piątek, 31 lipca 2009

Stephen Covey o sprawach pilnych i ważnych

Marek Hyla zamieścił na swoim blogu piękną relację ze swoich tegorocznych wakacji. Pozazdrościłem, ale nie była to zawiść, a raczej tęsknota za spędzaniem czasu w sposób, który nie tylko pozwala nabrać i odzyskać siły, podnieść utracony poziom energii, ale również spędzić ten czas z rodziną oraz bliskimi w naprawdę twórczy i pożyteczny sposób. Uświadomiłem sobie, że ostatnio sprawy z kategorii pilnych przesłoniły sprawy dla mnie ważne i priorytetowe. Marek Hyla doskonale zna koncepcję Stephena Coveya. Zna i konsekwentnie ją stosuje.

Koncepcja Coveya zarządzania czasem (nazwana przez autora "zarządzanie sobą w czasie") jest najlepszą, jaką dotychczas poznałem. Covey wszelkie nasze aktywności podzielił na cztery kategorie wyznaczone przez sprawy pilne i ważne. Pilność oznacza związek z czasem wykonania zadania, uwarunkowana jest konkretnym terminem w kalendarzu, to również rzeczy, które muszą być zrobione szybko, natychmiast, działania wymagające natychmiastowej uwagi. Ważność to sprawy priorytetowe w naszym życiu czynności, istotne dla naszego rozwoju, zdrowia, czas poświęcony naszym najbliższym, sprawy najważniejsze związane z wyznaczonymi przez nas celami.

Warto pamiętać, że pilne nie zawsze oznacza ważne. Sprawa staje się pilną z powodu terminu, w którym powinniśmy wykonać zadanie. Z tego właśnie powodu ludzie uważają sprawy za ważne. Z moich doświadczeń wynika, że większość spraw w organizacjach to tylko pilne. Obserwuję, jak czynności tej kategorii bardzo często zajmują pracownikom całe dnie. A przecież życie pełne sensu nie ma nic wspólnego z szybkością ani wydajnością. To raczej kwestia tego, co robimy i dlaczego, a nie jak szybko to zrobiliśmy. Ważne jest, by uświadomić sobie, że sama pilność nie stanowi problemu. Problem powstaje dopiero wtedy, gdy to ona, a nie ważność okazuje się czynnikiem dominującym w naszym życiu. Im więcej jest w naszym życiu rzeczy pilnych, tym mniej jest w nim rzeczy ważnych.

I jeszcze jedno, zamiast skupiać się na właściwym robieniu rzeczy, trzeba koncentrować uwagę na robieniu właściwych rzeczy. Dlatego często zadaję sobie pytanie, czy czynność, którą wykonuję jest ważna z punktu mojego życia? Czy koncentruję się jedynie na precyzyjnym wykonaniu zadania, czy jednak skupiam uwagę na naprawdę istotnych sprawach? To my wybieramy, co robimy, czym się zajmujemy i na czym się koncentrujemy. Miejsce, w którym się obecnie znajdujemy, jest konsekwencją naszych dotychczasowych wyborów.

Co mógłbyś robić systematycznie na co dzień, a czego nie robisz, by znacznie poprawić Twoje życie prywatne? Co mógłbyś robić systematycznie na co dzień, a czego nie robisz, by znacznie poprawić życie zawodowe? Pytania te Covey zadaje uczestnikom swoich szkoleń i od razu zadaje drugie pytanie: dlaczego to, co ważne z punktu naszego życia podporządkowane jest sprawom pilnym i nieważnym? Dlaczego sprawy dla nas ważne spychane są przez rzeczy nieistotne. Odpowiedź jest prosta, sprawy ważne nie mają terminu. A pilność często utożsamiana jest błędnie z ważnością.


Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

czwartek, 30 lipca 2009

Talent nie wystarczy

Śledzę z uwagą losy moich byłych uczniów. Portale społecznościowe są dla mnie ogromnym źródłem wiedzy na ich temat. Ich zawodowe kariery często mnie zaskakują. Nie zawsze ci, którzy odnosili sukces w szkole, dziś są osobami spełnionymi. Dlaczego tak się dzieje, że „dobrze rokujący” wcale takimi się nie okazali? Ostatnio odezwali się do mnie kolejni uczniowie. Słabo ich pamiętałem, nie byli szkolnymi gwiazdami, które były wszędzie obecne. Jednak dziś mówią o swoim sukcesie, bo nie uwierzyli w szybką karierę, ale wiedzieli, że sukces okupiony jest wieloletnią konsekwentną pracą. Dziś odczuwają satysfakcję i wspominają, jak ważną rolę odegrała w ich życiu szkoła z zupełnie nową koncepcją wychowawczą i dydaktyczną. Drogi na skróty - jak mówi Stephen Covey - nie ma. Trudno stać się wybitnym pianistą z dnia na dzień. Natomiast pewniacy, na których stawiałem, niekoniecznie dziś nazywają się ludźmi sukcesu. Za szybko ulegli przekonaniu, że wystarczy inteligencja, spryt i pomysł, aby znaleźć się w gronie najlepszych. Wszyscy mieli te same warunki w szkole, ale nie wszyscy wykorzystali właściwie swój czas. Ci, którzy zainwestowali w budowanie charakteru opartego na zasadach i wartościach dziś są naprawdę ludźmi spełnionymi i zadowolonymi z życia. Praca, środowisko, wykorzystanie czasu i miejsca oraz wsparcie innych zdecydowały o tym, że mówią o sobie w kategoriach sukcesu.

Talent to tylko część gwarantująca w przyszłości wielki sukces. Talent, aby stał się prawdziwym talentem wymaga pracy i to – jak dowodzą badania - przynajmniej 10 tysięcy godzin, aby można było mówić o zauważalnych efektach. Tylko nieliczni zdobywają się na długie godziny treningu, ćwiczeń i pracy, które mają doprowadzić ich do sukcesu. Bill Gates, Amadeusz Mozart, Robert Kubica, Adam Małysz, Rafał Blechacz, Agnieszka Radwańska – każdy z nich spędził tysiące godzin na doskonaleniu swoich umiejętności. Malcolm Gladwell wyliczył, że osoby te nie mogłyby mówić dziś o swoim sukcesie, gdyby nie odpowiednia ilość czasu poświęcona na szlifowanie swoich umiejętności. Ale – jak twierdzi w swojej wyjątkowej książce - to nie wszystko. Do tego potrzeba też szczęścia, aby trafić w odpowiedni czas i miejsce. To czas transformacji pomógł wielu moim uczniom zainwestować pracę w rozwój ich własnych talentów i zasobów. Dlatego dziś odnoszą prawdziwe sukcesy. Zbieg okoliczności, który sprawił powstanie w ich okolicy szkoły umożliwiającej m.in. intensywną naukę języka angielskiego i niemieckiego z pewnością pomógł. A jednak i to nie wystarcza. Gladwell dalej przekonuje, że nie można byłoby mówić o sukcesie pracując samemu. Stąd sukces zarówno Kubicy, Gatesa, jak i wielu, których wymienia w swojej książce, nie byłby możliwy bez wsparcia rodziców, czy nauczycieli. Fakt, że dodatkowo w ramach pomocy rządu kanadyjskiego w szkole w latach 90-tych uczyli w mojej szkole nauczyciele z Kanady, na pewno sprawił, że intensywna nauka pod ich okiem sprawiła, że mogli zdawać z sukcesem egzaminy FCE. To jednak nie koniec czynników decydujących o przyszłym sukcesie. Niezwykle istotnym jest również środowisko kulturowe, w którym się urodziliśmy, wychowujemy i pracujemy. To również ono decyduje i w dużym stopniu pomaga lub uniemożliwia osiągnięcie sukcesu.

