poniedziałek, 19 maja 2025

Między pedagogiką towarzyszenia a pedagogiką prowadzenia. Uzupełnienie do artykułu „Nowe przebudzenie szkoły”

Coraz częściej nauczyciele mówią, że rzeczywistość szkolna staje się nie tylko poznawczo wymagająca, ale i głęboko obciążająca emocjonalnie. Nie chodzi już wyłącznie o program, treści, ocenianie czy wszechobecną biurokrację. W centrum pozostaje codzienne zmaganie się z postawami uczniów, napięciami relacyjnymi i rosnącym poczuciem, że dotychczasowe sposoby reagowania nie wystarczają.

Pojawia się pytanie, coraz bardziej realne, czy dzisiejszy nauczyciel może jeszcze prowadzić, czy pozostaje mu już tylko towarzyszyć? Czy można nadal formułować wymagania, wskazywać kierunek, zatrzymywać – czy bezpieczniej wycofać się w empatyczne rozumienie?

W poprzednim artykule pisałem o potrzebie przebudzenia etycznego w szkole – o powrocie do słów, które mają siłę: karcenia, rozkazywania, cnoty, woli, dzielności. Mam świadomość, że te pojęcia mogą budzić opór – i budzą. Dlatego próbowałem pokazać, że można je odczytać na nowo, w duchu współczesnej pedagogiki. Dziś kilka myśli – nie teoretycznych, ale praktycznych, które można odnieść do codziennej pracy nauczyciela.

1. Jak wygląda pedagogika prowadzenia w sytuacji oporu?

Wielu nauczycieli zna to doświadczenie. Uczeń odwraca wzrok, rzuca komentarz, ostentacyjnie ignoruje polecenie. W pedagogice towarzyszenia próbujemy zrozumieć – nazywamy emocje, łagodzimy napięcie, przekierowujemy uwagę. To ważne i potrzebne. Ale w pedagogice prowadzenia zostajemy. Nie unikamy konfrontacji. Nie próbujemy się przypodobać. Zostajemy i spokojnie możemy powiedzieć coś w tym duchu:

„To, co robisz, nie prowadzi cię tam, gdzie moglibyśmy razem dojść. A ja wciąż widzę, dokąd możesz dojść.”

Mamy odwagę być obecni – nawet wtedy, gdy to trudne. To jest prowadzenie. I często – właśnie to wystarcza, by po drugiej stronie zrodziło się poruszenie.

2. Granica to nie kara. To przestrzeń wzrastania

Wielu nauczycieli – szczególnie młodych – obawia się, że stawianie granic może być uznane za przemoc lub nadmierną surowość. Ale granica to nie brak zaufania – to jego forma. To komunikat duchu:

„Tyle mogę ci powierzyć. Tu kończy się twoja wolność, bo zaczyna się wspólnota.”

Granica nie jest stawiana „na złość”, ale dla dobra ucznia. Kara – jeśli jest potrzebna – powinna być konsekwencją, nie emocjonalną reakcją. W dobrze prowadzonej klasie granice są czytelne i stałe – dlatego kara staje się rzadkością. Uczeń, który zna ramy, zyskuje przestrzeń do rozwoju, nie lęku. Czuje się bezpieczny tak jak i społeczność wokół.

3. Dyrektor – lider etycznego przebudzenia

pedagogice prowadzenia kluczową rolą jest dyrektor, który nie jest tylko administratorem i zatwierdza arkusze i budżety. Jest gwarantem sensu wychowania i wybranego przez szkolną społeczność jego spójnej koncepcji. Wspiera i daje nauczycielom moralne zaplecze. To on ma odwagę powiedzieć:

„W naszej szkole nie boimy się mówić, że są rzeczy dobre i złe. Nauczyciel ma prawo to ocenić.”

To dyrektor buduje kulturę współpracy. To on daje pewność, że nauczyciel nie jest sam, gdy wychowuje, wymaga, stawia granice. W epoce względności potrzebujemy dyrektora, który jest przewidywalny i nie zmienia zadania w zależności od sytuacji.

4. Cnota to dziś charakter – o wewnętrznej sile młodego człowieka

Cnoty nie naucza się jak definicji. Cnoty się doświadcza – przez relację, przez obecność dorosłych, którzy są spójni w słowie i czynie. Szkoła nie może być jedynie miejscem przekazywania wiedzy. Wiemy to już od dawna. Szkoła musi na nowo stać się przestrzenią formowania charakterów. Cnota – jak pisał Jacek Woroniecki – to trwała dyspozycja do dobrego działania. To siła, która sprawia, że człowiek nie tylko wie, co dobre, ale jest gotów tak działać – nawet gdy nikt nie patrzy. W tym sensie cnota u Woronieckiego to po prostu charakter, o którym pisał Stephen R. Covey – jako o fundamencie skuteczności, przywództwa i wewnętrznej spójności. To właśnie charakter, a nie technika, według Coveya, przesądza o sile człowieka i jego wpływie na świat. Szkoła, która wychowuje do cnót, nie moralizuje. Jest miejscem, gdzie słowo i przykład dorosłego są zintegrowane, a młody człowiek uczy się mówić:

„Mogę być sprawiedliwy. Mogę być odważny. Mogę być dzielny.”

To nie są łatwe czasy dla wychowawców. Ale być może właśnie dlatego są tak ważne. Jeśli szkoła ma przetrwać jako instytucja znacząca, musi wrócić do tego, co zawsze stanowiło o jej sile: formowania człowieka. Nie tylko ucznia. Nie tylko przyszłego pracownika. Ale człowieka zdolnego do rozeznania, wyboru dobra i odpowiedzialności za innych. To nie projekt na jeden rok, ani na jedną reformę. To zadanie sumienia nauczyciela i odwagi dorosłych, by znów być przewodnikami.