poniedziałek, 20 czerwca 2011

Czy rzeczywiście wysokie wyniki egzaminów w szkołach niepublicznych?

Analizując wyniki egzaminów zewnętrznych uderza fakt, że na pierwszych miejscach znajdują się przede wszystkim szkoły niepubliczne. Dyrektorzy z dumą chwalą się wynikami dowodząć wyższości edukacji w tych szkołach. Nie jest sztuką uzyskanie dobrego wyniku na egzaminach zewnętrznych, gdy trafiają do nich uczniowie w wyniku ostrej selekcji i mozolnej rekrutacji. Rodzice takich uczniów wykazują szczególną troskę o edukację swoich dzieci. Finansują dodatkowe zajęcia na basenach, w szkołach językowych i kołach zainteresowań. Dbają o to, aby podczas wakacji ich dzieci podróżowały po świecie, zwiedzały muzea i uczęszczały na zajęcia w zagranicznych szkołach językowych. W tym kontekście może nawet dziwić, dlaczego te wyniki nie są zdecydowanie wyższe niż w publicznej szkole, w której znajdują się często dzieci z zaniedbanych środowisk, gdzie rodzice są bezrobotni i nie stać ich na wakacyjny wyjazd dzieci.

Wiele szkół niepublicznych spoczęło na laurach i dalej uważa, że rozbudowana liczba zajęć z języka obcego, małe klasy i dobre wyniki egzaminów zewnętrznych wystarczą. Tak jak przekonanie, że dobra opinia o szkole zapewni nabór na długie lata. Ale dzisiejsi rodzice zastanawiają się, czym powinna wyróżnić się dobra edukacja, za którą warto zapłacić wyrzeczeniami, dodatkowym czasem dojazdu, czy konkretnym czesnym. Poszukują nowej wartości. Chcą czegoś więcej, co uzasadni koszty ponoszone przez nich na edukację własnych dzieci.

Co powinno wyróżniać szkołę w społeczeństwie wiedzy od tej, do której uczęszczaliśmy my?

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

niedziela, 19 czerwca 2011

Płynna nowoczesność edukacji

Odebrałem właśnie z internetowego sklepu książkę Zygmunta Baumana, która już we wstępie inspiruje i prowokuje do pytań. Pierwsze jej zdania tworzą kontekst i dostarczają klucza do jej odczytania.
„Wszystko lub niemal wszystko w naszym świecie zmienia się: mody, którym ulegamy, i przedmioty, którym poświęcamy uwagę (równie nietrwałą jak wszystko inne: wszak dzisiaj tracimy zainteresowanie tym, co jeszcze wczoraj nas przyciągało, by już jutro zobojętnieć na to, co ekscytuje nas dzisiaj), rzeczy, o których marzymy i których się lękamy, rzeczy, których pożądamy i które budzą naszą niechęć, które dają nam nadzieję i które napawają nas niepokojem. Zmieniają się także warunki, w jakich żyjemy, pracujemy i próbujemy planować naszą przyszłość, w jakich łączymy się z jednymi i rozłączamy (lub zostajemy rozłączeni) z innymi. Okazje do pomnożenia szczęścia i groźne zapowiedzi nieszczęścia zjawiają się i znikają, nadciągają i umykają, na ogół zbyt szybko i zwinnie, abyśmy mogli w jakiś rozsądny i skuteczny sposób pokierować ich biegiem, kontrolować czy przewidywać ich ruchy.”
„44 listy ze świata płynnej nowoczesności” Zygmunta Baumana to moja obowiązkowa lektura mijającego weekendu i lektura dla wszystkich wybierających się na wakacje i szukających również przygody intelektualnej. Oczywiście szukam w niej tego, co może uzasadniać zmiany w szkole, w systemie edukacji i dydaktyce. Dlaczego nie spojrzeć na edukację w ten sposób i nie dostrzec również płynności jej istoty i założeń, z których wyrasta dzisiejszy model szkoły? Słuchałem mędrca, który mówi o edukacji, generacji sieci i nastolatkach. Lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, że przestrzenie, w których uczymy się, nie są poddane żadnej hierarchii. Wszystkie mają jednakowy status ważności Jednak zachowujemy się tak, jakby nadal obowiązywał model, w którym szkoła to najważniejsze instytucja edukacyjna. Sieć internetowa jest w niej niemal nieobecna, a nauka w interaktywnych, nowoczesnych bibliotekach, centrach nauki, galeriach sztuki i parkach technologicznych traktowana jest incydentalnie. A w samej przestrzeni szkolnej powinien obowiązywać zupełnie inny model dydaktyczny. Nic już nie uzasadnia obecności nauczyciela przy tablicy, a po przeciwnej stronie w równo ustawionych ławkach uczniowie. Nie ma w tym przypadku znaczenie, czy tablica jest czarna, biała czy bardziej nowoczesna, bo interaktywna. Ona naprawdę niczego nie zmienia. Uczymy cały czas, tak jak uczono nas, naszych rodziców i dziadków. Każdy z uczniów słyszy wielokrotnie w ciągu dnia, aby nie rozmawiać, nie chodzić po klasie, nie kręcić się, siedzieć prosto, nie dopowiadać, jeżeli nie jest się pytanym, i unikać błędów. Oduczamy samodzielności, odpowiedzialności i inicjatywności. Uczniowie nie decydują ile, na kiedy, w jakim zakresie i w jaki sposób mają przygotować zadania, odrobić lekcje, przygotować się do zajęć. Za cały ten proces odpowiada nauczyciel. On próbuje nad tym przejąć kontrolę i wyznacza zakres, terminy i formę. Potem jest zdziwiony, że uczniowie nie potrafią się samodzielnie uczyć, zaplanować i realizować wyznaczonych celów. Zapominamy, że w świecie zmieniającej się nieustannie rzeczywistości sieć, przestrzeń publiczna i szkoła stają się równoprawnymi miejscami w nowoczesnej edukacji. Niebezpiecznie ignorujemy ten oczywisty już fakt podporządkowując wszystko przygotowaniu uczniów jedynie do testów, egzaminów i państwowych sprawdzianów.

Są przynajmniej trzy powody, dla których myślenie o edukacji w dotychczasowy sposób powinno ulec zmianie. Po pierwsze, do szkoły uczęszcza pokolenie, którego nawyki ukształtowane zostały przez technologię i internet. To zupełnie inna generacja niż wychowana w erze kredy. Po drugie, świat na zewnątrz szkoły zmienił się od tamtego czasu, a my nadal uczymy tak, jak przygotowywano uczniów w XIX i XX wieku. I trzeci argument, kapitałem nie są już jedynie bogactwa naturalne, ale wiedza, czy raczej informacja pozwalająca rozwiązywać niezdefiniowane jeszcze problemy tego świata.

Jak więc w tej płynnej nowoczesności można uczyć innych? Jak się w niej poruszać, jeżeli nikt nas wcześniej tego nie nauczył? Nauczyciele ze swoimi nieaktualnymi mapami świata chcą pomóc uczniom poruszać się po nowym terytorium. Musimy zmienić mapy na aktualne, które odpowiadają rzeczywistości. Z nieaktualną i w dodatku bez kompasu w postaci wartości i zasad błądzimy i z dużym prawdopodobieństwem nie dotrzemy do celu. Jaka jest więc aktualna mapa, którą powinniśmy posługiwać się w dzisiejszej szkole, a raczej edukacji? Znakomicie definiuje ten problem Zygmunt Bauman. Autor prowokuje do myślenia i zadaje prowokacyjne pytanie, czy świat jest nieprzychylny edukacji?

„Dzisiejszy konsumeryzm nie polega na gromadzeniu rzeczy, lecz na czerpaniu z nich błyskawicznych i doraźnych przyjemności. Dlaczego więc taki towar jak wiedza, uzyskiwana podczas pobytu w szkole lub na uniwersytecie, miałaby być wyjątkiem od tej powszechnej reguły? W wirze zmian wiedza nadająca się do błyskawicznego i jednorazowego użytku, szczycąca się natychmiastową przydatnością do spożycia i krótkim terminem ważności, podobna do tej, jaką obiecują oprogramowania pojawiające się na półkach sklepowych i znikające z nich w coraz szybszym tempie, wygląda znacznie atrakcyjniej.”

