wtorek, 31 lipca 2012

Dokąd zmierza polska szkoła, czyli rzecz o braku wizji


„Próba ogniowa, którą przechodzimy, ukaże nas w świetle honoru, albo hańby, wszystkim przyszłym pokoleniom. My - właśnie my tutaj - sprawujemy władzę i ponosimy ostateczną odpowiedzialność.” (Abraham Lincoln, 1809 - 1865)
Gdybym miał wymienić największe zaniechanie w polskiej szkole, to na pewno wskazałbym na brak jasnej wizji narodowej edukacji. Upominam się o to od dawna. A apel profesora Mariusza Zawodniaka, który ukazał się dziś w sieci, to wołanie o uzasadnienie braku jakichkolwiek zmian ze strony decydentów. To, co dziś nazywa się reformą, to jedynie lifting, który próbuje ukryć niedoskonałość i ułomność obecnego modelu edukacji. Prawdy o niewydolności systemu nie można przykryć okrągłymi zdaniami i nowomową. 
„Chciałbym zatem - pisze na swoim blogu profesor Zawodniak - usłyszeć coś w rodzaju exposé ministra edukacji, który uspokoi mnie (i innych wątpiących w ten system obywateli), że polska szkoła naprawdę zyskuje na podtrzymywaniu obecnych rozwiązań i tym samym nie wymaga żadnych fundamentalnych zmian. A jeśli w planach jest modernizacja systemu – czego sobie i wszystkim życzę – to tym bardziej wysłuchałbym założeń na jej temat (...) Chciałbym usłyszeć, jak to się dzieje, i za sprawą czego, że tradycyjny system, od dziesiątków lat praktycznie niezmieniany, świetnie sobie radzi w XXI wieku, że wychodzi naprzeciw oczekiwaniom szkół wyższych i rynków pracy, że wreszcie zadowala samych uczniów i ich rodziców. W czym tkwi sekret tego systemu, że przez tak długie lata gwarantuje sukces? Bo rozumiem, że tak to widzą zarządzający oświatą!”
W podobnym tonie wypowiada się profesor Bogusław Śliwerski w rozmowie z Anną Raczyńską twierdząc, że "na stronie internetowej MEN znajdziemy hasła o przyjaznej szkole, szkole z pasją, ale strategii rozwoju edukacji nie ma. Stąd powinna nas niepokoić sytuacja, kiedy politycy odpowiedzialni za państwo najpierw coś proponują, potem po cichu się z tego wycofują". Żadna reforma się nie uda, jeżeli nie będzie miała oparcia w rozwiązaniach systemowych oraz w powszechnie rozumianej i akceptowanej wizji edukacji.  
W przestrzeni publicznej brakuje poważnej debaty. Nie ma też czytelnej strategii państwa dotyczącej już nie tylko edukacji, ale sytuacji młodych ludzi w wieku 16-24 lata. To przecież jedna z najbardziej licznych grup demograficznych w Polsce. To prawie 6 milinów ludzi, którzy wkraczają na rynek pracy lub wkrótce będą szukali na nim swojego miejsca. Czy są przegranym pokoleniem, jak twierdzi premier Włoch Mario Monti o dzisiejszych młodych ludziach w swoim kraju. Czy nadzieję na lepszą sytuacją mogą posiadać jedynie następne pokolenia?  Dlaczego nie myśli się w tej perspektywie o obecnie uczęszczających do szkół? Niekorzystne trendy demograficzne i społeczno-ekonomiczne zdefiniowane w raporcie Polska 2030 nakładają na tę grupę ogromną odpowiedzialność za kontynuację rozwoju gospodarczego i społecznego kraju. Czy rzeczywiście przygotowujemy ich do tej roli?

Każdy z nas osobiście musi zmierzyć się z wyzwaniami współczesnego świata. Jak poradzą sobie z nimi i politycy, ministrowie, decydenci odpowiedzialni za edukację pokolenia uczęszczającego do naszych szkół? Podążanie wyłącznie za doraźnymi potrzebami i interesami partyjnymi nie wystarczy. Potrzebujemy impulsu i energii, które wyzwolą entuzjazm i najlepsze cechy charakteru młodego pokolenia. Historia będzie o nas pamiętać i będzie rozliczać za nasz wkład. Dziś może jedynie za zaniechania i brak odwagi oraz odpowiedzialności.
Niezwykle aktualnie brzmią słowa Lincolna wypowiedziane niemal 200 lat temu o tym, że "dogmaty spokojnej przeszłości nie pasują do dzisiejszej zawieruchy. Teraźniejszość jest pełna wyzwań. My musimy im sprostać. A że nasza sprawa jest nowa, musimy myśleć po nowemu i działać po nowemu". Musimy odrzucić stare modele i paradygmaty z nas samych, a wtedy zmienimy nie tylko szkołę, ale  nasz kraj. Sytuacja jest nowa, potrzebujemy nowego impulsu, kierunku i odpowiedzialnej roli państwa w tworzeniu polskiej edukacji.

Polska szkoła potrzebuje przywództwa, liderów, a co za tym idzie śmiałej i jasnej wizji oraz misji, aby trud pracy 600 tysięcznej armii nauczycieli nie poszedł na marne. Potrzebujemy poważnej debaty na temat strategii rozwoju oświaty w Polsce z udziałem wszystkich istotnych środowisk. Także Parlamentu. Dziś działania ministerstwa są pozorowane. "Władzy - twierdzi profesor Śliwerski - odpowiada bardziej organizowanie akcji typu: „Nauczyciel z klasą” czy „Szkoła z klasą”, bo  taka akcyjność jest doraźna i szybko się wypala. Tymczasem ona jest przede wszystkim demoralizująca. Najpierw pełna aktywizacja na czas akcji, a potem szybki powrót do poprzedniego stanu. To jest jak czyn społeczny w PRL-u." 
Parafrazując słowa Lincolna pamiętać powinniśmy, że przed historią nie uciekniemy i będziemy odpowiadać za to, co dziś robimy. Pamięć o nas zostanie bez naszej zgody. Jaka ona będzie? 

niedziela, 29 lipca 2012

Talent na ulicy

Od pewnego czasu obserwuję dwa znakomicie uzupełniające się zjawiska. To trendy coraz wyraźniej widoczne w czasie wakacji. Z jednej strony to wychodzenie z autentycznymi wydarzeniami kulturalnymi i prezentowania ich w przestrzeni publicznej. Z drugiej, obecność w tej samej przestrzeni utalentowanych, pełnych pasji młodych ludzi, którzy w ten sposób dorabiają do swojego kieszonkowego. Ci pierwszy popularyzują sztukę zawodowo. Drudzy, aby zaistnieć muszą reprezentować ją na wysokim poziomie. Pierwsi są finansowani przez miasta, sponsorów i instytucje kulturalne. Drudzy inwestują własne środki, zbierają fundusze na przejazdy, noclegi i utrzymanie, często też na opłacenie trenerów i mistrzowskich warsztatów. Te dwie grupy uzupełniają się w przestrzeni publicznej. Dla jednych to część ich życia zawodowego, Dla drugich to sposób, aby w przyszłości z własnych talentów uczynić źródło zarobków i drogę do zawodowej kariery. To nie tylko okazja do zarabiania pieniędzy, ale szansa na rozwijanie i budowania artystycznego wizerunku.

Wakacje to także szansa na obcowanie publiczności z wysoką sztuką. Nie jesteśmy już skazani na przypadkowych artystów. Forma otwartych koncertów, występów ulicznych realizowana jest przez wielu wybitnych i utalentowanych ludzi. Na Placu Konstytucji Krystyna Janda realizuje cykliczne spektakle z repertuaru swojego teatru. Duże koncerty odbywają się na Rynku Starego Miasta. Występują najlepsi muzycy jazzowi, a turyści mają kontakt z prawdziwą sztuką. Festiwale, uliczne teatry, otwarte koncerty to zjawisko coraz bardziej popularne i obecne w przestrzeni publicznej wielu miast. Do tego wystawy znanych artystów, fotografików prezentowanych na ogrodzeniach Parku Łazienkowskiego, w metrze i na warszawskich ulicach. Takich inicjatyw jest wiele w całej Polsce. Breakdance, żywe rzeźby, taniec z ogniem, gitarzyści - to wszystko może być sztuką i wyrazem prawdziwego talentu, ale wprowadzanie do przestrzeni publicznej tzw. wysokiej sztuki jest nadal czymś rzadkim, choć bardzo pożądanym. Ta ważna misja popularyzowania kultury nie jest już udziałem tylko zawodowych instytucji. Zaciera się w zakresie jakości granica pomiędzy zinstytucjonalizowanymi koncertami, a amatorskimi występami. Mimo że jedni mają swoich sponsorów, a drudzy muszą o nich zadbać sami.

