sobota, 31 grudnia 2011

Moje autorytety

Nie rozstaję się prawie z komputerem, a ostatnio z iPadem. Mam dostęp do internetu w podróży, w pracy i w domu. Mobilny internet ułatwia mi kontakt i pomaga w szybkim pozyskiwaniu niezbędnych informacji. Szukam i wybieram te hotele, kawiarnie i miejsca pracy, w których jest dostęp do sieci WiFi. Znajduję ich w Polsce coraz więcej. Do bezprzewodowego dostępu do internetu przyzwyczaili się uczniowie w naszej szkole. Korzystają z niego zarówno w czasie zajęć, jak i podczas przerw. Zmusza ich do tego sytuacja. Plan zajęć dostępny jest tylko w wersji on-line. Dzienniki lekcyjne są jedynie w wersji cyfrowej. Większość wykorzystywanych w szkole pomocy to interaktywne, multimedialne materiały dostępne na żądanie i w zasięgu jednego kliknięcia. Zmienia się szkoła, zmienia styl pracy i życia. Dla tej nowej rzeczywistości tworzymy nowe modele dydaktyki i wykorzystujemy najnowszą wiedzę dotyczącą uczenia się i pracy mózgu.

Codziennie szukam autorytetów, ekspertów i liderów, którzy mogą pomóc w mojej pracy dydaktycznej. Chcę uczyć się od najlepszych. Pomaga mi w tym codzienna lektura stron internetowych, portali i blogów. Najczęściej zaczynam dzień od bloga Iwony Majewskiej - Opiełki. Tam znajduję inspirację, motywację i siłę do podejmowania kolejnych nowych wyzwań. Pozytywnej energii, wiedzy ze świata literatury, kultury i niebanalnego stylu życia dostarcza mi blog Remigiusza Grzeli. Niezwykle ważną w poszukiwaniu nowoczesnych rozwiązań dydaktycznych i zastosowania technologii cyfrowej w szkole i życiu jest strona Lechosława Hojnackiego. Jego pogląd na temat funkcjonowania systemu edukacji i pokolenia dzisiejszych uczniów jest dla mnie szczególnie cenny i bardzo potrzebny. Natomiast od Wiesława Mariańskiego otrzymuję impuls do spojrzenia na sprawy edukacji z innej perspektywy. Autor rodzicielskiego bloga pozwala dostrzeć zupełnie nową perspektywę w myśleniu o szkole. Merytoryczny i potrzebny w mojej zawodowej pracy jest autorski blog dr Marzeny Żylińskiej, która dla mnie jest jednym z najważniejszych ekspertów w dziedzinie neurodydaktyki. I wreszcie ważnym wydarzeniem edukacyjnym jest pojawienie się w grudniu br. strony prof. Mariusza Zawodniaka - promotora Szkoły Nowej Generacji i autora ważnych tekstów w miesięczniku Edukacja i Dialog. Wszystkie te osoby to autorytey w swoich dziedzinach, które nie zdają sobie sprawy, że swoją ekspercką wiedzą, kulturą i rzetelnym podejściem do zagadnień edukacji wspierają moje działania w poszukiwaniu lepszej szkoły, nowoczesnej dydaktyki i skutecznych koncepcji wychowawczych.

Na koniec muszę wspomnieć o najważniejszej dla promocji nowoczesnej edukacji stronie tworzonej przez Marcina Polaka. Jego Portal Nowoczesnej Edukacji Edunews umożliwia kontakt z autorytetami z całego świata. To właśnie tam mam dostęp do najważniejszcyh raportów, diagnoz, analiz i wyników badań dotyczących edukacji. Tam mogę czytać teksty m.in. prof. Janusza Morbitzera i prof. Macieja Sysły. Edunews.pl to najważniejszy i najbardziej opiniotwórczy portal edukacyjny w Polsce. Trudno wyobrazić mi sobie pracę bez informacji, poglądów i wiedzy udostępnianych na stronach tego portalu.

Koniec roku to znakomita okazja, aby podziękować wszystkim autorom stron, portali i blogów za wsparcie, inspirację i prawdziwą wartościową wiedzę. Dziękuję za pomoc w moim osobistym i zawodowym rozwoju. Życzę wszystkim wytrwałości i konsekwencji w pracy na rzecz polskiej szkoły.

Ważne dla mnie linki ważnych dla mnie osób:

Iwona Majewska - Opiełka
Remigiusz Grzela
Lechosław Hojnacki
Wiesław Mariański
dr Marzena Żylińska
prof. Mariusz Zawodniak
Portal o Nowoczesnej Edukacji EDUNEWS

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

wtorek, 27 grudnia 2011

Siła świadomych wyborów

Dzisiejsze pokolenie uczniów wie, czego chce. Jest bardzo świadome swoich potrzeb. Wychowane w czasach wielokrotnego wyboru nauczyło się wybierać i decydować o sobie. Dokładnie wie, na czym mu zależy. W szkole dla wielu nauczycieli jest to trudne do zrozumienia, jeszcze trudniejsze do zaakceptowania. Nauczyciele nie mogą często zrozumieć, że odmowa to nie znak protestu, czy negowanie autorytów, ale świadomość możliwości wyboru. Uczeń chce się uczyć dokładnie tego, co jest dla niego ważne, co jest mu potrzebne. Nawet najsłabszy, czy najbardziej oporny skazany jest na wybór z morza możliwości. John Naisbitt w latach 80-tych ubiegłego wieku przewidywał trend, który przejawiać miał się w przejściu od jednokrotnego do wielokrotnego wyboru. Dziś, po 40 latach jego prognoza sprawdza się w codziennym życiu. Moje pokolenie wybierało pomiędzy herbatą ulung a madras. Stojąc przed półką sklepową miałem do wyboru musztardę stołową lub sarepską. Dziś samej tylko musztardy Dijon znalazłem w jednym z delikatesów kilka rodzajów. Wybierając zwykłą kawę musimy być świadomi swoich smaków, gustów i preferencji. Musimy dokładnie wiedzieć, czego chcemy. Proste wybory dotyczące zakupu masła, sera, pasty do zębów, szamponu, czy proszku do prania, są codziennie udziałem każdego z nas. Bardziej skomplikowane mogą dotyczyć szkoły dla naszego dziecka, uczelni, operatora sieci telefonicznej, dostawcy telewizji kablowej, czy banku, w którym chcemy założyć konto. Dziś wybieramy spośród setek programów telewizyjnych, dziesiątek marek samochodowych, czy filmów w multikinach. Rynek walczy o naszą uwagę. Producenci przekonują do wartości swoich produktów. Nasz wybór zależy od naszej świadomości i wiedzy, czego potrzebujemy. Uczniowie w dzisiejszej szkole chcą wybierać i powinni mieć taką możliwość. Stoją przed masą informacji i narzędzi ułatwiających dostęp do bogatych zasobów internetu i portali społecznościowych. Szkoła to nie jedyne miejsce, w którym przekazuje się wiedzę. Ta prawda brzmi już jak truizm. Główna niegdyś funkcja szkoły zaczyna odgrywać coraz mniejsze znaczenie. Jej rola zmienia się na naszych oczach. Nastolatek wybiera, gdzie chce się uczyć. Może to robić w domu, w drodze do szkoły, w podróży, w interaktywnych muzeach, czy w centrach nauki. Słowem, wszędzie!. Uczy się sam a jeszcze częściej od swoich kolegów, czy ekspertów z danych dziedzin. Korzysta - przynajmniej ma taką możliwość - z najlepszych wzorów i autorytetów,. Uczniowie wybierają i niejednokrotnie zupełnie inaczej niż chciałby nauczyciel. Zachowania bardziej świadomych przejawiają się tym, że coraz głośniej domagają się konkretnych zajęć, z konkretnym nauczycielem. Nie chcą byle jakich lekcji. Chcą takich, które służą im najlepiej, które sprawdzili i są dla nich najbardziej odpowiednie.

Uczniowie wybierają więc konkretne szkoły, szkolne przedmioty, nauczycieli i treści, a także poziom zaawansowania. Już dziś szkoła daje możliwości uczenia się wybranych przedmiotów w zakresie rozszerzonym lub podstawowym. Uczniowie wybierają formę, która najbardziej im odpowiada, termin, ilość godzin i miejsce, w którym będą się uczyć. Nie akceptują nudnych wykładów, typowych projektów, a nawet narzuconego przez nauczyciela sposobu ustawienia ławek w klasie. Domagają się konkretnych zajęć z konkretną ilością godzin. Nie wystarcza im argument, że obowiązuje ministerialna siatka, program, czy wymagania egzaminacyjne. Potrzebne, przydatne, ważne - to są kryteria, którymi kierują się przy wyborach. Do tego wszystko powinno być podane w atrakcyjnej formie, dopasowane do preferencji, modalności, systemów reprezentacji. Dziś konkurencją dla nauczyciela jest bogata pozaszkolna oferta. Próbuje on niepotrzebnie rywalizować z telewizyjnymi kanałami tematycznymi, filmami na YouTube, multimedialnymi blogami, wirtualnymi i interaktywnymi multibookami. Uczniowie na portalach dzielą się informacjami, podsyłają linki do stron, instruują się nawzajem i współtworzą treści na portalach społecznościowych. Stają się aktywnymi użytkownikami internetu. Nie są jedynie biernymi odbiorcami, ale tworzą i dzielą się swoją pasją. To ich decyzje. Nikt ich do tego nie namawia. Wybór, przed którym stoją dzisiejsi uczniowie nie zawsze jest łatwy. Wymaga samoświadomości, wyobraźni, ukształtowanego charakteru, jasnego systemu wartości, zasad, którymi kieruje się uczeń. Kształcenie tych cech, postaw i kompetencji powinno stać się głównym zadaniem dzisiejszej szkoły.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę
Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 11 grudnia 2011

Polski kompleks?

Czy wywiad z Markiem Prenskym w Gazecie Wyborczej (10-11 grudnia 2011) słusznie został nazwany kontrowersyjnym? Ten amerykański pisarz i publicysta wprowadził do naszego dyskursu o edukacji m.in. takie pojęcia jak cyfrowy tubylec i cyfrowy imigrant. Tym ostatnim nazywa pokolenie, dla którego cyfrowy świat jest nadal czymś obcym. Bardzo szybko pojęcia te zostały spopularyzowane w środowisku edukacyjnym w Polsce m.in. przez Lechosława Hojnackiego, Marcina Polaka, Edwina Bendyka, profesora Sysłę, czy prof. Morbitzera. Metafora ta pomaga zrozumieć i wytłumaczyć zachowania dzisiejszego pokolenia uczniów i nauczycieli. To od Aleksandry Pezdy - znakomitej dziennikarki walczącej o nową edukację, zaczęła się prawdziwa edukacyjna debata w Gazecie Wyborczej i ważna akcja społeczne Szkoła 2.0. Dziennikarka skutecznie udowadnia, że dzisiejsza szkoła nie jest w stanie sprostać wyzwaniom współczesnego świata. Dowodzi w swoich licznych publikacjach, że dotychczasowy paradygmat patrzenia na edukację jest nieskuteczny. Podróżuje po świecie, podgląda, promuje dobre praktyki, pisze książki i działa na rzecz promocji nowej szkoły. Dla mnie niezwykle irytującym okazuje się, że bardzo często dopiero wywiady, wystąpienia i artykuły zagranicznych autorytetów stają się pretekstem do dyskusji o kondycji współczesnej szkoły. Dlaczego mając tak wielu specjalistów w Polsce musimy cały czas podpierać się Kenem Robinsonem, Markiem Prenskym, czy Donem Tapscottem? Sam zresztą popełniam często ten błąd. Dlaczego nie słuchamy naszych ekspertów, dlaczego nie chcemy im wierzyć? Dlaczego przemawiają do nas głośniej autorytety zza granicy. Kilka lat temu w Polityce pojawił się ważny artykuł Marzeny Żylińskiej, która dowodziła, że szkoła szkodzi na mózg. Natomiast w miesięczniku Fokus Joanna Nikodemska nawołuje, aby nie dać zapuszkować w szkołach naszych dzieci. Edwin Bendyk regularnie pisze o pokoleniu sieci i jego niewykorzystanym potencjale, a Iwona Majewska Opiełka mówi o kształtowaniu wsród uczniów postaw opartych na charakterze i przekonuje, że zadaniem dzisiejszej szkoły jest wychowanie odpowiedzialnego, proaktywnego, kreatywnego społeczeństwa oraz charyzmatycznych liderów. Od 15 lat prof. Agnieszka Kłakówna krytykuje polską testomanię i przedstawia nową wizję edukacji humanistycznej. Swój udział w debacie na temat wyzwań edukacyjnych w cyfrowym świecie ma również miesięcznik Edukacja i Dialog. Spośród rodziców odważnym głosem jest blog Wiesława Mariańskiego. Przykładów można mnożyć więcej. Skąd bierze się więc ten nasz kompleks? Powołujemy się na zagraniczne autorytety, a nie wykorzystujemy własnych. Skąd w nas ten brak wiary w siłę naszych publicystów, naukowców, dziennikarzy i praktyków, którzy od dawna mówią to, co dziś w rozmowie Markiem Prenskym nazywa się kontrowersyjnym poglądem na edukację. Być może nadal jest to kontrowersyjne w Polsce, ale również w Polsce jest artykułowane przez polskich specjalistów równie odważnie i zdecydowanie od lat. Czy dopiero zagraniczny autorytet uwiarygadnia nas? Na portalu Edunews.pl znajdujemy głosy polskich ekspertów, którzy od dawna widzą w Polsce konieczność podążania za indywidujalną pasją, zmianą podstawy programowej, tworzenia nowego modelu dydaktycznego, czy nowej generacji podręczników. To Polacy mówią o neurodydaktyce, konieczności problemowego nauczania, odejścia od standardyzacji, testowania i ciągłego egzaminowania. Zbiurokratyzowana polska szkoła, w której największy udział ma MEN - zwany często największym hamulcowym polskiej oświaty - nie zmieni się, jeżeli nie uwierzymy w swój potencjał, swoją eksperckość i konieczność zaakceptowania nowej wizji polskiej szkoły postulowanej przez polskich ekspertów. To dzięki nim możemy stać się przykładem nowoczesnej edukacji. Być tymi, którzy będą autorytetami w globalnym świecie. Już dwa lata temu na łamach miesięcznika Edukacja i Dialog w wywiadze zatytułowanym Zdążyć, zanim wyprzedzą mówiłem to, co dziś w rozmowie z Aleksandrą Pezdą mówi Marc Prensky. Chcę być nauczycielem, który wraz z wieloma podobnie myślącymi zostanie usłyszany. Szukajmy w Polsce tych, którzy rozumieją naszą kulturę i specyfikę naszego systemu oświaty. Wykorzystajmy potencjał narodowej dyskusji i wnioski z ostatniego Kongresu Obywatelskiego. Mamy swoje autorytety, swoich ekspertów, naukowców i swoich publicystów, którzy mogą pomóc nam w tworzeniu nowego porządku edukacyjnego w Polsce. Uwierzymy w siebie. Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

środa, 30 listopada 2011

Czy MEN jest nam jeszcze potrzebny, czyli o niechęci do dialogu.

Kilka maili, kilkanaście telefonów i zupełny brak reakcji. Czy to jedynie zaniechanie, czy urzędnicza arogancja? Przez tydzień, dzień w dzień telefonowałem do Biura Rzecznika MEN ws. udziału jego przedstawiciela w debacie redakcyjnej organizowanej przez miesięcznik Edukacja i Dialog. Debaty prowadzone przez redaktor Annę Raczyńską stały się już marką samą w sobie. Odbywają się regularnie od kilku lat pod nazwą „Polska szkoła 2030”. Uczestniczą w nich politycy, posłowie, samorządowcy, związkowcy, działacze organizacji pozarządowych i akademicy. Pracownicy biura rzecznika po każdej rozmowie obiecywali, że za chwilę przekażą decyzję telefonicznie. Prosiłem o pisemną informację o decyzji urzędu. Potwierdzenia, ani odmowy również nie otrzymałem, choć taką mi obiecano. Skończyło się na pustych deklaracjach. Zachowanie pracowników biura podważa ich wiarygodność. Odebrano sobie prawo do przedstawienia strategii zarządzania projektami edukacyjnymi w Polsce i dostarczono kolejny już dowod, że władzy na dialogu ze społeczeństwem nie zależy. Oczywiście, debata odbyła się bez przedstawicieli MEN. Ostatnia dotyczyła systemowych projektów finansowanych z funduszy europejskich. Rozmawiali posłowie, związkowcy, przedstawiciele samorządów i dyrektorzy dużych projektów systemowych. Dyskutowano o udziale projektów w zmianie jakościowej systemu edukacji. Niestety bez przedstawicieli ministerstwa, mimo że jest w nim specjalna komórka odpowiedzialna za realizację projektów i jest też Ośrodek Rozwoju Edukacji podległy ministerstwu i finansowany z publicznych pieniędzy. W żadnej z tych instytucji nie znalazł się przedstawiciel, który mógłby reprezentować państwową instytucję w ważnej społecznie debacie. Debacie o polskiej edukacji, o której jeszcze podczas wyborów politycy jednym głosem mówili, że jest najważniejsza w modernizacji kraju. Okazuje się, że zmiany w edukacji mogą odbywać się bez udziału przedstawicieli MEN, a stają się coraz częściej oddolnymi inicjatywami. Szkoda, że władza nie chciała w niej uczestniczyć. Dla porządku, zapis debaty zostanie opublikowany w najnowszym numerze Edukacji i Dialogu i na pewno zostanie przedstawiony MEN, posłom i instytucjom odpowiedzlanym za rozwój polskiej oświaty. Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

niedziela, 27 listopada 2011

Nic się nie zmienia

Ile jeszcze musi upłynąć czasu, aby edukacja przystawała do wyzwań, jakie stoją przed współczesnym światem? Martwi mnie, że ostatni Kongres Obywatelski nie wniósł niczego nowego do mojej wiedzy o problemach dzisiejszej edukacji. Choć dla wielu jego uczestników był przełomem w patrzeniu na współczesny model kształcenia. A to za sprawą znakomicie dobranych panelistów. I to oni byli w stanie zwrócić uwagę na to, na co inni wskazują od dawna. Występujący podczas Kongresu publicyści, naukowcy, przedsiębiorcy, przedstawiciele organizacji pozarządowych, od dawna mówią o potrzebie „przewrotu kopernikańskiego” w edukacji. Zarówno Edwin Bendyk, jak i dr Marzena Żylińska, czy prof. Agnieszka Kłakówna kolejny już raz zwracają uwagę, że system edukacji to zbiurokratyzowana i nieefektywna machina, która pochłania energię i czas setek tysięcy nauczycieli marnując jednocześnie możliwości uczniów. Eksperci od lat twierdzą, że system klasowo-lekcyjny oparty na modelu fabryki już się wyczerpał. Współczesna wiedza o mózgu i neurodydaktyka dostarczają nam argumentów za jak najszybszą zmianą funkcjonowania uczniów, bo szkoła nie tylko nie wykorzystuje ich potencjału, ale wręcz szkodzi rozwojowi. Edwin Bendyk twierdzi, że system egzaminów i koncentracja nauczycieli jedynie na przygotowaniu uczniów do zdawania jest szkodliwy i niszczący. Ken Robinson, którego wideoprezentacja została przedstawiona podczas ostatniego Kongresu, mówi o archaicznym modelu edukacji od wielu lat. Przeraża, że jego tezy są nadal aktualne. Wielu się z tym zgadza, ale niewiele z tego wynika i niewiele się dzieje na poziomie ministerialnych decyzji. Brakuje w szkole czasu na formację młodych ludzi, kształcenie charakterów i rozwijanie kompetencji kluczowych potrzebnych w dzisiejszym świecie. Również „Pakt dla szkoły”, którego wartość trudno jest przecenić, to dokument, w którym pojawiają się założenia od dawna obecne na portalu Edunews.pl. Współautorka, prof. Agnieszka Kłakówna zwracała już uwagę na poprzednich Kongresach Obywatelskich i w swoich licznych publikacjach na nieadekwatny model powszechnej edukacji. Od tego czasu mieliśmy już trzech ministrów. Trafnie ujął to na swoim rodzicielskim blogu Wiesław Mariański twierdząc, że zmiana kierowcy w zdezelowanym samochodzie na niewiele się przyda. I wzywa MEN wraz z innymi ekspertami do zmiany filozofii współczesnego kształcenia. Szkoła produkuje absolwentów, którzy coraz trudniej poruszają się na rynku pracy, nie są przygotowani do wyzwań, jakie pojawiają się we współczesnym świecie. Tylko nieliczni potrafią sobie poradzić. Smutne, bo kiedy słyszy się o masowej edukacji i dużym odsetku scholaryzacji, to w zestawieniu z rzeszą pracujących poniżej swoich możliwości, sfustrowanych, niezadowolonych i oburzonych młodych ludzi jest przerażająca. Z tej perspektywy przeznaczane na edukację finanse są zmarnowane i wydawane nieefektywnie. To nie jest problem tylko polskiej szkoły. Edukacja nie przygotowuje do funkcjonowania w świecie globalnych i ciągłych zmian. Szkoła nie ukształtowała takich cech charakteru jak odpowiedzialność, samodzielność, współzależność. Nie kształci kompetencji społecznych, nie rozwija postaw przedsiębiorczych, kreatywności i innowacyjności. Dopóki szkoła nie zmieni się w autonomiczną organizację, której funkcją jest zapewnienie uczniom realizację potrzeb psychicznych, rozwinięcie umiejętności uczenia się i kształcenia kluczowych kompetencji ponadakademickich, problem będzie coraz bardziej narastał, aż wybuchnie społecznym niezadowoleniem. Mam wrażenie, że machina biurokratyczna MEN istnieje sama dla siebie i aby uzasadnić potrzebę swojego istnienia produkuje masę nowych obowiązków dla dyrektorów i system kontroli oraz nadzoru. Brakuje zaufania i mimo deklaracji o potrzebie budowania w szkole kapitału społecznego, niewiele się robi w MEN. Wobec takich cech pokolenia dzisiejszych uczniów jak kastomizacja, mobilność, elastyczność, szybkość, czy baczna obserwacja, dzisiejszy system edukacji jest bezsilny. Robiąc to samo, w taki sam sposób i od lat w oparciu o te same założenia, nie zmieni się nic. Trudno oczekiwać od systemu edukacji efektywności, jeżeli tkwimy w tych samych paradygmatach. A one są już nieużyteczne, wręcz szkodliwe. Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

niedziela, 20 listopada 2011

Charakter w polskiej szkole

Robienie rzeczy łatwych i przyjemnych nie rozwija. Nie uczymy się w ten sposób niczego nowego. Tkwimy w rutynowych czynnościach, powtarzamy te same rzeczy i często te same błędy, które nas nie prowadzą do sukcesu. Do tego potrzeba wysiłku, determinacji i konsekwencji. Te cechy sprawiają, że stajemy się silniejsi, zaczynamy mieć do siebie zaufanie. A to z kolei wzmacnia nasze poczucie wartości. Buduje w nas wiarę, że możemy podjąć się kolejnych wyzwań. Nikt przecież w weekend nie nauczy się nowego języka, gry na pianinie, doskonale tańczyć, czy malować... Ważny jest trening i systematyczność. A do tego potrzebny jest charakter. Dlatego warto w szkole skupić się przede wszystkim na jego budowaniu. Nie uda się osiągnąć dyscypliny i rzetelnej pracy nakazami ani opowiadaniem, jakie to ważne. Liczy się przykład. W szkole powinien nim być nauczyciel z charakterem. Spójny wewnętrznie, z poczuciem własnej wartości, proaktywny, pozytywnie myślący i z poczuciem obfitości. Każda z tych cech jest niezbędna w kierowaniu młodymi ludźmi. Trudno jest je przekazać, jeżeli nie ma się ich w sobie. Oczekujemy takich postaw u uczniów, a przecież tak niewielu nauczycieli mówi o sobie z szacunkiem, często narzeka, nie podejmuje działań, brakuje im innicjatywności i często myślą w kategoriach braku. Jak z takim podejściem zarazić uczniów wiarą w siebie, w własne możliwości, odkryć w nich siłę, która doprowadzi do sukcesu? Oczekujemy niemożliwego!

Paul Tough, amerykański dziennikarz zajmujący się edukacją, rozwojem dzieci i polityką społeczną, publicysta „New York Times Magazine” w przygotowanym dla Instytutu Obywatelskiego wywiadzie szuka odpowiedzi na kluczowe pytania dla edukacji. Pyta wprost, jakie umiejętności i doświadczenia prowadzą młodych ludzi do sukcesu, a jakie do porażek? Zastanawia się, czy edukacja współczesna jest wstanie sprostać najważniejszym wyzwaniom. Tym, co liczy się najbardziej w rozwoju młodych ludzi i każdego z nas jest właśnie charakter. On sprawia, że do nauki nie potrzeba nas namawiać. Dzięki niemu stajemy się odpowiedzialni za siebie, innych i własną karierę, dotrzymujemy obietnic, rozumiemy znaczenie we współczesnym świecie współzależności, jesteśmy uczciwi wobec samych siebie i innych. W ten sposób stajemy się wiarygodni, a to sprawia, że ludzie nam ufają. A to prawdziwy kapitał społeczny, którego brakuje w naszym społeczeństwie, a w systemie edukacji szczególnie.

Wiemy, że testy szkolne nie mierzą wszystkich niezbędnych dla młodego człowieka umiejętności. Nie udaje się w ten sposób określić całego szeregu zachowań, które psychologowie społeczni nazywają „charakterem”. To one mają ogromny wpływ na to, z jakim wynikiem kończymy szkołę, czy później dostajemy się do renomowanego gimnazjum, liceum i wreszcie na studia, a także czy jesteśmy potencjalnie wartościowym pracownikiem. Ważnym jest, aby zrozumieć, że sprawdzanie charakteru to nie to samo, co testowanie szkolnych umiejętności i wiedzy. Charakter kształtujemy w szkole powoli, systematycznie w oparciu o wspólnotę wartości podzielaną przez szkolną społeczność. Ważniejszym staje się w tym przypadku dla nauczyciela i ucznia praca nad jego doskonaleniem, niż przekazywanie jedynie wiedzy. Gdy uda nam się wykształcić u uczniów samodzielność, samokontrolę, odpowiedzialność, współpracę, właściwe modele komunikacji, zniknie wiele problemów, przed którymi staje dzisiejszy nauczyciel. A lista tych wyzwań jest długa. Obserwujemy wśród uczniów brak zaangażowania, postawy roszczeniowe, brak cierpliwości, niską etykę pracy, brak zainteresowań, kwestionowanie autorytetów, brak kultury uczenia się i kompetencji społecznych, deficyt uwagi oraz wszechobecną praktykę plagiatowania. Brakuje im po prostu charakteru!

Pomocą może okazać się program oddziaływań wychowawczych, który skoncentruje się na kształtowaniu charakteru. Ważnym jest, aby sukces rozumiany był w szkole jako działanie, a nie stan. Jeżeli uczniowie doświadczą konsekwencji swoich decyzji, kiedy będą mieli poczucie własnej wartości i staną się bardziej proaktywni, bez poczucia braku, wówczas zaczną świadomie żyć i działać nie tylko w kierunku własnego dobra, ale dobra wspólnego. Zacząć jednak musimy od siebie samych. Innego wyjścia nie mamy.

Utwórz swoją wizytówkę
Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 30 października 2011

Publiczne wystąpienia w szkole

Polscy uczniowie nie potrafią występować publicznie. Brakuje im umiejętności prezentacji, nie posiadają zdolności przekonywania do własnych poglądów. Słabo radzą sobie z budowaniem dramaturgii narracji. Nie umieją tworzyć multimedialnych prezentacji. Nie są przygotowani do budowania własnego wizerunku. Nie umieją zainteresować słuchaczy, przekonać do swoich racji. Nie są wiarygodni w prezentowaniu osobistych argumentów. Ta konstatacja nie jest dla mnie łatwa. Szczególnie, kiedy mówię o prawie stu fantastycznych uczniach i ich opiekunach realizujących ważne społecznie projekty. Nie jest to wina uczniów, ale nauczycieli, którzy nie potrafią rozwijać u innych tych kompetencji. Sami często mają z tym wiele problemów. Trudno oczekiwać od uczniów kreatywności, profesjonalnych wystąpień i umiejętności przedstawiania własnych racji, jeżeli brakuje tego nauczycielom. Niestety, nie budują też w uczniach poczucia własnej wartości. Nie można nauczyć innych czegoś, czego samemu się nie potrafi. Uczniom brakuje siły, bo nie mają jej nauczyciele. A przecieiż to w szkole jest miejsce i czas na kształtowanie kompetencji prezentowania własnych talentów, pomysłów i projektów. Od roku uczniowie w gimnazjum mają obowiązek ich realizowania. Mam jednak wrażenie, że to jedynie konieczność. Zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli. To cały czas bardziej obowiązek niż ważne edukacyjne wyzwanie.

Wróciłem z Ogólnopolskiego Przeglądu Projektów Uczniowskich w Krakowie. Wcześniej jako juror miałem okazję poznać i ocenić prawie 400 fantastycznych pojektów nadesłanych z 200 gimnazjów z całej Polski. W Krakowie wysłuchałem wytypowanych przez jury 16 najlepszych zespołowych prezentacji. Z każdego województwa wytypowano jeden projekt. W Krakowie spotkali się autorzy działań na rzecz swojego środowiska, lokalnej społeczności, szkoły, miasta lub osiedla. Uczniowie gimnazjum mieli za zadanie zdiagnozowanie rzeczywistych problemów w swoim najbliższym środowisku i wybranie jednego, który są w stanie samodzielnie rozwiązać. W ten sposób powstały plany nowych ścieżek rowerowych, place zabaw, bezpieczne przejścia dla uczniów, dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, odnowione przystanki, przeprowadzono akcje ekologiczne i stworzono programy promocji własnych miejscowości. Uczniowie prezentowali wyniki swoich aktywności. Mówili, czego nauczyli się realizując projekty, co im się udało, co sprawiło największą radość. Przekonali się, że warto myśleć o działaniu na rzecz dobra wspólnego. Doświadczyli radości z czynienia dobra na rzecz innych. Docenili wartość współpracy i współzależności w rozwiązywaniu ważnych dla innych problemów.

Trudno jest przecenić wartość działań uczniowskich. Na pewno nie było łatwo zdecydować, które z nadesłanych projektów powinny zostać zaproszone do zaprezentowania w krakowskim przeglądzie. Jednak bardzo łatwo przyszło ocenić publiczne prezentacje uczniów. Każdy z zespołów miał dwie. Pierwsza trwała 3 minuty, celem było zaprezentowanie zespołu, opiekuna oraz tematu i hasła projektu. Druga to 10 minut merytorycznej prezentacji. Cele, zadania, sposoby rozwiązania problemu i wyniki prac zespołu. Niestety, żadna z 16 prezentacji nie wzbudziła mojego zachwytu. Treść ich była niezwykle cenna i ważna, ale forma prezentacji na bardzo niskim poziomie. Uczniowie nie potrafili samodzielnie opowiedzieć o swoich działaniach. Czytali z kartek, z notatników, ze slajdów i z ekranu, często tyłem do słuchaczy. Recytowali wyuczone formułki i nie skupiali uwagi innych. Nie było w tym naturalności, swobody, młodzieńczego entuzjazmu ani prawdziwej radości i przyjemności. Młodzież z gimnazjów nie potrafiła mówić od siebie, nie miała kontaktu z publicznością. Nie potrafiła zintegrować swoich multimedialnych prezentacji z własnymi wypowiedziami. Nie radziła sobie z kłopotami i nieoczekiwanymi zdarzeniami. Załamywała się i poddawała stresowi, który ich paraliżował. Brakowało spójnych wypowiedzi, ciekawej formy i poprawności językowej. Momentami improwizowali, ale nauczyciele reagowali na te sytuacje krytycznie. Rzadko wspierali, zachęcali i odwoływali się do ich silnych stron. Pilnowali, aby powiedzieli wszystko, co przygotowali uczniom na kartkach. Brakowało autentyczności, osobistego zaangażowania. Czasami czułem się jak na akademii szkolnej sprzed 40 lat. Niestety, naszym gimnazjalistom brakuje kompetencji społecznych, umiejętności publicznych prezentacji, przemawiania do innych, reagowania na zachowania publiczności.


Polscy uczniowie potrzebują ćwiczeń, więcej okazji do samodzielności, czerpania radości z własnej twórczości, inwencji, pomysłowości. Potrzebują profesjonalnego wsparcia i doradztwa doświadczonych osób. Kiedy i gdzie mają się tego uczyć, jeżeli nie w szkole? Kto - jeśli nie nauczyciel - da uczniom szansę nauczenia się publicznych wystąpień. Bez autentycznego wsparcia nie nauczymy ich wiarygodnych i spójnych w formie i treści wystąpień. Przed nauczycielami dużo ważniejsze zadanie. Tym wyzwaniem jest nauczenie uczniów właściwego planowania wystąpień, wpływu na jej formę i ich finalny efekt, a także koncentracji na treści i celu prezentacji. To ważniejsze niż skupianie się jedynie na przekazywaniu wiedzy.

Kiedy obserwuję utalentowanych młodych ludzi w programach The Voice of Poland, Mam talent, czy X-Factor, z żalem stwierdzam, że prezentowane podczas występów cechy charakteru takie jak odwaga, swoboda, poczucie własnej wartości były rozwijane poza szkołą. Sami o tym mówią. To, co pozwoliło im stanąć na scenie, jest wynikiem ich własnej pracy, konsekwencji i odpowiedzialności. Polska szkoła słabo dba o kształtowania tych postaw. Szkoda, bo to ważna kompetencja. Bez niej trudno będzie przekonać innych do siebie i do własnych pomysłów. Nie uda się zachęcić i zaangażować innych do wspólnego działania. Wybieramy spośród podobnie wykształconych tych, którzy mają talent, opanowaną sztukę publicznych wystąpień. O przyjęciu decydują interesująca forma, osobista wiarygodność, poczucie własnej wartości, odwaga, wiara i przekonanie o własnych racjach. Trzeba o tym nieustannie pamiętać!

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

niedziela, 23 października 2011

Zawiedzeni, oszukani i oburzeni

Zawiedliśmy młodych ludzi, zawiodła szkoła, zawiodło państwo. Edukacja skompromitowała się, potrzebujemy nowego jej modelu, nowego nauczyciela i nowego systemu ich kształcenia. Takie przesłanie miało wystąpienie prof. Łukasza Turskiego w miniony wtorek na konferencji w Centrum Nauki Kopernik.

Dziś szkoła dalej tkwi w paradygmacie XIX-wiecznej edukacji i nadal łudzi rodziców, uczniów i społeczeństwo, że jest nowoczesna, powszechna i skuteczna. Obserwując to, co działo się w ostatni weekend w wielu europejskich miastach powstaje przekonanie, że młodzi ludzie protestujący w ramach ruchu oburzonych oczekują od państwa pomocy, programów, które pozwolą im funkcjonować na rynku pracy. Potrzebują szansy na lepszą przyszłość. Chcą edukacji, która pozwoli im skutecznie zmierzyć się z wyzwaniami współczesnego świata i pojawiającymi kryzysami. Wielu twierdzi, że to roszczeniowa postawa. Zdaniem ekspertów, to szkoła zawiodła, nie wyposażyła ani uczniów, ani studentów, ani nauczycieli w kompetencje, które pozwalają zarządzać sobą, własną edukacją i własnym życie. Dzisiejsza edukacja obiecała ludziom zbyt wiele. Młodzi uwierzyli, że będzie im się żyło lepiej, gdy skończą dobre szkoły. Wykreowano ogromne oczekiwania. Szkoła nadal przygotowuje ludzi biernych, nastawionych na instrukcje, rozwiązywania testów i przygotowanie do egzaminów. Dziś nauczyciel planuje za ucznia wszystko: egzaminy, terminy, zadania domowe, przynależność do zespołu, tempo i formę pracy, listę lektur. Szkoła nie przygotowuje do najważaniejszego - egzaminu z życia w globalnym świecie, w wielokulturowej rzeczywistości i nowoczesnych organizacjach.

Oto proste ćwiczenie, które może wykonać każdy nauczyciel i osoby odpowiedzialne za system edukacji. Wyobraźmy sobie świat w roku 2060 (pod koniec lat 60-tych próbowałem stworzyć wizję magicznego 2000 roku). Dziś rozpoczęła się druga dekada XXI wieku. Dla wielu to, czego uczyła w ubiegłym wieku szkoła na niewiele się przydało. Jedno jest pewne, że to, co pozwala dziś bezpiecznie funkcjonować wykształconym w minionych czasach to charakter oparty na wartościach, wyraźne przekonania, jasno określone priorytety, zasady i otwartość na zmiany. Dziś do szkoły uczęszcza pokolenie, które w roku 2060 ma być nadal aktywne społecznie, ma funkcjonować na rynku pracy, ma mieć kolejne plany, energię i wierzyć w dalszy rozwój własnej kariery zawodowej.

Protesty oburzonych mogą przybrać na sile. Mogą stać się początkiem rewolucji młodych, którzy wymuszą zmiany w edukacji, w systemach politycznych i stworzą nowy porządek społeczny. Oburzeni zostali oszukani. Chodzili do szkół, studiowali i przekonywani byli, że dobra edukacja jest przepustką do lepszego życia. A ona już nie wystarczy. Jakich więc kompetencji potrzebować będzie dzisiejsze pokolenie uczniów w roku 2060? Ci, którzy są dziś w szkolach podstawowych będą wówczas u szczytu swoich karier zawodowych. Nadal mają być przedsiębiorczy, kreatywni, prezentować postawy innowacyjnego podejścia do rozwiązywania problemów. Liczyć powinna się proaktywność, samodzielność i odpowiedzialność. Ważnym jest charakter i postawa oparta na zasadach i powszechnie akceptowanych wartościach.

Dziś zdaniem wielu dobra szkoła to taka, która przygotowuje do zewnętrznych egzaminów. Im lepiej to robi, tym wyżej jest na liście rankingowej. Po co nam więc szkoła, która nie gwarantuje sukcesu w przyszłym świecie, a przynajmniej nie przygotowuje do życia w płynnej rzeczywistości. Co różni ją od firmy zajamującej się korepetycjami i traktującej jako najważniejszy cel nie przygotowanie do odpowiedzialnego życia, ale zdania jedynie egzaminów zewnętrznych. Tysiące oburzonych, tysiące bezrobotnych, tysiące zawiedzionych z obecnej polityki. Szkoła nie buduje w świadomy sposób charakteru, nie kształci przedsiębiorczych i kreatywnych postaw, nie uczy współpracy, rozwiązywania globalnych problemów, radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi i zarządzania własną karierą. Nauczyciel nadal koncentruje się na przekazywaniu wiedzy. Dyscyplina, systematyczność i posłuszeństwo to model wychowawczy, który nadal funkcjonuje w szkole. Ale taki już nie wystarczy. Potrzebujemy programów rozwijających umiejętność współpracy, myślenia w kategoriach dobra wspólnego, współzaleźności, skutecznej i świadomej komunikacji. Szkoła musi się zmienić, a w niej pojawić nauczyciel pełniący nową rolę. Bez kształcenia kompetencji społecznych, budowania kapitału społecznego i bez prawdziwej edukacji finansowej nie będzie możliwy dalszy rozwój. Pamiętajmy, że błędy nauczycieli i systemu edukacji nie są od razu widoczne, ale za to dotkliwe dla społeczeństwa w przyszłości.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

poniedziałek, 3 października 2011

Nauczyciel w świecie mobilnych technologii

Od tygodnia jestem w Toronto. Kiedy wsiadam do metra, znajduję zawsze ten sam widok. Ludzi w róźnym wieku trzymających w ręku telefony, iPady, mini konsole do gier i wirtualne słowniki. Czytają, oglądają filmy, piszą lub słuchają muzyki. To nie są pojedyncze przypadki i to nie są tylko młodzi ludzie. 30 lat temu, kiedy wsiadałem do autobusu, najczęściej wyciągałem gazetę lub książkę. Dziś również, choć równie często laptopa. Nadal skracamy sobie czas podróży czytając, ale już z ekranów naszych mobilnych urządzeń. Coraz więcej osób, twierdzi, że nie widzi różnicy w tradycyjnej lekturze, czy tej na iPadzie. Wielu twierdzi, że cyfrowa książka jest wygodniejsza i bardziej praktyczna. Zmienia się pokolenie i zmianiają nasze nawyki. Trudno odwrócić te tendencje i nie ma też takiej potrzeby. Właśnie tutaj i teraz dostrzegam jeszcze bardziej konieczność prawdziwych zmian w funkcjonowaniu szkoły.


Małgorzata Kowalczuk z portalu Edunews.pl przedstawiła ostatnio pięć cech współczesnego nauczyciela. Aleksandra Pezda napisała dla nich poradnik "Koniec epoki kredy". Krok po kroku uczy, jak wykorzystać współczesne technologie i społecznościowe portale w edukacji. Niewiele to zmienia. Wartości tej wyjątkowej książki dla nowoczesnej szkoły nie jesteśmy gotowi jeszcze dziś docenić. Autorka burzy stereotypy o zachowaniach nauczycieli i prowokuje do zmian. Ci, którzy korzystają z możliwości technologii i interaktywnych narzędzi społecznościowych mogą znaleźć potwierdzenie dla swoich działań. Wielu zainspiruje. Ale cały czas są to osoby, które widzą siłę i potencjał współczesnej technologii. Ci którzy tego nie dostrzegają nie przejmują się tym utwierdzając siebie i innych w przekonaniu, że dotychczasowa dydaktyka przecież się sprawdziła. Pokolenie wykształcone 30-40 lat temu nie widzi już potrzeby stosowania cyfrowych narzędzi na lekcjach. W szkołach nadal zdecydowana większość nauczycieli to pokolenie, którego edukacja zakończyła się w ubiegłym wieku. Przyzwyczajone do podręczników, tradycyjnej tablicy i dydaktyki opartej na modelu klasowo-lekcyjnym niekoniecznie widzi wartość w technologii. Nie jest to jedynie ich wina, ale systemu, słabego dostępu w szkole do narzędzi cyfrowych, moblinych urządzeń, czy dostępu do sieci internetowej. Współczesnego pokolenia nauczycieli praktycznie nie trzeba już uczyć, jak korzystać z technologii. Ale też niewielu młodych ludzi chce uczyć innych i trafia do szkoły. Nie przyciągają ich ani warunki finansowe, ani stereotyp wykreowany przez samych nauczycieli, którzy często narzękają na swoją pracę nie dostrzegająć przywilejów wynikających z uczenia innych. Przynajmniej tak jest w Polsce. Nie odwrócimy dziś zachodzących trendów, również tych związanych z rozwojem mobilnej technologii, nie dokonamy też jakiejkolwiek jakościowej zmiany, póki do szkół nie trafi pokolenie, którego nawyki wykształcił cyfrowy świat. Mobilność urządzeń zmienia styl życia. Pozwala na ciągły niemal kontakt i bycie nieustannie online.

Historia, która wydarzyła mi się ostanianio nie miałaby miejsca, gdyby nie stały dostęp do sieci. Na Facebooku dowiedziałem się o koncercie w Toronto młodego pianisty, którego słuchałem w sierpniu w Warszawskiej Filharmonii. Zrobił wówczas na mnie wielkie wrażenie. Zostawiłem pod postem informację, że właśnie jestem w Toronto i jeżeli mi się uda, to będę na koncercie. Po kilku minutach otrzymuję zaproszenie i adres, pod którym będą na mnie czekały dwa bilety. To prosty przykład, jak możemy się komunikować w globalnym świecie, podążać za wpisami i obserwować swoich znajomych i przyjaciół. Oczywiście, jeżeli na to nawzajem sami pozwolimy i będziemy tym naprawdę zainteresowani. Nie ma żadnego przymusu. Wolność, współpraca, kastomizacja, baczna obesrwacja, wiarygnodność, rozrywka, szybkość i innowacyjność - to cechy pokolenia zdefiniowanego przez Dona Tapscotta. Cały czas nie doceniamy tego potencjału i nie wykorzystujemy. Tym samym zabieramy szansę pełnego rozwoju naszych uczniów. Jeżeli nie będziemy mieli w naszych szkołach nauczycieli, którzy chcą się cały czas uczyć, patrzeć w przyszłość, szukać możliwości w nowych technologiach i pomagać w budowaniu i rozwijaniu kompetencji społecznych, szkoła nadal będzie przypominała fabrykę, a w niej pracowników, których przygotowuje się do pracy przy taśmie produkcyjnej a nie w kreatywnych i globalnych organizacjach. Dziś potrzeba czegoś więcej niż tylko dyscypliny, posłuszeństwa i rytmicznej pracy. Dzisiejszy pracodawca szuka odpowiedzialnych, samodzielnych współzależnych, godnych zaufania, wiarygodnych i spójnych wewnętrznie osób. Niestety, szkoła nadal nie pomaga w rozwoju tych cech charakteru.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

wtorek, 27 września 2011

Wydajność czy skuteczność

Stephen Covey - autorytet w zakresie skutecznego działania, bardzo wyraźnie odróżnia wydajność od skuteczności twierdząc, że wydajną może być jedynie maszyna, która dzięki nowoczesnym technologiom wykonuje coraz więcej i szybciej. Natomiast człowiek ma być skuteczny. Osiągać cele, które sobie wyznacza. Nauczyciel nie ma być maszyną, której zleca się wykonywanie coraz to większej ilości zadań w coraz krótszym czasie. Obserwując to, co się dzieje w dzisiejszej szkole można odnieść wrażenie, że decydentom chodzi głównie o to, by nauczyciel był przede wszystkim wydajny. Coraz więcej zadań, w coraz krótszym czasie i coraz więcej biurokratycznych procedur. Skarżą się na to nie tylko ucznowie, ale też dyrektorzy i nauczycieli. Zdaniem Coveya mamy być osobami skutecznymi, podążającymi za swoimi priorytetami i żyjącymi zgodnie z wyznaczonymi zasadami i wartościmi.

Tak jak wielu znajomych dyrektorów również ja zakupiłem dla szkoły kilka usług od firm mogących pomóc mi w zarządzaniu. Przede wszystkim zwolnić z wykonywania wielu czasochłonnych i mało twórczych zadań. Firmy mogą zrobić to taniej, szybciej i lepiej. Już 20 lat temu Tom Peters - amerykański ekspert w dziedzinie zarządzania, twierdził, że ok. 90% pracy „białych kołnierzyków” zostanie zastąpiona przez komputery. Tym mianem nazywa się osoby, które zajmują się informacją, jej tworzeniem i przetwarzaniem. Obok m.in. dziennikarzy, prawników, lekarzy i pracowników banków zalicza także nauczycieli. Mówiąc o zastąpieniu pracy myślał m.in. o rutynowych i powtarzalnych działaniach, które można zapisać w postaci algorytmów. Dziś pracę wielu z nich zastąpiły bankomaty, wpłatomaty, elektroniczne kasy w hipermarkietach, automaty do sprzedaży biletów, elektorniczne kioski, odprawy online na lotniskach, czy obsługa internetowego konta w banku. Dziś funkcjonujemy w erze wszechobecnych usług. Oddajemy rzeczy do prania, kupujemy gotowe do podgrzania produkty, zlecamy sprzątanie firmom. Kurierzy dostarczają bezpośrednio do domu zakupy dokonane w internetowych sklepach. Nie naprawiamy sami butów, zepsutych pralek. Wyspecjalizowane firmy remontują nam mieszkania. Coraz rzadziej pieczemy ciasto na rodzinne uroczystości, a organizację zabawy urodzinowej dla naszych dzieci zlecamy wyspecjalizowanym firmom. Nie robimy już tego wszystkiego sami. Szukamy pomocy w usługach. Czy trendy te są w obecne również w szkole? Organizacją wyjazdów na zielone szkoły zajmują się biura turyrtyczne. Od lat robienie zestawień na wywiadówki, wypełnianie świadectw i arkuszy ocen, obliczanie frekwencji, wysyłanie poczty, drukowanie legitymacji szkolnych, prowadzenie dzienników lekcyjnych realizowane jest przez programy komputerowe. To jeszcze nie wszystko. Firm oferujących tego typu usługi jest na rynku wiele. Nauczyciel zwolniony z tych żmudnych czynności zaoszczędzony czas przeznacza na sprawy naprawdę ważne. Coraz mniej z kategorii pilnych pojawia się w jego życiu zawodowym. Uwalniamy w ten sposób potencjał nauczycieli i wykorzystujemy do zadań, które są prawdziwą istotą jego pracy - kontakt z uczniem, praca indywidualna, wychowanie, rozmowy z rodzicami, budowanie relaccji, rozwijanie kompetencji społenczych, uczenie jak się uczyć.

Do niedawna jeszcze systematyczne sprawdzanie zadań domowych, przygotowanie kartkówek, sprawdzanie i zlecanie uczniom dodatkowej ćwiczeń było prawdziwym problemem. Potrzebowlliśmy na to sporo czasu. Oczywiście, pod warunkiem, że nauczyciel rzetelnie chciał się wywiązać z tych zadań. Ucząc w kilku klasach, mając codziennie do sprawdzenia w każdej po kilkadziesiąć prac domowych i do tego jeszcze wykonując to systematcznie mógł łatwo ulec wypaleniu zawodowemu. Chcą wykorzystać potencjał nauczycieli do wykonywania naprawdę ważnych spraw, „zleciłem” żmudne sprawdzanie zadań komputerom. Nauczyciel wykorzystuje w tym celu elektroniczne zeszyty ćwiczeń, a sam uczeń swoją biegłość w korzystaniu z technologii cyfrowej, traktując rozwiązywanie zadań w komputerze, czy na swoim iPadzie, a nawet telefonie komórkowym jako coś naturalnego. Otrzymuje dzięki temu błyskawicznie infromację zwrotnę - dziś pokolenie to nie lubi czekać, jest niecierpliwe. Uczy się we własnym tempie. Nauczyciel dzięki prostym funkcjom wbudowanym w system elektornicznych zeszytów ćwiczeń może analizować postępy uczniów, tworzyć na podstawie raportów programy naprawcze, powtórki i skoncentrować się na zadaniach, które sprawiły uczniom najwięcej kłopotów.

W tym roku prowadzenie zajęć z języków obcych i wdrożenie koncepcji nauki języków obcych zleciłem szkole językowej, która zatrudnia znakomitych lektorów, ma system przygotowania uczniów do międzynarodowych certyfikatów i zewnętrznych egzaminów. Już teraz wykorzystuję w szkole e-wykłady wybitnych specjalistów, kursy online i szkolenia rozwijające kompetencje kluczowe uczniów. Platformy e-lerningowe pozwalają uczniom na coraz bardziej elastyczny czas pracy i tym samym wykorzystać ich siłę w naturalnym korzystaniu z cyfrowej technologii i elektronicznych zasobów sieci. I jeszcze coś, co zrobiło już wiele szkoł w okolicy. Sprzątaniem szkoły, monitoringiem, gotowaniem szkolnych obiadów zajmuje się zewnętrzna firma usługowa.

Sens w korzystaniu z tych wszystkich narzędzi jest jednak tylko wówczas, gdy dyrektor i nauczyciele znajdują dzięki nim rzeczywistą pomoc w rozwiązaniu swoich problemów. Każdy z nas może ich wymienić wiele. M.in. znalezienie czasu na systematyczne sprawdzanie zadań domowych, wypisywanie świadectw, prowadzenie arkuszy ocen, przygotowywanie na zebrania rodziców zestawień ocen i frekwencji. To czynności, które zdaniem wielu nie tylko nie rozwijają nas osobiście, ale sprawiają, że coraz mniej czasu mamy na pracę dydaktyczno-wychowawczą. Z drugiej zaś strony jest odpowiedzialność za przygotowanie uczniów do egzaminów. Stwarza to często sytuację bez wyjścia. Bo przecież brak regularnego sprawdzania prac domowych sprawia, że uczniowie zaczynają liczyć, że „może dziś się uda”. Niszczy to morale i tym samym zaniedbuje się takie cechy charakteru ucznia jak dyscyplina pracy, konsekwencja, systematyczność, odpowiedzialność. Na rynku ukazały się elektroniczne ćwiczenia zintegrowane z podręcznikiem i podstawą programową. Uczniowie nie tylko rozwiązują zadania, ale w ten sposób przygotowują się do kartkówek i sprawdzianów w wybranym przez siebie miejscu, czasie i tempie. Jednocześnie mogą ćwiczyć różne typy zadań, które wystąpią podczas egzaminów zewnętrznych. I nie jest do działanie incydentalne, ale systematyczna prac rozłożona w na cały cykl nauki.

Wprowadzenie jakichkolwiek usług, w tym elektronicznych wymaga stworzenia odpowiedniej kultury organizacji, wsparcia nauczycieli, przeszkolenia tych, którym nadal wydaje się, że powinni robić wszystko sami i czujących się jak niezwykle wydajne maszyny. W przeciwnym razie zrobimy sobie tylko kłopot.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

niedziela, 11 września 2011

O misji szkoły i wspólnocie wartości

Dla mnie to ważne. Chciałbym, aby cytat ten stał się mottem działań również w obszarze edukacji. Cytat długi, ale warto go przytoczyć. To fragment wywiadu Zyty Gilowskiej, członkini Rady Polityki Pieniężnej, którego udzialiła Jackowi i Michałowi Karnowskim.
„Uważam, że zbyt obarczamy znaczeniem prawo. Prawo jest tylko cząstką zasad etycznych. Prawo umożliwia egzekwowanie zasad, ale ich nie wymyśla. Zasady etyczne są starsze i szersze od prawa, powstają w miarę odkrywania przez wspólnotę prawideł moralnych, obrastają w obrzędy, zwyczaje, tradycję, a potem niektóre są kodyfikowane. Natomiast wspólnota wartości jest pierwotnym wobec zasad etycznych i wobec prawa. Gdy jej nie ma, stajemy się jakąś hordą, a nie wspólnotą w znaczeniu kulturowym. Zanika współpraca, dominuje interes własny. Powtarzam - bez wspólnoty wartości nic nie działa dobrze, także wspólnota Europa. (...) Oczywiście, wspólnota wartości nie eliminuje agresji i przemocy. Raju na ziemi nie zbudujemy, ale też faktem jest, że owa wspólnota wartości wyzwoliła w Europejczykach taki napęd, że byli w stanie jednocześnie podbić Wschód i Ameryki, opływać kulę ziemską. (...) Erozja i rozpad wspólnoty wartości jest chorobą śmiertelną. Odbiera życiu sens, czyni je gnuśnym, atomizuje jednostki, wyzwala egozim lub wywołuje neurastenię. Nawet najliczniejsza populacja jednostek słabych i rozleniwionych nie da efektu synergii, nie przyniesie dynamizmu i żywotności.”

Już w drugim roku funkcjonowania szkoły STO w Człuchowie (1992 rok) zbudowaliśmy wspólnie z rodzicami i uczniami misję szkoły (chyba pierwszą w Polsce). W kolejnych, w których pracowałem lub współpracowałem (Gdańsk,Kraków, Poznań, Warszawa) powstawały programy wychowawcze i dydaktyczne w oparciu o zasady i wartości ustalone przez szkolną społeczność. Do dziś szkoły te świetnie się rozwijają. Cywilizacja 2.0 powinna opierać swoją zasadę funkcjonowania na wspólnocie wartości. W szkole udało się określić zasady, którymi kierujemy się tworząc nową edukację. Wartości zostały wpisane do misji szkoły i wyznaczyły nie tylko wybór programów, koncepcję kształcenia, ale też dobór nauczycieli, system ich doskonalenia, model zarządzania i wizerunek absolwenta. Później pojawił się ministerialny program Nowa Szkoła, który rozpropagował jedynie termin misji. Ale to już było coś, co zaczęło wyzwalać nową energię i odkrywać przez nauczycieli sens istnienia naszych szkół.

Jeszcze kilka lat temu na moje pytanie, dlaczego nie możemy zamknąć szkoły (samorządy zamykały ich wiele, zresztą robią to również teraz) nauczyciele odpowiadali: bo nie będziemy mieli pracy! Czy taki jest cel funkcjonowania szkół? Czy powstały one po to, by nauczyciele mieli zatrudnienie? Wielu z nich broniło się przed staniem "misjonarzem" w polskiej szkole i z ironią wyrażało się o nowym podejściu do funkcjonowania i budowania relacji między rodzicami, nauczycielami i uczniami. Dziś jest już inaczej. Nikt już nie kwestionuje posiadania misji nie tylko tej osobistej, ale też misji organizacji, w której pracujemy. Zaczęto dostrzegać jej siłę i rolę w rozwoju każdego przedsięwzięcia. Odkrywamy na nowo znaczenie, tego co robimy. W niej tkwi źródło naszej motywacji do działania. To ona - jak kompas - wyznacza kierunek działania. Dzięki niej unikamy chaosu i wielkich konfliktów. Ważne, aby cała społeczność podzielała wybrane wartości i codziennie dawała świadectwo temu, jak są ważne i jak bardzo pomagają stworzyć atmosferę współpracy, zaufania i odpowiedzialności. Ten obowiązujący w szkole system wartości należy uzgodnić. Tego nie można nikomu narzucić. Dzięki temu uczniowie nie stają się egoistyczną i gnuśną hordą, ale wspólnotą, która przejmie w przyszłości kierowanie państwem, firmami i własnymi rodzinami. Tylko wtedy możemy zrobić to ze spokojem i poczuciem bezpieczeństwa.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

środa, 31 sierpnia 2011

Wizerunek absolwenta Collegium Futurum

Początek kolejnego roku szkolnego. W mediach bardzo wiele o szkole, zmianach i planach. Jedni z optymizmem - to minister edukacji, inni z obawą - to dziennikarze, którzy opisują dzisiejszą szkołę, wskazując na jej archaiczny charakter. Są też tacy, co nie poprzestają na tym i tworzą jej idealną wizję. Jedni i drudzy oswajają nas i próbują przekonać, że mają rację. Przez wakacje pracowałem wspólnie z nauczycielami nad wizerunkiem absolwenta polskiej szkoły, a zatem również mojej. Chcę cały proces dydaktyczno - wychowawczy podporządkować tej wizji i skoncentrować się na sposobach osiągnięcia ważnego celu. Dziś w naszych szkołach jest pokolenie, które w roku 2050 będzie aktywne na rynku pracy. Będzie w wieku, w którym ja jestem obecnie. Jakiej wiedzy, jakich umiejętności i charakteru będzie potrzebował uczeń, aby móc w pełni się realizować? Mamy jasną wizję absolwenta Collegium Futurum. Przedstawiłem uczniom, rodzicom i nauczycielom jego portret. To portret niedokończony. Jestem przekonany, że wystarczy skoncentrować się na rozwoju tych kompetencji, aby w przyszłości nasi uczniowie byli spełnionymi ludźmi, którzy tworzą szczęśliwe społeczeństwo służące nam wszystkim.

Mam świadomość, że szkoła to nie tylko miejsce zdobywania wiedzy, ale przede wszystkim formowania charakterów i postaw. Dlatego każdy uczeń Collegium Futurum potrafi wyrażać swoje potrzeby i zdanie z poszanowaniem poglądów innych. Jest ekspertem w wybranych przez siebie dziedzinach nauki. Efektywnie i skutecznie komunikuje się przynajmniej w dwóch językach obcych. Potrafi zaplanować własne przedsięwzięcie i doprowadzić je do celu. Umie uczyć się samodzielnie, świadomie korzysta z zajęć i innych źródeł wiedzy. Widzi potrzebę samokształcenia i samodoskonalenia. Potrafi aktywnie słuchać i zna swoje mocne strony. Wie, na czym polega jego osobista siła pozwalająca zmierzyć się z codziennymi wyzwaniami i realizować z radością własne pasje. Uczeń Collegium Futurum ma świadomość konsekwencji własnych decyzji. Dokonuje dobrych wyborów, które służą jego rozwojowi i pomagają dotrzeć do celu. Umie je zdefiniować. Okazuje szacunek sobie i innym. Potrafi wskazać wartości patriotyczne, które podtrzymują narodowe tradycje i tożsamość. Rozumie procesy zachodzące w jednoczącej się Europie. Wykazuje poczucie odpowiedzialności za efekty własnej pracy jako lider i członek zespoł. Jest przedsiębiorczy. Realizuje innowacyjne projekty. Potrafi zaplanować swoje działania, osiągnąć cel i wyciągnąć wnioski. Każdy uczeń Collegium Futurum jest otwarty na nowe technologie, wykorzystuje je w codziennej pracy. Jest odważny i uczciwy!

Czy to wystarczy?

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

niedziela, 21 sierpnia 2011

Kapitał społeczny w edukacji

Nastąpił brak zaufania do liderów, partii, instytucji i organizacji - stwierdzają jednogłośnie eksperci w telewizyjnej debacie. Dotyczy to również Stanów. Aż 75% Amerykanów nie ma zaufania do Kongresu. W Polsce podobnie - zaufanie do instytucji państwa jest równie małe. Przedsiębiorcy narzekają na urzędniczą arogancję, która wyraża się w nonszalanckim stwierdzeniu, że wie co robi ucinając w ten sposób jakikolwiek dialog, jednocześnie lekceważąc i krytykując tych, którzy w to nie wierzą. A ja nie wierzę, bo nie wiem, co kryje się za tymi pełnym pychy słowami. Odbierając głos tym, którzy mają inne zdanie, niszczy się istotę demokracji, kapitał społeczny i inicjatywy obywatelskie. Kryzys w Europie polega na braku solidarności i integracji z imigrantami. W Polsce z kolei prawdziwy kryzys demokracji przejawia się w braku szacunku dla opinii i przekonań innych. A przecież nie trzeba ich podzielać. Wystarczy zaakceptować fakt, że ktoś myśli inaczej niż my sami i ma do tego prawo. Rzadko kiedy politycy szukają obszarów ponadpartyjnych porozumień. Tradycyjny wyborca jest zdradzany przez swoich przedstawicieli. Polityczne transfery jeszcze bardziej tę wiarygodność obniżają.

Usłyszałem ostatnio, że dzisiejszy kryzys, to nowy akt założycielski dla Unii Europejskiej. Wspieranie słabych przez silnych, konieczność przejęcia odpowiedzialności są prawdziwym testem dla Unii, bo Europa - mam nadzieję, będzie opierać się na silniejszej integracji i współpracy narodów wokół spraw istotnych dla Europejczyków. Przed nauczycielami stoi więc nowe wyzwanie, kształcenie postaw wspierających rozwój kapitału społecznego rozumianego jako ogół norm, budowanie sieci wzajemnego zaufania, lojalności, współpraca grup społecznych. Bez kapitału społecznego nie możemy zbudować prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego. Eksperci twierdzą, że właśnie ten kapitał jest pozaekonomicznym źródłem postępu i rozwoju gospodarczego. Coraz częściej mówi się o nim w edukacji i potrzebie tworzenia sytuacji dydaktycznych, które ten kapitał budują. Okazuje się, że tego zaufania brakuje w polskiej szkole. Nauczyciele nie ufają uczniom. Uczniowie nauczycielom, a rodzice urzędnikom MEN. Szkoła powinna stać się dzisiaj miejscem jego rozwijania. Stwarzać uczniom okazję do doświadczania satysfakcji, w których inni będą mogli okazać im zaufanie. Uczniowie powinni zrozumieć, że wynika ono jedynie z osobistej wiarygodności. I właśnie osobistą wiarygodność należy doskonalić.

Przez tydzień pracowaliśmy z nauczycielami nad stworzeniem działań do programu wychowawczego, który wspierałby budowanie kapitału społecznego wśród uczniów. Jak tego uczyć? Jedna z uczestniczek powiedziała, że zamierza każdego ze swoich uczniów obdarzyć „kredytem zaufania”. Przyznać mu 100% i w każdej sytuacji, kiedy uczeń będzie je nadużywał, pobierze „wypłatę” - w postaci stopniowej utraty zaufania. Co się stanie, kiedy konto będzie puste? Uczniowie będą mieli okazję budować swoją osobistą wiarygodność. Muszą zrozumieć, że ludzie będą ufać innym tylko wtedy, gdy wykazywać będą spójność z tym, co robią i mówią. Że zaufanie buduje się m.in. przez dotrzymywanie obietnic danych innym, ale przede wszystkim sobie samym. Nie ma gorszej sytuacji dla utraty naszej wiarygodności, niż niezgodne z naszymi deklaracjami zachowania i działania. Przed nauczycielem pojawia się nowe zadanie - stworzenie w szkole, w każdej klasie warunków do budowania i rozwijania kapitału społecznego. Wiem, że zacząć musimy od siebie. Tylko indywidualna wiarygodność stwarza na poziomie interpersonalnym warunki do większego ufania sobie nawzajem i bycia osobą godną prawdziwego zaufania.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Wanna pełna wody

Z zainteresowaniem obejrzałem kilka tygodni temu reportaż o systemie bezpieczeństwa w amerykańskim lotnictwie. Ukazywał jego nieskuteczność mimo wydanych na ochronę pasażerów i lotnisk 33. miliardów dolarów. Zamówiono wiele kosztownych ekspertyz. Specjaliści przygotowali liczne opracowania, ale natychmiast je ocenzurowano i zakazano publikacji. Społeczeństwo nie miało prawa dowiedzieć się o wynikach, w konsekwencji opinia publiczna nie poznała wniosków. Dowodzono, że władze zajęły się drobiazgami nie dostrzegając prawdziwego niebezpieczeństwa. Z jednej strony eksperci wskazujący błędy, z drugiej obojętność urzędników, którzy ignorują wiele ważnych informacji, mogących zapobiec tragediom. Również tej z września 2001 roku. Od razu nasunęła mi się analogia do systemu oświaty i działań MEN, który organizuje spektakularne konferencje i ogłasza konkursy finansowane z funduszy europejskich. W opinii wielu ekspertów to nieefektywne wydawanie pieniędzy. Jednak przekonywanie ogromnej rzeszy biurokratów do natychmiastowych zmian jest bezskuteczne.

System edukacji, podobnie jak system bezpieczeństwa amerykańskich lotów, rozrósł się do niebywałych procedur biurokratycznych. Dyrektorzy szkół z przerażaniem wyliczają absurdalne przepisy, które regulują zasady i warunki funkcjonowania szkoły. MEN zajmuje się szczegółowymi rozporządzeniami dotyczącymi kolejności zajęć, wyglądu szkolnych podwórek, czy kolorów dywaników w salach, w których mają odbywać się zajęcia dla sześciolatków. Nie koncentruje się natomiast na stworzeniu nowej szkoły przygotowującej do przyszłości. Nie próbuje realizować żadnego ze scenariuszy przygotowanego przez ekspertów. Dziś powinniśmy pracować na rzecz jutra. My próbujemy jedynie i co najwyżej poprawiamy tylko system rodem z XIX wieku. Obowiązujący dziś może przygotować jedynie do przeszłości i nie może być efektywny! Sytuacja ta przypomina wannę, w której przelewa się woda. Wszystko za chwilę może wymknąć się spod kontroli. Nie ma chętnych i odważnych, którzy zakręcą kurki i zapobiegną zbliżającemu się nieszczęściu.

Pojawiają się międzynarodowe sprawozdania, liczne diagnozy, badania naukowe. Mówi się w nich o wyzwaniach i wyraźnych trendach w edukacji. Ostatnio opublikowano kolejny raport Horizont. Zawarte w nim rekomendacje nie są obce niezależnym ekspertom, którzy od lat wskazują na konieczność zmian archaicznego modelu. To nie dla nich są tworzone liczne ekspertyzy. One mogą jedynie utwierdzać ekspertów w przekonaniu o konieczności zmian. Natomiast warto, aby urzędnicy zaczęli je analizować i wyciągnęli wnioski dla edukacji przyszłości i przyszłych pokoleń.

Niemal wszystkie elementy obecnego systemu są nieadekwatne do rzeczywistości. Oto kilka przykładów: (1) traktowanie w jednakowy sposób pierwszoklasistów i maturzystów sadzając jednych i drugich w ławkach z nauczycielem przy tablicy, (2) masowa edukacja, jej standaryzacja i uczenie "pod klucz", (3) koncentracja na testach, (4) organizacja pracy ucznia w szkole i archaiczny system klasowo - lekcyjny, (5) nauczyciel w roli chodzącej encyklopedii, (6) nieefektywny system nadzoru, (7) dewaluacja wykształcenia, (8) kosztowny system awansu zawodowego. Nie wykorzystuje się potencjału pokolenia dzisiejszych uczniów, energii tysięcy nauczycieli, synergii tkwiącej w połączeniu technologii i sieci. Wygranym są urzędnicy zapewniający sobie w ten sposób pracę, firmy tworzące systemy monitoringu w szkole i biznes edukacyjny przynoszący wielkie zyski. Rezygnujemy z prawdziwej reformy tylko po to, by zyskać fałszywe poczucie spokoju. Szczególnie teraz przed wyborami. Efekty prawdziwych i niezbędnych decyzji będą widoczne za wiele lat. Niewielu podejmie się tego wyzwania. Dziś politycy potrzebują natychmiastowych, często krótkotrwałych i spektakularnych efektów, bo tylko takie decyzje są z ich punktu widzenia korzystne celowe i uzasadnione.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

czwartek, 14 lipca 2011

TQM w edukacji

Wróciłem do szkoły po kilkunastu latach. W innym mieście i w innej roli. Dostrzegam konieczność zmian. Zastanawiam się, czy znajdę w sobie zarówno siłę, jak i umiejętność pokierowania zespołem nauczycieli? Z nostalgią wspominam czasy, kiedy w połowie lat dziewięćdziesiątych w naszej szkole pracowali nauczyciele z Kanady. Uczyli angielskiego. Wśród nich Leone i Don Campbell. Don był emerytowanym dyrektorem Royal Bank of Canada. Odpowiadał za wdrożenie kompleksowego zarządzania jakością w bankach w całej prowincji Nova Scotia. W tym czasie na moje zaproszenie przyjechał do Polski John Jay Bonstingl - amerykański ekspert zajmujący się wdrożeniem metody TQM w edukacji. Spotkaliśmy się w szkole i opracowaliśmy szczegółową strategię zastosowania programu działań jakościowych. Na początku w zakresie nauki języka angielskiego. Wykorzystując model Deminga każdy uczeń musiał samodzielnie określić sobie cel, który chciał osiągnąć i zaplanować sposób jego realizacji. Proces ten konsultował z nauczycielem. Określał czas i sieć działań. Planował ilość godzin na naukę, sposoby konsultacji, terminy sprawdzianów i częstotliwość odrabiania dodatkowych zadań. Kolejnym etapem było dokładne działanie wg wyznaczonego planu. Każdy sprawdzian kończył się omówieniem, samooceną i odpowiedzią na pytanie, czy wynik jest zgodny z założonym celem, co z zaplanowanych działań nie sprawdziło się, co należy naprawić i jak zmodyfikować kolejny plan działania. To była znakomita lekcja przejęcia odpowiedzialności za własny proces uczenia się. Dzięki tym działaniom udało się osiągnąć znakomite wyniki w nauczaniu języka angielskiego, uczniowie z sukcesem ubiegali się o certyfikaty. W tamtych czasach nie było to takie oczywiste. Pozostali nauczyciele dostrzegając pozytywne efekty i zapał uczniów zaczęli wdrażać model na swoich przedmiotach. Koncepcja TQM dotyczyła działań w niemal wszystkich obszarach funkcjonowania szkoły, m.in. planowania zebrań z rodzicami, wycieczek, uroczystości szkolnych. Czuliśmy wówczas prawdziwą satysfakcję. Od tego czasu minęło już ponad 15 lat. Uczniowie realizują swoje kariery w dorosłych zawodowym życiu, wielu z nich odnosi sukcesy. Wielu z nich wykształciło w sobie nawyki skutecznego działania, które pozwalają im osiągać cele i czuć, że mają wpływ na swoje życie, nie obarczając za niepowodzenia innych. Czują siłę własnych wyborów i mają poczucie sprawstwa. Czy uda się powtórzyć tamte sukcesy? Czy znajdę w sobie zarówno siłę, jak i umiejętność pokierowania zespołem nauczycieli? Jak zwykle liczę na wsparcie i zrozumienie idei przez nauczycieli i rodziców. Zastanawiam się, czy można proces zapewniania jakości rozpocząć na nowo? Czy uda się powtórzyć tamte sukcesy? Jak zwykle liczę na wsparcie i zrozumienie idei przez uczniów, nauczycieli i rodziców.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

sobota, 2 lipca 2011

Czy możemy ufać CKE?

W tym roku co piąty maturzysta nie zdał egzaminu. Równie słabe były wyniki egzaminów gimnazjalnych. Dyrektorzy szkół z przerażeniem stwierdzili, że jest gorzej niż w ubiegłym roku. Zastanawiają się, czy uczymy gorzej, czy mamy niezdolnych uczniów, słabych nauczycieli, a może system naszej oświaty jest mało skuteczny? Na ile możemy wierzyć testom i jak wyniki matur mają się do badań PISA, które wskazują, że kompetencje uczniów wzrastają?

piątek, 1 lipca 2011

Siła osobistych decyzji

Żegnając tegorocznych gimnazjalistów zadałem pytanie, które usłyszałem na konferencji prowadzonej przez Marshalla Goldsmitha. Na pytanie: Ilu z was chciałoby, aby ludziom na świecie żyło się lepiej, dostatnio i szczęśliwie, wszyscy podnieśli ręce. Podobne skierowałem do naszych gimnazjalistów. Zdawałoby się, że odpowiedź może być jedna. Ku mojemu zaskoczeniu, niewielu uczniów zareagowało. Niewielu też odpowiedziało pozytywnie na drugie pytanie: Kto ma plan, jak to zrobić? Wierzę jednak, że wielu z nich posiada marzenia o lepszym świecie. Nie pozbyli się wzniosłych idei i ufają, że mogę ten świat zmieniać. Mało jest jednak uczniów przekonanych, że wykorzystało w maksymalnym stopniu czas, miejsce i umiejętności na zrealizowanie własnych marzeń właśnie w szkole. To zaangażowanie lub jego brak sprawia, że jedni osiągają szczyty, inni czują się przegranymi. Nie wszyscy też są świadomi tego, co chcieliby w życiu osiągnąć, co jest dla nich najważniejsze i jakie wartości powinny kierować ich życiem.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Czy rzeczywiście wysokie wyniki egzaminów w szkołach niepublicznych?

Analizując wyniki egzaminów zewnętrznych uderza fakt, że na pierwszych miejscach znajdują się przede wszystkim szkoły niepubliczne. Dyrektorzy z dumą chwalą się wynikami dowodząć wyższości edukacji w tych szkołach. Nie jest sztuką uzyskanie dobrego wyniku na egzaminach zewnętrznych, gdy trafiają do nich uczniowie w wyniku ostrej selekcji i mozolnej rekrutacji. Rodzice takich uczniów wykazują szczególną troskę o edukację swoich dzieci. Finansują dodatkowe zajęcia na basenach, w szkołach językowych i kołach zainteresowań. Dbają o to, aby podczas wakacji ich dzieci podróżowały po świecie, zwiedzały muzea i uczęszczały na zajęcia w zagranicznych szkołach językowych. W tym kontekście może nawet dziwić, dlaczego te wyniki nie są zdecydowanie wyższe niż w publicznej szkole, w której znajdują się często dzieci z zaniedbanych środowisk, gdzie rodzice są bezrobotni i nie stać ich na wakacyjny wyjazd dzieci.

Wiele szkół niepublicznych spoczęło na laurach i dalej uważa, że rozbudowana liczba zajęć z języka obcego, małe klasy i dobre wyniki egzaminów zewnętrznych wystarczą. Tak jak przekonanie, że dobra opinia o szkole zapewni nabór na długie lata. Ale dzisiejsi rodzice zastanawiają się, czym powinna wyróżnić się dobra edukacja, za którą warto zapłacić wyrzeczeniami, dodatkowym czasem dojazdu, czy konkretnym czesnym. Poszukują nowej wartości. Chcą czegoś więcej, co uzasadni koszty ponoszone przez nich na edukację własnych dzieci.

Co powinno wyróżniać szkołę w społeczeństwie wiedzy od tej, do której uczęszczaliśmy my?

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

niedziela, 19 czerwca 2011

Płynna nowoczesność edukacji

Odebrałem właśnie z internetowego sklepu książkę Zygmunta Baumana, która już we wstępie inspiruje i prowokuje do pytań. Pierwsze jej zdania tworzą kontekst i dostarczają klucza do jej odczytania.
„Wszystko lub niemal wszystko w naszym świecie zmienia się: mody, którym ulegamy, i przedmioty, którym poświęcamy uwagę (równie nietrwałą jak wszystko inne: wszak dzisiaj tracimy zainteresowanie tym, co jeszcze wczoraj nas przyciągało, by już jutro zobojętnieć na to, co ekscytuje nas dzisiaj), rzeczy, o których marzymy i których się lękamy, rzeczy, których pożądamy i które budzą naszą niechęć, które dają nam nadzieję i które napawają nas niepokojem. Zmieniają się także warunki, w jakich żyjemy, pracujemy i próbujemy planować naszą przyszłość, w jakich łączymy się z jednymi i rozłączamy (lub zostajemy rozłączeni) z innymi. Okazje do pomnożenia szczęścia i groźne zapowiedzi nieszczęścia zjawiają się i znikają, nadciągają i umykają, na ogół zbyt szybko i zwinnie, abyśmy mogli w jakiś rozsądny i skuteczny sposób pokierować ich biegiem, kontrolować czy przewidywać ich ruchy.”
„44 listy ze świata płynnej nowoczesności” Zygmunta Baumana to moja obowiązkowa lektura mijającego weekendu i lektura dla wszystkich wybierających się na wakacje i szukających również przygody intelektualnej. Oczywiście szukam w niej tego, co może uzasadniać zmiany w szkole, w systemie edukacji i dydaktyce. Dlaczego nie spojrzeć na edukację w ten sposób i nie dostrzec również płynności jej istoty i założeń, z których wyrasta dzisiejszy model szkoły? Słuchałem mędrca, który mówi o edukacji, generacji sieci i nastolatkach. Lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, że przestrzenie, w których uczymy się, nie są poddane żadnej hierarchii. Wszystkie mają jednakowy status ważności Jednak zachowujemy się tak, jakby nadal obowiązywał model, w którym szkoła to najważniejsze instytucja edukacyjna. Sieć internetowa jest w niej niemal nieobecna, a nauka w interaktywnych, nowoczesnych bibliotekach, centrach nauki, galeriach sztuki i parkach technologicznych traktowana jest incydentalnie. A w samej przestrzeni szkolnej powinien obowiązywać zupełnie inny model dydaktyczny. Nic już nie uzasadnia obecności nauczyciela przy tablicy, a po przeciwnej stronie w równo ustawionych ławkach uczniowie. Nie ma w tym przypadku znaczenie, czy tablica jest czarna, biała czy bardziej nowoczesna, bo interaktywna. Ona naprawdę niczego nie zmienia. Uczymy cały czas, tak jak uczono nas, naszych rodziców i dziadków. Każdy z uczniów słyszy wielokrotnie w ciągu dnia, aby nie rozmawiać, nie chodzić po klasie, nie kręcić się, siedzieć prosto, nie dopowiadać, jeżeli nie jest się pytanym, i unikać błędów. Oduczamy samodzielności, odpowiedzialności i inicjatywności. Uczniowie nie decydują ile, na kiedy, w jakim zakresie i w jaki sposób mają przygotować zadania, odrobić lekcje, przygotować się do zajęć. Za cały ten proces odpowiada nauczyciel. On próbuje nad tym przejąć kontrolę i wyznacza zakres, terminy i formę. Potem jest zdziwiony, że uczniowie nie potrafią się samodzielnie uczyć, zaplanować i realizować wyznaczonych celów. Zapominamy, że w świecie zmieniającej się nieustannie rzeczywistości sieć, przestrzeń publiczna i szkoła stają się równoprawnymi miejscami w nowoczesnej edukacji. Niebezpiecznie ignorujemy ten oczywisty już fakt podporządkowując wszystko przygotowaniu uczniów jedynie do testów, egzaminów i państwowych sprawdzianów.

Są przynajmniej trzy powody, dla których myślenie o edukacji w dotychczasowy sposób powinno ulec zmianie. Po pierwsze, do szkoły uczęszcza pokolenie, którego nawyki ukształtowane zostały przez technologię i internet. To zupełnie inna generacja niż wychowana w erze kredy. Po drugie, świat na zewnątrz szkoły zmienił się od tamtego czasu, a my nadal uczymy tak, jak przygotowywano uczniów w XIX i XX wieku. I trzeci argument, kapitałem nie są już jedynie bogactwa naturalne, ale wiedza, czy raczej informacja pozwalająca rozwiązywać niezdefiniowane jeszcze problemy tego świata.

Jak więc w tej płynnej nowoczesności można uczyć innych? Jak się w niej poruszać, jeżeli nikt nas wcześniej tego nie nauczył? Nauczyciele ze swoimi nieaktualnymi mapami świata chcą pomóc uczniom poruszać się po nowym terytorium. Musimy zmienić mapy na aktualne, które odpowiadają rzeczywistości. Z nieaktualną i w dodatku bez kompasu w postaci wartości i zasad błądzimy i z dużym prawdopodobieństwem nie dotrzemy do celu. Jaka jest więc aktualna mapa, którą powinniśmy posługiwać się w dzisiejszej szkole, a raczej edukacji? Znakomicie definiuje ten problem Zygmunt Bauman. Autor prowokuje do myślenia i zadaje prowokacyjne pytanie, czy świat jest nieprzychylny edukacji?

„Dzisiejszy konsumeryzm nie polega na gromadzeniu rzeczy, lecz na czerpaniu z nich błyskawicznych i doraźnych przyjemności. Dlaczego więc taki towar jak wiedza, uzyskiwana podczas pobytu w szkole lub na uniwersytecie, miałaby być wyjątkiem od tej powszechnej reguły? W wirze zmian wiedza nadająca się do błyskawicznego i jednorazowego użytku, szczycąca się natychmiastową przydatnością do spożycia i krótkim terminem ważności, podobna do tej, jaką obiecują oprogramowania pojawiające się na półkach sklepowych i znikające z nich w coraz szybszym tempie, wygląda znacznie atrakcyjniej.”

Czy ta konstatacja kryje w sobie niepokój, czy ironię? Czasami mam wrażenie, że Bauman, kpi z płynnej rzeczywistości. W tym kontekście pojawiają się w jego listach uwagi o pokoleniu Y, Z, o edukacji, o nastolatkach, smsach, wirtualnym świecie, kryzysie, modzie, fenomenie Baracka Obamy i samotności. Każdy z listów to opowieść o rzeczach zaczerpniętych z najzwyklejszego codziennego życia i jednocześnie pretekst do ukazania ich niezwykłości. To dystans, ironia, troska mędrca, który pozwala zobaczyć nam płynność naszej codziennej zwykłej i jednocześnie niezwyczajnej rzeczywistości. Warto przeczytać!
Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę

środa, 1 czerwca 2011

"Nie traćcie nadziei ! W górę serca!"

Formowanie charakterów i postaw pokolenia, które otrzymuje od zewnętrznego świata tak wiele różnych propozycji, to wielkie wyzwanie dla rodziców, szkoły i kościoła. Uczestniczyłem ostatnio w uroczystości, podczas której młodzi ludzi otrzymali sakrament bierzmowania. Usłyszałem interesującą w formie homilię, ale zupełnie obcą dla mnie w treści. Młodzież słuchała głównie o tym, że na świecie ginie rocznie tysiące chrześcijan. Prawda! Ale czy taki obraz świata jest jedyny i tylko taka wizja świata dominuje? Wyobraźnię młodych miały dodatkowo pobudzić statystki, z których wynika, że co trzy minuty zabijany jest chrześcijanin. Młodzi ludzie dowiedzieli się, że w ciągu trwania uroczystości zginie ich na świecie co najmniej 30-tu. A dalej usłyszeli, że w Polsce też nie jest łatwo, bo mimo że przynależność do kościoła katolickiego deklaruje ponad 90 proc. Polaków, to w regularnych mszach świętych uczestniczy ok. 30 proc..

Może nie do końca zrozumiałem intencję, ale z każdą minutą czułem, że to nie jest to, co młodzi ludzie powinni w tym dniu usłyszeć. Zastanawiałem się, czy słowa te mogą pomóc im w tworzeniu lepszego świata? Czy nie lepiej byłoby, aby dowiedzieli się, że w głębi duszy jesteśmy dobrzy, że trzeba otwierać się na bogactwo kultur i religii, że warto być świadectwem uczciwości, odpowiedzialności, pracowitości, solidarności i sprawiedliwości. Przesłaniem powinna być wiara w ludzi, w ich siłę, energię i dobro. Oczekiwałem motywacji do pozytywnego działania. Słów, które wyzwolą w młodych ludziach ich najpiękniejsze cechy charakteru. Chciałbym zarazić ich optymizmem, a nie straszyć niebezpieczeństwem i zagrożeniem. Jak wiele dobrego mogłoby się zdarzyć, gdyby budować w nich przekonanie, że mogą zmienić świat, że to możliwe, że od nich zależeć będzie przyszłość, nasze bezpieczeństwo i dostatek. Chciałbym, aby odczuli siłę swoich codziennych wyborów. Aby widzieli ich pozytywne konsekwencje i w ten sposób budować w nich przekonanie, że świat ten można zmieniać niosąc miłość i tym samym stać się przykładem postawy opartej na prawdziwym charakterze. To buduje bardziej, niż gdy słyszymy o byciu ofiarami w niebezpiecznym i wrogim wobec nas świecie.

Współczesne media i ich bogactwo sprawiają, że młode pokolenie stoi przed koniecznością dokonywania ciągłych wyborów. Potrzebuje kompasu w postaci określonego systemu wartości, zasad i pryncypiów. Od tego zależą ich decyzje, z konsekwencji których nie zawsze sobie zdają sprawę. Dlatego poszukują prawdziwych autorytetów i wzorów do naśladowania. Szukają przewodnika, który pomaga odnaleźć się w trudnym czasie dojrzewania i poszukiwania własnej tożsamości. Szczególnie młode osoby, które nie zawsze potrafią poradzić sobie z wyzwaniami współczesnego świata. Jeżeli jednak dowiadują się, że świat jest okrutny i tylko czyha, aby zabijać, to buduje się przekonanie, że życie to walka, a nie wyzwanie. Niech przesłaniem stanie się zawołanie Jana Pawła II, który potrafił wzbudzić nie tylko entuzjazm i dać nadzieję, ale odkryć w każdym z nas siłę do tworzenia dobra.

Witold Kołodziejczyk | Utwórz swoją wizytówkę