piątek, 31 sierpnia 2012

Co to jest e-podręcznik?


Znalazłem poniższy wpis na swoim blogu pod datą 8 września 2008 roku! Cztery lata temu zadałem odpowiedzialnym za rozwój narodowego portalu edukacyjnego Scholaris pytanie o jego wizję, cel i strategię rozwoju. I mimo że nie otrzymałem wówczas odpowiedzi, to dodatkowo ze zdumieniem stwierdzam, że pytanie jest nadal aktualne, a odpowiedzi brak. Tak jak brak od tamtego czasu nowoczesnego portalu edukacyjnego, który mógłby stać się konkurencją dla wielu społecznościowych zasobów. Jednak nie to jest moim zmartwieniem, ale fakt, że dziś podobna dyskusja toczy się wokół e-podręcznika. Z dużym prawdopodobieństwem mogę przypuszczać, że za 4 lata zadam podobne pytanie, na które nadal nie będziemy mieli odpowiedzi. Jako ciekawy eksperyment spróbowałem przeczytać tekst w sposób, jakbym pisał go o e-podręczniku. Zachęcam, aby dokonać prostej redakcji i wstawić zamiast słowa Scholaris słowo e-podręcznik. Być może to duże uproszczenie, ale powód, dla którego próbuję upomnieć się o rzetelną dyskusję na temat kształtu e-podręcznika, na pewno już takim oczywistym nie jest. Kluczowym dla mnie jest fakt, że wokół niego pojawiło się wiele emocji. Do tego niewiele rzetelnej informacji, ale też kontrowersyjnych działań decydentów odpowiedzialnych za powstanie i jego rozwój. Brak jest prostej odpowiedzi: jaki podręcznik i po co jest on szkole potrzebny? Jak powinien wyglądać e-podręcznik w czasach nieograniczonego niemal dostępu do zasobów sieci? Jak pogodzić profesjonalnie przygotowane przez firmy, organizacje i indywidualnych ekspertów elektroniczne zasoby edukacyjne z cyfrowym podręcznikiem. Dla mnie to kluczowe pytanie o sens i celowość pracy nad jego wizją i kształtem. Do tej pory nie poznałem definicji e-podręcznika. Nie mogę bowiem uważać za taką z rozporządzenia MEN. Warto więc od tego rozpocząć debatę, by dalej móc skoncentrować się na meritum problemu. Warto to wiedzieć, nim rozpocznie się tworzenie czegoś, co nie spełni ani oczekiwań nowoczesnej edukacji, ani nie wykorzysta osiągnięć cyfrowego przemysłu związanego nie tylko z nauką, ale i biznesem. Czym więc powinien być podręcznik przyszłości dla społeczeństwa informacyjnego?

A teraz proponuję zabawę i spróbować wyobrazić sobie tekst sprzed 4 lat jako materiał do dyskusji o e-podręczniku dziś:

"Czym ma być portal Internetowego Centrum Zasobów MEN Scholaris? Kto tworzy jego wizję rozwoju? Jaka jest jego misja? Jaki jest jego cel? Jaka jest jego polityka? Na ile obecny portal odpowiada standardom innych portali narodowych w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, USA itp.? Jak powinien funkcjonować i wyglądać nowoczesny portal wiedzy dla edukacji? Czy jest w stanie podnieść jakość polskiej edukacji? Czy obecnie funkcjonujące zasoby edukacyjne zamieszczone na portalu mają wyznaczać standardy dla polskiej edukacji? Czy istniejące na portalu lekcje biologii, historii, geografii, matematyki czy też j. polskiego to wzorzec lekcji i przykład idealnej dydaktyki? Kto o tym powinien decydować? Czy chcemy, żeby lekcje w dzisiejszej szkole tak wyglądały? Jaki mechanizm powinien funkcjonować, aby generować tworzenie najwyższej jakości multimediów? Kto powinien decydować o wyborze materiałów multimedialnych na portalu? Czy istnieje rynek multimediów dla edukacji? Na jakiej zasadzie powinna funkcjonować społecznościowa część Scholarisa? W jaki sposób Scholaris powinien wykorzystywać istniejące już zasoby w sieci? Czy uda się stworzyć rzeczywistą konkurencję na rynku multimediów po to, aby tworzyć nowoczesne materiały cyfrowe na światowym poziomie? 

Pytania powyższe to pytania również o system finansowania oświaty i mechanizm, który pozwoli szkołom decydować nie tylko o podręcznikach, ale też o multimediach, które będą wykorzystywane przez nauczycieli i uczniów. Dlaczego to arbitralnie ktoś ma decydować o tym, z jakich materiałów ma korzystać polski nauczycieli i uczeń. Dlaczego tych decyzji nie pozostawić na poziomie szkoły? Podobnie, jak to ma miejsce z podręcznikami, to nauczyciele wspólnie z rodzicami powinni wybierać z bogatej oferty rynkowej multimediów, która na wzór podręczników miałyby rekomendacje MEN. Czy istnieje możliwość rozwoju jakościowego oświaty bez współpracy z komercyjnymi firmami? Kto więc tworzy multimedia odpowiadające światowym standardom? W jaki sposób ma nastąpić transfer wiedzy z biznesu do edukacji? Coraz więcej pytań pojawia się wokół Scholarisa. Czas więc na społeczną debatę nie tylko na temat społeczeństwa informacyjnego i miejsca multimediów w edukacji. Czas wykorzystać wiedzę, która nie jest już tylko domeną nielicznych decydentów i tzw. ciał opiniotwórczych, ale stała się narzędziem wielu. Przypomnę: nowym źródłem władzy nie są pieniądze w rękach nielicznych, ale informacja w rękach wielu. Wraz z nadejściem społeczeństwa informacyjnego nasza gospodarka po raz pierwszy opiera się na bogactwie, które nie tylko jest odnawialne, ale samo się wytwarza. To wielkie wyzwania dla edukacji. Warto ten potencjał wykorzystać w dyskusji o portalu Scholaris. Podobną debatę dotycząca podstawy programowej i reformy mogłem obserwować na stronach MEN." 