To właśnie przestrzeń publiczna staje się coraz częściej miejscem, gdzie utalentowani, często wybitni w swoich dziedzinach młodzi ludzie mogę prezentować wyjątkowe umiejętności i niezwykły talent. Umiejętności, których często nie docenia szkoła. Wakacje to czas, kiedy chętni prezentują swoje talenty na szlakach turystycznych miejscowości, promenadach, czy placach znanych kurortów i uzdrowisk. Pokazują, jak łączyć pasję z techniką, którą osiągnęli podczas długich treningów i ćwiczeń. A także, jak działa coś, co kochają nie nazywając tego pracą, ale realizacją własnych marzeń. Obserwuję tego lata wiele takich artystycznych występów i sportowych popisów. To zamknięte w całości małe formy spektakli, mini recitale, popisy taneczne, krótkie solowe koncerty instrumentalne. Towarzyszą temu znane od lat żywe rzeźby, tańce z ogniem, breakdance. Liczy się pomysł, oryginalność i coraz częściej wysoka jakość. Publiczność wychowana na programach You Can Dance, X-Faktor, Mam talent jest coraz bardziej wymagająca. Obojętnie przechodzi obok przypadkowych pokazów. Zatrzymać w tej chwili turystę jest w stanie coś naprawdę wyjątkowego, albo o wyjątkowej wartości artystycznej. Obok przypadkowych gitarzystów, pseudoartystów zbierających na piwo, pojawiają się profesjonalni artyści. Są to prawdziwi muzycy, którzy zachwycają grą na skrzypcach, akordeonie, flecie, gitarze czy nawet fortepianie. To także tancerze i twórcy performance. A wszystko na najwyższym poziomie i wykonywane przez naprawdę utalentowanych artystów.




Przestrzeń publiczna staje się miejscem realizacji marzeń wielu młodych ludzi. Malcolm Gladwell w jednej ze swoich prac zauważył, że jakość spędzonego czasu decyduje o wybitnych osiągnięciach, a w szkole wyraża się to zwiększonym wskaźnikiem edukacyjnej wartości dodanej. Wakacje to również czas przyrostu kompetencji w różnych dziedzinach nie tylko artystycznych, między innymi przedsiębiorczość i inicjatywność. Dla młodych ludzi to często okazja do zademonstrowania publicznie swoich osobistych talentów. Są naprawdę zmotywowani i zaangażowani. Ważnym dla nich jest przede wszystkim akceptacja, podziw i oczywiście obecność widzów. Czują satysfakcję, gdy są oklaskiwani i nagradzani. To moment, w którym dowiadują się, że ich pasja może być w przyszłości źródłem prawdziwych zarobków. Na ich występach gromadzą się coraz liczniejsze grupy turystów. To prawdziwa sztuka umieć nie tylko zainteresować, ale też zatrzymać na dłużej znudzonego kuracjusza. Miałem okazję uczestniczyć w tym roku w wyjątkowym ulicznym koncercie fortepianowym włoskiego pianisty. Umieścił fortepian na platformie zaprzęgniętej w dwa konie. W ten sposób przemieszczał się koncertując wieczorami na ulicach wielu miast. Dzięki profilowi na Facebooku można śledzić jego „koncertową trasę”. Podziwiałem też znakomitych muzyków operowych, a także przysłuchiwałem się recitalowi młodej skrzypaczki. Jedno było pewne, że prezentowany przez nich talent to wynik codziennej, wielogodzinnej pracy. A konsekwencja i prawdziwa pasja zamieniają ją dodatkowo w niezwykłą technikę i sprawność. Takich umiejętności nie zdobywa się w jedno popołudnie.

Odwiedzając tego roku wiele miejscowości dostrzegłem ciekawe zjawisko. Przed występami młodych tancerzy na promenadzie w Mielnie dużo wcześniej gromadziła się publiczność, która oczekiwała na występy młodych ludzi. Obserwowała ich przygotowania, rozgrzewkę i ustalanie ostatecznego programu. Sam krążyłem po Rynku w Dreźnie w oczekiwaniu na powtórny koncert artystów, których widziałem w tym miejscu dzień wcześniej. Podobnie było we Wrocławiu, gdzie na występ duetu gitarowego oczekiwała publiczność jak na biletowany koncert. To samo działo się w Gdańsku, Krakowie i w Warszawie.

I jeszcze jedno spostrzeżenie. Coraz częściej występy tych młodych ludzi są obudowane działaniami marketingowymi. Artyści podają adresy do profili na portalach społecznościowych, czy stron internetowych. W ten sposób informują, gdzie będą, co robią. Tam też dyskutują, odpowiadają na pytania i komentarze. Oczywiście dziękują swoim wiernym fanom za obecność podczas ich występów. Znak czasu, bo bez tego nie uda się zaistnieć w szerszej przestrzeni publicznej.