sobota, 27 czerwca 2009

Raport 2030 a edukacja 2030

Spotkałem się wczoraj z autorką comiesięcznych felietonów w „Edukacji i Dialogu” Iwoną Majewską - Opiełką. Każda nasza rozmowa inspiruje mnie i dodaje nowej energii do działania.

Ta ostatnia uzmysłowiła mi, że podobnie diagnozujemy sytuację i kondycję polskiej szkoły, choć rozwiązania problemów edukacyjnych mamy różne. Rozmawialiśmy o wizji edukacji w kontekście Raportu 2030 i zastanawialiśmy się, czy jest ona możliwa bez wizji edukacji do 2030 roku? Czy w ogóle jest taka wizja? A jeżeli tak, to jak ona brzmi? Czytam ten dokument i mam wrażenie, że jej nadal nie mamy. Na jednym z seminariów „Autorytety dla edukacji” odpowiedzi na tak zadane pytanie były bardzo różne.

W jednym z artykułów w „Edukacji i Dialogu” nasza felietonistka pisze, że najważniejsze pytania powinny brzmieć: w jakim celu chcemy wychowywać, kogo wychowujemy i kogo chcemy wychować? Kto i jak powinien to robić? Jakie wartości powinny nam przyświecać w czasie całego procesu? Jeśli są odpowiedzi na takie pytania, reszta układa się sama. Tylko, że o tym trudno jest dyskutować! Współczesna szkoła czuje brak takiej dyskusji. Jakiej więc dyskusji o szkole potrzebuje Polska w czasach modernizacji? Od dłuższego już czasu obserwuję, że wiele z nich to tematy zastępcze. A tych, które rzeczywiście mogą prowadzić nas do zbudowania edukacji 2030 jest naprawdę niewiele.


Nasze ostatnie spotkanie zweryfikowało mój punkt widzenia na rolę szkoły w wychowaniu. Inaczej spojrzałem na zagadnienia związane z wykorzystaniem IT w edukacji i inaczej postrzegam ich rolę w szkolnej dydaktyce. Niezwykle istotnym pytaniem w dobie rozwijających się technologii i pojawienia się nowego pokolenia osób sprawnie posługującego się technologią cyfrową, jest to: czy chcemy pozwolić, aby edukację dostosowywać jedynie do świata technologii i w ten sposób wychowywać dla niej społeczeństwo, czy raczej myślimy o wychowywaniu w taki sposób młodych ludzi, żeby kreowali świat w oparciu o uniwersalne, zawsze sprawdzające się wartości? Jak będzie wyglądało pokolenie, dla których technologia staje się ideologią? Technologia jest ważna, traktujmy ją jednak jako narzędzie a nie ideologię! Jakimi wartościami będzie się kierowało pokolenie uczniów, jeżeli całą naszą energię skoncentrujemy wyłącznie na dopasowywanie modelu edukacji do dynamicznie rozwijanej technologii? Czy w ten sposób nie wychowujmy obywateli pozbawionych tożsamości, bez zrozumienie swojego posłannictwa i osobistej misji. Jeśli nie weźmiemy się za przebudowę świata tu i teraz w oparciu o uniwersalne zasady, to jak będzie wyglądał ten świat w 2030 roku? Przed edukacją stają niezwykle odpowiedzialne zadania. Może zbliżający się kolejny już Kongres Obywatelski, będzie okazją do dyskusji o prawdziwej Edukacji 2030.


Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

środa, 17 czerwca 2009

Szczęście dla zuchwałych

Tak zatytułowano jeden z wywiadów zamieszczony w czwartym już numerze MaleMen’a, Profesor John D. Krumboltz – amerykański psycholog, współautor książki „Szczęście to nie przypadek” – mówi w nim o szczęściu, miłości, pracy, planowaniu i osiąganiu celów.


Przeczytałem ten wywiad z zainteresowanie. Poczułem siłę, bo znalazłem kolejne argumenty, aby nie tkwić w schematach i modelach myślowych, ale starać się wychodzić poza dotychczasowe paradygmaty i stereotypy. Każdy może być szczęśliwy, pod warunkiem, że da sobie na to szansę. Skąd tylu nieszczęśliwych wokół nas ludzi? Po pierwsze, staramy się realizować oczekiwania społeczne, często pod presją rówieśników, znajomych, czy też naszych rodziców. Drugi powód, dla którego ludzie nie odczuwają szczęścia to zwykłe lenistwo. Na szczęście bowiem trzeba sobie zapracować, ale tylko trochę – twierdzi prof. Krumboltz. To nie jest trudno, ale nie każdemu się chce. A przecież wystarczy zajmować się tym, co naprawdę lubimy, co nas interesuje, co nas inspiruje i ciekawi. Wymaga to jednak szczerości wobec samego siebie i odwagi, aby to zrobić. Praca pochłania nam dzisiaj tak dużo czasu, że lepiej dla nas, jeśli ją lubimy. W przeciwnym razie odbiera nam energię i chęć do życia – podsumowuje prof. Krumboltz i przekonuje, że już przez sam fakt robienia tego, co kochamy, otrzymujemy ogromną gratyfikację. Niekoniecznie finansową, ale badania pokazują, że ludzi prawdziwie szczęśliwi nie kierują się w życiu chęcią zysku. Robią, co kochają, a nagroda często przychodzi niejako „przy okazji”. Tak jak było to w przypadku Gatesa, Bronsona czy wielu innych, o których możemy czytać w wielu magazynach.

Sam obserwuję wiele osób z branży IT, które realizują swoje marzenie, czerpią z tego satysfakcję, siłę i energię do działania. Powoli zdobywają pozycję i niezależność. Moja pasja kierowania miesięcznikiem „Edukacja i Dialog” jest dla mnie źródłem ogromnej satysfakcji. Zajmując się jednocześnie projektami EFS zdobywam nowe umiejętności i nową wiedzę. Poznaję nowe metody zarządzania. Wiem, że tylko takie podejście do pracy pozwoli mi ją polubić i poczuć, że czas spędzony w pracy jest częścią mojego życia, którego nie mogę trwonić na narzekanie. Podjęcie nowych wyzwań to z mojej strony ryzykowna decyzja, ale tylko podejmując ryzyko, dajemy szansę losowi i samym sobie na przeżycie nieoczekiwanych zdarzeń. A te – zdaniem prof. Krumboltza - możemy tylko przekuć na sukces. Inny wybór, to nie robić nic. To decyzja indywidualna, którą podejmujemy zgodnie z naszymi przekonaniami i systemem wartości.

Warunkiem bycia szczęściarzem – mogę tak również powiedzieć o sobie – jest działanie. Jeśli nic nie robisz, niczego nie możesz zyskać. Dlatego nie mogę zrozumieć tych niezadowolonych z pracy, znudzonych nią i narzekających bez przerwy na swoje kierownictwo osób. Doradziłbym, aby jak najszybciej ją zmienić, zrezygnować, zaryzykować i odejść. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi w swojej pracy, to po co w niej dalej tkwić? Nie ryzykujemy wiele. Jeżeli porzucimy dotychczasową pracę na rzecz swoich pasji, zainteresowań, to tylko zwiększamy szansę na bycie szczęśliwą i spełnioną osoba. Robiąc to, co lubimy, nawet nie czujemy i nie odbieramy tego jako pracę. Powtarzam na szkoleniach narzekającym nauczycielom, że nie muszą nimi być, bo przecież wybrali ten zawód. A jeżeli nie są zadowoleni ze swojej pracy, to jak najprędzej powinni z niej zrezygnować. Będzie to z korzyścią nie tylko dla nich samych, ale i dla uczniów. Jak nieszczęśliwy, niespełniony i niezadowolony nauczyciel może wychować szczęśliwych i spełnionych obywateli? W odpowiedzi słyszę, że łatwo tak mówić, bo przecież trzeba zarabiać jakoś na chleb. Odpowiadam wówczas, że miliony ludzi zarabia na chleb nie będąc nauczycielami. Jestem tego przykładem. Zrezygnowałem po niemal piętnastu latach pracy jako nauczyciel i dziesięciu latach kierowania szkołą. Stwarzamy sobie tym samym szansę na rozwój i uczenie się nowych rzeczy. Jeśli naszym celem jest zdobycie pieniędzy, to z miejsca skazujemy się na izolację. Nie na porażkę, na izolację. Jeśli chodzi nam wyłącznie o pieniądze, to zawsze łączy się to z frustracją. Unikniemy tej frustracji, jeśli z pasją i z pasji będziemy wykonywać swoje codzienne zadania. Z doświadczenia wielu ludzi wynika, że pieniądze wtedy same przyjdą. To naturalna konsekwencja takiego działania, żaden idealizm. Tak powstają największe fortuny. Jednocześnie wiem, że pieniądze są tylko pochodną tego, co robię i czym się obecnie zajmuję.

Zachęcam więc na swoich zajęciach, aby poddać się autorefleksji. Rzadko przyglądamy się swoim wyborom, swoim motywacjom, w najdrobniejszych nawet sprawach. Zdaniem prof. Krumboltza z tego rodzi się wiedza o samym sobie, o swoich możliwościach, aspiracjach, o swoich kompleksach, które często – jeśli ich sobie nie uświadomimy – mącą nam obraz i przekaz tego, co przeżywamy, lub tego, co się wokół nas dzieje. Taki codzienny trening pozwala na szybkie rozpoznawanie, skąd i kiedy jakaś emocja zaczyna nami kierować. Możemy wówczas świadomie się jej poddać lub ją obserwować i adekwatnie do sytuacji reagować. A każdy dzień przynosi inne bodźce, inne uczucia i różne doświadczenia Tylko obecność „tu i teraz” pozwoli nam czuć się naprawdę szczęśliwymi. Eckhart Tolle w swojej ostatniej książce „Nowa ziemia” powiada, że żyjemy tylko w tej chwili i jest to najważniejsza chwila. Nie powinniśmy żyć tym czego już nie ma i tym, czego jeszcze nie ma. Najważniejszy czas to ten dany nam teraz. Od kilku lat odczuwam potęgę teraźniejszości i jej siłę. Zanurzeni w moment chwili odkrywamy swoje niezwykłe twórcze możliwości. To w tym momencie podejmujemy decyzje o naszych życiowych decyzjach.



Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

sobota, 13 czerwca 2009

Kierowanie i zarządzanie w szkole

Kiedy kilka miesięcy temu otrzymałem propozycję pracy przy projektach europejskich, zastanawiałem się, czy powinienem podjąć się tego zadania. Wahałem się długo, nim przyjąłem propozycję. Nie było to bowiem moim marzeniem, gdyż najlepiej czuję się, kiedy mogę kierować, inspirować, tworzyć, motywować, a nie po prostu zarządzać. Widzę bowiem ogromną różnicę między kierowaniem a zarządzaniem. Świadomość rozróżnienia tych ról potrzebna jest szczególnie w szkole. Gdyby rodzice i nauczyciele bardziej kierowali, a mniej zarządzali swoimi dziećmi, byłoby mniej nieszczęśliwych ludzi. Wystarczy zastanowić się nad tym, co słyszą częściej uczniowie od swoich nauczycieli. Które z komunikatów stymulują ich rozwój i motywują do działania? Czy te, które mówią: masz to tak i tak zrobić, musisz tam pójść, to przeczytać, rozwiązać, wykonać. A może częściej nasi uczniowie słyszą komunikaty wskazujące na ich siłę, zasoby, talenty i możliwości? Czy częściej mówimy swoim uczniom: spróbuj raz jeszcze, zastanów się, czego potrzebujesz, czego chcesz się jeszcze nauczyć, aby to zrobić, o czym marzysz, do czego dążysz, co chcesz osiągnąć? Czy raczej: zrób, usiądź, wyjdź, nie rozmawiaj.

Z doświadczenia wiem, że najtrudniej jest kierować samym sobą, dotrzymywać obietnic danych samemu sobie. Trudno kierować innymi, jeżeli ma się samemu z tym kłopot. Jak inni mogą nam zaufać, jeżeli sami sobie nie ufamy, rezygnując bardzo łatwo z danego sobie słowa. Jak często rezygnowaliśmy z podjętej decyzji i zobowiązań, które składaliśmy na początek nowego roku? Jak często obiecujemy sobie, że w wakacje zaczniemy regularnie coś robić i nic z tego nie wychodzi? To się nazywa osobistym brakiem zwycięstwa. Zwycięstwa prywatne budują z kolei zwycięstwa publiczne - powiada Stephen Covey, autor bestsellera "7 nawyków skutecznego działania. Wówczas możemy stać się źródłem i świadectwem postaw proaktywnych. Być przykładem osób sterowanych z wewnątrz, przez nasz osobisty kompas wartości, a nie przez nakazy i zakazy naszych przełożonych. Starajmy się więc częściej kierować naszymi uczniami, a mniej nimi zarządzać. Skorzystamy na tym wszyscy.


Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

czwartek, 11 czerwca 2009

Czy dzisiejsza szkoła uczy?

Ogłoszono wyniki egzaminów po gimnazjum. Są złe i w dodatku gorsze niż rok temu. Od razu odezwali się eksperci winiąc za to szkołę, nauczycieli, którzy źle uczą. Posypały się na nich gromy. Sama pani minister stwierdziła, że szkoły powinny zabrać się do pracy. Nikt nie potrafi, a może po prostu nie chce zrozumieć, że system jest niewydolny. Pojawiły się głosy, że metody nie są odpowiednie, że system klasowo-lekcyjny i jego hierarchiczność już się nie sprawdzają. Szkoła oddaliła się od życia. Nie pozwala jej się być miejscem podobnym do tego, w którym pracują rodzice uczniów. System stworzony dla ery przemysłowej już się wyczerpał. Do szkoły chodzi zupełnie inne pokolenie. Mówimy o pokoleniu Y, ostatnio Z. Nieważne, jak je nazwiemy, istotne jest, aby stworzyć model szkoły, która przygotowuje uczniów do życia w erze gospodarki informacyjnej. Funkcjonujemy w świecie dynamicznie rozwijanej technologii informacyjnej. Od dawna piszę, namawiam na swoich szkoleniach, aby czerpać wzory z życia nowoczesnych organizacji biznesowych ery informacyjnej, o wielopoziomowych strukturach funkcjonowania. Marek Hyla ostatnio na swoim blogu stwierdza: „Moje biuro mieści się na moich kolanach. Komputer, telefon, dostęp do Internetu i mini drukarka. To wszystko niemal w jednym urządzeniu.” A jak jest w szkole? Ani przestrzeń, ani klasy z ustawionymi rzędami ławek, ani pracownie komputerowe nie pomagają przygotować uczniów do życia. Jeżeli nie możemy wykorzystywać na lekcji tego wszystkiego, z czego na co dzień korzysta się w miejscu pracy, to trudno mówić, że szkoła przybliża się do świata zewnętrznego.

Co zrobić, aby wychowywać szczęśliwe społeczeństwo już w szkole? Pozwólmy, aby szczęśliwym był zarówno prawnik, nauczyciel, lekarz, jak i sprzedawca, kasjer w hipermarkecie czy ślusarz. Niech każdy odnajdzie w sobie powołanie i je pielęgnuje. Niech podąża za swoich wewnętrznym głosem. System edukacji robi wszystko, aby wmówić nam, że każdy musi posiadać wyższe wykształcenie. Należy zmienić ten paradygmat. Ken Richardson w swoim wystąpieniu na ekskluzywnej konferencji TED (pisałem o tym na swoim blogu) powiada, że szkoła kształci od pasa w górę. Zapomina się bowiem o tancerzach z „You Can Dance” czy o wybitnych śpiewakach i innych pasjonatach z programu „Mam talent”. W styczniu tego roku ogłosiłem na swoim blogu śmierć szkoły ery industrialnej. Agresja, coraz gorsze wyniki egzaminów, utrata autorytetu szkoły, protest rodziców wobec wysyłania do szkoły już sześciolatków, dynamicznie rozwijany ruch na rzecz edukacji domowej – to sygnały, których nie wolno ignorować. Co jeszcze musi się wydarzyć, aby decydenci zrozumieli, że szkoła – fabryka, przestała być miejscem uczenia się uczniów? Przygotowujemy do egzaminów, tworzymy rankingi, każemy ścigać się uczniom nawzajem.

Krzywa Gaussa rozkładu inteligencji wskazuje, że tylko kilkanaście procent uczniów znajduje się w przedziale tych o najwyższym ilorazie. System oświaty z akademickim podejściem stworzony jest dla tych właśnie uczniów skazując pozostałych na klęskę już na starcie ich formalnej edukacji. Stąd korepetycje, wysyłanie uczniów do szkół językowych, dodatkowe zajęcia. Szkoła ma być miejscem uczenia się ucznia, rozwiązywania problemów, zbliżania do życia w przyszłości. Wraz ze zmianą modelu edukacji, dydaktyki, metod uczenia potrzeba zmiany roli nauczyciela. Niech on już nie rywalizuje z interesującymi treściami w sieci, telewizji. Niech zajmie się stwarzaniem w szkole okazji do uczenia się, tworzenia doświadczeń do rozwoju własnych talentów. Niech uczniowie poczują się w szkole, że są podmiotem edukacji. Niech ich naturalna umiejętność stosowania nowoczesnej technologii i mobilnych urządzeń zostanie wreszcie dostrzeżona, doceniona i wykorzystana w codziennej pracy na lekcjach. W szkole powinno być jak w życiu. A tak nie jest.

Zgłosiła się kilka dni temu do mnie dziennikarka TVN z prośbą o wskazanie szkół, dyrektorów, nauczycieli, którzy rzeczywiście doceniają potencjał nowoczesnej technologii i włączyli ją do codzienne praktyki i warsztatu pracy. Szukała nowego podejścia do edukacji, nowych metod, programów, koncepcji. Otrzymałem od niej maila, który potwierdza również moją diagnozę polskiej szkoły. Pisze do mnie: „Szukam czegoś, o czym naprawdę warto mówić i warto pokazać. (…) Póki co obraz nowoczesnej edukacji w polskiej szkole wygląda nędznie. Dużo mówienia, które nie przekłada się na działania. Naprawdę nie ma ludzi, którzy robią coś wyjątkowego? (…)Tablice interaktywne, wywiadówki on-line i dzienniczki internetowe i to wszystko, co udało mi się do tej pory wyśledzić. Wciąż nie mam ludzi – Zapaleńców, Fascynatów, Pedagogów z prawdziwego zdarzenia, którym się zwyczajnie chce ROBIĆ nowoczesną edukację. To smutne, ale nie tracę nadziei i liczę na pomoc.”

Mam wrażenie, że jedyną umiejętność, na której kształceniu koncentruje się polska szkoła, to umiejętność zdawania egzaminów i rozwiązywania testów. Uczniowie na pytanie, po co muszą się tego wszystkiego uczyć, słyszą odpowiedź, przyda się na egzaminie. Ja zapytałbym raczej, czy będzie przydatne w życiu, w przyszłości? Jak znaleźć przy takiej argumentacji motywację od uczenia się? Nie winię tutaj nauczycieli, ale system, którego nikt nie próbuje zmienić. Nie kwestionuję też treści programowych, ani celów zwartych w najnowszej podstawie programowej, ale model, w jakim uczniowie dziś funkcjonują w szkole. Mamy już wiele propozycji i scenariuszy dla nowej edukacji, brak jest jednak odważnych, którzy chcieliby podjąć się tego wyzwania. Dyskusja o to, czy wprowadzić do kanonu lektur Gombrowicza, czy z Sienkiewicza uczeń powinien znać tylko fragmenty, jest dla mnie wtórna wobec dyskusji o nowym modelu szkoły ery postindustrialnej.


Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 7 czerwca 2009

Mikroblogi w edukacji

Kiedy podczas ostatniej konferencji organizowanej przez miesięcznik Edukacja i Dialog mój znajomy - jeden z jej uczestników - powiedział, że wykorzystując Twittera na bieżąco zamieszcza w sieci informacje o jej przebiegu, zacząłem zastanawiać się, jak wykorzystać miniblogi w szkolnej dydaktyce? Osoby, które na bieżąco dowiadywały się o tezach prezentowanych na seminarium mogły doświadczać w jakimś stopniu bezpośredniej obecności i udziału w spotkaniu. Mogły też komentować wpisy, tak jak ma to miejsce na zwykłym blogu. Po spotkaniu znajomy swoje notatki zamieścił i udostępnił na swojej stronie internetowej. Dostępne są po zalogowaniu w zakładce Konferencje na stronie Szkolenia XXI wieku. Można z nich korzystać w każdej chwili w celu przypomnienia lub wykorzystania w tworzeniu artykułów, podsumowań i relacji ze spotkań. Zresztą sposobów wykorzystania serwisów mikroblogów może być wiele. Myślę, że to dopiero początek.