No i jak? Brzmi znajomo? Niewiele trzeba byłoby zmienić, aby tekst stał się niezwykle aktualny. Czy rzeczywiście musimy czekać kolejne 4 lata, aby przekonać się, że zaszliśmy w ślepą uliczkę? Zamiast nowoczesnego podręcznika, może okazać się, że stworzyliśmy taki, który nie tylko nie wykorzystuje potencjału technologii, sieci i istniejących zasobów edukacyjnych, ale nie rozumie pokolenia cyfrowych uczniów. Warto podążać do miejsca, w którym za chwilę znajdą się nowoczesne narzędzia edukacyjne, niż szukać w miejscu, w którym już dawno brak jest uzasadnienia dla rozumienia e-podręcznika w sposób, w jaki wyobraża to sobie MEN. Na szczęście wielu już tak myśli. Wielu też działa aktywnie w kierunku urzeczywistniania prawdziwej wizji e-podręcznika.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Dlaczego brakuje nam entuzjazmu?


Już po raz kolejny piszę tutaj o kapitale społecznym, którego budowanie powinna wspierać również szkoła. Wiarygodność, zaufanie, współpraca, odpowiedzialność, uczciwość to przecież pozaekonomiczne czynniki rozwoju i modernizacji kraju. Dzięki wiarygodności instytucji, firm, organizacji i osób, które są źródłem zaufania, podejmujemy działania, dokonujemy wyborów i zaczynamy ze sobą współpracować. Tak, jak trudno je się buduje, tak bardzo szybko można je utracić. Właśnie to obserwuję w dzisiejszej publicznej przestrzeni. Kolejne działania, a raczej zaniechania instytucji państwa, których jestem świadkiem w ostatnim czasie, pokazują, że poziom zaufania do nich zamiast wzrastać, coraz bardziej się obniża. Nie jestem pewien, czy zwrócone zostaną mi pieniądze, które wpłacę do banku podlegającemu nadzorowi. Nie mam gwarancji, że środki gromadzone w funduszach emerytalnych, wrócą do mnie. Z poważnie ograniczonym zaufaniem i dużą niepewnością kupuję bilet lotniczy, wycieczkę w biurze podróży, czy inwestuję w nowy produkty bankowy. Moje i milionów obywateli decyzje mają wpływ na rozwój gospodarki. Tracąc zaufanie do siebie nawzajem zaczynamy ostrożnie i z rezerwą odnosić się do jakichkolwiek inicjatyw, nawet tych najbardziej cennych i budowanych na pozytywnych intencjach. 

Nie mam już zaufania do działań instytucji, które powinny być przykładem wiarogodności, a dziś w szczególności do ministra edukacji narodowej, którego decyzje zmieniają się jak w kalejdoskopie, a ich skutki odczuwają dziś nie tylko samorządy, ale uczniowie, nauczyciele i rodzice. Nie mogę mieć zaufania do MEN w sytuacji, kiedy brakuje jasnej wizji narodowej edukacji, a strategia długofalowa, jak słusznie zauważył profesor Mariusz Zawodniak, kończy się na roku 2013. Dziś w przededniu rozpoczęcia roku szkolnego odbywa się debata organizowana przez Prezydenta RP na temat nauczania historii. Gdyby istniał jasny cel edukacji historycznej, a nie doraźny, nie musiałyby się odbywać takie spotkania. Ich znaczenie w tym momencie jest naprawdę znikome. Wobec wielu nieprawidłowości przy realizacji strategicznych dla edukacji projektów i braku odpowiedzi na wiele ważnych pytań dotyczących celu i zasadności tych działań, nie można z przekonaniem i z entuzjazmem podejmować się wyzwań i realizacji zadań. Instytucja odpowiedzialna za system edukacji jest niewiarygodna i traci z każdym rokiem społeczne zaufanie. 

W tej sytuacji trudno dziwić się rezerwie, z jaką nauczyciele podchodzą do działań MEN. Częste wycofywanie się lub zaniechanie urzędników w podejmowaniu decyzji, kierowanie się chwilowym interesem, realizowanie akcji edukacyjnych na wzór czynów społecznych, nie mogą budzić zaufania i być motorem modernizacji szkoły i zmiany coraz bardziej niewydolnego systemu edukacji. Masowa produkcja i kultura ustępują indywidualizacji i personalizacji. Nie inaczej powinno być z edukacją. Jej masowy model zakładający, że  w tym samym czasie, w jednej klasie dla każdego ucznia to samo i w tym samym tempie, już się wyczerpał i nie ma jakiegokolwiek uzasadnienia. Nowoczesna technologia nauczania to nie tylko narzędzia i mobilne technologie, ale też metody nauczania i uczenia się, modele edukacyjne, nowoczesna dydaktyka, a także zasoby sieci internetowej i niewykorzystany potencjał samych uczniów. Wyzwania, przed jakimi stoją dziś nauczyciele, jeżeli nie zostaną wsparte wiarygodnością ministerialnych decyzji, nie będą podjęte. A szansa na rozwój i modernizację polskiej szkoły po raz kolejny zostanie zaprzepaszczona.