wtorek, 30 listopada 2010

„Rodacy, przed historią uciec się nie da.”

Młodzi ludzie w wieku 16-24 lata to jedna z najbardziej licznych grup demograficznych w Polsce. To prawie 6 milinów ludzi, którzy wkraczają na rynek pracy lub wkrótce będą szukali na nim swojego miejsca. Niekorzystne trendy demograficzne i społeczno-ekonomiczne zdefiniowane w raporcie Polska 2030 nakładają na tę grupę ogromną odpowiedzialność za kontynuację rozwoju gospodarczego i społecznego kraju - tyle z ostatniego numeru Harvard Business Review. Październikowy poświęcony jest pokoleniu Y. Właśnie w kontekście odpowiedzialności za przyszły rozwój i modernizację naszego kraju przypomniał mi się ostatni koncert w wykonaniu Warszawskich Filharmoników - był dla mnie dużym przeżyciem. Powodów było kilka. Jednym z nich wykonanie „Lincoln Portrait” Aarona Coplanda - utworu na narratora i orkiestrę. Ciekawa jest historia powstania tego muzycznego dzieła. Niejednokrotnie - czytam w programie koncertu - wykonywany był w okazji ważnych uroczystości. W roli narratorów występowali między innymi Gregory Peck, Henry Fonda, Margaret Thatcher, czy Barack Obama. W Warszawie narratorem był Krzysztof Zanussi. I był w tej nowej dla siebie roli znakomity. Silny, donośny i pełen patosu głos zrobił na mnie wrażenie nie mniejsze niż treść. Tekst utworu kompozytor zestawił z fragmentów listów i przemówień prezydenta kierując się polityczną aktualnością.

Cały czas zastanawiałem się, czy dziś mamy prawdziwych przywódców, liderów, którzy spoglądając za siebie widzą tłum, który im ufa i chce za nimi podążać. Przywódców tej rangi co Lincoln. Wygłoszone fragmenty zmusiły mnie do refleksji o naszej odpowiedzialności za pokolenie, które obecnie uczęszcza do szkoły. Kto inspiruje współczesne pokolenie uczniów do pracy, własnego rozwoju, wyznaczania celów? Parafrazując słowa Lincolna pamiętać powinniśmy, że przed historią nie uciekniemy i będziemy odpowiadać za to, co dziś robimy. Pamięć o nas zostanie bez naszej zgody. Jaka to będzie pamięć?

„Próba ogniowa, którą przechodzimy, ukaże nas w świetle honoru, albo hańby, wszystkim przyszłym pokoleniom. My - właśnie my tutaj - sprawujemy władzę i ponosimy ostateczną odpowiedzialność.” (fragment narracji Portretu Lincolna)

Codziennie przechodzimy taką próbę ogniową, każdy z nas osobiście musi zmierzyć się z wyzwaniami współczesnego świata. Jak z niej wyjdziemy? Jak wyjdą z niej nasi politycy, ministrowie, decydenci odpowiedzialni za edukację pokolenia uczęszczającego do naszych szkół. Podążanie wyłącznie za potrzebami i zachowaniami pokolenie sieci nie wystarczy. Na ich temat funkcjonuje wiele błędnych stereotypów. Potrzebujemy impulsu i energii, która wyzwoli entuzjazm i najlepsze cechy charakteru młodego pokolenia. Historia będzie o nas pamiętać i będzie rozliczać za nasz wkład.

"Dogmaty spokojnej przeszłości nie pasują do dzisiejszej zawieruchy. Teraźniejszość jest pełna wyzwań, i my musimy im sprostać. A że nasza sprawa jest nowa, musimy myśleć po nowemu i działać po nowemu. Musimy zerwać okowy z nas samych, a wtedy uratujemy nasz kraj.” (fragment narracji Portretu Lincolna)

Polska szkoła potrzebuje przywództwa, liderów, a co za tym idzie śmiałej i jasnej wizji oraz misji, aby trud pracy 600 tyś armii nauczycieli nie poszedł na marne. Wczoraj otrzymałem publikację Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Każdy tekst tam zamieszczony wyraża troskę o polską szkołę. Każdy jest ważny i niemal każdy jest krytyką współczesnego modelu edukacji. Wiele z nich wskazuje na kierunek zmian, jakie powinny nastąpić w polskiej szkole. Na pewno będę o publikacji IBnGR jeszcze pisał. Warto być promotorem tej mądrej wizji polskiej szkoły.

Zobacz mnie na GoldenLine

poniedziałek, 29 listopada 2010

Wielość pojęcia „pokolenie”

Don Tapscott w swojej książce Cyfrowa dorosłość prezentuje wyniki badań, które kosztowały 4 miliony dolarów i objęły niemal 10 tysięcy osób. Efektem było ok. 40 raportów. Badania przeprowadzone zostały na próbie 1750 młodych ludzi w wieku 13-20 lat z USA i Kanady. Przeprowadzono 9442 wywiady online. Znakomity wstęp do książki Tapscotta prof. Fatygi sprawił, że stałem się bardziej uważny i ostrożny w definiowaniu i prezentowaniu podczas różnych wykładów i warsztatów zachowań pokolenia sieci i ich definicji(Net Generation).

Tapscott wyróżnia w swojej książce cztery kategorie w ujęciu demograficznym:
- pokolenie wyżu demograficznego (1946 a 1964 rokiem)
- pokolenie X (między 1965 a 1976)
- pokolenie sieci (1977 - 1997)
- nowe pokolenie, zwane pokoleniem Z (urodzeni po 1998 roku)

Prof. Fatyga twierdzi, że w lekturze książki Tapscotta przeszkadzały jej nieprecyzyjne użycia terminu zawartego w podtytule książki (Jak pokolenie sieci zmienia nasz świat). Raz rozumiane jako populacja (czyli zbiór ludzi w określonym wieku). Innym razem jako kohorta (młodzież zaczynająca studia lub szkołę średnią w określonych latach). Choć często pokolenie sieci rozumiane jest we właściwym sensie, ale raz w szerokim, a raz w wąskim znaczeniu i dla precyzji przedstawia swoje rozróżnienie:

- pokolenie właściwe jako konkretną grupę ludzi o podobnym statusie i sytuacji życiowej, pozostających w bliskości fizycznej, związanych wspólnotą doświadczeń, których wizję potrafią oni narzucić, wykorzystując przemoc symboliczną i dostępne im media, rówieśnikom oraz ogółowi społeczeństwa;

- szeroką wspólnotę pokoleniową, która identyfikuje się z niektórymi elementami przeżycia i doświadczenia pokoleniowego tej pierwszej grupy (np.: z językiem, wybranymi zachowaniami, modą, muzyką czy też elementami światopoglądu).

Dziś można spotkać się też z określeniami pokolenia sieci w rozumieniu kulturowym:
- Millenarsi
- pokolenie Y
- Tępe pokolenie
- pokolenie Ja (Me)
- e-generacja

Prof. Fatyga zarzuca Tapscottowi, że generalizuje przypisując przemianę pokoleniową jednemu rewolucyjnemu medium, jakim jest internet. Często definiuje się pokolenie Y jako pokolenie, które nie zna świata bez internetu, to pokolenie ukształtowane przez technologię cyfrową. Czy rzeczywiście to niebezpieczne uproszczenie?

Warto za prof. Fatygą przytoczyć jeszcze inne określenia:

W okresie powojennym w Polsce pojawiły się wyrazista pokolenia właściwe, mające własny typ doświadczeń i legend pokoleniowych:
- pokolenie młodszych braci (zwanym również "pokoleniem ZMP")
- pokolenie `56
- pokolenie marca `68
- pokolenie stanu wojennego
- pokolenie dzieci Solidarności, a ostatnio pokolenie JP II

Inna typologia (wykreowana przez ekspertów, marketingowców i dziennikarzy):
- pokolenie pełzającej rewolucji (prof. Fatyga)
- dzieci transformacji
- konsumenci odzyskanej wolności
- pokolenie Frugo

Mamy tych pokoleń i kategorii sporo. Te ostatnie wyznaczają zakresy znaczeniowe. Kim jest więc pokolenie sieci? Jak o nim mówić, jak je definiować?
I na koniec jeszcze ważny cytat ze wstępu do Cyfrowej dorosłości:

Cały proces pokoleniotwórczy, podobnie jak cała kultura, ulega współcześnie upłynnieniu. Dzieje się to zarówno na poziomie społecznej organizacji, jak i na poziomie działań i wytworów pokoleniowych. Ten drugi można za Feliksem Znanieckim opisać następująco: jest to "płynność dokonującej się w samym przebiegu rozwojowym syntezy wysiłków twórczych, kierującej nimi nie według gotowego z góry planu, lecz w miarę, jak urzeczywistnione już w dążeniu do ideału możliwości otwierają nowe, nie dostrzeżone przedtem możliwości i przez to wzbogacają sam ideał". Tapscott na wielu stronach opisuje, jak się tworzy i jak działa ów "kreatywny potencjał" pokolenia sieci. (Barbara Fatyga)


Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 28 listopada 2010

O roli samodyscypliny

1. Angela Duckworth i Martin Seligman z Uniwersytetu of Pensylwania w Filadelfii wykazali, że poziom samodyscypliny stanowi wśród uczniów lepszy wskaźnik ich sukcesów na uniwersytecie niż wyniki testów na inteligencję (charakter). Więcej osiągali ci studenci Harvardu, którzy uparcie trwali przy obranym celu, mimo niepowodzeń i trudności. Aby to osiągnąć potrzeba do tego samokontroli i umiejętności rezygnacji z natychmiastowej nagrody na rzecz późniejszego sukcesu.

2. Walter Mischel ze Stanford Uniwersity potwierdził w badaniach po koniec lat 60. XX wieku, że w realizowaniu życiowych ambicji jest samokontrola. Obserwował czterolatków zamkniętych w pokoju pełnym cukierków obiecując, że jeśli nie tkną słodyczy, to po jego powrocie dostaną ich więcej. Po dziesięciu latach skontaktował się z ich rodzicami i stwierdził, że dzieci, które nie zjadły cukierków przed jego powrotem wyrosły na zorganizowane osoby o silnej wewnętrznej motywacji, dzielnie stawiając czoło codziennym trudnościom. Te które nie wykazały się opanowaniem w przedszkolu, w późniejszym wieku miały kłopoty z koncentracją i były słabiej zorganizowane i zmotywowane.

3. Malcolm Gladwell w swoich pracach dowodzi, że do osiągnięcia mistrzowskiego poziomu w dowolnej dziedzinie od hokeja przez muzykę rockową po programowanie komputerowe - potrzeba aż 10 tys. godzin ćwiczeń. Ci, którzy potrafią oddać się pasji, konsekwentnie pracują nad sobą, regularnie rozwijają swój talent są w stanie w przyszłości odnieść sukces. To co o nim decyduje to siła, która pozwala nam codziennie realizować określone cele.

Wniosek: Aby odnieść sukces, potrzeba pracowitości - rozumianej jako chęć podejmowania wysiłku, a także wytrwałości w dążeniu do oddalonego celu i cierpliwości. A tego pokoleniu Y bardzo brakuje. Dobra szkoła pracuje więc nad rozwijaniem tych cech i określa granice, które pozwalają uczniom czuć się bezpiecznie. Dobra szkoła jest miejscem kształcenia i rozwijania tych skutecznych nawyków.


Zobacz mnie na GoldenLine

wtorek, 23 listopada 2010

Autorytet czy celebryta

Rację ma Jan Wróbel*, kiedy pisze, że szkoła przyszłości to nauczyciel, tablica i kreda. Czyli tak jak dziś. W szkołach mamy nauczycieli, mamy tablicę i kredę. Nierzadko są to już tablice interaktywne, a kredy zastępują elektroniczne pisaki.

„Szkoła nie musi mieć supersprzętu, a nauczycielki nie muszą mieć iPodów. Gadżety są fajne i sam ich używam, ale to są tylko gadżety w pełnym znaczeniu tego słowa, to są takie zabawki, które mają wywołać przelotne zainteresowanie lekcją. Ciekawy jest tylko nauczyciel.”

Racja, ciekawy jest tylko nauczyciel. A ciekawy to taki, który potrafi porwać swoich uczniów, zarazić entuzjazmem, pasją. To mistrz. Tylko, jak wskazują badania, mamy ich niewielu. Zastępowani są coraz częściej przez celebrytów. Podobno nie powinniśmy ich ignorować, a raczej uważnie obserwować. Na pytanie psychologa, czego możemy się od nich nauczyć, pada odpowiedź socjologa, że są przykładem niezgody na kłamstwo, walczą o prawa zwierząt, uczestniczą w społecznych kampaniach... Z uwagą przysłuchiwałem się ważnej i potrzebnej debacie organizowanej tydzień temu w ramach Gdańskiego Areopagu. Tym razem dotyczyła autorytetu. Rozmawiali ze sobą psycholog, socjolog, duchowny i lekarz. Padły ważne pytania i ważne wnioski, a apel był wspólny: potrzebujemy kompasu na całe życie, potrzebujemy zasad i jasnych systemów wartości. Brakuje w szkołach nauczycieli - mistrzów, którzy mają świadomość, że do szkoły chodzi przyszły lekarz, prawnik, minister, nauczyciel. To oni przejmą po nas władzę i rolę, które pełnimy dziś my. Nie chciałbym zastępować autorytetów celebrytami. To meteory, które są i zaraz znikają. Nauczyciel - autorytet ma świadomość, że przygotowuje przyszłe pokolenie, które będzie kierować naszym światem. To jak go nam urządzą dzisiejsi uczniowie w dużej mierze (a może przede wszystkim) będzie zależało od nauczycieli, jacy są w naszych szkołach. Mądry mistrz przewiduje skutki swojego działania i wyzwala w swoich uczniach najlepsze cechy charakteru.

„Nie idealizuję – pisze Jan Wróbel - współczesnego polskiego środowiska nauczycielskiego. Mamy wśród nas różne typy. Jednak największym sojusznikiem polskiej szkoły jest całkiem liczna grupa dobrych samodzielnych nauczycieli. Jednym z ich zmartwień jest zapewnienie na swoich lekcjach ładu w taki sposób, aby Władze nie miały do nich pretensji o nadmiar autorytaryzmu. Innym ich zmartwieniem jest zaciekawienie uczniów swoim przedmiotem – ale tak, aby Władze nie zgłosiły zastrzeżeń, ze nie jest realizowany program nauczania.”

Z nauczycielami jest podobnie jak z uczniami, którym planuje się wszystko i jednocześnie oczekuje od nich kreatywności, samodzielności i odpowiedzialności. Z jednej strony poszukuje się twórczych nauczycieli, z drugiej ustala reguły ile, jak i kiedy. Zastanawiam się często, czy dobre szkoły są dobrymi, bo mamy świetnych ministrów, kuratorów i wizytatorów? Czy o tym, że szkoła odnosi sukcesy decydują kolejne ustawy i rozporządzenia i pomysły Władz? Kto sprawia, że szkoły są dobre, kto decyduje, że edukacyjna wartość dodana kwalifikuje szkołę wśród takich, które nie marnują potencjału swoich uczniów i nauczycieli, że rozwijają talenty i budują w uczniach siłę? No kto?

* Jan Wróbel, Nauczyciele, supermani i poczciwe niezguły [w:] Szacunek, Gdański Aeropag 2010

Zobacz mnie na GoldenLine

niedziela, 7 listopada 2010

Collegium Futurum ciąg dalszy

Po kilkunastoletniej przerwie wróciłem do szkoły Zaczął się kolejny etap w jej rozwoju. Początek to lata 90-te ubiegłego wieku. Mija więc dwadzieścia lat. Bogata historia ludzkich pasji i marzeń o lepszej edukacji. Szkołę opuściło setki uczniów, którzy dziś odnoszą sukcesy, z których wielu jest chlubą szkoły i nauczycieli. Od tamtego czasu kierowało nią czterech dyrektorów. Jestem piątym. Każdy z nas miał swoją wizję nowoczesnej edukacji. Każdy odnosił sukcesy. Szkoła przeżywała swoje wielkie chwile, była przedmiotem pragnień uczniów i ich rodziców. O jedno miejsce ubiegało się kilka osób. Był czas, że po korytarzach trudno było się poruszać, był tłok. Zaczęło brakować sal, trzeba było adaptować kolejne pomieszczenia... To czas, do którego tęsknią nauczyciele, władze szkoły i ja... Dziś tworzę taką, która stanie się prawdziwą odpowiedzią na wyzwania dzisiejszego świata i przyszłości.

Sukces szkoły zależy od zdolności tworzenia wartości, za która będą chcieli podążać rodzice. To jedno z praw funkcjonowania nowoczesnej organizacji. Tej zdolności w ostatnim czasie zabrakło i brakuje polskiej edukacji. A o niej decydują nauczyciele, dyrektorzy i atmosfera sprzyjająca kreatywności i innowacyjności. To potencjał, talent i ich siła tworzą warunki dla rozwoju nowoczesnego szkolnictwa. Na pewno nie tworzy ich MEN i kolejne przepisy oraz incydentalne pomysły. Dziś są to raz dodatkowe godziny, zwane potocznie karcianymi, innym razem to obowiązek zrealizowania przez uczniów projektu. Te pomysły mogą jedynie wspierać działania innowatorów. To nie wystarcza, to nie zmienia szkoły, a jedynie powoduje frustrację i prowokuje pytania o cel i zasadność tych decyzji. Polskiej edukacji na pewno brakuje wizji, strategii i konsekwencji w jej wdrażaniu.

Kiedy powstawały pierwsze szkoły niepubliczne wartością, za którą rodzice gotowi byli płacić była intensywna nauka języków obcych, małe klasy, brak indoktrynacji, integracja międzyprzedmiotowa, atmosfera sprzyjająca nauce. Dziś przestało to wystarczać. Szkoły samorządowe w tym czasie też się zmieniły. Niepubliczne przestały być konkurencyjne. Szczególnie ponadgimnazjalne nie stworzyły atrakcyjnej przewagi. Szkoła straciła zdolność do tworzenia nowej wartości. To, co nazywa się nową propozycją jest tylko kosmetyczną zmianą. Bardzo często ma o tym świadczyć inna nazwa, dodatkowy przedmiot, zwiększona liczba zajęć. To jedynie uatrakcyjnienie procesu edukacyjnego, a nie jego jakościowa zmiana. To tylko utrwalanie modelu szkoły – fabryki. A ten już się wyczerpał. To nie zmienia szkoły, tak jak nie zmieniły jej kolejne pracownie komputerowe, tablice interaktywne i dostęp do internetu.. Prawdziwa wartość, za którą chcą podążać rodzice to edukacja, która ma przygotować do odpowiedzialnego, świadomego życia w świecie, w którym nic nie jest pewne, w którym nastąpiło niezwykłe przyspieszenie, gdzie czas na podjęcie decyzji zaczął się kurczyć, gdzie każdego dnia pojawiają się nowe rozwiązania i nowe technologie. Dostęp do informacji jest w zasięgu jednego kliknięcia, a wiedza stała się dostępna nie tylko w szkole. Przestrzeń nowoczesnych muzeów, centrów nauki i zasoby sieci stały się prawdziwą konkurencją dla nauczyciela. Nie potrafimy przewidzieć przyszłości – nawet tej najbliższej, a co dopiero mówić o roku 2030, czy 2040. Wówczas nasi uczniowie będę mieli po trzydzieści parę lat. Będą w samym środku swoich karier zawodowych. Jakich umiejętności będą wówczas potrzebować? Jaka wiedza będzie niezbędna? Jaka postawa poprowadzi ich do szczęśliwego życia i sukcesów?

Wielu rodziców zaczęło szukać tej nowej wartości, nowej szkoły, jej nowego modelu i nowej organizacji pracy ucznia. Collegium Futurum to propozycja edukacji przyszłości, odważna, tak jak odważni są rodzice, którzy zdecydowali się zainwestować w edukację swoich dzieci w jej nowym modelu. Dziś po pierwszych miesiącach widzę, jak bardzo to zmieniło nie tylko samych uczniów, ale przede wszystkim nauczycieli. Na rzetelną ocenę efektywności trzeba poczekać. Za nami pierwsze diagnozy wstępne, przygotowana jest ewaluacja. Na bieżąco prowadzony jest monitoring. Czekamy na pierwsze współczynniki edukacyjnej wartości dodanej. To będzie już na wiosnę. Przygotowane zostały przez profesjonalną firmę zajmującą się diagnostyką edukacyjną. Wierzę, że badania dadzą rzetelne świadectwo zasadności koncepcji pracy Collegium Futurum. Dziś w szkole zupełnie inaczej wygląda nauka, istnieje zupełnie nowe podejście do uczenia się, zupełnie inną rolę przyjmuje nauczyciel i zupełnie inaczej odbywa się sam proces zarządzania przez uczniów własnym procesem uczenia się w szkole. Warto o to ich zapytać ich samych.


Zobacz mnie na GoldenLine