Wszelkie rozważania na temat odkrywania i rozwijania talentu w naszych szkołach na niewiele się zdadzą, jeżeli nie weźmiemy pod uwagę tych wszystkich czynników, które wymienia Gladwell. Dlatego tak ważne jest, aby nie kreować przekonania na temat niezwykle uzdolnionych dzieci, które bez wysiłku osiągają sukcesy. Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że tak zwane zdolne dzieci, które przychodzą do szkoły i w jednym roku realizują program dwóch klas, niekoniecznie w przyszłości osiągną spektakularny sukces. Potrzeba oprócz inteligencji, pracy i dyscypliny jeszcze wsparcia innych osób, trafienia w odpowiedni czas i miejsce. Wystarczy spojrzeć na karierę Adama Małysza, aby przekonać się, że nie tylko długie godziny treningu zdecydowały o jego wielkiej karierze. Spójrzmy, jak wielu ludzi pracowało na jego sukces. Jak liczny jest sztab trenerów, lekarzy, psychologów, który wspiera pracę Małysza. Sam talent tu nie wystarczył. Czy w naszych szkołach nasi uczniowie mogą mówić o tym, że nad ich talentami pochylają się liczni specjaliści, którzy sprawiają, że rozkwitają wielkie talenty? Ostatnio w prasie pojawiły się komentarze po tym, jak CKE ogłosiła wyniki badań. Jak się okazało, szkoła w większości przypadków ani nie uczy, ani nie szkodzi. Tylko nieliczne potrafią kształcić prawdziwych liderów i elity przyszłości. jednocześnie mając świadomość, że same tu niczego nie zdziałają współpracują z rodzicami wykorzystując potencjał miejsca i czasu. Po prostu są obecne „tu i teraz”.


Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 12 lipca 2009

Komu potrzebne są wakacje?

Malcolm Gladwell w swojej ostatniej książce „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu” wychodząc poza tradycyjny sposób myślenia dowodzi, że długość wakacji decyduje o osiągnięciach uczniów i ich przyszłych sukcesach. Japońscy uczniowie mają wakacyjnych dni najmniej, w szkole spędzają bowiem aż 243 dni, amerykańscy uczniowie zaledwie 180 dni w roku. Badania przeprowadzone przez amerykańskiego socjologa, Karla Alexandra z Uniwersytetu im. Johna Hopkinsa, wskazują, że o sukcesie decyduje w większym stopniu niż inteligencja, czy zdolności, jakość czasu spędzonego podczas wakacji.

U dzieci z biednych rodzin w czasie wakacji następuje regres w wynikach testów z matematyki i czytania. Natomiast u dzieci bogatych wyniki te poprawiają się aż o 15 punktów. Tak więc w ciągu całego cyklu nauczania przyrost ten wynosi u tych ostatnich aż 52,49 pkt, A u biednych zaledwie 0.26 pkt. Wnioski, które można wysunąć o większych zdolnościach, inteligencji dzieci bogatszych nie są uzasadnione. Bowiem w czasie roku szkolnego od września do czerwca przyrost wiedzy jest w obu grupach uczniów niemal identyczny, a czasami u dzieci z rodzin biednych nawet wyższy. Gladwell na podstawie prac Alexandra twierdzi, że dyskusja nad oświatą w Stanach Zjednoczonych nie dotyka istoty rzeczy. O sukcesie nie decyduje ani liczebność klas, ani zmiany programowe, ani zakupy nowiutkich laptopów i zwiększenie wydatków na oświatę, ale przede wszystkim sposób spędzania wolnego czasu. Dzieci z biednych rodzin spędzają wakacje z kolegami, długo przebywają na świeżym powietrzu, bawią się, często pomagając w tym czasie rodzicom, a w wolnych chwilach oglądają telewizję. Natomiast dzieci z bogatych rodzin zwiedzają muzea, podróżują, czytają książki (w przeciwieństwie do rodziców biednych uczniów ci ostatni rodzice posiadają bogato wyposażone domowe biblioteki). Badania te stały się podstawą do stworzenia koncepcji eksperymentalnej szkoły w Nowym Jorku. Jedna z nich powstała w jego najniebezpieczniejszej dzielnicy. Szkoła nazywa się KIPP (Knowledge Is Power Program (Program „Wiedza to potęga”). O przyjęciu do niej nie decydują egzaminy, ale losowanie. Każdy więc mieszkający m.in. w Bronksie ma równą szansę, aby się do niej dostać. Wyniki pracy szkoły są rewelacyjne – twierdzi Gladwell, a problem z niskimi wynikami w nauce, który dotyka środowisko dzieci z biednych rodzin, to długość spędzonego w szkole czasu. To on decyduje o sukcesie dzieci z tej biednej dzielnicy. Danie szansy uczniom na dłuższy pobyt i zwrócenie uwagi na lepsze wykorzystanie wolnego czasu sprawiło, że uczniowie ze szkoły KIPP odnosili sukcesy podobne do kolegów z bogatych rodzin. Jednak uczniowie ci spędzają w szkole czas już od 7.45 rano i uczą się aż do piątej po południu, a później jeszcze przeznaczają dodatkowo czas na zadania domowe kończąc w ten sposób swój dzień pracy często nawet po dziewiątej wieczorem.