Czy ta konstatacja kryje w sobie niepokój, czy ironię? Czasami mam wrażenie, że Bauman, kpi z płynnej rzeczywistości. W tym kontekście pojawiają się w jego listach uwagi o pokoleniu Y, Z, o edukacji, o nastolatkach, smsach, wirtualnym świecie, kryzysie, modzie, fenomenie Baracka Obamy i samotności. Każdy z listów to opowieść o rzeczach zaczerpniętych z najzwyklejszego codziennego życia i jednocześnie pretekst do ukazania ich niezwykłości. To dystans, ironia, troska mędrca, który pozwala zobaczyć nam płynność naszej codziennej zwykłej i jednocześnie niezwyczajnej rzeczywistości. Warto przeczytać!
Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

środa, 1 czerwca 2011

"Nie traćcie nadziei ! W górę serca!"

Formowanie charakterów i postaw pokolenia, które otrzymuje od zewnętrznego świata tak wiele różnych propozycji, to wielkie wyzwanie dla rodziców, szkoły i kościoła. Uczestniczyłem ostatnio w uroczystości, podczas której młodzi ludzi otrzymali sakrament bierzmowania. Usłyszałem interesującą w formie homilię, ale zupełnie obcą dla mnie w treści. Młodzież słuchała głównie o tym, że na świecie ginie rocznie tysiące chrześcijan. Prawda! Ale czy taki obraz świata jest jedyny i tylko taka wizja świata dominuje? Wyobraźnię młodych miały dodatkowo pobudzić statystki, z których wynika, że co trzy minuty zabijany jest chrześcijanin. Młodzi ludzie dowiedzieli się, że w ciągu trwania uroczystości zginie ich na świecie co najmniej 30-tu. A dalej usłyszeli, że w Polsce też nie jest łatwo, bo mimo że przynależność do kościoła katolickiego deklaruje ponad 90 proc. Polaków, to w regularnych mszach świętych uczestniczy ok. 30 proc..

Może nie do końca zrozumiałem intencję, ale z każdą minutą czułem, że to nie jest to, co młodzi ludzie powinni w tym dniu usłyszeć. Zastanawiałem się, czy słowa te mogą pomóc im w tworzeniu lepszego świata? Czy nie lepiej byłoby, aby dowiedzieli się, że w głębi duszy jesteśmy dobrzy, że trzeba otwierać się na bogactwo kultur i religii, że warto być świadectwem uczciwości, odpowiedzialności, pracowitości, solidarności i sprawiedliwości. Przesłaniem powinna być wiara w ludzi, w ich siłę, energię i dobro. Oczekiwałem motywacji do pozytywnego działania. Słów, które wyzwolą w młodych ludziach ich najpiękniejsze cechy charakteru. Chciałbym zarazić ich optymizmem, a nie straszyć niebezpieczeństwem i zagrożeniem. Jak wiele dobrego mogłoby się zdarzyć, gdyby budować w nich przekonanie, że mogą zmienić świat, że to możliwe, że od nich zależeć będzie przyszłość, nasze bezpieczeństwo i dostatek. Chciałbym, aby odczuli siłę swoich codziennych wyborów. Aby widzieli ich pozytywne konsekwencje i w ten sposób budować w nich przekonanie, że świat ten można zmieniać niosąc miłość i tym samym stać się przykładem postawy opartej na prawdziwym charakterze. To buduje bardziej, niż gdy słyszymy o byciu ofiarami w niebezpiecznym i wrogim wobec nas świecie.

Współczesne media i ich bogactwo sprawiają, że młode pokolenie stoi przed koniecznością dokonywania ciągłych wyborów. Potrzebuje kompasu w postaci określonego systemu wartości, zasad i pryncypiów. Od tego zależą ich decyzje, z konsekwencji których nie zawsze sobie zdają sprawę. Dlatego poszukują prawdziwych autorytetów i wzorów do naśladowania. Szukają przewodnika, który pomaga odnaleźć się w trudnym czasie dojrzewania i poszukiwania własnej tożsamości. Szczególnie młode osoby, które nie zawsze potrafią poradzić sobie z wyzwaniami współczesnego świata. Jeżeli jednak dowiadują się, że świat jest okrutny i tylko czyha, aby zabijać, to buduje się przekonanie, że życie to walka, a nie wyzwanie. Niech przesłaniem stanie się zawołanie Jana Pawła II, który potrafił wzbudzić nie tylko entuzjazm i dać nadzieję, ale odkryć w każdym z nas siłę do tworzenia dobra.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę