poniedziałek, 26 marca 2012

Szkole brakuje zaangażowania

Narzekamy, że uczniowie nie mają motywacji. Ale czy na pewno tylko o to nam chodzi? Kiedy widzę sukcesy młodych ludzi nie tylko w telewizyjnych programach typu Mam talent, to trudno jest mi się zgodzić, że mamy jej deficyt. Przecież poziom, który prezentują wystawiając się na ocenę jurorów wymagało ogromnej dyscypliny, wysiłku, a przede wszystkich konsekwentnej pracy i bardzo często też odwagi. Mają bardzo wyraźnie sprecyzowane cele, które nie zawsze są tożsame z tym, czego oczekuje się od nich w szkole. Tylko ludzie o wyraźnie określonych priorytetach i charakterze są niezwykle zmotywowani. Nie zawsze jednak szkoła to zauważa i docenia. Problem tkwi nie w braku motywacji, ale zupełnie w czym innym. To brak zaangażowania. I nie dotyczy to tylko uczniów. Elementem odróżniającym zaangażowanie uczniów od wewnętrznej motywacji jest to, że starania tych zaangażowanych zmierzają w pożądanym przez szkołę kierunku, a praca wewnętrznie zmotywowanych - już nie zawsze. Mamy ambitnych uczniów zmotywowanych w realizację swoich osobistych celów, ale bardzo często niezaangażowanych na zajęciach. Skarżą się na to nauczyciele, rodzice. Przyznają się do tego sami uczniowie. A przecież szkoła powinna być naturalnym miejscem, gdzie motywacja i zaangażowanie powinny iść w parze. To w szkole uczniowie powinni rozwijać talenty i otrzymać wsparcie w dążeniu do osiągnięcia mistrzowstwa w tym, co jest ich siłą.  Prowadzone przez Instytut Gallupa od 25 lat badania wyraźnie wskazują, że talenty są trwałe, ale dla każego różne. Najlepiej rozwijamy się koncentrując na naszych silnych stronach. W ten sposób wykorzystujemy swój osobisty potencjał. To decyduje o prawdziwym sukcesie. Polska szkoła przyjęła jednak błędne założenie twierdząc, że możemy stać się kompetentni w każdej dziedzinie. Trudno jej zaakceptować, że uczenie się wszystkiego i przez wszystkich, a w dodatku w tym samym tempie nie jest możliwe. Dużym błędem jest też koncentracja i ciągłe przypominanie uczniom o ich deficytach wskazując najczęściej ich słabe strony. Zapominamy, że szkoła nie przygotowuje jedynie przyszłych profesorów. Do niej chodzą też przyszli artyści, sportowcy i rzemieślnicy. Świat potrzebuje mechniaków samochodowych, hydraulików, elektryków, ogrodników, kucharzy, czy sprzedawców. Sytuacja w dzisiejszej szkole przypomina mi bajkę, w której zwierzęta zmuszone były do uczenia się wszystkiego wbrew swojej naturze i predyspozycjom. Skończyło się totalną klęską. Wiewórka nie umiała pływać tak jak kaczka. Kaczka nie była tak szybka jak zając. Ten z kolei nie potrafił skakać po drzewach. Zwierzęta zbuntowały się przeciwko takim metodom pracy. W tym tkwi przyczyna frustracji, stresu i braku prawdziwego zaangażowania uczniów. 


Polska szkoła z jednej strony  koncentruje się na brakach i sposobach  ich niwelowania. Z drugiej skupia się na przekonaniu, że miernikiem sukcesu uczniów i skuteczności nauczycieli mają być znakomicie zdane testy. Najważniejszy cel  - dobrze wypaść na egzaminie i zająć wysoką pozycję w rankingach. A wszystko to kosztem czasu i energii, które mógłby uczeń wraz z nauczycielem zainwestować w rozwój swoich talentów i mocnych stron. Nasz system edukacji - jak twierdzi dr Marzena Żylińska - zapętlił się i powoduje, że nauczyciele znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Z jednej strony wiedzą, że powinni rozwijać u uczniów autonomię, kreatywność i innowacyjne podejście do problemów, a z drugiej muszą ich przygotować do zdawania testów opartych na zero-jedynkowym kluczu. 


W szkole tak długo będziemy mówili o braku zaangażowania, dopóki nie zmieni się jej podstawowych założeń i filozofii funkcjonowania. Dopóki nie zrozumiemy i nie zaczniemy koncentrować czasu i energi na rozwoju indywidualnego potencjału, będziemy mieli konflikt między zmotywowanymi do osiągania osobistych celów uczniów, a ich zaangażowaniem w codzienne lekcje. Nie pomagają w tym ani kolejne reformy, ani zmiany podstawy programowej, a już na pewno likwidowanie szkół. Zacząć należy od poznania i zrozumienia celów i misji edukacji. Testomania zabija w szkole kreatywność, samodzielność i przede wszystkim zwalnia z odpowiedzialności. Chcemy, aby nasi uczniowie byli nie tylko zmotywowani, ale przede wszystkim zaangażowani. I zrozumieli, o co chodzi w ich edukacji, uczeniu się i w codziennym przychodzeniu do szkoły. Zaangażowanie jest odpowiedzią na pytanie: o co chodzi w szkole,  a motywacja związana jest raczej z tym: o co chodzi mnie. Czy w szkole motywacja i zanngażowanie mogą mieć wspólny cel? Najważniejsze, to zrozumieć, że uczniowie mają motywację, ale nie zawsze są zaangażowani, bo często nie rozumieją archaicznego już modelu edukacji. Trudno zaangażować się w coś, czego  się nie rozumie. Brakuje wyraźnie określonej misji polskiej szkoły i sensownej odpowiedzi na pytanie, po co przychodzimy codziennie do szkoły? Czy ruszenie skostniałego modelu pracy, zmiana sposobu myślenia i przekonań ministerialnych urzędników są możliwe z obecnie funkcjonującym prawem oświatowym?


wtorek, 20 marca 2012

Szkoła bez ambicji?


Rzadko zdarza nam się stawiać przed uczniami prawdziwe wyzwania. Niezbyt często zwracają się do nas o pomoc, dzielą się swoimi marzeniami i pytają o radę. Jeżeli już to robią, to nie odmawiamy. Inwestujemy swój czas, energię i zaangażowanie. Ich osobiste sukcesy sprawiają, że czujemy satysfakcję. Dajemy dowód, że są dla nas ważni. Przekonujemy, że mogą osiągnąć jeszcze więcej, a prawdziwe sukcesy dopiero przed nimi. Wierzymy w nich. To często wystarczy, aby sprawić, aby nasi uczniowie dostali prawdziwego wiatru w skrzydła. Jednak nie zawsze tak jest i nie zawsze ich wielki sukces to zasługa szkoły. Niestety, coraz mniej o nim decyduje dzisiejsza szkoła. Dlaczego? Bo dajemy naszym uczniom proste i zwykle rutynowe zadania. Coraz mniej od nich oczekujemy i wymagamy. Ci ambitni szukają więc możliwości realizacji swoich wielkich marzeń poza szkołą. Wielokrotnie sami stawiają sobie o wiele większe wyzwania niż te wynikające z obowiązkowego programu. Możemy oglądać ich w programach telewizyjnych, w kinie i obserwować aktywność w sieci. Młodzi ludzie chcą, aby traktować ich poważnie. Chcą być ważni, potrzebni i docenieni. Odnoszą sukcesy, których nie powstydziłby się żaden z dorosłych. Dowodów na to mam wiele. Niedawno głośno było o kilkunastoletniej Laurze Dekker - najmłodszej żeglarce z Holandii, która opłynęła świat. Podobnie zrobiła to Natasza Caban, absolwentka naszego liceum. Wybrała się w samotny rejs zaraz po ukończeniu szkoły. Kolejny przykład to sukces Macieja i Leszka Rutkowskich, Beaty Kamińskiej, Bartosza Fieducika, Norberta Pokorskiego - absolwentów naszej szkoły. Odnoszą wielkie sukcesy. Zaliczani są do światowej czołówki. Podpisują kontrakty z największymi firmami. Na dzisiejszy sukces pracowali od dawna. Do tych utalentowanych mogą dołączyć również aktualni uczniowie. Wśród nich maturzystka - Karolina Firlej, której talent został doceniony i zauważony podczas ostatniego Kongresu Obywatelskiego w Warszawie. W głównej debacie była partnerem najważniejszych polityków, znanych naukowców i dziennikarzy. Do pierwszej klasy liceum chodzi Paweł Łakomski - miłośnik koszykówki, młody dziennikarz sportowy, którego Tomasz Lis zaprosił do swojego projektu na stronie autorskiego portalu NaTemat.pl. Jest ich więcej. Już dziś odnoszą sukcesy w sporcie, w nauce i biznesie. Wygrywają konkursy i olimpiady przedmiotowe. Często międzynarodowe. Chodzą do szkoły, ale już tworzą własne audycje, piszą do specjalistycznych pism, występują publicznie, dzielą się swoją wiedzą w sieci i cieszą się, że świat daje im nieporównywalnie większe możliwości niż ich rodzicom. To prawdziwe talenty, które nie boją się prawdziwych wyzwań. Odkryli je, pielęgnują i konsekwentnie rozwijają. Nie oglądają się na szkołę. Nie pozwalają sobie na ich zmarnowanie. Wspierani przez rodziców lub nawet wbrew nim dążą do celu. Często to samouki, jak Steve Jobs. Takich uczniów znajdziemy w każdej naszej szkole, każdy z nich ma w sobie potencjał i wiem, że przyszłe sukcesy niekoniecznie będą zasługą szkoły. Ale ich determinacji, konsekwencji i wyjątkowego charakteru. Co robić, aby szkoła miała prawdziwe ambicje i stała się miejscem rozwoju indywidulanych talentów? Odpowiedź jest prosta. Stawiać wysokie wymagania. Również te etyczne. Oczekiwać wielkich rezlutatów. Dmuchać w skrzydła. I naprawdę wierzyć. Traktować uczniów bardzo poważnie. Ci, którzy samodzielnie pracują nad sobą nie mają w szkole łatwo. Wielu z nich nie otrzymuje nawet takiej szansy. Są zdani na samych siebie. Szkoła ignoruje ich pasje, walczy z ich trudnym często charakterem. Sami nas zresztą prowokują: opuszczają lekcje, przychodzą nieprzygotowani i są niepokorni. Są zmotywowani, ale nie zawsze zaangażowani w to co, dzieje się w szkole. Mają jednak w sobie coś, co sprawia, że oddają się bezgranicznie pasji za cenę naszej nieakceptacji i szkolnych niepowodzeń. To właśnie tacy potrzebują naszej uwagi, zrozumienia i naszego wsparcia, bo rozwój uczniowskich talentów nie może być skazany na samotność.