Gladwell w podsumowaniu rozdziału o niewątpliwych sukcesach uczniów z biednych dzielnic stwierdza, że nie potrzebujemy nowej szkoły, hektarów boisk sportowych ani lśniących pracowni. Uczniowie nie potrzebuję laptopa, mniejszej klasy, nauczyciela z doktoratem ani większego mieszkania. Nie potrzebuje też większego ilorazu inteligencji. Owszem wszystko to z pewnością się przydaje. Jednak nie w tym rzecz. Uczniowie potrzebują dania im szansy, bo tym uczniom w świecie, w który przyszło im żyć rzadko dana jest choćby jedna sposobność odniesienia prawdziwego sukcesu. Popatrzmy na szansę, którą otrzymali uczniowie w szkołach KIPP. Otrzymali coś, co dzieci z klasy średniej i wyższej mają w naturalny sposób. Podczas weekendów i wakacji mogą bowiem stale uczyć się czegoś nowego, uczestniczyć w obozach i wycieczkach edukacyjnych. W szkołach KIPP uczniowie z biednych rodzin czas ten nadrabiają na dodatkowych zajęciach w szkole. Jednak to nie jest opowieść o cudownej szkole, która zamienia przegrywających w zwycięzców. To historia szkoły, w której czas spędzony na nauce zwiększony jest w stosunku do typowej publicznej szkoły nawet do 60 procent.

Gladwell poddaje też krytyce system oświaty i model edukacji rodem z XIX wieku, który próbuje dostosować się do wymogów społeczeństwa. Błędna okazała się koncepcja równoważenia wysiłku odpoczynkiem. Różnice kulturowe mogą mieć dalekosiężny wpływ na proces zdobywania wiedzy przez uczniów w dniu dzisiejszym, a przykład uczniów ze szkół KIPP może być znakomitą inspiracją dla reformatorów polskiego szkolnictwa. Kiedy pani Katarzyna Hall zaraz na początku objęcia teki ministra edukacji chciała skrócić wakacje polskim uczniom, odezwał się wielki krzyk, czy jednak słusznie? Być może powód, dla którego chciała to zrobić, nie był dostatecznie jasny.

PS. The New York Times publikuje listę bestsellerów, na której można znaleźć m.in. inną książkę Malcolma Gladwella

Zobacz mnie na GoldenLine

piątek, 10 lipca 2009

Szkoła przyszłości i jej partnerzy

Już w październiku wspólnie z zespołem ekspertów zaprezentuję na konferencji dyrektorów szkół niepublicznych i prezesów kół Społecznego Towarzystwa Oświatowego model szkoły, która z jednej strony będzie wykorzystywała naturalny potencjał uczniów w posługiwaniu się technologią cyfrową, z drugiej zaś – co jest o wiele trudniejsze, ale i ważniejsze - będzie kształtowała postawy oparte na charakterze. Konferencja otrzymała patronat Europejskiego Roku Kreatywności i Innowacyjności 2009. Myślimy o szkole, która w prosty sposób łączy ze sobą trzy przestrzenie edukacji: szkolną, pozaszkolną i wirtualną. Projekt przygotowany został wspólnie z grupą ekspertów, w tym z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Szkoła otrzymała już kilka recenzji. Wśród nich są recenzje od akademików, nauczycieli i przedstawicieli branży IT. Ubiegamy się o środki unijne. Zgłosiła się firma, która przygotuje na podstawie przygotowanej koncepcji wniosek.

