MEN ogłosił właśnie kolejny pomysł na zmiany w polskiej szkole. Tym razem uczniowie będą realizowali projekty edukacyjne. Aby uniknąć rywalizacji - jak twierdzi przedstawiciel MEN - nie będą one oceniane. Pomysłodawcom zależy na kształceniu kompetencji współpracy, a nie rywalizacji. Oprócz prezentacji – nowego elementu podczas egzaminu zewnętrznego, gimnazjalistom przybywa kolejne zadanie - realizacja projektu edukacyjnego. Znam wiele szkół, w których metoda projektu jest rozwiązaniem systemowym w ich programach. Zastanawiam się, na czym więc polega innowacyjność propozycji MEN. Wartością może być fakt, że teraz każda szkoła będzie musiała zrealizować taki projekt i stanie się on obowiązkowy dla wszystkich uczniów. Oby nie wypaczyć idei tak, jak stało się to w przypadku awansu zawodowego. Dr John Medina z Seatle twierdzi w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi „Edukacja i Dialog”, że wszelkie zmiany powinny być przeprowadzane tak, jakbyśmy tworzyli nową wersję samolotu. Najpierw cel, wizja, projekt, konstrukcja, badania i wreszcie pilotaż, ewaluacja i wdrożenie. Ta zasada powinna dotyczyć szczególnie sytuacji, których przedmiotem eksperymentu jest uczeń. Wprowadzanie zmian dla samych zmian, bez podporządkowania ich szerszej wizji i kierowanie się jedynie impulsem na pewno nie modernizuje polskiej szkoły.
Próbujemy zmieniać system oświaty, ale to tylko drobne korekty, bardziej lifting. Takie działania nie uzdrowią polskiej szkoły. To już nie wystarczy. To nie przeładowany program nauczania, ale brak właściwego środowiska, w którym uczy się obecnie uczeń, świadczy o anachroniczności szkoły. Dziś to przestarzałe "fabryki wiedzy" z wydzielonymi salami, klasami, szeregowo ustawionymi ławkami, dzwonkami i korytarzami, na których przebywają podczas przerw uczniowie. Z badań dra Mediny wynika, że planując zmiany w edukacji powinniśmy pamiętać przede wszystkim o zmianie modelu kształcenia i metod pracy ucznia. Gdybyśmy chcieli stworzyć środowisko do nauki i pracy, gdzie mózg pracuje efektywnie – twierdzi dr Medina, wtedy musielibyśmy zburzyć nasze tradycyjne szkoły i firmy i zbudować je od nowa.
Szkoła zajęła się jedynie kształceniem przyszłych profesorów akademickich. Zapomniała w ogóle o muzykach, tancerzach, plastykach i innych artystach czy też sportowcach. Dlatego niezauważeni w szkole szukają uznania i możliwości konfrontacji w takich programach jak Mam talent, You Can Dance, czy Idol. Tam rzeczywiście ich talent zostanie zauważony, doceniony i rzetelnie oceniony. Właśnie ogłoszono kolejne eliminacje do piątej już edycji You Can Dance. Odbywać się będą w wielu polskich miastach. W każdym setki chętnych, którzy w szkole nie mogą wykorzystać swoich naturalnych zasobów i talentów. Może warto więc pomyśleć, aby zamiast dokładać uczniom i nauczycielom kolejne zadania, stworzyć system, w którym talent w szkole nie jest marnowany, ale rozwijany i otoczony profesjonalną opieką. Pozwólmy nie tylko fizykom, chemikom, czy biologom odnosić w naszych szkołach sukcesy, ale również tym, których talent sprawia radość i tym samym uczyni w przyszłości szczęśliwymi i spełnionymi osobami. Czy doczekamy się szkoły, która ceni każdą bez wyjątku indywidualność, nie gubi nikogo i o nikim nie zapomina?
poniedziałek, 30 listopada 2009
niedziela, 29 listopada 2009
Rozwój edukacji w świetle badań naukowych nad mózgiem
W najnowszym, specjalnym i jednocześnie podwójnym numerze miesięcznika "Edukacja i Dialog" zamieszczam wywiad z Johnem Mediną - dyrektorem Centrum Mózgu badającego możliwości przyswajania wiedzy przez mózg ludzki (Brain Center for Applied Learning and Research) na uniwersytecie Seattle Pacific University. Wywiad na moje specjalne zamówienie przeprowadziła Agnieszka Rynkiewicz - dyrektor w zarządzie Autism Society w Waszyngtonie. Zamieszczam fragment, który dla mnie jest kolejnym argumentem za zmianą modelu edukacji i jednocześnie jest inspiracją przy tworzeniu projektu "Szkoły przyszłości" w Słupsku. Cieszę się, że istnieje możliwość współpracy zarówno z Johnem Mediną, jak i Agnieszką Rynkiewicz z Waszyngtonu. Oficjalnym partnerem projektu jest Young Digital Planet. Wierzę, że ta współpraca pomoże stworzyć nowy paradygmat szkoły XXI wieku. Zapraszam do lektury:
Agnieszka Rynkiewicz: „ 12 SPOSOBÓW NA SUPERMÓZG. Jak przetrwać i dobrze sobie radzić w pracy, domu i szkole” (angielska wersja książki: „Brain Rules. 12 Principles for Surviving and Thriving at Work, Home, and School”). Jakie były okoliczności powstania tej książki i co zainspirowało Cię do napisania jej?
Dr John Medina: Książka powstała jako eksperyment. Zastanawiałem się, co stałoby się z edukacją lub z biznesem gdybyśmy oba chcieli zmienić tak aby działały one zgodnie z tym, jak tak naprawdę funkcjonuje nasz mózg. Zastanawiałem się w trakcie pisania tej książki, jak wyglądałaby wtedy typowa klasa w szkole, typowa firma lub typowy zakład pracy.
Nasza wiedza na temat mózgu nadal nie jest wielka. Wiemy jednak dobrze, co stanowi podstawy pracy mózgu. Wiemy także, że mózg nastawiony jest na rozwiązywanie problemów związanych z przetrwaniem w nieustannie zmieniających się warunkach środowiska zewnętrznego. Jest to główna myśl mojej książki i było to także natchnienie do jej napisania.
Według mnie gdybyśmy chcieli stworzyć środowisko do nauki, które jest całkowitym zaprzeczeniem środowiska w jakim mózg ludzki funkcjonuje najlepiej, to stworzylibyśmy typową klasę jaką mamy obecnie w szkole amerykańskiej. Gdybyśmy z kolei chcieli stworzyć firmę, która działałaby w całkowitym zaprzeczeniu do środowiska, w którym mózg ludzki pracuje najlepiej, to stworzylibyśmy nasze typowe biuro, gdzie stanowiska pracy oddzielone są i podzielone są na małe przestrzenie. Gdybyśmy jednak chcieli stworzyć środowisko do nauki i pracy, które jest prawdziwie zgodne z tym do czego nasz mózg przystosowany jest najlepiej i gdzie pracuje efektywnie, wtedy musielibyśmy zburzyć nasze tradycyjne szkoły i firmy i zbudować je od nowa. Moja książka dotyczy właśnie tego budowania szkół i firm od nowa.
(...)
Agnieszka Rynkiewicz: Jaka jest Twoja opinia na temat stworzenia modelu szkoły opartej na kształceniu wykorzystującym wirtualny kampus szkolny z biblioteką, salami wykładowymi i kinowymi, gdzie zajęcia prowadzone są z wykorzystaniem sieci przez zespół nauczycieli i ekspertów z różnych dziedzin i gdzie równolegle nauka odbywa się także w szkole tradycyjnej?
Dr John Medina: Myślę, że zanim jakikolwiek nowy model szkoły zostanie stworzony, poszczególne jego elementy wymagają przetestowania tak aby mieć pewność, że wysiłek i koszt warty jest tego projektu. Jest to niczym budowanie np. dwuosobowej samolotu od podstaw. Najpierw musi powstać projekt, potem ożebrowanie samolotu, następnie skrzydła i korpus. Następnie należy stworzyć silnik, umocować go w samolocie oraz dołączyć do niego masę oprzyrządowania. Potem następuje cała seria testów próbnych oraz lotów, a każdy etap tych testów wnosi nową wiedzę do projektu. Jeśli projekt działa i testy temu dowodzą, mamy także argumenty dla sponsorów aby ich przekonać, że model jest warty pracy, wysiłku i pieniędzy. Ta analogia odnosi się także do budowania modelu szkoły opartej na kształceniu wykorzystującym wirtualny kampus szkolny.
Wykorzystując więc metaforę Johna Mediny można powiedzieć że projekt "Szkoły przyszłości" już mamy, ożebrowanie samolotu również. Przed nami stworzenie silnika i testowanie. Dla nauczycieli, uczniów i rodziców to wielkie wyzwanie. Wierzę w zaangażowanie wszystkich zainteresowanych tym wyjątkowym projektem.
Agnieszka Rynkiewicz: „ 12 SPOSOBÓW NA SUPERMÓZG. Jak przetrwać i dobrze sobie radzić w pracy, domu i szkole” (angielska wersja książki: „Brain Rules. 12 Principles for Surviving and Thriving at Work, Home, and School”). Jakie były okoliczności powstania tej książki i co zainspirowało Cię do napisania jej?
Dr John Medina: Książka powstała jako eksperyment. Zastanawiałem się, co stałoby się z edukacją lub z biznesem gdybyśmy oba chcieli zmienić tak aby działały one zgodnie z tym, jak tak naprawdę funkcjonuje nasz mózg. Zastanawiałem się w trakcie pisania tej książki, jak wyglądałaby wtedy typowa klasa w szkole, typowa firma lub typowy zakład pracy.
Nasza wiedza na temat mózgu nadal nie jest wielka. Wiemy jednak dobrze, co stanowi podstawy pracy mózgu. Wiemy także, że mózg nastawiony jest na rozwiązywanie problemów związanych z przetrwaniem w nieustannie zmieniających się warunkach środowiska zewnętrznego. Jest to główna myśl mojej książki i było to także natchnienie do jej napisania.
Według mnie gdybyśmy chcieli stworzyć środowisko do nauki, które jest całkowitym zaprzeczeniem środowiska w jakim mózg ludzki funkcjonuje najlepiej, to stworzylibyśmy typową klasę jaką mamy obecnie w szkole amerykańskiej. Gdybyśmy z kolei chcieli stworzyć firmę, która działałaby w całkowitym zaprzeczeniu do środowiska, w którym mózg ludzki pracuje najlepiej, to stworzylibyśmy nasze typowe biuro, gdzie stanowiska pracy oddzielone są i podzielone są na małe przestrzenie. Gdybyśmy jednak chcieli stworzyć środowisko do nauki i pracy, które jest prawdziwie zgodne z tym do czego nasz mózg przystosowany jest najlepiej i gdzie pracuje efektywnie, wtedy musielibyśmy zburzyć nasze tradycyjne szkoły i firmy i zbudować je od nowa. Moja książka dotyczy właśnie tego budowania szkół i firm od nowa.
(...)
Agnieszka Rynkiewicz: Jaka jest Twoja opinia na temat stworzenia modelu szkoły opartej na kształceniu wykorzystującym wirtualny kampus szkolny z biblioteką, salami wykładowymi i kinowymi, gdzie zajęcia prowadzone są z wykorzystaniem sieci przez zespół nauczycieli i ekspertów z różnych dziedzin i gdzie równolegle nauka odbywa się także w szkole tradycyjnej?
Dr John Medina: Myślę, że zanim jakikolwiek nowy model szkoły zostanie stworzony, poszczególne jego elementy wymagają przetestowania tak aby mieć pewność, że wysiłek i koszt warty jest tego projektu. Jest to niczym budowanie np. dwuosobowej samolotu od podstaw. Najpierw musi powstać projekt, potem ożebrowanie samolotu, następnie skrzydła i korpus. Następnie należy stworzyć silnik, umocować go w samolocie oraz dołączyć do niego masę oprzyrządowania. Potem następuje cała seria testów próbnych oraz lotów, a każdy etap tych testów wnosi nową wiedzę do projektu. Jeśli projekt działa i testy temu dowodzą, mamy także argumenty dla sponsorów aby ich przekonać, że model jest warty pracy, wysiłku i pieniędzy. Ta analogia odnosi się także do budowania modelu szkoły opartej na kształceniu wykorzystującym wirtualny kampus szkolny.
Wykorzystując więc metaforę Johna Mediny można powiedzieć że projekt "Szkoły przyszłości" już mamy, ożebrowanie samolotu również. Przed nami stworzenie silnika i testowanie. Dla nauczycieli, uczniów i rodziców to wielkie wyzwanie. Wierzę w zaangażowanie wszystkich zainteresowanych tym wyjątkowym projektem.
sobota, 21 listopada 2009
Szkoła miejscem uczenia się ucznia
Zwróciła się do mnie ostatnio dziennikarka z miesięcznika „Claudia” z pytaniem, czy mógłbym polecić jej czytelniczkom programy wspierające uczenie się i zapamiętywanie. Jednocześnie poprosiła o wskazanie firm i szkół, które je realizują. Szczerze mówiąc nie znam w Polsce programów, które systemowo przygotowywałyby do uczenia się uczniów. Choć w jednej z warszawskich szkół podjęto się tego wyzwania, to jednak nie udało się projektu zakończyć. Jest też szkoła w Krakowie, która konsekwentnie tworzy warunki do doświadczania przez uczniów umiejętności uczenia się, jak się uczyć. Może jestem w błędzie i w Polsce jest więcej szkół, które problem ten rozwiązały systemowo. To przecież jedno z najważniejszych zadań dla polskiej szkoły. W dobie szybkiego i łatwego dostępu do informacji to właśnie szkoła powinna być miejscem uczenia się ucznia. Zawsze, kiedy to mówię, słyszę głosy oburzenia i zapewnienia, że szkoła przecież to robi i to od zawsze. Otóż nie, szkoła naucza, przekazuje wiedzę, ale nie stwarza środowiska ani przestrzeni, w której uczeń doświadcza jak się uczyć. Czy uczniowie mają zdiagnozowane swoje strategie uczenia się, czy je znają i w jaki sposób wykorzystują w codziennej praktyce? Ilu z nich zna techniki zapamiętywania, których nauczyli się w szkole, ilu z nich posiada umiejętność selektywnego czytania. Ilu uczniów zna techniki szybkiego czytania i potrafi je wykorzystać w codziennej pracy. Ilu z uczniów potrafi stosować efektywne metody notowania i stosuje mapy myśli? Znam nauczycieli, którzy próbują włączyć te zagadnienia do swoich programów nauczania i jednocześnie metod pracy z uczniami.
W Polsce mamy znakomitą tradycję w nauczaniu technik pracy umysłowej i zasad skutecznego działania. Pionierami prakseologii w Polsce są prof. Tadeusz Kotarbiński, prof. Jarosław Rudniański i prof. Zbigniew Pietrasiński. A obecnie są to popularne poradniki Marka Szurawskiego, czy Katarzyny Gozdek-Michaelis. Mówiąc o programach, które mogą pomóc w uczeniu się i zapamiętywaniu wyróżniam programy komputerowe umożliwiające rozpoznanie stylów i strategii uczenia się oraz kursy stacjonarne, podczas których uczestnicy poznają techniki uczenia się, zapamiętywania, szybkiego czytania, a także kreatywnego myślenia. Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku pojawiło się mnóstwo poradników dotyczących wykorzystania badań nad mózgiem, m.in. Tony Buzana, Edwarda de Bono. Bestsellerem światowym stała się „Rewolucja w uczeniu” Gordona Drydena i Jeannette Vos, w której zebrano doświadczenia praktyków dotyczących strategii uczenia, zapamiętywania, ale zawierała też prezentację metod i narzędzi uczenia. Autorzy tych poradników byli w Polsce, uczestniczyłem w kilku takich spotkaniach. Sam jestem absolwentem kursu szybkiego czytania. Jako nauczyciel poznawałem kursach sposoby rozpoznawania u uczniów systemów reprezentacji, wykorzystywania w metaprogramów, czy stosowania map myśli w pracy dydaktycznej i - co ważne – również wychowawczej. Dużą popularnością cieszyły się i nadal się cieszą poradniki Howarda Gardnera o koncepcji wielorakich inteligencji. Wszystkie te metody są wykorzystywane obecnie przez firmy szkoleniowe, ale nie przez szkoły. A jeżeli w szkole, to incydentalnie a nie systemowo.
Na stronach internetowych można znaleźć testy pozwalający zdefiniować swoje dominujące inteligencje, style uczenia się i wartości, które kierują naszym postępowaniem i motywują do działania. Programy te nie są kursami pomagającymi w uczeniu się, ale dostarczają nam narzędzi, które pozwalają wykorzystywać nasze wewnętrzne zasoby w pracy umysłowej. Przede wszystkim pozwalają zdefiniować nasze systemy reprezentacyjne i dostosować narzędzia do indywidualnych strategii. Pomagają przezwyciężyć model masowej edukacji i dostosować proces uczenia się do indywidualnych preferencji ucznia. Programy zawierają wiedzę wspomnianych wcześniej autorów takich jak Edward de Bono, Tony Buzan, ale także Robert Fisher, Daniel Goleman, oraz Richard Bandler i John Grinder. Firmy szkoleniowe funkcjonujące na polskim rynku wykorzystują prace wszystkich wymienionych autorów próbując „opakować” wykorzystane teorie w atrakcyjną nazwę. Nie zawsze są to jednak wartościowe programy. Ostatnio ma polskim rynku ukazała się znakomita książka dra Johna Mediny „12 sposobów na supermózg” Znajduje się ona na liście 10 najważniejszych książek w biznesie New York Timesa. Autor jest biologiem molekularnym i przedstawia w niej wyniki badań nad mózgiem i ich wpływ na uczenie się i zapamiętywanie. Ponadto prezentuje sposoby wykorzystania tej wiedzy w codziennej pracy zarówno w szkole, jak i biznesie. To może być kolejna rewolucja, która pomoże zmienić obraz polskiej szkoły.
W Polsce mamy znakomitą tradycję w nauczaniu technik pracy umysłowej i zasad skutecznego działania. Pionierami prakseologii w Polsce są prof. Tadeusz Kotarbiński, prof. Jarosław Rudniański i prof. Zbigniew Pietrasiński. A obecnie są to popularne poradniki Marka Szurawskiego, czy Katarzyny Gozdek-Michaelis. Mówiąc o programach, które mogą pomóc w uczeniu się i zapamiętywaniu wyróżniam programy komputerowe umożliwiające rozpoznanie stylów i strategii uczenia się oraz kursy stacjonarne, podczas których uczestnicy poznają techniki uczenia się, zapamiętywania, szybkiego czytania, a także kreatywnego myślenia. Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku pojawiło się mnóstwo poradników dotyczących wykorzystania badań nad mózgiem, m.in. Tony Buzana, Edwarda de Bono. Bestsellerem światowym stała się „Rewolucja w uczeniu” Gordona Drydena i Jeannette Vos, w której zebrano doświadczenia praktyków dotyczących strategii uczenia, zapamiętywania, ale zawierała też prezentację metod i narzędzi uczenia. Autorzy tych poradników byli w Polsce, uczestniczyłem w kilku takich spotkaniach. Sam jestem absolwentem kursu szybkiego czytania. Jako nauczyciel poznawałem kursach sposoby rozpoznawania u uczniów systemów reprezentacji, wykorzystywania w metaprogramów, czy stosowania map myśli w pracy dydaktycznej i - co ważne – również wychowawczej. Dużą popularnością cieszyły się i nadal się cieszą poradniki Howarda Gardnera o koncepcji wielorakich inteligencji. Wszystkie te metody są wykorzystywane obecnie przez firmy szkoleniowe, ale nie przez szkoły. A jeżeli w szkole, to incydentalnie a nie systemowo.
Na stronach internetowych można znaleźć testy pozwalający zdefiniować swoje dominujące inteligencje, style uczenia się i wartości, które kierują naszym postępowaniem i motywują do działania. Programy te nie są kursami pomagającymi w uczeniu się, ale dostarczają nam narzędzi, które pozwalają wykorzystywać nasze wewnętrzne zasoby w pracy umysłowej. Przede wszystkim pozwalają zdefiniować nasze systemy reprezentacyjne i dostosować narzędzia do indywidualnych strategii. Pomagają przezwyciężyć model masowej edukacji i dostosować proces uczenia się do indywidualnych preferencji ucznia. Programy zawierają wiedzę wspomnianych wcześniej autorów takich jak Edward de Bono, Tony Buzan, ale także Robert Fisher, Daniel Goleman, oraz Richard Bandler i John Grinder. Firmy szkoleniowe funkcjonujące na polskim rynku wykorzystują prace wszystkich wymienionych autorów próbując „opakować” wykorzystane teorie w atrakcyjną nazwę. Nie zawsze są to jednak wartościowe programy. Ostatnio ma polskim rynku ukazała się znakomita książka dra Johna Mediny „12 sposobów na supermózg” Znajduje się ona na liście 10 najważniejszych książek w biznesie New York Timesa. Autor jest biologiem molekularnym i przedstawia w niej wyniki badań nad mózgiem i ich wpływ na uczenie się i zapamiętywanie. Ponadto prezentuje sposoby wykorzystania tej wiedzy w codziennej pracy zarówno w szkole, jak i biznesie. To może być kolejna rewolucja, która pomoże zmienić obraz polskiej szkoły.
czwartek, 12 listopada 2009
Szkoła przyszłości w Słupsku – cz. 1.
Dziś spotkałem się z nauczycielami społecznego liceum i gimnazjum w Słupsku. Prezentowałem koncepcję szkoły, którą rozpoczynamy wdrażać od nowego roku. Spotkanie po latach przywołało wiele miłych wspomnień. 14 lat temu rozpocząłem w tej szkole prace nad wdrożeniem autorskiej koncepcji liceum. Nie były to jednak łatwe początki. Jak każda zmian, tak i ta wzbudzała emocje, niepewność, strach. Podchodzono do pomysłu nieufnie, nie wierzono, że koncepcja szkoły się przyjmie. Z rezerwą angażowano się wówczas w ten projekt. Jednak udało się i bardzo szybko przekonaliśmy się, że zmiana powinna być kojarzona jako nowe wyzwanie. Każda zmiana jest zmianą na lepsze – takie towarzyszyło nam z czasem przekonanie. Wszystko to dzięki wspólnej pracy, zaufaniu i pełnemu zaangażowaniu nie tylko nauczycieli, ale rodziców i przedstawicieli zarządu. To czas, kiedy w szkole trzeba było otwierać dodatkowe klasy i remontować pomieszczenia w budynku. Chętnych było więcej niż miejsc, a życie w szkole toczyło się do późnych godzin wieczornych. Panował twórcza atmosfera i duch innowacyjności. Teraz, kiedy po latach przedstawiłem kolejny nowy pomysł na szkołę nie towarzyszyły już negatywne emocje. Pojawiło się kilka standardowych pytań, które nie dotyczyły samej koncepcji, ale sposobu jej realizacji i podstaw teoretycznych. Pomysł na szkołę jest prosty. Wystarczy uzmysłowić sobie, że dziś edukacja odbywa się nie tylko w szkole, że funkcja szkoły nie może ograniczyć się tylko do przekazywania wiedzy, że zadaniem szkoły nie jest wyłącznie przygotowanie do kolejnego etapu kształcenia, ale to, że szkoła ma przygotować do życia w przyszłości, do funkcjonowania w świecie, którego nie potrafimy zdefiniować, w którym nie jesteśmy wstanie zdefiniować zawodów przyszłości. Jakiekolwiek prognozowanie świata za pięć lat jest równie trudne jak jego projekcja za lat dwadzieścia.
Pierwotnie szkoła miała nazywać się Hypertext Schoool Project 21 (HSP21). Jej angielska nazwa (wymyślona przez jednego z pracowników naukowych) nie została jednak przeze mnie zaakceptowana z powodu faktu, że tworzymy ją w Polsce. Szukamy polskiego odpowiednika. Jak więc powinna nazywać się szkoła przyszłości w Słupsku, na czym polega jej koncepcja? Wiemy, że edukacja odbywa się również w świecie wirtualnych gier, portali edukacyjnych, interaktywnych multimediów i aplikacji sieciowych. To prawdziwa konkurencja dla nauczycieli i szkoły. Edukacja odbywa się również tam, gdzie toczy się codzienne życie. Stąd coraz więcej zajęć w przestrzeni publicznej. Stąd wyjazdy na zielone szkoły, wycieczki edukacyjne do muzeów i ważnych miejsc w Polsce i zagranicą . Uczymy się nie tylko od nauczycieli, ale również od siebie nawzajem, kolegów i dzięki ogromnym zasobom Internetu. Wystarczy więc połączyć te trzy przestrzenie, w których toczy się dziś edukacja w spójny system. Warto do tego wykorzystać nowoczesną technologię i zacząć ją stosować w naturalny sposób, w jaki wykorzystujemy ją w swoim codziennym życiu. Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie, rodzice, pracownicy dużych korporacji wykorzystują w swojej codziennej pracy telefony, komputery, komunikatory, urządzenia mobilne. Pokolenie Y stosuje w codziennych kontaktach dodatkowe funkcje swoich komórek, iPodów i odtwarzaczy mp3, czy mp4. Dlaczego więc to, z czego korzystamy wszyscy w codziennym życiu nie może zaistnieć na równych prawach w szkole? Dlaczego nie możemy wykorzystać z jednej strony potencjału uczniów w stosowaniu technologii cyfrowej, z drugiej zaś ogromnego potencjału nowoczesnych technologii? Przepis wydaje się prosty. Zacznijmy w systemowy sposób korzystać nie tylko z tablicy i tradycyjnych pomocy naukowych w postaci map, plansz i eksponatów. Włączmy do edukacji również edukację interaktywną, tablice multimedialne i mobilne urządzenia cyfrowe i wirtualną przestrzeń. Korzystajmy z blogów eksperckich, portali tematycznych i telewizyjnych kanałów edukacyjnych dostępnych w sieci, GPS oraz społeczności internetowych. Niech telefon stanie się równoprawnym narzędziem pracy w szkole w takim samym stopniu, w jakim korzystamy z niego w naszym codziennym życiu.
Tak więc pomysł na szkołę przyszłości w Słupsku wbrew pozorom nie jest rewolucyjny. To po prostu ewolucja szkoły w kierunku edukacji ery postindustrialnej. Polega na połączeniu w system różnych przestrzeni, w których odbywa się edukacja i zastosowania w niej nowoczesnych technologii. Stworzymy w ten sposób nie tylko nowoczesne środowisko uczenia się ucznia, rozwijania jego talentów, ale również zadbamy o rozwój dodatkowo sfery emocjonalnej, duchowej i fizycznej. Tym samym przygotujemy uczniów do funkcjonowania w przyszłości, ale też przy okazji ułatwimy przygotowanie do egzaminów, który nie powinien być – jak to ma miejsce teraz – celem samym w sobie. Jeżeli chcemy realizować edukacyjną misję wśród młodego pokolenia, to wykorzystajmy język, którym się ono posługuje i który doskonale znają.
Pierwotnie szkoła miała nazywać się Hypertext Schoool Project 21 (HSP21). Jej angielska nazwa (wymyślona przez jednego z pracowników naukowych) nie została jednak przeze mnie zaakceptowana z powodu faktu, że tworzymy ją w Polsce. Szukamy polskiego odpowiednika. Jak więc powinna nazywać się szkoła przyszłości w Słupsku, na czym polega jej koncepcja? Wiemy, że edukacja odbywa się również w świecie wirtualnych gier, portali edukacyjnych, interaktywnych multimediów i aplikacji sieciowych. To prawdziwa konkurencja dla nauczycieli i szkoły. Edukacja odbywa się również tam, gdzie toczy się codzienne życie. Stąd coraz więcej zajęć w przestrzeni publicznej. Stąd wyjazdy na zielone szkoły, wycieczki edukacyjne do muzeów i ważnych miejsc w Polsce i zagranicą . Uczymy się nie tylko od nauczycieli, ale również od siebie nawzajem, kolegów i dzięki ogromnym zasobom Internetu. Wystarczy więc połączyć te trzy przestrzenie, w których toczy się dziś edukacja w spójny system. Warto do tego wykorzystać nowoczesną technologię i zacząć ją stosować w naturalny sposób, w jaki wykorzystujemy ją w swoim codziennym życiu. Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie, rodzice, pracownicy dużych korporacji wykorzystują w swojej codziennej pracy telefony, komputery, komunikatory, urządzenia mobilne. Pokolenie Y stosuje w codziennych kontaktach dodatkowe funkcje swoich komórek, iPodów i odtwarzaczy mp3, czy mp4. Dlaczego więc to, z czego korzystamy wszyscy w codziennym życiu nie może zaistnieć na równych prawach w szkole? Dlaczego nie możemy wykorzystać z jednej strony potencjału uczniów w stosowaniu technologii cyfrowej, z drugiej zaś ogromnego potencjału nowoczesnych technologii? Przepis wydaje się prosty. Zacznijmy w systemowy sposób korzystać nie tylko z tablicy i tradycyjnych pomocy naukowych w postaci map, plansz i eksponatów. Włączmy do edukacji również edukację interaktywną, tablice multimedialne i mobilne urządzenia cyfrowe i wirtualną przestrzeń. Korzystajmy z blogów eksperckich, portali tematycznych i telewizyjnych kanałów edukacyjnych dostępnych w sieci, GPS oraz społeczności internetowych. Niech telefon stanie się równoprawnym narzędziem pracy w szkole w takim samym stopniu, w jakim korzystamy z niego w naszym codziennym życiu.
Tak więc pomysł na szkołę przyszłości w Słupsku wbrew pozorom nie jest rewolucyjny. To po prostu ewolucja szkoły w kierunku edukacji ery postindustrialnej. Polega na połączeniu w system różnych przestrzeni, w których odbywa się edukacja i zastosowania w niej nowoczesnych technologii. Stworzymy w ten sposób nie tylko nowoczesne środowisko uczenia się ucznia, rozwijania jego talentów, ale również zadbamy o rozwój dodatkowo sfery emocjonalnej, duchowej i fizycznej. Tym samym przygotujemy uczniów do funkcjonowania w przyszłości, ale też przy okazji ułatwimy przygotowanie do egzaminów, który nie powinien być – jak to ma miejsce teraz – celem samym w sobie. Jeżeli chcemy realizować edukacyjną misję wśród młodego pokolenia, to wykorzystajmy język, którym się ono posługuje i który doskonale znają.
sobota, 7 listopada 2009
Co zrobić, kiedy inni nas nie rozumieją?
Za mną już dziewięć szkoleń organizowanych przez Wydawnictwo Szkolne PWN. Przed sobą mam jeszcze osiem warsztatów, m.in. w Kielcach, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Toruniu. Każde spotkanie jest inne, na każdym inaczej reagują uczestnicy. Zdarza się, że dyskusje są tak żywe, że nie zawsze udaje się zaprezentować cały przygotowany materiał. Nie zawsze uczestnikom przychodzi łatwo zgodzić się z moją koncepcją transformacji polskiej szkoły. Nie każdy zmianę dostrzega jako konieczność i szansę na odkrycie nowej roli nauczyciela. Przy bardzo prostym i szybkim docieraniu do informacji i wiedzy powód, dla którego kiedyś przychodziło się do szkoły, przestał istnieć. Dziś szkoła stoi przed zupełnie nowymi wyzwaniami. Dziś przed nauczycielem pojawiają się zupełnie nowe zadania wymagające zmiany paradygmatu. O tym przekonuję na zajęciach. Zdarza się – choć rzadko, że moje poglądy nie są interpretowane zgodnie z moim zamiarem. Mam jednak silne przekonanie, które pozwala mi w takich sytuacjach właściwie reagować, że znaczenie komunikatu, to odpowiedź na niego. Moja wypowiedź znaczy dokładnie to, co zrozumiał mój słuchacz. Ilekroć słyszę, że ktoś inaczej zinterpretował moją wypowiedź, to sam przejmuję odpowiedzialność za tę sytuację. Mówię sobie wówczas, że widocznie byłem nieprecyzyjny, widocznie nie przedstawiłem właściwych argumentów. Nie staram się w takich sytuacjach wmawiać innym, że nie rozumieją, że niedokładnie słuchają. To dla mnie okazja, aby swój komunikat zmodyfikować, aby wzmocnić te elementy, które mogły zostać niezauważone. To znakomity sposób na doskonalenia komunikacji. Kiedy podczas zajęć uczestnicy swoimi wypowiedziami i komentarzami dowodzą, że zmieniają znaczenie i intencje moich wypowiedzi, to dla mnie pretekst, aby zastanowić się, dlaczego tak się dzieje? Co i jak powiedziałem, że nie zostałem właściwie zrozumiany. To stwarza miejsce na doskonalenie własnego warsztatu.
Podobnie traktowałem w szkole tzw. trudnych uczniów. Nie sztuka pracować z samodzielnymi, odpowiedzialnymi i świadomymi swoich celów ludźmi. Największe dla mnie wyzwanie to uczniowie niepokorni, zadający tysiące pytań, przerywający, dowcipkujący, cyniczni, ale też sprawiający kłopoty wychowawcze. Dla mnie to w takich uczniach tkwi zalążek czegoś niepospolitego. Jest w nich coś, co sprawić może, że w przyszłości zaczną podążać własną drogą, będę szukać nowych możliwości, będę walczyć ze stereotypami i szkodliwymi poglądami. To oni mogą zacząć zmieniać świat, to oni podejmują ryzyko porażki i konsekwencje z popełnianych błędów. To tacy uczniowie uczą pokory, zmuszają do doskonalenia warsztatu pracy. To dzięki nim poszukuję nowych metod, próbuję, testuję i cieszę się, że mogę się rozwijać. To dla mnie wyzwanie. W sytuacjach takich przejmuję odpowiedzialność za jakość prowadzonych zajęć, za jakość komunikacji, za jakość i dynamikę relacji z uczestnikami szkoleń. Nie walczę z przekonaniami innych. Nie jest możliwa ich natychmiastowa zmiana. Potrzeba nam wszystkim czasu i stworzenia przestrzeni, w której poczują się potrzebni, ważni, docenieni i przede wszystkim szanowani. Nie walczę z poglądami, z którymi nie mogę się utożsamić, ale staram się zrozumieć, jakie zachowania, umiejętności i doświadczenie mogło zbudować konkretne przekonanie. Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze mówię to, co inni chcieliby usłyszeć. To może być wygodne, ale też warto zacząć mówić innym to, co może być dla nich dobre, co może zmienić ich perspektywę postrzegania i budować nowe przekonania na własny temat. Wystarczy sięgnąć do wewnętrznych zasobów i budować na tym nowe przekonania. Warto, bo w ten sposób działając w kręgu własnego wpływu mogę rozpocząć zmianę tego, co mnie irytuje, niepokoi i po prostu angażuje. Jeżeli dołączę do tego pasję i dyscyplinę, to z pewnością uda się osiągnąć osobisty sukces.
Podobnie traktowałem w szkole tzw. trudnych uczniów. Nie sztuka pracować z samodzielnymi, odpowiedzialnymi i świadomymi swoich celów ludźmi. Największe dla mnie wyzwanie to uczniowie niepokorni, zadający tysiące pytań, przerywający, dowcipkujący, cyniczni, ale też sprawiający kłopoty wychowawcze. Dla mnie to w takich uczniach tkwi zalążek czegoś niepospolitego. Jest w nich coś, co sprawić może, że w przyszłości zaczną podążać własną drogą, będę szukać nowych możliwości, będę walczyć ze stereotypami i szkodliwymi poglądami. To oni mogą zacząć zmieniać świat, to oni podejmują ryzyko porażki i konsekwencje z popełnianych błędów. To tacy uczniowie uczą pokory, zmuszają do doskonalenia warsztatu pracy. To dzięki nim poszukuję nowych metod, próbuję, testuję i cieszę się, że mogę się rozwijać. To dla mnie wyzwanie. W sytuacjach takich przejmuję odpowiedzialność za jakość prowadzonych zajęć, za jakość komunikacji, za jakość i dynamikę relacji z uczestnikami szkoleń. Nie walczę z przekonaniami innych. Nie jest możliwa ich natychmiastowa zmiana. Potrzeba nam wszystkim czasu i stworzenia przestrzeni, w której poczują się potrzebni, ważni, docenieni i przede wszystkim szanowani. Nie walczę z poglądami, z którymi nie mogę się utożsamić, ale staram się zrozumieć, jakie zachowania, umiejętności i doświadczenie mogło zbudować konkretne przekonanie. Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze mówię to, co inni chcieliby usłyszeć. To może być wygodne, ale też warto zacząć mówić innym to, co może być dla nich dobre, co może zmienić ich perspektywę postrzegania i budować nowe przekonania na własny temat. Wystarczy sięgnąć do wewnętrznych zasobów i budować na tym nowe przekonania. Warto, bo w ten sposób działając w kręgu własnego wpływu mogę rozpocząć zmianę tego, co mnie irytuje, niepokoi i po prostu angażuje. Jeżeli dołączę do tego pasję i dyscyplinę, to z pewnością uda się osiągnąć osobisty sukces.
Etykiety:
Nauczyciel przyszłości,
Pokolenie Y,
Uczeń przyszłości
Subskrybuj:
Posty (Atom)