszłość i uważnie analizowali niebezpieczeństwa oraz szanse, które niesie zmiana. Kotter w specyficzny sposób patrzy na mobilizację i kryzys w organizacji. Jego zdaniem warto wykorzystać metaforę „płonącej platformy”. W ten sposób uzyskuje się inne spojrzenie na naturę kryzysu.
„Z tej perspektywy kryzys nie musi być z gruntu zły i w pewnych warunkach pomaga nawet osiągnąć sukces w coraz bardziej zmiennym świecie. W myśl logiki „płonącej platformy” przedsiębiorstwo popadłe w samozadowolenie znajduje się w prawdziwym niebezpieczeństwie, a pomimo to przeprowadzanie tam zmian sprawi wyjątkowe trudności. Jednak gdy grunt pod nogami zaczyna płonąć, nawet najbardziej przywiązani do status quo ludzi zaczynają podejmować działania inne niż dotychczas. Dokoła szaleje pożar, wszyscy są w ruchu, status quo zanika i można zacząć wszystko od nowa.”
Należy więc wykorzystać kryzys do mobilizacji, co oznacza nastawienie na natychmiastowe wykonanie. Dana rzecz jest niezbędna i należy zrobić ją od razu, a nie za jakiś czas czy w najbliższym dostępnym terminie. Rzecz jest niezbędna wówczas, gdy jej załatwienie decyduje o sukcesie, przetrwaniu lub zwycięstwie. Ta mobilizacja potrzebne jest nie tylko w Collegium Futurum, ale w całej oświacie. Szkoda, że nikt nie dostrzega tego, że „platforma płonie”. Zgubnym okazuje się samozadowolenie i fałszywa mobilizacja. Sceptyków należy przekonać, a ludzi z postawą NoNo oddelegujmy do specjalnych zadań, które dalekie są od miejsc, w których trzeba wzmocnić mobilizację.
Subskrybuj:
Posty (Atom)