I jeszcze jedna refleksja po wizycie w Pradze. Siedzieliśmy w jednej z kawiarni nieopodal Starego Miasta i obserwowaliśmy ulicę. Stwierdziliśmy, że to miejsce mogłoby być zarówno w Brukseli, Paryżu, Warszawie, Wrocławiu czy też w Krakowie. Po prostu w Europie. Te same marki samochodów, sklepy znajomych sieci i turyści z aparatami cyfrowymi. Oto znak czasu. W niedzielę w ciągu półtorej godziny znalazłem się w Pradze, a w czwartek rano wracałem do Warszawy i udałem się prosto z lotniska do pracy. Pamiętam, że kiedyś takie podróże to wydarzenia, które wymagały ogromnych przygotowań, wizyt po urzędach (paszport, wizy), bankach (wymiana pieniędzy) i biurach podróży (bilety, vouchery). Teraz nie ma już tych uciążliwości, ale również magii, która towarzyszyła wyjazdom za granicę. Obecnie pieniądze lepiej wypłacić w bankomacie, bo i bezpieczniej, i taniej, a bilet kupić przez internet. Paszport nie jest już konieczny. Świat stał się dostępny nie tylko dzięki procesom globalizacyjnym, ale przede wszystkim przez zmianę naszej świadomości. Minęło 20 lat od przemian społeczno-gospodarczych, wiele osób narzekając na sytuację w Polsce nie dostrzegło, jak wiele zmieniło się w naszym życiu. Jak donosił wczoraj "Dziennik" opłaca się robić zakupy w Stanach, bo taniej, dlatego w amerykańskim e-sklepie Amazon zakupy robi 400 tys. Polaków. A za obiad w restauracji w Brukseli dzięki silnej złotówce zapłacimy taniej niż w Warszawie. Zakupy w Berlinie okazują się bardziej korzystne niż w Polsce dzięki sile polskiego złotego. Cieszę się, że mogę osobiście dziś tego doświadczać.
