niedziela, 7 października 2012

Szkoła równych szans


Prof. Maciej Sysło podczas 22. Sympozjum Człowiek - Media - Edukacja przypomniał, że dzisiejsza szkoła ma być szkołą równych szans, a nie ich wyrównywania. Niestety cały czas system funkcjonuje na błędnym założeniu i koncentruje się na niwelowaniu różnic, obniżaniu poziomu wymagań i tworzeniu zasad egzaminów zewnętrznych, które nie czynią dzisiejszej szkoły takim miejscem. A przecież powinna ona stwarzać każdemu uczniowi możliwość rozwoju jego indywidualnego potencjału i dlatego każdemu z nich pozwolić osiągać różne rezultaty. Obecnie wszyscy uczniowie podlegają tym  samym wymaganiom egzaminacyjnym, realizują ten sam program, w tym samym tempie. Współczesny uczeń - przypomina prof. Sysło - połączony z całym światem, zachowuje się inaczej niż jego rówieśnik sprzed dekady. Być może jeszcze nie ma wyobrażenia, jak powinna wyglądać jego szkoła, ale już teraz ma inne oczekiwania od nauczycieli, szkoły i tego, czego chciałby się uczyć.

Podczas ostatnich spotkań z dyrektorami w Lublinie, Krakowie, Warszawie, Poznaniu i Gdańsku przekonywałem, że zadaniem szkoły nie jest praca z utalentowanymi osobami, ale praca z każdym uczniem, zgodnie z jego potrzebami, możliwościami i zdolnościami. Dlatego byłem zdumiony, gdy usłyszałem ostatnio, że system austriacki stworzył system wsparcia uczniów zdolnych obejmując nim 20-30% utalentowanych uczniów. Szkoła ma obowiązek skupić się na rozwijaniu u nich kreatywności, samodzielności, odpowiedzialności, planowania i zarządzania procesem uczenia się. A co z pozostałymi uczniami? Czy 70% z nich nie powinno posiadać tych kompetencji? Zakładając, że 30% uczniów to z kolei uczniowie z dysfunkcjami, to pozostaje 40% uczniów, dla których szkoła nie stwarza równych szans. W Polsce mamy już rozporządzenie o wspieraniu uczniów o specjalnych potrzebach rozumianych nie tylko jako dysfunkcje, ale też jako zdolności. Mamy więc systemowe rozwiązanie, ale niezwykle zbiurokratyzowane, na które skarżą się nauczyciele. Od momentu wdrożenia rozporządzenia nie zaobserwowałem zmian. Nie zmieniło to w jakiś szczególny sposób pracy szkół. Przybyło za to dokumentacji, która będzie skrupulatnie analizowana przez wizytatorów. Stąd sceptycznie przyjmuję plany powstania kolejnych uregulować prawnych dotyczących pracy z uczniem zdolnym. Mogę przypuszczać, że i to nie rozwiąże problemu i nie zmieni sytuacji polskiej szkoły. Dziś każdy odpowiedzialny nauczyciel, który dostrzeże talent, wyjątkowe zdolności swojego wychowanka, sam podejmuje działania, przygotowuje do konkursów i olimpiad, nawiązuje współpracę z uczelniami i organizacjami pozarządowymi, które w swoich statutowych działaniach mają zapisy o wspieraniu szczególnie utalentowanych. Podobnie postępuje z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych.

W świecie polityki powinna funkcjonować zasada subsydiarności. Państwo pomaga wówczas, gdy obywatel nie jest w stanie sam sobie poradzić. Pozostawiając jemu wolną przestrzeń do aktywności, samodzielności i niezależność. Taka też powinna być polityka oświatowa wobec szkół. Stworzenia takiego systemu wspierania talentów, który da jak najwięcej przestrzeni do podejmowania decyzji na poziomie szkoły. Tak, by sama mogła decydować o formie wspierania i rozwijania talentów. Zresztą dzieje się już tak w wielu szkołach i nie ma potrzeby sankcjonowania tego jakimiś specjalnymi rozporządzeniami. Władze oświatowe powinny pomagać szkołom w osiąganiu celów wówczas,  gdy one same nie potrafią sobie z tym poradzić. Dziś w praktyce edukacyjnej zasada pomocniczości jest odwrócona. Stworzono system egzaminów zewnętrznych, który w wielu sytuacjach przerzuca często przygotowanie do ich zdawania na rodziców. Uczeń bierze udział w różnych dodatkowych kursach, szkoleniach i biega na korepetycje. Coraz częściej to nie możliwość, ale konieczność. System nie uwzględnił prawa uczniów i rodziców do podejmowania decyzji, które uwzględniają aktualną sytuację i potrzeby uczniów. Rozporządzenie o wspieraniu uczniów utalentowanych niewiele zmieni. Dyskutując z dyrektorami na wspomnianych konferencjach utwierdziłem się w przekonaniu, że każda ze szkól ma swój własny, sprawdzony i na pewno skuteczny model pracy z uczniami zdolnymi. Często szkoła pomaga dopiero w momencie, w którym już sam uczeń i rodzice nie potrafią sobie poradzić. Tam, gdzie uczeń jest w stanie sobie pomóc sam, powinien sam działać. Szkoła nie przeszkadza, a jedynie wspiera w momentach trudnych - kiedy brakuje uczniowi środków na rozwijanie własnych talentów, przekazuje stypendia i współpracuje z organizacjami pozarządowymi, z uczelniami. Oto deklarowany model, który w wielu szkołach jest codzienną praktyką.