Pisałem już o tych planach wcześniej, ale projekt cały czas ewoluuje i zdobywa coraz większą liczbę partnerów i sympatyków. Dlatego tak ważnym jest, aby przy wszelkich tego typu projektach spotkać nie tylko pasjonatów nowoczesnych technologii, ale również praktyków ze świata nauki. W projekt zaangażował się Young Digital Planet, Uniwersytet Warszawski i przedstawiciele Szkoły Głównej Handlowej oraz Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Zainteresowanie wyraziła też firma TransmisjeOnline.pl, a także Wydawnictwo Forum z Poznania i Uniwersytet w Gdańsku oraz Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne. Niebawem zostanie uruchomiona strona projektu „Szkoły przyszłości”. Trwają też przygotowania do stworzenia innowacyjnego rozwiązania pod roboczą nazwą "interaktywna klasa". Projekt będzie też prezentowany podczas konferencji "Innowacyjne Zarządzanie w polskiej oświacie", która odbędzie się 27 października 2009 w hotelu Marriott w Warszawie. Zapowiada się wyjątkowy październik, tym bardziej, że już 17 października odbędzie się IV już Kongres Obywatelski. Tym razem gospodarzem będzie SGH.

Zobacz mnie na GoldenLine

środa, 8 lipca 2009

Gry edukacyjne i ich twórcy

Miałem ostatnio dyskusję z młodym programistą, który tworzy modele gier edukacyjnych i system do zarządzania nimi. Na samym początku dowiedziałem się, że najwyższy już czas, aby w edukacji nieformalnej pojawiły się gry edukacyjne i możliwość dostarczenia uczniom profesjonalnych narzędzi społecznościowych. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zdaniem mojego rozmówcy dobre gry to takie, które uzależniają uczniów. Gra – twierdzi - ma być jak narkotyk. Jeżeli nie będzie wciągała na tyle, aby uczeń spędził w niej przynajmniej kilka godzin dziennie, to nie osiągniemy sukcesu marketingowego, a więc sukcesu finansowego. I tutaj pojawił się pierwszy sygnał ostrzegawczy. Młode pokolenie tworzy świat, ale czy świat oparty na właściwym kompasie wartości? Generacja młodych programistów, twórców nowych technologii cyfrowych jest niezwykle kreatywna, wprowadza innowacje, ale czy rzeczywiście służą one człowiekowi i rozwijają w jednakowym stopniu wszystkie sfery naszego życia, zarówno intelektualną, duchową jak i emocjonalną? Jak to się ma do rozwoju fizycznego młodego pokolenia? Ostatnie badanie na temat wpływu komputera na rozwój psychofizyczny uczniów wyraźnie wskazuje, że w pewnym wieku komputery wręcz ten rozwój hamują, dzieci stają się krótkowidzami, a słuch ich tępieje. Tego zdają się nie zauważać niektórzy twórcy świata multimediów.

Jestem zwolennikiem wprowadzania nowoczesnych technologii do edukacji. Od września sam wdrażam projekt szkoły przyszłości oparty na zupełnie nowym modelu, który dotyczy nie tylko metodyki nauczania, ale sposobu funkcjonowania szkoły i organizacji przestrzeni nie tylko w szkole, ale też w środowisku wirtualnym. Od lat sam propaguję modele edukacji, które wykorzystują naturalne umiejętności uczniów w posługiwaniu się technologią cyfrową. Wiem też, że o biznes IT nie trzeba się martwić. On sam się doskonale ma i myśli wyłącznie w kategoriach zysku finansowego. Warto jednak skupić wysiłek na rozwoju sfery emocjonalnej, duchowej, intelektualnej i fizycznej uczniów. Młodemu pokoleniu programistów brak jest bowiem często umiejętności społecznych i wrażliwości w myśleniu o przyszłym świecie. Kto ma więc przejąć odpowiedzialność za jego zrównoważony rozwój? Czy rozwój dzieci możemy oddać młodym ludziom goniącym za szybkim zyskiem i niemal natychmiastowym zwrotem z inwestycji finansowych?

Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine