sobota, 29 sierpnia 2009

Czy rzeczywiście wielka reforma oświaty?

„Głupi, niedoświadczony, słaby. Taki jest nasz system egzaminowania uczniów” – zauważa w „Dzienniku” prof. Konarzewski, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Trzeba było aż badań i analiz, aby stwierdzić to, o czym od dawna mówi się o egzaminach zewnętrznych. Po każdym ogłoszeniu przez CKE wyników eksperci ujawniali nie tylko błędy systemu egzaminowania, ale też poddawali krytyce archaiczny model kształcenia. Cały proces edukacyjny podporządkowany był przygotowaniu „pod egzaminy”. Czy zapowiadana „wielka reforma oświaty” to zmieni? Czy rzeczywiście szkoła nie będzie już przygotowywała do zdawania egzaminów? . Już widzę, jak rozwijają się usługi związane z przygotowaniem prezentacji dla gimnazjalistów i jak nauczyciele ćwiczą na lekcjach z uczniami wypowiedzi do egzaminu. Czy zmiana systemu egzaminacyjnego uzdrowi edukację? Jak plany ministerstwa mają się do zawartych tez w raporcie Polska 2030? Czy ogłoszone kolejne „wielkie zmiany” są celem samym w sobie, czy środkiem do jej realizacji? Tego nie wiadomo. Nadal nie mamy bowiem wizji polskiej szkoły! Eksperci od dawna mówią o chorobie, jaka trawi edukację. Zapowiadane reformy utrwalają tylko funkcjonowanie szkół wg modelu fabryki, której efektem pracy jest przeprowadzanie na końcu procesu kontroli jakości. Cała energia koncentruje się na tym, aby zminimalizować liczbę braków. Uczniowie poddawani są jak na taśmie produkcyjnej masowej obróbce, a na końcu okazuje się, że mamy mnóstwo bubli. Znowu zmarnowane są czas, pieniądze i ludzki zapał, aby w konsekwencji kolejna ekipa MEN powtórzyła jak mantrę: „system wymaga reformy”. Sprowadzenie reformowania oświaty do zmian systemu egzaminacyjnego jest niewystarczające i bardzo krótkowzroczne. Słusznie zauważa Piotr Zaręba, że ministerstwo na groźną chorobę trawiącą polską szkołę ordynuje jedynie aspirynę i wierzy, że w ten sposób uda mu się ją uzdrowić. Czy naprawdę trudno dostrzec, że potencjał nauczycieli, szkół jest w ten sposób marnotrawiony? Czas zakończyć funkcjonowanie szkoły ery industrialnej i zacząć budować modele szkoły XXI tworząc dla niej nowe scenariusze przyszłości. Unikniemy w ten sposób rozczarowań, niepowodzeń i najpoważniejszego błędu, jakim jest błąd zaniechania. A samo ministerstwo przestanie być postrzegane jako główny hamulcowy modernizacji systemu kształcenia. Polską szkołę nie uzdrowi przykładanie plastrów na co rusz pojawiające się kolejne chore miejsca. Potrzeba zmiany paradygmatu w postrzeganiu funkcjonowania szkoły, bo nazywanie zmiany systemu egzaminowania wielką reformą oświaty jest wielkim nadużyciem.

Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 23 sierpnia 2009

Polska szkoła 2030 - oczekiwania i możliwości.

Na początku tego roku ogłosiłem na swoim blogu śmierć starej edukacji. Zauważyłem, że coraz śmielej mówić zaczynają również inni o konieczności budowania nowej wizji edukacji i jej reformowaniu. Na okładce wrześniowego numeru miesięcznika Fokus redakcja zamieściła konserwę z napisem przeterminowana, a wewnątrz niej dziecko wyrażające agresję. „Szkoła to konserwa. Nie dajmy zapuszkować naszych dzieci” - woła Joanna Nikodemska - dziennikarka Fokusa. Wymowny i niezwykle silny komentarz do stanu dzisiejszej edukacji. Od dawna twierdzę, że rodzice sami zaczną poszukiwać i tworzyć dla swoich dzieci szkoły, które sprostają wyzwaniom czasów postindustrialnej gospodarki. Cieszę się, bo autorka pokazała różne strony zjawiska związanego z pojawieniem się pokolenia cyfrowego i przedstawia badania przeprowadzone wśród „generacji google”. Interesujące i bardzo przekonujące są konsekwencje dla całego systemu oświaty, jakie wiążą się z pojawieniem w szkole „cyfrowców”. Mam nadzieję, że artykuł przyczyni się do dyskusji na temat zmian, jakie powinna przejść polska szkoła.

Dla mnie materiał zamieszczony w ostatnim numerze Fokusa to ważny dla edukacji XXI wieku głos, który, mam nadzieję, otworzy ogólnonarodową debatę w tej sprawie. Dodaje wiary tym wszystkim, którzy mają świadomość konieczności nieuchronnych zmian w polskiej szkole. Dostarczy zwolennikom reformy argumentów do dokonywania zmian. Przestańmy utożsamiać szkołę z budynkiem a patrzmy na nią szerzej jako uczące się społeczności, które wykorzystują potencjał Internetu. Szkoła dziś to nie tylko mury, ale przede wszystkim świadomość, że uczymy się wszędzie. Korzystając z nowoczesnej technologii komunikujemy się, dyskutujemy, poszukujemy i przetwarzamy informację w drodze do szkoły, na wycieczce, w podróży. Jesteśmy - jak nazwał to Marek Hyla - cały czas on-line.

Z satysfakcją przejąłem inicjatywę Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, który zaprosił mnie do udziału w pracach panelu tematycznego „Edukacja i wiedza” w ramach projektu foresight’u regionalnego Pomorze 2030. Celem realizowanego foresight’u regionalnego jest zdefiniowanie scenariuszy rozwoju i wizji przyszłości Pomorza do roku 2030. W ramach panelu „Edukacja i wiedza” Instytut chce zająć się obszarem, który niewątpliwie będzie mieć ogromne znaczenie dla rozwoju regionu. Czy dzisiejsza szkoła – i szerzej system tworzenia wiedzy – są na to wszystko gotowy na zmiany i w jakim kierunku będzie się zmieniać w perspektywie najbliższych 20 lat? Gdzie jesteśmy i gdzie będziemy? Celem panelu „Edukacja i wiedza” jest określenie kluczowych determinant rozwoju edukacji w perspektywie roku 2030 i sformułowanie scenariuszy rozwojowych, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu nowych technologii.

Również redakcja miesięcznika „Edukacja i Dialog” wyszła z podobną inicjatywą i rozpoczyna cykl debat dotyczący kondycji polskiej edukacji. Jest już nas więcej. Udział w pierwszej zatytułowanej: Polska szkoła 2030 – oczekiwania i możliwości, zadeklarowali m.in. parlamentarzyści, przedstawiciele Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz liderzy nauczycielskich związków zawodowych. Pretekstem pierwszego tematu debaty jest ogłoszony przez rząd Donalda Tuska Raport Polska 2030.

Debatę poprowadzi zastępca redaktora naczelnego „Edukacji i Dialogu” Anna Raczyńska. Relacje z jej przebiegu zostaną zamieszczone we wrześniowym numerze naszego miesięcznika. 2 września br. zadamy uczestnikom pytanie, czy szkoła jest gotowana na wyzwania, o których mowa jest w Raporcie Polska 2030. Czego oczekuje społeczeństwo od edukacji i czy istnieją warunki do realizacji tej wizji. W numerze wrześniowym zamieścimy również artykuł Iwony Majewskiej - Opiełki zatytułowany „Aneks do Wizji 2030”, który będzie znakomitym wprowadzeniem do dyskusji

Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Niecierpliwość – główny grzech „pokolenia Z”

Z przerażeniem zauważyłem, że uzależniłem się od poczty e-mailowej. Mam do niej dostęp również w swojej komórce. Wychodząc z pracy sprawdzam skrzynkę mailową. Wyłączam komputer, by za kilka minut już w drodze do domu zobaczyć w telefonie, czy czasem nie mam nowych wiadomości. Budząc się w środku nocy sprawdzam, czy jest jakaś poczta. Zdarza mi się o drugiej nad ranem odpowiadać na maile. Jednak udaje mi się coraz częściej zwalniać w weekendy. Wyłączam telefon, nie odbieram maili i zanurzam się w lekturze ulubionych czasopism (nie newsów portalowych) i prawdziwych książek (nie e-booków). Dziś trafiłem w dwumiesięczniku MaleMEN na interesujące portrety 5 znanych mężczyzn, którzy mówią o swoich namiętnościach i pasjach przewrotnie nazywając je grzechami. Obok takich jak tworzenie (Janusz Kapusta), odurzenie (Artur Boruc), kariera (Lesław Żurek), gra (Borys Becker), pieniądze (Konrad Wojterowicz), wymieniłbym mój wielki grzech, mianowicie niecierpliwość. Boris Becker nie umie żyć bez adrenaliny i rywalizacji. Przekonuje, że „jeżeli jest coś silniejsze od ciebie, nie walcz z tym, ale spraw, żeby cię budowało, nie niszczyło”. Natomiast Janusz Kapusta* uzmysłowił mi, jak pośpiech, niecierpliwość, a także oczekiwanie na natychmiastowe efekty, może nas zniszczyć. „Mam przyjaciół milionerów – mówi Kapusta - którzy na nic nie mają czasu. Tak zajęci są robieniem i chronieniem pieniędzy. Ja chronię swój czas. Zarabiam tyle, ile potrzeba, aby móc się czasem z życia wycofać”. Czy więc pośpiech, niecierpliwość, ciągła rywalizacja i konkurowanie naprawdę czynią nasz bardziej szczęśliwymi i lepszymi? Nie czuję się ani bardziej spełniony, ani szczęśliwszy, kiedy zaczynam biec nawet po schodach ruchomych. Bo przecież – jak pisałem wcześniej na blogu - życie pełne sensu nie ma nic wspólnego z szybkością ani wydajnością. To raczej kwestia tego, co robimy i dlaczego, a nie jak szybko to zrobiliśmy. Jak więc pogodzić wewnętrzną potrzebą zachowania równowagi między wszystkimi sferami naszego życia z tym, czego oczekuje od nas świat pracy?

*Miałem okazję krótko współpracować z Januszem Kapustą. Przygotowywał dla Biblioteki cyfrowej CODN i Laboratorium Edukacji Multimedialnej plakaty. Kilka jego prac zamieściłem również w „Edukacji i Dialogu”. To były niezwykłe spotkania. Warto przypomnieć, że ten światowej sławy ilustrator w New York Timesie jest najczęściej drukowanym w historii tej gazety.


Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 16 sierpnia 2009

Komunikatory narzędziem pracy „pokolenia Z”

W mojej codziennej pracy korzysta się powszechnie z firmowego komunikatora. Ułatwia nam to pracę, tym bardziej, że nasze biura mieszczą się w kilku miejscach Warszawy. Oszczędza to nie tylko czas, ale również pieniądze. Przyzwyczajony do komunikacji za pomocą maila i telefonu szybko zacząłem doceniać wartość tego sposobu komunikowania się nie tylko w życiu prywatnym, ale również w pracy zawodowej. Zauważyłem jednak, że nie wszyscy korzystają z firmowego „gadu-gadu”. Część osób preferuje cały czas maile i telefon. Dlaczego? Odpowiedzią może być nowe zjawisko podziału między „pokoleniem Y” a generacją nazwaną przez socjologów „pokoleniem Z”. Tak jak wielu z nas nie może wyobrazić sobie życia bez telefonu, faksu i kserokopiarki, tak "pokolenie Y" zastanawia się, jak wyglądał świat bez Internetu? Zostało ono znakomicie scharakteryzowane w artykule Zuzy Scherer z Nowej Zelandii – felietonistki „Edukacji i Dialogu”. Jeszcze na dobre nie oswoiliśmy się z pojęciem „pokolenia Y”, jak już zidentyfikowano kolejne. Czym różni się od poprzedniego? Dr Jan Fazlagić z Uniwersytetu Ekonomicznego odpowiada, że dla „pokolenia Z” e-mail jest po prostu za wolny. Ta generacja oczekuje natychmiastowej komunikacji i reakcji. Korzysta z sms-ów i komunikatorów zainstalowanych w telefonach komórkowych. Pokolenie to nie może czekać, jest niecierpliwe, nie toleruje żadnego ociągania się, nie rozumie, dlaczego odpowiedź przychodzi dopiero po kilku godzinach. To, czego pragnie, musi być osiągalne niemal w tym samym momencie. Znak czasu - powiadają eksperci. Nie można zwolnić - przekonują inni. Tego oczekuje od nas współczesny świat – krzyczą specjaliści od IT.

Czy rzeczywiście fakt różnych sposobów komunikowania się w pracy, to wynik podziału między dwoma pokoleniami, czy tylko pragmatyczne podejście do pracy i życia?


Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 9 sierpnia 2009

O zaufaniu raz jeszcze...

Jeden z moich znajomych na pytanie, jak udaje mu się z sukcesem rozwijać swoją działalność, odpowiedział: to sprawa priorytetów, konsekwencji i wartości, a jedną z nich to spójność wewnętrzna. Dziś powoli, ale skutecznie osiąga pozycję lidera w branży edukacyjnej. Zaufanie, wiarygodność, spójność wewnętrzna – to pojęcia dla wielu obce. Szczególnie młodzi ludzie nie doceniają budowania z innymi dobrych relacji opartych na tych właśnie wartościach. Samo zaufanie jeden z felietonistów w miesięczniku „Edukacja i Dialog” nazwał pięknie „walutą XXI wieku”. Mimo że w relacjach biznesowych jest tej waluty coraz więcej, to nadal jest ona deficytowa.

Dlaczego tak się dzieje, że mimo zawodu, jaki sprawili nam inni, dalej z nimi współpracujemy, natomiast są i tacy, z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego? W pierwszym przypadku konto zaufania, które przez lata było zasilane, m.in. poprzez dotrzymywanie obietnic, mogło zostać jedynie lekko uszczuplone, Nie doprowadziło to do powstania na nim debetu. Są też takie sytuacje, w których zaufanie znikało błyskawicznie. Wystarczyło kilka działań potwierdzających brak wiarygodności, aby przestać dalej współpracować.

Na pytanie, dlaczego nie kończę niektórych swoich projektów odpowiadam, bo osoby, z którymi współpracuję straciły moje zaufanie. Działając w kręgu mojego wpływu podejmuję świadomie decyzję i kończę, by nie narazić się na jeszcze większe straty. Moi znajomi nauczyciele z Kanady powiadali: albo wygrana-wygrana, albo w ogóle nie rozpoczynamy współpracy. Niestety, niektórzy nie potrafią tego zrozumieć i dziwią się, że nie zamierzamy już dalej z nimi współpracować. Nie rozumieją, że zaufania nie zdobywa się dekretem typu: „proszę mi zaufać”, ale osobistą wiarygodnością, która wynika ze spójności wewnętrznej, czyli prawdomówności, spełnianiu obietnic, przestrzeganiu prawa, dotrzymywaniu terminów i wielu jeszcze innych spraw. Moja znajoma brakiem spójności określa również przejście na czerwonym świetle i przekraczanie dozwolonej prędkości.

Kiedy ostatnio umawiałem się ze znajomymi na kolację i zaproponowałem restaurację serwującą sushi, przyjęto moje zaproszenie bez entuzjazmu, a jako uzasadnienie usłyszałem, że latem może to być niebezpieczne, bo w Polsce trudno zaufać restauratorom, gdyż brakuje im spójności wewnętrznej. Wybraliśmy więc miejsce, które do tej pory nigdy nas nie zawiodło. W jaki sposób buduje się zaufanie w relacjach z innymi? Co zrobić, aby ludzie nam ufali? Odpowiedź jest jedna: po prostu, bądźmy osobami godnymi zaufania, bądźmy osobami wiarygodnymi. My sami decydujemy o tym, czy jesteśmy spójni w naszych działaniach z myśleniem, mówieniem oraz deklaracjami składanymi innym. Jeżeli coś obiecujemy, to dotrzymujmy słowa, jeżeli deklarujemy, że coś zrobimy, to zróbmy to. Miejmy też odwagę przyznać się i odmówić, jeżeli nie jesteśmy w stanie dotrzymać słowa. To też jest wyraz spójności wewnętrznej.

Przypomina mi się sytuacja, która miała niedawno miejsce w mojej pracy. Odmówiłem wykonania zadanie w wymaganym terminie, bo nie mogłem zadeklarować czegoś, czego nie byłem w stanie wykonać. Po prostu nie składam pustych obietnic, więc zaproponowałem realny dla mnie termin. Przyjęto to ze zdumieniem, próbowano określić, jako odmowę wykonania polecenia, ale ostatecznie przekonałem, że deklaracja, której ode mnie oczekiwano, byłaby zwykłym oszustwem. Uniknąłem więc sytuacji, w której musiałbym się tłumaczyć z nieterminowego wykonania pracy. Jeżeli określamy termin, to go dotrzymujmy, w przeciwnym razie odmawiajmy. Wiele firm upadło lub straciło rozmach z powodu niedotrzymywania umów. Przyjmowali zlecenia i nie zastanawiali, czy są w stanie dotrzymać danych zobowiązań. Składali deklaracje bez pokrycia i nie wytrzymali presji otoczenia. W ten sposób tracimy my sami na swoim wizerunku. Może on zostać nadszarpnięty w sytuacjach, kiedy rekomendujemy firmy, a one nie są w stanie dotrzymywać zadeklarowanych warunków. Weźmy odpowiedzialność za swoje deklaracje i działania. Nikt inny tego za nas nie może zrobić. Pokażmy swoją siłę i nie oddawajmy jej innym obwiniając ich za nasze niepowodzenia. W swoim życiu spotykam osoby, które są tego świadome i z nimi chętnie współpracuję. Są też tacy, którzy nie są spójni wewnętrznie i nie można im dalej ufać. Wystarczy, że nie dotrzymują terminów, obietnic, uzgodnień. To dla mnie sygnał, że powinienem zastanowić się, czy warto dalej współpracować, czy bardziej zasadnym nie byłoby zerwanie dalszych kontaktów.

Przypomina mi się sytuacja, kiedy w połowie lat 90-tych moja znajoma otwierała firmę szkoleniową i przeprowadzała nabór pracowników. Spotkała się z kandydatami, odbyła rozmowy, wybrała osoby i dla formalności poprosiła tylko o przesłanie w konkretnym terminie życiorysów. Tym, którzy spóźnili się i nie przesłali na czas swoich dokumentów kategorycznie odmówiła dalszej współpracy. Nie pomogły tłumaczenia, wyjaśnienia i tzw. obiektywne trudności. Jeżeli nie potrafimy w małych sprawach dotrzymywać obietnic - twierdziła, to tym bardziej nie będziemy umieli tego zrobić w sprawach naprawdę ważnych. Jeżeli nie potrafimy dotrzymać obietnic danych samym sobie, to tym bardziej będzie to trudne wobec innych. Covey powiada, najpierw zwycięstwa prywatne, potem publiczne. Nie można odnieść sukcesu w życiu publicznym, jeżeli nie poprzedzi się to sukcesami osobistymi. Innej drogi nie ma.

A jak to wygląda w szkole?
Zaufanie do szkoły będzie tym większe im więcej nauczycieli i dyrektorów będzie osobami godnymi zaufania. To nie wyposażenie klas, czy ilość komputerów buduje zaufaniu do szkoły, ale nauczyciele, którzy tworzą je poprzez swoją osobistą wiarygodność. A ta w prosty sposób wynika ze spójności wewnętrznej. Jaki zawód sprawiałem uczniom chociażby wtedy, kiedy nie oddawałem sprawdzianów w umówionym terminie. Traciłem w ich oczach jako osoba wiarygodna. Wiem, że nie jest to łatwe, sam przechodzę ten proces. Zaczynałem od spełniania prostych zobowiązań danych sobie samemu, np. codzienna gimnastyka, wstawanie o zadeklarowanej porze, przestrzeganie diety, nauka itd. Wiem, że sukces to nie konkurowanie z innymi i przysłowiowy wyścig szczurów, ale stawanie się lepszym niż było się wczoraj, doskonalenie cech charakteru, osiąganie celów, realizacja własnych marzeń i wyznaczanie nowych szlaków, którymi będą za nami podążać inni. A wszystko to z zachowaniem uniwersalnego kodeksu moralnego i równowagi między wszystkimi sferami naszego życia. Jak to uczynić, kiedy świat oczekuje od nas szybkich i spektakularnych efektów. Najważniejsze, że wkroczymy na tę ścieżkę i konsekwentnie próbujemy realizować dane sobie zobowiązania. Reszta – jak mawia wspomniany już wcześniej znajomy, „to sprawa priorytetów, konsekwencji i wartości”. Budowanie u uczniów takich postaw, to wyzwanie dla współczesnej szkoły. Z tą "walutą XXI" będzie nam wszystkim o wiele łatwiej.

Edukacja i Dialog - Czasopismo liderów edukacji

Zobacz mnie na GoldenLine