Miniblogi stały się w ostatnim czasie niezwykle popularne. Wykorzystywał je podczas kampanii wyborczej sztab Baracka Obamy. Dzięki nim można było uczestniczyć w jego podróżach będąc w dowolnym miejscu na świecie i jednocześnie brać udział w jego debatach i spotkaniach z wyborcami. Milion obserwatorów odnotowała na swoim profilu Twittera Oprah Winfrey. Użytkownicy Twittera chcieli na bieżąco być informowani o jej działaniach. Najpopularniejsze serwisy minimlogowe to Pinger, Twitter, Blip Flaker.

- W czerwcu przekroczymy 6 mln przesłanych wiadomości - prognozuje Marcin Jagodziński z GG Network, współtwórca polskiego serwisu Blip.pl – Największe natężenie wysyłanych wiadomości obserwujemy w czasie rozmaitych wydarzeń: sportowych, politycznych czy medialnych, są one na bieżąco komentowane przez Blipujących.

Tom Peters powiada, że w szkole powinno być jak w życiu. Obserwując więc ogromne zainteresowaniem mikroblogami wśród moich znajomych, przypuszczam, że chcieliby od czasu do czasu towarzyszyć nauczycielom i wychowawcom swoich dzieci w ich działaniach zawodowych. Natężenie wzrastałoby np. przed sprawdzianami. Wówczas sami uczniowie mogliby śledzić pracę nauczyciela, który przygotowuje właśnie zagadnienia do klasówki i informuje o postępach na swoim miniblogu. Oczywiście, pod warunkiem, że prowadzi takiego mikrobloga. Tylko wówczas uczeń może dołączyć do grona towarzyszących wybranemu nauczycielowi osób. Nauczyciel mógłby zapowiadać swoim uczniom te aktywności, które potencjalnie zainteresują jego uczniów. Jestem przekonany, że chętnie uczestniczyliby również w momentach sprawdzania ich prac lub zadań domowych. Wyobrażam sobie, jak uczniowie z niecierpliwością czekają na ocenę swojej pracy. O osobach „pokoleniu Z” mówi się, że mail w dzisiejszych czasach jest dla nich zbyt wolnym sposobem komunikacji. Oczekują oni natychmiastowej reakcji i odpowiedzi. Stąd taka popularność sms-ów, a ostatnio miniblogów. Ciekawe byłoby, gdyby w ten sam sposób zdawano relacje swoim nieobecnym na lekcjach kolegom. Chorzy uczniowie śledziliby relacje z przebiegu lekcji lub ciekawych wycieczek.

Wg marcowych danych z Megapanelu polski portal społecznościowy Blip jest obecnie trzecim po Pingerze i Twitterze serwisem mikroblogowym w Polsce. Czy pomoże to budować nowe relacje między uczniami i nauczycielami? Jak może to wpłynąć na zaangażowanie i motywację uczniów? Warto śledzić rozwój mikrologów wykorzystując jednocześnie ich potencjał w szkole.

Zestawienie i porównanie najpopularniejszych mikroblogów w sieci przedstawia Krzysztof Adamus z Interaktywnie.com

O serwisach miniblogowych, ich rozwoju i zastosowaniu można przeczytać na portalu Interaktywnie.com

O swoich doświadczeniach z Twitterem pisze na swoim blogu Szkolenia XXI wieku Marek Hyla. Warto zajrzeć na np. wpis i komentarze "Microbloging – wyniki eksperymentu". Wystarczy się tylko zarejestrować i już można korzystać.

O fenomenie Twittera w showbiznesie można przeczytać na stronie Dziennika Internautów

Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

poniedziałek, 1 czerwca 2009

W szkole jak w operze...

W ostatnim wywiadzie dla „Dziennika” Mariusz Treliński opowiada o swojej kolejnej inscenizacji w Operze Narodowej. Jego wyjątkowe spojrzenie na operę, to dla mnie kolejna inspiracja do rozważań o nowej szkoły. Reżyser uzasadnia, że opera opiera się na wielogatunkowości i jest hybrydowa. To jest jej prawdziwą wartością. Oczywiście sednem jest muzyka, ale… chodzi o to, jak ją się oprawi. A to zależy już od reżysera. Opera może być nudna i zachowawcza, ale może też przybrać nowoczesną, inspirującą i intrygującą formę. W tym ogromna rola kostiumologów, scenografów, reżyserów. Wszystkie inscenizacje Mariusza Trelińskiego są wyjątkowe i zachwycają publiczność teatrów operowych na świecie. Co to może mieć wspólnego ze szkołą? Opera szuka otwarcia, dopływu świeżej krwi, a śmierć gatunku – ogłaszana od czasu do czasu – cały czas nie następuje dzięki poszukiwaniom nowych form. Dzisiejsza szkoła też już się przeżyła, ale nadal trwa w swojej skostniałej formie. Stworzyliśmy w niej przede wszystkim miejsce na tropienie błędów zarówno uczniów, nauczycieli jak i samych dyrektorów. Ten ostatni odpowiada przed wizytatorem, który próbuje pokazać jego pomyłki, dyrektor odtwarza model „wspierającego” nadzoru w stosunku do nauczycieli. Na końcu jest uczeń, który przyłapany dowiaduje się, że nie wie, nie umie, nie potrafi, coś źle zrobił, błędnie obliczył, znowu się pomylił i jak zwykle zapomniał. Do tego nieustannie się wierci, rozmawia i nie słucha. Kogo w ten sposób kształcimy i wychowujemy? Dziś wydawać by się mogło, że szkoła to instytucja, która sens swojego istnienia znajduje właśnie na egzaminowaniu, testowaniu i przepytywaniu. Przygotowujemy do egzaminu i zdawania testów. Uzasadniamy sens uczenia się tylko dlatego, bo przyda się na egzaminie, bo może być na teście. Do tego powołano za pieniądze podatników instytucję centralną z regionalnymi oddziałami. Stworzono system, który co jakiś czas ujawnia małe i duże skandale. Czy można to zmienić? Wracam do opery i jej analogii ze szkołą. Mariusz Treliński mówi, że otwarcie na najróżniejsze poszukiwania – to szansa zaproszenia nowego pokolenia znakomitych artystów, zdolnych do odświeżenia gatunku. Proponuję więc mały eksperyment myślowy: zamieńmy słowo opera, artysta, publiczność na szkoła, nauczyciel, rodzice, a nawet naród. Okazuje się, że dzisiejsza szkoła również poszukuje nie tylko nowej krwi, nowej formy i nowego pokolenia nauczycieli, ale też otwartego i przede wszystkim odważnego oraz rozważnego dyrektora-reżysera, który ma ambicję robienia nowych rzeczy. Rodzice już poszukują nowej formy dla edukacji, innej szkoły, która przygotuje ich dzieci do przyszłości, a nie tylko zadawania egzaminów. Niedawno miałem okazję spotkać się z młodymi, świetnie wykształconymi rodzicami z pokolenia Y, którzy pod wpływem moich zajęć zaczęli dyskutować o modelu szkoły przyszłości. Składa się na nią różnorodność form i metod oraz miejsca pracy uczniów, ale również organizacja przestrzeni szkolnej. Od hierarchicznej struktury i systemów klasowo-lekcyjnych, poprzez modele pracy projektowej aż do aktywności w sieci i w wirtualnej szkole. A wszystko odbywa się z zastosowaniem nowoczesnej dydaktyki wykorzystującej technologie cyfrowe. Szkoła przyszłości, która zacznie działać już od września, zbudowała nową formułę, sięgając z jednej strony do jej sedna i podstawowej funkcji (uczenie się), z drugiej podejmuje wyzwania ery informacyjnej otwierając szerzej drzwi na innowacje. Obok publiczności konserwatywnej jest w tej szkole miejsce dla inteligencji, dla ludzi autentycznie interesujących się przyszłością swoich dzieci, którzy czytają książki, chodzą na wystawy czy do teatrów i słuchają koncertów. Jednak nie może to być rewolucja, ale ewolucyjne wprowadzanie zmian. Jako koordynator projektu chcę zaprosić młodą generację twórców portali społecznościowych, grafików 3D, pracowników agencji interaktywnych i specjalistów budowania wizerunku w sieci – to też rozszerzy krąg naszych widzów i wniesie nowe jakości. Jak zareaguje publiczność na tę propozycję, czy chętnie weźmie udział w jej współtworzeniu i aktywnym uczestnictwie? Wierzę, że to szkoła dla nowego pokolenia zarówno uczniów, rodziców jak i nauczycieli. Nie boję się marzyć, bo nasza najnowsza historia pokazuje, że to, co jeszcze niedawno było niemożliwe może być całkiem realne!

Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine