piątek, 31 grudnia 2010

Jaki był ten miniony rok?

Koniec roku jest dla mnie okazją do konfrontacji moich planów z faktyczną ich realizacją. W roku 2010 udało się prawie wszystko z zaplanowanych przeze mnie priorytetów. Mam nadzieję, że reszta to tylko małe przesunięcie w czasie, bo cykle takie jak: Brunch edukacyjny i Biznes dla edukacji zamierzam rozpocząć w pierwszym kwartale roku 2011. Do tej pory z planów najważniejszy to start i uruchomienie Collegium Futurum oraz konsekwentna realizacja nowego modelu dydaktyki. Często jestem proszony o wykłady na temat koncepcji funkcjonowania szkoły. Byłem gościem kliku audycji radiowych i telewizyjnych. Uczestniczyłem w konferencji organizowanej przez Instytut Obywatelski, którą prowadził redaktor Edwin Bendyk, prezentowałem koncepcję szkoły na konferencji Człowiek - Media - Edukacja organizowanej przez prof. Janusza Morbitzera z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Prowadziłem w Kwidzynie zajęcia dla nauczycieli organizowane przez Wydawnictwo Szkolne PWN, miałem wykład w Płocku dla Stowarzyszenia „Czas Kobiety”, a także wykłady na konferencji organizowanej przez Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Słupsku, Gdańsku i Toruniu. Byłem z wykładami w Katowicach, Lublinie, Poznaniu, Warszawie. Piszę regularnie o nowych rozwiązaniach metodycznych w dwumiesięczniku wydawanym przez Wydawnictwo Dr Josef Raabe. Ważnym dla mnie jest również praca nad kolejnymi wydaniami Edukacji i Dialogu. Od tego roku to dwumiesięcznik, w którym udało opublikować się znakomite teksty autorytetów w dziedzinie edukacji. Autorami m.in. byli prof. Janusza Morbitzer, prof. Maciej Sysło, prof. Tomasz Goban - Klas, prof. Stanisław Juszczyk, a także prof. Tomasz Szkudlarek. Ukazały się znakomite wywiady z prof. Lechem Witkowskim, prof. Aleksandrem Nalaskowskim, prezydentem Słupska - Maciejem Kobylińskim. Rozpocząłem współpracę z prof. Mariuszem Zawodniakiem z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. W Edukacji i Dialogu odbyły się ważne debaty edukacyjne o roli ośrodków akademickich poza centrami wielkich miast. Rozmawialiśmy o znaczeniu edukacji w społecznej, kulturowej i gospodarczej modernizacji kraju, a także jak uczyć uczyć się w szkole XXI wieku. Udało mi się zrealizować plany dotyczące podróży muzycznych do Berlina, Wiednia, Warszawy i Gdańska. Uczestniczę jako ekspert w dwóch dużych projektach finansowanych z funduszy unijnych. A sama szkoła Collegium Futurum realizuje trzyletni program Kształtowania Kompetencji Kluczowych. Zostałem słuchaczem Akademii Skutecznego Działania, w której doskonalę swój warsztat trenerski. Kupiłem mieszkanie i zacząłem tworzyć w Słupsku środowisko liderów nowoczesnej edukacji. Współpracuję na stałe z Wydawnictwem Szkolnym PWN, portalem Edunews.pl. WSiP-em i dwumiesięcznikiem Cyfrowa Polska oraz jedną ze szkół w Gdańsku, która wdraża elementy dydaktyki Collegium Futurum. To duże cele, których realizacja pozwala czuć nie tylko spokój sumienia, satysfakcję, ale przede wszystkim daje spełnienie.

Dziś wyobraziłem sobie idealny rok 2011. Z perspektywy stycznia 2012 napisałem o tym, co dla mnie było ważne w całym roku 2011. Na tej podstawie stworzyłem sobie plan i cele, które zamierzam zrealizować w nadchodzącym roku. Zapowiada się ambitny rok.

Zobacz mnie na GoldenLine

czwartek, 30 grudnia 2010

Słodki smak wolności

Pokolenie wyżu demograficznego jest zupełnie inne niż pokolenie sieci. To fakt. Wiemy to na podstawie badań przeprowadzonych m.in. przez Dona Tapscotta z Uniwersytetu w Toronto. Zostały zweryfikowane i potwierdzone przez firmę nGenera na grupie 6000 młodych ludzi. No cóż, nie potrafimy wykorzystać tej wiedzy. Dystynktywne cechy, które odróżniają od siebie te dwa pokolenia nazwano normami. Jedną z nich jest wolność.

Moje pokolenie pragnęło wolności rozumianej jako możliwości swobodnego podróżowania, poznawania egzotycznego świata, kupowania i oficjalnego czytania książek wydawanych na emigracji, legalnego słuchania radia „Wolnej Europy”, nieskrępowanego wyrażania swoich sądów i kontaktowania się z rówieśnikami z Zachodu bez sankcji. Dziś „słodki smak wolności” posiada internet. Młode pokolenie może komunikować się z kim chce, kiedy chce, odkrywać to, co chce, czytać, co chce, kwestionować oficjalne wersje wydarzeń prezentowanych przez rząd i wielkie firmy. Wielu w sieci staje się tym, kim pragnie tworząc swój wizerunek na portalach społecznościowych. Jakie to ma konsekwencje dla organizacji pracy? Jak wykorzystać to w edukacji, bo przecież młodzi ludzie wolą elastyczne godziny pracy i domagają się możliwości korzystania z technologii mobilnej.

Pokolenie ukształtowane przez nowe technologie chce pracować zupełnie inaczej. Obserwuję to w Collegium Futurum. Każdy uczeń posiada indywidualny komputer. Od kilku miesięcy na lekcjach korzysta z bezprzewodowego dostępu do sieci. Nauczyciele organizują tak proces uczenia się i nauczania, aby pozwolić uczniom korzystać nie tylko z zasobów sieci, ale też komunikować się z innymi w celu otrzymania potrzebnych na zajęciach informacji. W czasie lekcji są w stanie zdobyć informacje od blogerów, uzyskać od ekspertów odpowiedzi na najróżniejsze pytania i wykorzystać je w swoich pracach. Prowadzą rozmowy on-line i uczą się w ten sposób docierać do informacji, których nie zdobędą z tradycyjnych podręczników.

„Jak wynika z naszych badań - twierdzi Tapscott - młode pokolenie spodziewa się możliwości wyboru, gdzie i kiedy będzie pracować; wykorzystuje nowe rozwiązania techniczne, aby uwolnić się od ograniczeń tradycyjnej przestrzeni biurowej i narzuconych godzin pracy; łączy swoje prywatne i towarzyskie życie z życiem zawodowym.”

Zauważyłem, że bardzo często przebywają na portalach społecznościowych. Często irytowało mnie, gdy przyłapywałem ich jak na Facebooku komunikują się ze swoimi rówieśnikami. Jednak teraz wiem, że często w ten sposób poszukiwali potrzebnych informacji. To łączenie prywatnych kontaktów z oficjalnymi źródłami wiedzy jest dla nich czymś naturalnym. Nie widzą powodu dzielenia świata szkolnego od wirtualnego. Uczniowie domagają się wolności wyboru. To cecha, która jest funkcją ich nawyków medialnych. Nie chcą słuchać listy 10 największych przebojów, ale tworzą własne playlisty. Podobnie jest z zakupami. Niezależnie od tego, czy kupują książki, czy elektronikę znajdują w internecie nieograniczone niemal możliwości. Rekomendują sobie nie tylko produkty, ale firmy, które są przyjazne klientom. Potrafią jednocześnie zorganizować akcje, które wskażą nierzetelnych sprzedawców. Podobnie w szkole - mają dostęp do wiedzy na całym świecie. Mogą uczyć się od najlepszych - zamiast słuchać nudnego nauczyciela. Śmierć odległości - tak prof. Płoszajski określił sytuację stworzoną przez dostęp do sieci. Uczniowie Collegium Futurum nie są skazani na nauczycieli obecnych jedynie w miejscu ich nauki, ale najlepszych, do których mają dostęp poprzez sieć. Wolność sprawiła, że pokolenie sieci uczy się kiedy chcą i gdzie chcą. Konieczność uczęszczania na wykłady w określonym czasie i miejscu wydaje się anachronizmem. Niektórzy twierdzą nawet, że zupełnie nieuzasadnionym.

Zobacz mnie na GoldenLine

środa, 29 grudnia 2010

Osiem cech pokolenia sieci

Dziś systemem edukacji zarządza pokolenie wyżu demograficznego. Wykształcone i wychowane w zupełnie innej rzeczywistości niż ta, która otacza generację „cyfrowych tubylców”. Pokolenie wyżu próbuje modyfikować system edukacji ery industrialnej, który dziś nie ma już uzasadnienia. Czasami jest to lifting, który nie zawsze przynosi oczekiwane efekty, rzadko daje satysfakcję, częściej sprawia dyskomfort z powodu braku widocznych rezultatów. Innym razem próbuje przeprowadzić się chirurgiczną operację, która przynosi pacjentowi ból, rozczarowanie i cieszy jedynie samego lekarza.

Jak wiele mógłbym zmienić w Collegium Futurum, gdy nie kuriozalne pomysły ministerialnych urzędników. Ostatnio było ich kilka: egzaminy zewnętrzne po nauczaniu zintegrowanym, sposób wprowadzenia obowiązkowych projektów w gimnazjum i ich oceny, zewnętrzny system weryfikacji szkół, archaiczny model a raczej brak funkcjonowania narodowego portalu Scholaris. Na horyzoncie pojawiają się nowe projekty, które nie przybliżają do żadnego celu, bo tego brak, tak jak brak jasnej wizji i prostej odpowiedzi na pytanie: po co codziennie miliony uczniów zasiada w ławkach, a armia nauczycieli głowi się, jak najskuteczniej przygotować uczniów do zewnętrznych egzaminów, które staną się przepustką do kolejnych szkół najlepiej przygotowujących do kolejnych egzaminów. Szkoda, bo proces zmiany polskiej szkoły mógłby przyspieszyć, blokowany jest jednak przez archaiczne przepisy zrozumiałe dla pokolenia urzędników, biurokratów i cyfrowych imigrantów. Póki co działając w kręgu własnego wpływu wykorzystuję cechy pokolenia sieci tworząc dydaktykę odpowiadającą jego umiejętnościom.

Oto osiem, które przytacza w swojej pracy Don Tapscott. Powinno je się uwzględnić przy tworzeniu nowej edukacji.
wolność
dopasowanie do swoich potrzeb (kastomizacja)
baczna obserwacja
wiarygodność
współpraca
rozrywka
szybkie tempo
innowacyjność

Każda z tych cech implikuje konkretne zachowania u uczniów. Każdą z nich obserwuję w Collegium Futurum. Wiele z tych zachowań jest dla nauczycieli niezrozumiałych powodując konflikty i niepotrzebne napięcia, które nie wynikają ani z arogancji, ani z lenistwa.

„Dano nam rozwiązania techniczne, dzięki którym możemy być mobilni, więc nie rozumiem, dlaczego mamy być przywiązania do biurka.” - to nie jest odosobniony głos. Coraz częściej słyszę to z ust młodych ludzi.

Pokolenie sieci zostało ukształtowane przez nieograniczony dostęp do nowoczesnej technologii i wykorzystuje ją w sposób niezwykle skuteczny otwierając się tym samym na nowe formy komunikacji i pracy.

Każdą z nich opiszę w kolejnych postach i przedstawię możliwości stworzenia nowego środowiska uczenia się i nauczania.

Zobacz mnie na GoldenLine

środa, 22 grudnia 2010

Wyścig szczurów i selekcja

Z zainteresowaniem przeczytałem w lokalnej gazecie, że jedna z tutejszych szkół ponadgimnazjalnych tworzy klasę dla uzdolnionych uczniów. Nazwała to klasą olimpijską. Idea odpowiada na potrzeby rodziców, którzy poszukują dla swoich dzieci najlepszej szkoły, która przygotuje do egzaminów zewnętrznych. Nie byłoby więc nic dziwnego i złego w tworzeniu klasy olimpijczyków, gdyby nie to, że autorzy pomysłu całą odpowiedzialność zrzucają na uczniów. Co semestr poddawani będą egzaminowi. Ci, którzy nie sprostają wymaganiom, zostaną usunięci. Pomysłodawcy klasy olimpijskiej nie wspominają nic o odpowiedzialności nauczyciela za wyniki uczniów. Nie dziwi mnie więc sceptyczny stosunek do pomysłu przedstawicieli kuratorium. Nie jest sztuką przyjąć najlepszych i postawić im wysokie wymagania, a potem oczekiwać wyników. To nic innego, jak zorganizowanie legalnego wyścigu szczurów, w których odpada najsłabszy. Nauka w takiej klasie oparta jest na ściganiu się z innymi. Taka szkoła na pewno nie przygotowuje do zespołowej pracy, nie uczy współzależności, nie kształci kompetencji społecznych. Trudno je bowiem doskonalić w sytuacji, gdy cała kultura pracy oparta jest na rywalizacji. To czego brakuje polskiemu społeczeństwu to właśnie kapitału społecznego rozumianego jako współpracy, zaufania i działania na zasadzie wygrana - wygrana. Oczywistym jest, że szkoła ma być miejscem kształcenia elit. Tych bowiem w Polsce rzeczywiście brakuje, ale ma też przygotować społeczeństwo, które potrafi realizować własne cele i działać na rzecz dobra wspólnego. System edukacji jednak z założenia jest zaprzeczeniem budowania kapitału społecznego. Oceny, testy, zewnętrzne egzaminy zabijają w szkole istotę edukacji. Nie jest ważne dochodzenie do prawdy, kontemplacja pięknem i tworzenie dobra, ale znakomite przygotowanie do egzaminu po to, aby dostać się do szkoły, która najlepiej przygotowuje do kolejnego egzaminu. I tak dalej. W ten sposób system staje się atrakcyjny jedynie sam dla siebie i jest zaprzeczeniem przygotowania społeczeństwa, które wykorzystuje swoje silne strony, rozwija talenty i z tego czerpie sposób na życie dając tym samym radość innym i nie będąc obciążeniem dla pozostałych. Pomysłodawcy klasy olimpijskiej skoncentrowali się - jak powiada Ken Robinson - na kształceniu profesorów. Zależy im jedynie na akademickich karierach uczniów. Nie byłoby w tym nic złego, kraj potrzebuje bowiem intelektualistów, profesorów - lekarzy, ekonomistów, prawników, którzy przejmą w przyszłości odpowiedzialność za rozwój kraju. Jednak świat chce nie tylko profesorów, ale samodzielnych, kreatywnych, przedsiębiorczych i szczęśliwych obywateli, a wśród nich ślusarzy, malarzy, sprzedawców, hotelarzy, tancerzy, śpiewaków, nauczycieli, sportowców. Obywateli, którzy nie będą czekali aż państwo weźmie za nich odpowiedzialność, ale będą w pełni niezależnymi obywatelami, którzy sami troszczą się o siebie i swoje rodziny. Z pomocą powinno się przyjść tym, którzy nie potrafią poradzić sobie w sytuacjach kryzysów, katastrof i nieprzewidzianych tragedii. Tworzenie klas olimpijskich i finansowanie ich z publicznych pieniędzy, to efekt chorego systemu, który wymaga zmiany. Bez narodowej wizji edukacji będzie powstawało jeszcze wiele takich kuriozalnych pomysłów.

Zobacz mnie na GoldenLine

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Diagnoza szkoły w polskiej prasie

Minęły już prawie dwa lata od momentu, kiedy 1 stycznia 2009 roku ogłosiłem na tym blogu koniec szkoły, koniec starej edukacji i koniec starej kultury uczenia się i nauczania. Dziś coraz częściej pojawiają się podobne głosy i poważne argumenty za zmianą dotychczasowego modelu edukacji. Rok temu na okładce Fokusa zamieszczono apel, aby nie dać zapuszkować naszych dzieci, bo szkoła to konserwa. Świetnym komentarzem była akcja Gazety Wyborczej Szkoła z klasą 2.0 i jej hasło Koniec szkoły ery kredy. Jej wynikiem były artykuły dotyczące nowych modeli organizacji pracy szkoły. Kilka miesięcy później - we wrześniowym numerze Polityki na pierwszej stronie duży napis informował, że szkoła szkodzi mózgowi. Niedawno Przekrój oskarżał na okładce, że to, co dzieje się w polskiej edukacji to zbrodnia przeciw dzieciom. Czy rzeczywiście to już KONIEC SZKOŁY. Oczywiście szkoła przetrwa, ale NIE w takiej formie jak dziś. Szkoła doszła już do absurdu - skoncentrowała się na mierzeniu, testowaniu i przygotowaniu do egzaminów zewnętrznych. Przeraża mnie sytuacja, w której nauczyciele i uczniowie koncentrują się na treściach i umiejętnościach mogących potencjalnie wystąpić na egzaminie. Dziś zastanawiają się już nawet nauczyciele nauczania zintegrowanego, czy warto uczyć tego, co nie będzie treścią testu po tym etapie kształcenia. Od samego mierzenie nikt jeszcze nie urósł - twierdzą eksperci i zachęcają do zrobienia pierwszego kroku. Na początek naprawdę nie potrzeba wiele. Wystarczy połączyć siłę, doświadczenie i ekspercką wiedzę przedmiotową nauczycieli z potencjałem uczniów w korzystaniu cyfrowej technologii i do tego włączyć zasoby sieci.

Zobacz mnie na GoldenLine